niedziela, 29 stycznia 2012

Węgry walczą o nas - Jerzy Robert Nowak o Victorze Orbanie i sytuacji na Węgrzech

27 stycznia w sali przy parafii Wszystkich Świętych w Warszawie odbyło się ponad 2-godzinne spotkanie z prof. Jerzym Robertem Nowakiem, historykiem i publicystą specjalizującym się w tematyce węgierskiej.



Oto fragment wykładu, w którym prof. Jerzy Robert Nowak mówi o przyczynach zwycięstwa wyborczego Victora Orbana, zmianach wprowadzanych przez jego rząd i konieczności poparcia działań Węgrów.

Historyk podkreśla w swojej wypowiedzi, że Orban:
- docenił znaczenie internetu,
- zorganizował 10 000 patriotycznych komitetów obywatelskich (jeździł po miastach i miasteczkach węgierskich),
- nawiązał bardzo dobre stosunki z kościołem na Węgrzech (ale, co przyznał J.R. Nowak, tam kościół jest bardziej jednolity w swoim poparciu dla opcji patriotycznej),
- popiera węgierską przedsiębiorczość,
- postawił na twardą politykę rozliczeń z postkomunistami i liberałami,
- opodatkował banki zagraniczne, koncerny, gł. niemieckie, supermarkety,
- zakazał budowy zagranicznych supermarketów powyżej 300 m2, w ciągu najbliższych kilku lat,
- opodatkował (98%) odprawy dla odsuniętych szefów koncernów ze starej nomenklatury,
- wprowadził prospołeczną, prorodzinną politykę (ulgi podatkowe na dzieci, przy 3 dzieciach - zero podatku),
- zorganizował prace publiczne (jest na Węgrzech ogromna rzesza ludzi nie pracujących, w tym Cyganów),
- przyznał prawa obywatelskie Węgrom, którzy mieszkają poza granicami kraju,
- rozlicza byłego premiera i notabli postkomunistycznych za nadużycia,
- wprowadził prawo, że za zaprzeczanie zbrodni komunistycznych grozi 3 lata,
- odebrał emerytury katom komunistycznym,
- odbiera odznaczenia, nagrody tym, którzy na nie nie zasłużyli.

Jerzy Robert Nowak przypomniał, że w 1956 roku powstanie węgierskie zaczęło się od 300-tys. od marszu solidarności z Polską pod hasłem "Polska pokazuje drogę, idźmy za Polakami". Teraz Węgry pokazują nam drogę, idźmy za Węgrami. Dał nam przykład Victor Orban, jak zwyciężać mamy.

Przeciwnikami Orbana są głównie emeryci postkomunistyczni. Stara nomenklatura. Młodzi są za Orbanem.

Ważne. co podkreślił prof. Nowak, jest okazywanie solidarności z rządem i narodem węgierskim, żeby Węgrzy mieli poczucie, że nie zostali sami.


Zdjęcie z października 2011 ze spotkania pod namiotem Solidarnych2010.

Margotte

Z podziękowaniem dla Janusza Gajewskiego z Niepoprawnego Radia i Grzegorza z Solidarnych2010.

P.S. 3 lutego ma się odbyć kolejne spotkanie z prof. J.R. Nowakiem o godz 17:00 przy ul. Długiej 29.

czwartek, 26 stycznia 2012

Wolność stale trzeba zdobywać - wykład prof. Andrzeja Nowaka

„W dziele prezydenta Lecha Kaczyńskiego odnajdujemy XIX-wieczne rozumienie wolności, które dla niektórych jest przekleństwem, nienormalnością, dla innych jest potwierdzeniem konieczności ciągłego zdobywania wolności.” - powiedział prof. Andrzej Nowak na wykładzie poświęconym Polsce czasów zaborów.
IMG_2955mb

Szósty już wykład z cyklu edukacyjnego "My i Państwo", zorganizowanego przez Stowarzyszenie Polska jest Najważniejsza wygłosił prof. Andrzej Nowak. Temat wykładu poświęconego Polsce XIX wieku brzmiał „Co można zrobić bez państwa? Polacy w czasach zaborów”.

Prof. Andrzej Nowak zaczął swój wykład od stwierdzenia, że Czesław Miłosz w swoich pamfletach z 1945 roku oskarżał żołnierzy AK walczących przeciwko władzy komunistycznej o to, że żyją jeszcze w wieku XIX. Podobne określenie, zwłaszcza po 10 kwietnia 2010 roku odnoszące się do pewnych postaw i zachowań, jest także obecnie używane w sensie pejoratywnym.

Ze względu na odległość czasową, jaka dzieli nas od tego stulecia, dla obecnego pokolenia, nawet młodych historyków, zrywy XVIII i XIX wieku: konfederacja barska, powstanie listopadowe czy styczniowe, „giną w pomroce dziejów”, żywsze są natomiast tradycje powstania warszawskiego czy Solidarności.

XIX stulecie to według wielu historyków jedyny wiek w całej historii ludzkości, w którym Europa zdominowała świat. To czas klasycznych imperiów. Dziewięć krajów, które obecnie należą do UE, zbudowało swoje imperia do XIX wieku włącznie. Jednak dla Polski był to czas rozbiorów.

Co by się jednak zdarzyło, gdyby Polska przetrwała kryzys końca wieku XVIII i mogła spokojnie budować swoją państwowość w wieku XIX? – zastanawiał się głośno prof. Nowak. Czy nie przejawiałaby skłonności do wzięcia udziału w wyścigu w tworzeniu imperium kolonialnego? Dalekim echem tej tendencji była zresztą istniejąca w dwudziestoleciu międzywojennym Liga Morska i Kolonialna.

Prof. Andrzej Nowak stwierdził, że trudno określić ramy czasowe wieku XIX. Według profesora, XIX stulecie zaczyna się już w 1768 roku wraz z zawiązaniem się konfederacji barskiej, „tam gdzie zaczęła się ta żywa, trwająca w pamięci, tradycja walki o niepodległość”.

IMG_3028mb

Samo pojęcie niepodległości rodzi się właśnie w XVIII wieku. Pierwszy raz użył tego słowa w nowoczesnym brzmieniu Stanisław Konarski w czasie elekcji w 1733 roku, kiedy August III Sas został wybrany przy użyciu dwóch korpusów wojska rosyjskiego. To właśnie wtedy, w proteście zostały zawiązane pierwsze niepodległościowe konfederacje. Szlachta województwa sandomierskiego w swoim akcie założycielskim zapisała, iż zawiązuje się „circa independentiam et supremum maiestatem dominae iurium suorum Reipublicae” (przy niepodległości i najwyższym majestacie pani swych praw Rzeczypospolitej).

To pojęcie niepodległości - wyjaśnił prof. Nowak - było rozumiane inaczej niż pojęcie wolności indywidualnej, to była niepodległość zbiorowa polskiej wspólnoty, która utracona zagrozi także indywidualnej wolności każdego z obywateli Rzeczypospolitej.

„Nie powstanie kościuszkowskie i nie powstanie listopadowe, ale konfederacja barska do czasów powstania styczniowego była najbardziej wspominanym i utrwalonym w pamięci wydarzeniem zbiorowym” – powiedział profesor. Bowiem trwała 5 lat, przez te lata przez cały teren Rzeczpospolitej przetoczyły się walki i potyczki z przeważającymi siłami rosyjskimi, wzięło w nich udział przeszło 100 tys. ludzi po stronie polskiej, głównie szlachty.

To doświadczenie zbiorowej walki o niepodległość znajduje swoje odbicie w literaturze. Były oczywiście i głosy krytyczne, zwłaszcza liczne w propagandzie sterowanej przez zaborców np. w broszurze napisanej na polecenie Katarzyny II określa się barżan jako „ciemnych fanatycznych rycerzy rodem ze średniowiecza, którzy nie dorośli do wieku XVIII i tkwią jeszcze w mrokach średniowiecza, święcąc swoje szable pod Czarną Madonną”. Inni obciążają konfederację barską winą za I rozbiór Polski.

A jednak to zbiorowe doświadczenie konfederacji barskiej „zapisało na trwale w polskiej pamięci początek konsekwentnej postawy walki o niepodległość”.

Tę postawę przedstawia mowa Józefa Pułaskiego (marszałka związkowego konfederacji barskiej), ojca Kazimierza, do żołnierzy przed samą bitwą:

„Oto dzień, w którym zwyciężać mamy lub umrzeć! (..) Jużeśmy dość pod uciążliwem nieprzyjaciela jarzmem jęczeli; czas by sromotną z imienia naszego zetrzeć plamę, a cudzym narodom okazać, żeśmy Polacy. My giniemy - ojczyzna żyje, my żyjemy - ojczyzna ginie; żyjemy w ojczyźnie, niech też ojczyzna żyje przez nas, ponieważ jej całość teraz na gardłach naszych i krwi naszej zależy; ale dałby Bóg, nieszczęściem naszym kupić ojczyźnie szczęście jej. Idźmy naprzeciw widocznej śmierci, straciliśmy wszystko dla Boga, ojczyzny, straćmy i życie, które nam zostaje; niech o tem wie daleka potomność, że jeżeli ojczyzny bronić nie umieliśmy, tedy umrzeć za nią umieliśmy”.

Te słowa brzmiące bardzo patetycznie, wzniośle –powiedział prof. Nowak – wyrażają rzeczywistą ofiarę krwi, jaką złożyło tysiące prostych żołnierzy konfederacji barskiej. To właśnie ta ofiara krwi składana w kolejnych pokoleniach w czasie walk o niepodległość stanowi o ciągłości tej postawy.

Te słowa Pułaskiego to jednocześnie przyznanie się do winy: Nie umieliśmy obronić Ojczyzny. Ale pokazując to poświęcenie być może uda się wyrazić wolę walki o suwerenność, wolę polskości. Ta postawa odzwierciedla się w etosie kolejnych powstań, z których ostatnim utrzymanym w tym właśnie etosie było Powstanie Warszawskie.

(Tu prof. Nowak przypomniał słowa Zbigniewa Herberta wypowiedziane po tym, jak w 1994 roku Stanisław Helski uderzył kamieniem owiniętym w gazetę Wojciecha Jaruzelskiego, podpisującego we Wrocławiu swoją książkę o stanie wojennym: „Jeszcze jedno polskie powstanie i znowu nieudane” – tak brzmiał komentarz Herberta).

IMG_2970mb

Według niektórych, ta powstańcza tradycja jest szkodliwa. Opinię na ten temat – przypomniał profesor Nowak - wyraził Donald Tusk w swoim eseju opublikowanym w Znaku w 1987 roku, jest to protest przeciwko pewnej wizji polskości – polskości, która zmusza do niszczenia trwałości materialnej i stabilizacji, do zaprzeczenia temu, co wyrażają wartości mieszczańskie, przyzwyczajenie do gromadzenia dóbr.

„Ta słuszna krytyka niestabilności wpisanej w etos powstańczy walki o wolność, walki o własne państwo, którego brakuje, zawiera jeden tylko słaby punkt: a jak inaczej można było odzyskać swój własny dom, po którym nie będą chodzili sąsiedzi i nie będą tłukli serwantek, o których mówił Donald Tusk?” – powiedział prof. Nowak. – "Czy dało się to zrobić jakoś inaczej?”.

Niektórzy, jak stwierdził profesor, wskazują przykład Czechów jako alternatywnej ścieżki rozwoju, Czechów, którzy nie powstawali z bronią w ręku w wieku XIX, ale za to trzęśli Europą w czasach wojen husyckich i zostali za to ukarani rzezią w Białej Górze w 1620 roku, która wytraciła ich siły na wiele pokoleń. Polska zachowała swoje elity. – ciągnął wywód prof. Nowak.- Dlatego walczyła o niepodległość, a swoją walką sformułowała hasło, któremu kształt nadał Joachim Lelewel w 1831 roku: „Za wolność naszą i waszą”, Mickiewicz zmienił kolejność: „Za wolność waszą i naszą”.

Polska tę walkę podejmowała już od czasów konfederacji barskiej, gdyż już wtedy w odezwach formułował się program wspólnej walki z innymi narodami zniewalanymi przede wszystkim przez imperium rosyjskie (Rosja zajęła przecież 82% terytorium Rzeczpospolitej), ale to postawa w ogóle antyimperialna.

Wiek XIX ma najbardziej fundamentalne znaczenie dla nas – podkreślił prof. Andrzej Nowak - obok złotego wieku XVI, wieku Kochanowskiego i Reja. To wiek Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Fryderyka Szopena, ale i Stanisława Wyspiańskiego i Jacka Malczewskiego. Bez nich nie istnielibyśmy w wieku XX, bez ich dzieł, wielkiego dziedzictwa polskiej kultury, stworzonego w wieku bez państwa. Obrona języka i polskiej kultury w warunkach bez państwa miały zasadnicze znaczenie dla przetrwania polskości.

Profesor Nowak odwołał się do słów Karola Wojtyły pochodzących z poematu „Myśląc Ojczyzna” z 1974 roku, potwierdzających ciągłość tradycji barskiej (warto dodać, że przyszły papież w podziemnym Teatrze Raprosycznym grał m.in. regimentarza - rolę z dramatu „Ksiądz Marek” Juliusza Słowackiego). Istotę polskości w rozumieniu Karola Wojtyły, stanowią dwa elementy: język i kultura stworzona wokół tego języka. Kultura, w której zawsze możemy odnaleźć swoje korzenie.

Prof. Nowak zacytował słowa Karola Wojtyły ze wspomnianego poematu:

„Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać. Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmaganie. (..) Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać. Tą zapłatą wchodzimy w historię i dotykamy jej epok: Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili, a tymi co musieli nadpłacać? Po której jesteśmy stronie? Nadmiar tylu samostanowień czyż nie przerósł sił naszych w przeszłości?”. Nosili w sobie ów wyrok bohaterowie stuleci: w wyzwanie ziemi wchodzili jak w ciemną noc, wołając „wolność jest droższa niż życie!”.

"Osądziliśmy wolność naszą sprawiedliwiej niż inni (..): na ołtarzu samostanowienia płonęły ofiary pokoleń – przejmujące wołanie wolności silniejszej niż śmierć. (..) Czyż możemy mierzyć naszą wolność wolnością innych? (..) Wy, co wolność waszą związaliście z naszą, przebaczcie! I patrzcie! – że wolność naszą i waszą odkrywamy ciągle na nowo jako dar, który przychodzi, i zmaganie, którego wciąż nie dosyć.”

I jeszcze jeden cytat z tego poematu, słowa jakby do nas adresowane: „Nie możemy godzić się na słabość. Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską, gdy zapomina, że został posłany, by czuwać aż przyjdzie jego godzina. Godziny wciąż powracają na wielkiej tarczy historii. Oto liturgia dziejów”.

IMG_3030mb

To jest doświadczenie wieku XIX – powiedział prof. Nowak. – Ta uporczywa beznadziejna walka, kolejne przegrane powstania, wokół których tworzyła się epoka największego rozkwitu polskiej kultury romantyzmu pozwoliła doczekać godziny, która zmieniła się na tarczy historii i w której wolność mogła się zrealizować. Ta wolność, która nigdy nie jest na zawsze dana i zawsze wymaga obrony. Doświadczenia stałej walki i obrony wolności nauczył nas właśnie wiek XIX.

Prof. Nowak zacytował w dalszej części swojego wykładu artykuł dotyczący idei walki z dominacją imperium rosyjskiego. Podkreślił, że słowo „niepodległość” wprowadzone przez Stanisława Konarskiego w roku 1733 miało ścisły związek właśnie z Imperium Rosyjskim. W konfederacji dzikowskiej, którą można uważać za pierwsze powstanie przeciwko obcej dominacji pojawia się zalążek prometejskiej koncepcji - szukania w samym imperium potencjalnych sojuszników do wspólnej walki o osłabienie imperialnego centrum (chodzi o wydany apel „Zdanie narodu polskiego”, skierowany do narodu rosyjskiego i kozackiego. Co charakterystyczne w Imperium Rosyjskim były silne wpływy niemieckie).

Z kolei idea mazepińska to przeciwstawienie narodu Ukrainy państwu carów: „Naród Ukrainy wzdycha za swą wolnością i żeby zbuntować się przeciwko Rosji oczekuje jedynie znalezienia azylu i pomocy” (to cytat z listu syna następcy Mazepy, hetmana Orlika).

Już konfederaci barscy wiedzieli, jak ważna jest sytuacja ludów na Krymie, słali listy m.in. do chana krymskiego. Przebija przez nie poczucie wspólnoty losu, wspólnoty zagrożenia. Konfederaci pisali wówczas: „Przez zniszczenie praw naszych Moskwa chce przystąpić do zawojowania całej Europy i jeżeli tejże Potencji Rossyjskiej uda się w Polszcze robota i jeżeli wiara z wolnością będą wygładzone, wynika konsekwencyja na zburzenie wiary w Porcie Ottomańskiej trwającej i na podbicie kraju całego Wschodniego…”.

Kolejne sukcesy Rosji – kolejne rozbiory Rzeczypospolitej, upokorzenie Turcji, wchłonięcie Krymu oraz zhołdowanie Gruzji i ostateczny podbój zachodniego brzegu Morza Kaspijskiego – powodowały wzrost świadomości wspólnoty losu ofiar. Wielu konfederatów zostało zesłanych w głąb Rosji. Konfederaci-zesłańcy zmuszeni do służby Imperium mogli się przekonać, że przegrana walka o własną sprawę oznacza potem walkę „za naszą i waszą niewolę”. Po nich tę „lekcję” będą odbierali zesłani uczestnicy insurekcji kościuszkowskiej, jeńcy polscy z wojny 1812 roku, i kolejne, liczniejsze jeszcze pokolenia powstańców 1830 i 1863 roku.

Polacy wcieleni do Imperium Rosyjskiego musieli walczyć - w okresie 1832-1857 z niewielkiego Królestwa Polskiego wybrano ponad 250 tys. rekrutów, z których wróciło do kraju ok. 10% - to była cena bierności, jeżeli nie walczyło się o niepodległość płaciło się daninę krwi w postaci rekrutów, którzy podbijali nowe tereny dla cara rosyjskiego.

IMG_3068mb

Józef Pawlikowski w swojej broszurze ”Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość” podnosił dwie możliwości: wydania caratowi „wojny opinii” w samym narodzie rosyjskim, albo też rozbicia rosyjskiego państwa powołaniem do walki tkwiących w nim sił odśrodkowych (w tym Kozactwa). Polska miała być reprezentantką idei niepodległościowej, „pasem transmisyjnym” wolności narodów na obszar zdominowany przez trzy mocarstwa rozbiorowe.

Inną koncepcję reprezentował książę Adam Jerzy Czartoryski, który próbował w służbie Imperium Rosyjskiemu szukać możliwości zaspokojenia praw narodów. To Rosja Aleksandra I miała być w jego wizji wyzwolicielką narodów. Tymczasem jako minister spraw zagranicznych sam nadzorował podbój Azerbejdżanu. 30 lat później, po powstaniu listopadowym, na emigracji – już jako najważniejszy wróg caratu – opracował pierwszy dojrzały projekt antyimperialnej współpracy ludów rozmaitych wiar, cywilizacji, języków i politycznych kultur, którym wspólnie zagroziła Rosja.

Z kolei Maurycy Mochnacki w swoim dziele „Powstanie narodu polskiego” uważał, że słabym punktem przeciwnika jest jego wielonarodowościowa, imperialna struktura i to w nią należy uderzyć. Kiedy Rosji odbierze się ziemie litewsko-ruskie, całe Imperium się rozprzęgnie – dodawał. Kluczem do rozbioru Imperium, do uwolnienia zamkniętych w nim narodowości, a przede wszystkim do odbudowy Rzeczypospolitej – jest Ukraina, walka o to, po której stronie ona się opowie: po polskiej, czy po moskiewskiej.

„Albo nie masz polityki polskiej, albo jest ona cała w tym wielkim i niezmiernym przedmiocie” – pisał Mochnacki. Po odjęciu Wilna, Witebska, Smoleńska, Połocka, Kijowa pozostaje w wizji Mochnackiego tylko Rosja-step, polityczna i kulturowa pustynia. „Moskwy inaczej zrewolucjonizować, to jest uwolnić i oświecić, nie można jak przez obcięcie jej ogromu.”– pisał Mochnacki.

Walka górali kaukaskich (dzisiejszych Czeczeńców) od 1833 roku była pierwszym widocznym objawem problemu, jakim mogło się dla Rosji stać wprowadzenie w jej granice hasła wyzwolenia narodów. W myśli politycznej powracała idea wykorzystania odśrodkowych tendencji w w „kolosie na glinianych nogach” czyli państwie o wieloetnicznym składzie – uderzenia w tę właśnie tworzoną przez podbite ludy glinianą podstawę rosyjskiej potęgi.

Według księcia Czartoryskiego nowe polskie powstanie powiedzie się wtedy, gdy hasła wolnościowe uda się zaprowadzić w głąb rosyjskiego imperium. Jego esej „De l’avenir de la Russie et de l’Europe” to najdojrzalszy manifest polskiego prometeizmu, połączenia polskiej wolności z wolnością innych narodów. Koncepcja Czartoryskiego dotyczy podniesienia i wsparcia wszystkich etnicznych (a także wyznaniowych) żywiołów prześladowanych w rosyjskim imperium.

„Pas narodów podbitych” nazwany zostaje tuniką Dejaniry, która zdusi kiedyś herkulesowe mocarstwo – Rosję. Czartoryski wymienia przy tym kraje, które mogą się do tego przyczynić: to Finlandia, Polska (najważniejsze ogniwo całego systemu), na południu Tatarzy krymscy, narody kaukaskie oraz poddani muzułmańscy cara; dalej Kozaczyzna dońska, na północy natomiast dążenia wyzwoleńcze Kurlandii, Łotwy i Estonii. Wreszcie strefa sąsiadów: Szwecja, Austria oraz Turcja.

„To zadanie” – dodał prof. Andrzej Nowak – „które wyznaczył książę Czartoryski podjęte zostało w wieku XX, a jego trwałość w XXI wieku podkreśliło dzieło prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym odnajdujemy XIX-wieczne rozumienie wolności, które dla niektórych jest przekleństwem, nienormalnością, dla innych jest potwierdzeniem konieczności ciągłego zdobywania wolności, w trwałej walce, w której nie możemy liczyć na łatwą ani na trwałą wygraną. W której wygraną jest to, że z walki nie rezygnujemy, że nie rezygnujemy z własnej godności. To najistotniejsze dziedzictwo powstańcze wolnościowe wieku XIX”.

IMG_3001mb

Po wykładzie profesor Andrzej Nowak odpowiadał na pytania uczestników spotkania.

W odpowiedzi na pytanie dotyczące stosunków polsko-rosyjskich w kontekście polityki niemieckiej, która miałaby na celu skłócanie obu krajów, odparł, że konflikt polsko-rosyjski to nie jest twór niemieckiej propagandy.

„Polski samolot prezydencki rozbił się tam, gdzie się rozbił, nie rozbił się na lotnisku Tempelhof, ale rozbił się pod Smoleńskiem. Rosja prowadzi niezwykle otwarcie agresywną politykę, uzależniającą mniejszych i słabszych. (..) Na podstawie jednej uroczystości (..) ma na myśli obchody 70. Rocznicy wybuchu II wojny światowej. Wystąpienie kanclerz Merkel i premiera Putina. To były dwa różne światy. (..) Jej rozliczenie z II wojną nie pozostawiało żadnego punktu zaczepienia, mówiła o winie niemieckiej. (..) Przemówienie Putina było usprawiedliwieniem paktu Ribentrop-Mołotow i napaści sowieckiej na Polskę. To wyraża moją wątpliwość co do łatwości nawiązania dobrych stosunków z Rosją, na czele której stoi Władimir Putin. (..) nie wszyscy Rosjanie popierają ten sposób rządów, która kosztowała ich samych najwięcej” - powiedział profesor.

Dodał, że Rosja jest obecnie w stanie rozszerzać swoją ekspansję tylko na zachód, w stronę Polski, w stronę Europy, bo tu jest najsłabszy opór. Nie ma na to szans w Azji Środkowej, bo tam zablokują ją wielokrotnie silniejsze Chiny, na południu ma za sąsiadów kraje muzułmańskie, które mają lub będą miały więcej ludności (dziś Rosja liczy 140 mln. mieszkańców). Cała ta imperialna potencja Rosji może oddziaływać zgodnie z logiką, tam gdzie napotyka najmniejszy opór.

Czy należy więc zgodzić się na rolę korytarza między Rosją a Niemcami w imię wspólnoty interesów europejskich, jak zdaje się to sugerować minister Sikorski? – pytał prof. Nowak. – Czy łatwo popierać bezwarunkowo Czeczeńców czy też widzieć sprawę w szerszym kontekście, w związku z coraz większą ilością muzułmanów w Europie? Bez wątpienia Rosja zdławiła brutalnie dążenia wolnościowe narodu czeczeńskiego, doprowadziła do spustoszenia i zdziczenia tego kraju, mordując ponad 200 tys. mieszkańców, własnych obywateli.

Prof. Andrzej Nowak odniósł się także do pytania o sposób prowadzenia kampanii wyborczych przez PiS i słabego wykorzystania w niej twórców i ludzi kultury.

Obecny na wykładzie Andrzej Melak mówił o uczczeniu powstania styczniowego i listopadowego. Z inicjatywy Kręgu Pamięci Narodowej i ks. Wacława Karłowicza pod Olszynką Grochowską powstała Aleja Chwały, gdzie jest ponad 40 olbrzymich głazów z tablicami poświęconymi tym, którzy walczyli w powstaniu i oddali życie. Tam dwukrotnie w ciągu roku obchodzone są rocznice powstania. Andrzej Melak już teraz zaprosił zebranych na 25 lutego na rekonstrukcję bitwy pod Olszynką Grochowską. Obchody rozpoczną się o godz. 12.00 mszą św. w kościele przy placu Szembeka, później wszyscy przejdą pod Olszynkę, tam odbędzie modlitwa i rekonstrukcja bitwy.

Relacja: Margotte










IMG_2918mb

IMG_3061mb

IMG_3023mb

IMG_3056mb

IMG_3063mb

Jarosław Kaczyński na opłatku warszawskiego PiS

"Musimy dalej iść tą drogą, by budować IV Rzeczpospolitą. W ostatecznym rachunku wszystko zależy od nas, od naszej determinacji" - powiedział prezes Jarosław Kaczyński w czasie spotkania opłatkowego warszawskiego Prawa i Sprawiedliwości.
IMG_2353mb

W Domu Pielgrzyma Amicus przy parafii św. Stanisława Kostki w dniu 16 stycznia odbył się wieczór opłatkowy warszawskiego oddziału PiS, w którym uczestniczyli: prezes Jarosław Kaczyński, wiceprezes i szef warszawskiego PiS Mariusz Kamiński, a także przewodniczący Klubu Parlamentarnego Mariusz Błaszczak oraz posłowie, m.in. Małgorzata Gosiewska, Adam Kwiatkowski i europoseł Ewa Tomaszewska.

Spotkanie rozpoczęło się od mszy świętej, odprawionej w Sanktuarium Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki przez proboszcza ks. prałata Tadeusza Bożełko oraz trzech innych księży, uświetnionej występem zespołu wokalnego Lord's Singers.

Po mszy Jarosław Kaczyński złożył wieńce na grobach błog. ks. Jerzego Popiełuszki, księdza Teofila Boguckiego i księdza Zygmunta Malackiego.

IMG_2288mmb

Następnie wszyscy przeszli do Domu Pielgrzyma Amicus, gdzie już czekały stoły z poczęstunkiem. Duża sala wypełniła się po brzegi członkami i sympatykami Prawa i Sprawiedliwości. Prezes Jarosław Kaczyński powitał zebranych i oddał głos księdzu.

Ks. kan. Czesław Banaszkiewicz, zanim się pomodlił, powiedział:
"Serdecznie Was witam i mówię: niech żyje Pan Premier, Pan Mariusz i Wy wszyscy, którzy stanowicie prawo i sprawiedliwość dla naszej Ojczyzny. Szczęść Wam Boże".
Odczytany został fragment Ewangelii.

IMG_2295mb

Następnie głos zabrał prezes Jarosław Kaczyński. W krótkim przemówieniu wspomniał o trudnym momencie, w którym wszyscy się znajdujemy, o przegranych wyborach i o tym, że trzeba konsekwentnie robić swoje. M.in. powiedział:

"To był rok wyborów, które przyniosły wynik umiarkowany, ale taki, który pozwala nam dalej walczyć, dalej zabiegać, aby to, co znajduje się w nazwie naszej partii, nazwie, jak wiecie, wziętej z Pisma Świętego, aby było to wprowadzane w społeczny dyskurs i aby budować przesłanki, tak, by na prawie i sprawiedliwości opierało się polskie życie".

"Nam nigdy nie może zabraknąć wiary w to, że możemy wygrać. Ale nie wygrać dla zwycięstwa, nie wygrać po to, by dzielić łupy, jak to się w Polsce po zwycięstwie często dzieje, ale po to, żeby te ideały, te cele wprowadzać w życie. By budować to, co dla wielu jest dziś skompromitowane, ale co my nazywamy IV Rzeczypospolitą. Czwartą czyli lepszą, sprawiedliwszą, bardziej opartą o prawo, lepiej zorganizowaną sprawniejszą, lepiej służącą narodowi, chcącą temu narodowi służyć, służyć każdemu obywatelowi. Szybciej się rozwijającą. I nieporównanie więcej znaczącą w Europie".

"Życzę państwu także tego wszystkiego, co łączy się z tą wielką potrzebą pracy w naszej partii. Nasza partia musi wykonać ogromną pracę, po to żeby ominąć ten medialny mur, który nas otacza, i dotrzeć do obywateli. Bo my przecież nie występujemy w interesie partykularnym, w interesie jakiejś mniejszości, występujemy w interesie zdecydowanej większości polskich obywateli. Tylko że ten medialny mur, ta wielka dezinformacja, manipulacja, która dokonuje się w kraju, uniemożliwia uświadomienie sobie tego. Niełatwo to zmienić, ale jest to możliwe pod jednym warunkiem: że będzie ciężko pracował klub parlamentarny, posłowie i senatorowie, że będą ciężko pracowali nasi radni, nasi działacze, i że jednocześnie zmienimy w naszej partii to wszystko, co jest złe, słabe, nieużyteczne. Niczyje interesy nie powinny i nie mogą być tutaj przeszkodą. W ostatecznym rachunku wszystko zależy od nas, od naszej determinacji, i tej determinacji, tego uporu, twardości wszystkim koleżankom i kolegom życzę".

Następnie złożył wszystkim życzenia już bardziej prywatne:

"Chciałbym życzyć, aby w tych sprawach wszystkim Państwu układało się wszystko jak najlepiej, jeśli chodzi o zdrowie, także osób bliskich, o pracę zawodową, jeśli chodzi o wszystkie sprawy, na jakich wam, Szanowni Państwo, zależy. Żeby to był dla nas wszystkich dobry rok, a przynajmniej, żeby się w nim nic złego nie wydarzyło. I żebyśmy się w przyszłym roku mogli spotkać w dobrych humorach, z takim przeświadczeniem, że idziemy dobrą drogą, a może w tej drodze zdarzy się coś takiego, co będzie miało bardziej decydujący charakter. Ale nawet jeśli się nie zdarzy, to żebyśmy mieli przeświadczenie, że jesteśmy bliżej celu".

Przeprosił, że nie może ze wszystkimi osobiście podzielić się opłatkiem, ale musi uważać ze względu na zdrowie Matki. Ksiądz Czesław Banaszkiewicz dodał, że wszyscy zebrani tutaj dzielą się opłatkiem z Panią Jadwigą.

Po tym wstępie wszyscy zaczęli sobie składać życzenia.




IMG_2331mb

IMG_2392mb

IMG_2400mb

A teraz mała prywata. Ponieważ kilka osób, jak widać, prosiło pana Jarosława o wpis do książki, więc i ja się ośmieliłam.

IMG_2903m

Relacja: Margotte

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Bóg jest po stronie prawdy - "Wdowy smoleńskie" Dariusza Walusiaka

"Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie ludzi prawych, szlachetnych, zdolnych oddać wszystkie swoje siły w służbie Rzeczypospolitej."

Nakładem wydawnictwa Rafael ukazała się książka „Wdowy Smoleńskie”. Jest to efekt rozmów Dariusza Walusiaka, historyka i dokumentalisty, z pięcioma dzielnymi kobietami – wdowami pod ofiarach smoleńskiej tragedii: Ewą Błasik, Beatą Gosiewską, Ewą Kochanowską, Zuzanną Kurtyką i Magdaleną Mertą.

Mottem tej książki są słowa z Księgi Wyjścia, które zaczynają się zdaniem: ”To mówi Pan: Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty”.

Książka „Wdowy smoleńskie” jest właśnie świadectwem krzywdy, jakiej doznały w wyniku samej katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku i straty najbliższych, a także wynikającej z tego, że państwo je w tej dramatycznej sytuacji opuściło. Ich mężowie byli wybitnymi postaciami, oddali się służbie publicznej i w tej publicznej służbie ponieśli śmierć.

Nieprzypadkowo na pomniku w amerykańskiej bazie w Ramstein poświęconym gen. Andrzejowi Błasikowi i na rodzinnym grobowcu Kochanowskich w Częstochowie jest ten sam cytat z Jana Kochanowskiego: "A jeśli komu droga otwarta do nieba, tym co służą Ojczyźnie".

Wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich, Ewa Kochanowska mówi: .Trzeba przyznać, że pomimo powiedzenia, iż nie ma ludzi niezastąpionych, ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem, w większości okazali się jednak nie do zastąpienia (..) Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, Janusz Kurtyka, prezes IPN, generałowie, wspaniali dowódcy, i oczywiście prezydent Lech Kaczyński, którego wielkość wielu doceniło dopiero po jego śmierci, i tylu, tylu innych. Bez nich to już jest inny świat”.

A wdowy nie tylko musiały uporać się z bólem po ich utracie, ale także walczyć o prawdę, a nawet upomnieć się o to, co ich mężom i im samym się należało – traktowania z godnością. Stały się, jak pisze autor, sumieniem narodu.

Autor książki przeprowadził rozmowy ze swoimi bohaterkami w marcu 2011 roku czyli tuż przed pierwszą rocznicą tragedii smoleńskiej i przed ogłoszeniem raportu Jerzego Millera i ponownie w październiku 2011 roku, już po przegranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach, w których trzy z nich wzięły czynnie udział, startując z list tej partii. Warto przypomnieć, że tylko Beacie Gosiewskiej udało się dostać do parlamentu. Dlaczego z list PiS? Według bohaterek książki tylko PiS gwarantuje walkę o prawdę o smoleńskiej tragedii, a także odnowę Polski.

Beata Gosiewska: „Zastanawiam się, jak funkcjonuje nasz kraj. Cały przemysł, wszystkie zakłady przetwórcze po latach komunizmu zniszczone albo wykupione przez obcy kapitał. Zyski wypływają gdzieś z Polski. (..) Można to obserwować z założonymi rękami albo próbować odsunąć od władzy tych zdemoralizowanych ludzi. Uznałam, że ta druga metoda jest bardziej skuteczna”.

O swoim wyborze mówi Zuzanna Kurtyka : Jeżeli chodzi o nasze rozmowy, to [Janusz] zawsze stawiał się po stronie Prawa i Sprawiedliwości i nie było żadnej dyskusji. Wyłącznie dla tej partii liczą się takie wartości, jak suwerenność Polski czy tożsamość narodowa. Dla innych jest to zupełnie bez znaczenia”.

Magdalena Merta: Parlamentarzyści PiS-u są jedynymi, którzy interesują się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej”.

Wydaje się, że jeszcze przed rocznicą bohaterki miały cień nadziei, że śledztwo posunie sprawy naprzód, a przynajmniej państwo polskie stanie w obronie honoru polskich oficerów i wszystkich poległych w katastrofie. Z ponownej rozmowy wynika, że wdowy pozbyły się złudzeń, zarówno co do intencji rządu, jak i rzetelności prowadzonego śledztwa i niestety także postawy części społeczeństwa. Z żalem odnoszą się do tego, że wynik wyborów nie pozwolił dojść do władzy ludziom, którzy zabiegaliby o poznanie prawdy o tej tragedii.

Bohaterki książki opowiadają o swoich mężach, czasem ich tradycjach rodzinnych, zawsze o zamiłowaniach i pracy publicznej. Z tych rozmów wyłania się obraz szczęśliwego małżeństwa, w którym żona wspiera męża w jego poczynaniach i pracy. W tych rozmowach pojawia się także słowo Katyń, bo z tą tragedią wszyscy byli emocjonalnie związani, 10 kwietnia polecieli do Smoleńska, by oddać hołd ofiarom tamtego ludobójstwa.

Ewa Błasik: „Oboje interesowaliśmy się historią. Oboje pochodzimy z rodzin prawicowo-katolickich. Tak się cudownie dobraliśmy. Mama męża była nauczycielką. Uczyła prawdziwej, wówczas zakazanej historii.(..) Wychowała wielu księży, prawych Polaków. (..) dziadek niezwykle kochający Polskę (..) Nienawidził komuny. Płakał, gdy opowiadał mi o Katyniu”.

Beata Gosiewska: Bardzo interesował się sprawami mordu katyńskiego.(..). Organizował różnego rodzaju uroczystości patriotyczne z udziałem osób związanych z rodzinami ofiar. Zależało mu, żeby w takich spotkaniach uczestniczyła młodzież. Był również inicjatorem sadzenia dębów katyńskich”.

Ewa Kochanowska: „Mój mąż urodził się wiosną 1940 roku, w tym samym czasie, kiedy w Katyniu rozstrzeliwano polskich jeńców wojennych. Przyszedł na świat jakby z piętnem Katynia. Dla niego jako Polaka i patrioty była to niespotykana zbrodnia, mord dokonany na narodzie [Bóg, Honor, Ojczyzna] Te trzy słowa dziedziczone przez pokolenia Kochanowskich były bardzo ważne, najważniejsze dla mojego męża. Przy każdej okazji mówił o Polsce”.

Zuzanna Kurtyka: Jego zaangażowanie w sprawę Katynia było ogromne. Świadczą o tym chociażby liczne książki i prowadzone przez IPN śledztwo”.

Magdalena Merta: „Katyń dla Tomka był niezwykle ważny. Uważał go za symbol, który buduje naszą tożsamość narodową. „Katyń jest dla nas tym, czym dla Żydów Auschwitz” – mówił. (..) Czy tego chcemy, czy nie, to Smoleńsk jest wpisany w historię Katynia, Chociażby przez to, że oni zginęli, jadąc do Katynia, nie do Smoleńska, który jest tu przypadkowym miejscem tragedii”.

Ewa Błasik, która samotnie stanęła w obronie honoru swojego męża, generała opowiada w książce o tym, jak poznała męża:

„Niezwykle szybko zrozumieliśmy, że jesteśmy – jak to się mówi – stworzeni dla siebie. To była miłość od pierwszego wejrzenia". I podkreśla: "Mąż był pilotem „z krwi i kości”. Nie dlatego poszedł do wojska, że chciał robić karierę".

W wypowiedziach bohaterek książki pojawia się również słowo „misja”, na określenie tego, czym zajmowali się ich mężowie, a czasem także tego, co same mają do wykonania.

Beata Gosiewska.:Uwielbiał to, co robił. Jego życiową pasją była działalność społeczna. Politykę rozumiał jako pracę na rzecz dobra wspólnego. (..). Potrafił uczestniczyć w kilku czy kilkunastu spotkaniach dziennie, często jeżdżąc od jednej miejscowości do drugiej, od świtu do nocy. Dawało mu to szaloną satysfakcję. Jeżeli mógł załatwić jakąś ludzką sprawę, jeżeli mógł coś dobrego zrobić dla swoich wyborców, dla swojego województwa, on się tym cieszył jak dziecko z nowej zabawki”.

Zuzanna Kurtyka: Janusz był świadomy, więcej – miał pewność, że to, co za jego kadencji realizował IPN, nie będzie kontynuowane. Dlatego chciał zrobić jak najwięcej. Stąd taki ogrom pracy, publikacji w ciągu tych pięciu lat. Chodziło o to, żeby zdążyć zrobić jak najwięcej, zanim stanie się to niemożliwe. (..) Stale o tym wszystkim rozmawialiśmy. Doskonale się rozumieliśmy. (..) Tych rozmów mi strasznie brakuje”.

Wdowy wspominają, w jaki sposób dowiedziały o tym, że ich mężowie polecą do Katynia z prezydentem, a także ostatni dzień, w którym mogły jeszcze z mężami rozmawiać, przytaczają ich słowa, które stają się tak ważne, właśnie z tego powodu, że były ostatnimi. Zwykle to było takie pożegnanie jak na co dzień, jakby mieli się za kilka godzin zobaczyć. Czasem jednak towarzyszyło temu jakieś dziwne przeczucie, że może coś się stać…

Ewa Błasik: Dwa tygodnie przed tą tragedią mąż miał sen. Mówił mi kiedy się obudził, że śniło mu się, jego ciało rozrywa się na części. (..) Tego ranka wszystko odbyło się jak zwykle. Pożegnałam męża. (..) założył galowy mundur, ubrał białą koszulę”.

Beata Gosiewska: W przeddzień wylotu wrócił do domu nieco wcześniej. Zrobił jeszcze po drodze zakupy. (..) Bardzo się bał, że nie wstanie o piątej rano, żeby bez problemu dojechać na lotnisko. Poprosił mnie, abym nastawiła budzik. Gdy budzik zadzwonił, obudziłam męża i położyłam się spać. Rano zadzwonił telefon”.

Ewa Kochanowska: Kiedy mąż tuż przed Świętami Wielkanocnymi, w Wielki Czwartek, przyniósł wiadomość, że będzie w samolocie prezydenckim lecącym do Katynia, bardzo był z tego zadowolony, po czym z właściwym sobie sarkazmem powiedział: „Żeby nam się tylko ten number one nie roztrzaskał. (..) Wychylona przez balustradę balkonu wołałam za mężem: „Masz wszystko? Paszport?”. (..) Odpowiedział tylko: „Tak, tak”, i zbiegł po schodach”.

Zuzanna Kurtyka: „Janusz jeździł wszędzie na wschód: na Ukrainę, Litwę, Białoruś, natomiast do Rosji nigdy nie pojechał. To był jego pierwszy i ostatni raz. (..) Mówił, że do Rosji nie pojedzie, bo nigdy by stamtąd nie wrócił. (..) 9 i 10 kwietnia miałam konferencję naukową w Mszanie Dolnej i ze względu na niedużą odległość nie spałam tam, tylko wróciłam w piątek wieczorem do domu. Minęliśmy się w drzwiach, pożegnaliśmy się. On przez noc z piątku na sobotę jechał do Warszawy. Czekał na mnie, żeby Krzyś nie został sam”.

Magdalena Merta: „Tym razem miałam na ósmą rano umówioną wizytę z dzieckiem u lekarza. Musiałam także wcześnie wstać. To – jak się później okazało – dało nam szansę pożegnania się. Wtedy widziałam Tomka po raz ostatni rano. Było to takie zwyczajne pożegnanie na parę godzin”.

Wspominają chwilę, gdy dowiedziały się o katastrofie polskiego samolotu, pierwsze dni po tej tragedii, bardzo trudne decyzje podejmowane w tych dniach np. te związane w wyjazdem do Moskwy, identyfikacje zwłok, wreszcie pogrzeby. I dziwne zachowanie polskich władz wobec tego zdarzenia. Najbardziej bolało to co nie powinno boleć w takiej sytuacji: obojętność, zła wola, lekceważenie. Przytaczają znane już fakty, ale również takie, o których opinia publiczna nie wie albo wie niewiele, np. to, że w dniu mszy na placu Piłsudskiego z niewiadomych powodów rodzinom kazano czekać kilka godzin na rozpoczęcie uroczystości.

Ewa Kochanowska. „Późno w nocy w przeddzień tych uroczystości zawiadomiono rodziny, gdzie mają się stawić rano o godzinie siódmej. Powiedziano, że stamtąd zostaniemy dowiezieni na plac, gdzie będziemy czekać na rozpoczęcie Mszy zaplanowanej na dwunastą. (..) Mieliśmy siedzieć, dekorować pusty plac i czekać na oficjalne rządowe czynniki? To po prostu absurd. Oczywiście zrobiłam po swojemu. Najpierw pojechałam na Torwar, gdzie byliśmy jedyną rodziną. Odmówiliśmy tam krótką modlitwę. Bardzo to było wzruszające. Było smutno, ale bardzo godnie. Dopiero potem przedzierałam się przez Krakowskie Przedmieście i okolice, żeby dostać się na swoje miejsce na placu Piłsudskiego. Zastałam tam dygocące z zimna rodziny, które czekały na rozpoczęcie Mszy już od dziesiątej”.

Takich przykładów świadczących o nieliczeniu się z rodzinami ofiar jest w tej książce więcej. Trudno tu wszystkie przytaczać. Wdowy z rozgoryczeniem odnoszą się do śledztwa w sprawie katastrofy, medialnych manipulacji i dezinformacji, kłamstw oraz trudności w dostępie do dokumentów, a także do ich fałszowania. Jednak widać z jaką determinacją dążą do prawdy. Zakładają Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010, przybijają na miejscu katastrofy tablicę informującą o celu katyńskiej pielgrzymki, organizują wysłuchanie w Brukseli, wnioskują o ekshumację lub ją rozważają, każdego dnia borykają się z problemami życia po 10 kwietnia. Na pewno pomaga im modlitwa, wiara w Boga. To wszystko jest z pewnością bardzo trudne i czasem nie starcza sił.

Ewa Kochanowska wręcz mówi o sobie „Jestem jak Hiob. Doznałam tylu nieszczęść, że nie mogę już tego udźwignąć”.

Bohaterki książki mówią wiele o indolencji czy złej woli urzędników, polityków czy prawników, o tym, że często szukały bez skutku pomocy. Ewa Kochanowska opowiada wiele szczegółów związanych z walką o umiędzynarodowienie śledztwa, o dostęp do akt sprawy, mówi o problemach dotyczących poszukiwania pełnomocnika prawnego. Czy tym ludziom brakuje wiedzy czy boją się podejmować takiej sprawy, w dodatku niewygodnej politycznie? A może to obecne pokolenie prawników woli zajmować się tylko tym, co przynosi duży zysk? Wyrażają swoje oburzenie i gorycz. Zuzanna Kurtyka wspomina procedurę identyfikacji przeprowadzanej w Moskwie, mówi także o sfałszowanej dokumentacji medycznej. Magdalena Merta opowiada o niejasnościach związanych z odzyskanymi dokumentami jej męża.

Z wielkim żalem mówi wdowa po gen. Andrzeju Błasiku: „Rosjanie kłamią nam prosto w twarz. (..) Oczerniają nas przed całym światem, a my w żaden sposób na to nie reagujemy”. (..) Po tej katastrofie często zastanawiam się, właściwie w jakim kraju żyję. Chyba rząd żadnego cywilizowanego kraju nie pozwoliłby sobie na takie bezpodstawne upokorzenia. (..) Na obecnej [władzy] strasznie się zawiodłam. Czuję się zdradzona, opuszczona. Mąż oddał całe życie dla ojczyzny i co go spotyka po śmierci?” (..). Rosjanie obrażają honor żołnierza polskiego i nikt nie reaguje! (..)  Zostaliśmy skrzywdzeni, cała nasza rodzina! Zhańbiono polskiego generała! (..) Głęboko wierzę, że prawda wyjdzie kiedyś na światło dzienne i w końcu powiedzą, że mojego męża nie było w kokpicie. Tylko czy oni się przyznają do tego?”.

Beata Gosiewska: Bardzo szybko zorientowałam się, że jesteśmy jako rodziny okłamywani. (..) Na każdym kroku było widać, że nasz rząd nie dba o interes polskich obywateli. Tuż po katastrofie wydawało mi się, w mojej naiwności chyba, że żyjemy w „normalnym kraju” i obowiązkiem rządu polskiego jest wyjaśnienie przyczyn tej tragedii. (..) Jednak z każdym dniem widziałam, jak dla rządu polski honor, polska racja stanu nie istnieją”.

Ewa Kochanowska.: „To jest zdumiewający brak honoru. Wydaje się, że Polacy funkcjonują, czy też funkcjonowali, w świadomości innych narodów jako ludzie honoru. Okazuje się, że teraz czegoś takiego zabrakło. (..) Kilka tygodni po katastrofie pewien bardzo szanowany profesor, zwolennik obecnej partii rządzącej, powiedział do mnie: „A cóż takiego się stało? Zostało wyeliminowane parę zbędnych osób”. (..) Wydawało mi się nieprawdopodobne, że można coś takiego powiedzieć do wdowy, w ogóle do kogokolwiek”.

Magdalena Merta: „Zanim jeszcze zadano sobie pytanie, co się tak naprawdę stało, już postanowiono, że oficjalna wersja będzie na pewno wykluczała zamach. Do dziś budzi to niepokoi i karze się zastanawiać, dlaczego właściwie kładziono na to tak mocny nacisk. Potem, z każdą porcją kłamstw, przeinaczeń, wątpliwości było coraz więcej. Myślę, że dzisiaj będziemy chcieli wiedzieć nie tylko to, co się tak naprawdę stało w Smoleńsku, ale również dlaczego tak wielu zależało na ukryciu prawdziwej przyczyny katastrofy.”.

Ewa Kochanowska wspomina także o sytuacji na Krakowskim Przedmieściu i zachowaniu urzędników reprezentujących władze miejskie: „Wielokrotnie obserwowaliśmy, jak wyrzucano do śmieci portrety naszych bliskich. Dla mnie było to niedopuszczalne działanie władzy skierowane przeciwko obywatelom, których powinna chronić. (..) Nakazywano podjęcie ostrych działań przeciwko grupie modlących się, a chroniono bandytów". I dodaje z goryczą: "Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, słynna prezydent naszego stołecznego miasta, była studentką mojego męża. (..) nie złożyła mi nigdy kondolencji. (..) Widzi tylko tego prezydenta, którego nie znosiła, który był jej konkurentem. Ona gotowa jest położyć się w poprzek Krakowskiego Przedmieścia, żeby tylko nie stanął tam pomnik ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej”.

Jednak chyba wierzą, że to wszystko ma sens, a może mają nadzieję, że ofiara nie pójdzie na marne?

Zuzanna Kurtyka: „Proszę mnie nie pytać, na co poszła ta śmierć, bo nie wiem! To dopiero czas pokaże. Na pewno ta tragedia postawiła przed każdym z nas jakieś zadanie do wykonania. Niesamowity w tym zdarzeniu jest fakt, iż tak wiele osób ma poczucie, że ma coś do zrobienia, że czegoś się od nich wymaga, że dostali przez tę śmierć jakieś zadanie do wykonania”.

Magdalena Merta Etos tych, którzy zginęli siedemdziesiąt jeden lat temu w Katyniu, i tych, którzy skończyli życie w Smoleńsku, posłuży hartowaniu ducha i budowania mocy polskiego serca. Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie ludzi prawych, szlachetnych, zdolnych oddać wszystkie swoje siły w służbie Rzeczypospolitej. Wolę mieć taką nadzieję niż poczucie, że 10 kwietnia wszystko się skończyło”.

Są w tej książce też pozytywne spostrzeżenia. Wdowy smoleńskie mówią o życzliwości, z jaką się spotykają - nie ze strony czynników oficjalnych, ale środowisk, które stoją po stronie prawdy i ludzi, których spotykają w czasie spotkań w całej Polsce, także w czasie miesięcznic tragedii smoleńskiej. Ważne są dla nich także wszelkie godne formy upamiętnienia ofiar tej tragedii.

Ewa Błasik.: „PiS, Radio Maryja, duchowni zawsze byli ze mną. Gdziekolwiek byłam, nikt mi nie sprawił żadnej przykrości. Wojsko nie występuje oficjalnie, ale wiem, że także są ze mną”.

Beata Gosiewska: „Miłym zaskoczeniem dla mnie była ogromna życzliwość ludzka, jakiej tam doznałam, niewyobrażalny szacunek do mojego męża. W każdej najmniejszej wiosce, w której byłam, ludzie mówili, że mój mąż był tam wielokrotnie, i wymieniali, co dla nich zrobił”.

Ewa Kochanowska: „Jeżdżę na odsłanianie tablic smoleńskich, miejsc pamięci – to jest krzepiące i daje nadzieję”.

Zuzanna Kurtyka: „Ogromna cześć społeczeństwa, dla której sprawa tragedii z 10 kwietnia nie jest obojętna. To jest dla nas niezwykle istotne, dodaje ducha i siły do dalszego działania”. (..) Bardzo poruszyło mnie to, co zobaczyłam w Częstochowie. Jednocześnie dotarło do mnie, że jest to ogromna siła społeczna, absolutnie niedoceniana przez tych, którzy chcą tę siłę niszczyć, poniżać i dezawuować. (..). Myślę, że takie ruchy społeczne będą powstawały. (..), teraz czuję się bezpiecznie, bardziej komfortowo, mając świadomość, że ludzie ci stoją za mną i mogę na nich zawsze liczyć. To jest ważne dla mnie. Z ich strony spotykam się z taką niczym niezafałszowaną życzliwością, ze słowami wsparcia.".

Magdalena Merta: „Zawsze będę wdzięczna mojemu miastu za te tłumy ludzi stojące wzdłuż trasy przejazdu konduktu. Te tłumy, które otaczały Torwar, gdzie wystawiono trumny. Ten wielki dar serca, tę ludzką solidarność (..) Pamiętajmy, że ci, którzy się wtedy modlili pod krzyżem i, ci, którzy wspólnie z nami płakali, nadal są wśród nas. To oni właśnie dziesiątego dnia każdego miesiąca przychodzą do katedry i na miejsce, gdzie stał krzyż. To oni otaczają nas modlitwą, dobrem i ciepłem. (..) Dla nas jest to szczególny dzień. Kiedy tylko mogę, biorę udział w tych uroczystościach. To jest rezerwuar sił, z którego my czerpiemy wiarę, że warto, że należy działać”.

W wypowiedziach tych mądrych i dzielnych kobiet pojawiają się także wnioski na przyszłość, wdowy mówią o konieczności zmiany polityki państwa, odwołania się do etyki w życiu publicznym i o własnej determinacji do działania, która mimo przeciwności nie słabnie.

Beata Gosiewska: "Ważne jest wychowanie młodych pokoleń Polaków, żeby wiedzieli, kim są, i znali historię swego kraju. (..) Chciałabym, żebym ja i moje dzieci, przyszłe pokolenia żyły w Polsce, w której obowiązuje prawo i bardzo klarowne zasady, dzięki którym ludzie mogą uczciwie kształcić się i pracować. Władze Polski powinny dbać o interesy obywateli”.

I dodaje: „Niezależnie od tego, kim będę, jaki będę wykonywać zawód, zawsze będę żądała wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. (..) W interesie Polski i Polaków jest wyjaśnienie przyczyn katastrofy”.

Ewa Kochanowska: "My się zakłamujemy w(..)  drobnych rzeczach, po czym to samo czynimy w większych. Potem odpuszczamy sobie jeszcze w innych. Tak z kręgosłupa robi się jakaś giętka witka. Można ją wygiąć w tę, można w tamtą stronę, jak komu wygodnie i co się bardziej opłaca. Dlatego trzeba jasnych określeń, co jest złe, a co dobre, co jest przyzwoitością, a co nieprzyzwoitością".

Magdalena Merta: „Teraz trzeba dążyć do zbudowania szkoły dobrej polityki. Od nowa wychować kadry, które zastąpią tych, których straciliśmy na pokładzie tupolewa. Uważam, że jest to możliwe".

I mówi jeszcze pod koniec te słowa, które świadczą o nadziei i wierze: "Prawda się obroni, zwłaszcza, że się o nią stale modlimy. Jeżeli już wspomnieliśmy o czynnikach nadprzyrodzonych, to nikt nie ma wątpliwości, że Bóg jest po stronie prawdy”.

Margotte

Polecamy tę książkę. Nasz portal Blogpress.pl objął "Wdowy Smoleńskie" patronatem medialnym. Książkę można nabyć wysyłkowo u wydawcy


Warszawska demonstracja poparcia dla Węgier

W sobotę 21 stycznia w kilku miastach Polski (Warszawa, Poznań, Łódź, Gdańsk) odbyły się wiece poparcia dla Węgier. W Warszawie manifestowano przed ambasadą Węgier. Głos zabierali m.in. Krzysztof Kawęcki, Marian Piłka, Janusz Korwin-Mikke, Witold Tumanowicz, Seweryn Szwarocki, Piotr Soporowski.
IMG_2698b


W sobotę 21 stycznia w kilku miastach Polski (Warszawa, Poznań, Łódź, Gdańsk) odbyły się wiece poparcia dla Węgier. W Warszawie manifestowano przed ambasadą Węgier. Głos zabierali m.in. Krzysztof Kawęcki, Marian Piłka, Janusz Korwin-Mikke, Witold Tumanowicz, Seweryn Szwarocki, Piotr Soporowski.

Uczestnicy warszawskiego wiecu przybyli pod transparentami: "Solidarni z Węgrami", "Solidarność Polsko-Węgierska. Boże błogosław Węgrów", "Bóg Honor Ojczyzna". Prócz polskich i węgierskich flag pojawiły się także znaki polskich organizacji prawicowych, gdyż manifestację zorganizowali: Prawica Rzeczypospolitej, Młodzież Wszechpolska, Stowarzyszenie "Koliber", Kongres Nowej Prawicy, Obóz Narodowo-Radykalny.
Wołano: "Boże błogosław Węgry", Budapeszt- Warszawa wspólna sprawa" i "Victor Orban". Odśpiewano polski hymn narodowy.



Przed ambasadą został odczytany list do przyjaciół Węgrów. Został przekazany na ręce zastępcy ambasadora, radcy politycznego Imre Molnára.

Oto treść listu:

Drodzy węgierscy Przyjaciele! W tych wielkich i trudnych dla Waszego narodu i państwa dniach przesyłamy Wam wyrazy naszej solidarności i przyjaźni.

Solidarność Polski i Węgier ma długą i niezawodną tradycję. Polska była z Wami w czasie powstania narodowego 1848 roku. Byliśmy po Waszej stronie, odmawiając ratyfikacji traktatu z Trianon. A Wy wspieraliście naszą walkę z najazdem sowieckim w 1920 roku, a potem przyjmowaliście polskich wygnańców po najeździe niemiecko-sowieckim w roku 1939. Po katastrofie wojennej, mimo braku niepodległości, wspieraliśmy Waszą walkę o niepodległość w czasie wielkiego powstania 1956.

To wspólne dziedzictwo jest naszą siłą i zobowiązaniem. Wierni tej tradycji przekazujemy wyrazy uznania dla działań, jakie podjęliście dla odrodzenia Waszej Ojczyzny. Wasza nowa Konstytucja ma jednak znaczenie nie tylko dla Węgier, wskazuje zasady ważne dla nas wszystkich: zasady cywilizacji chrześcijańskiej, suwerenności i tradycji narodowej, prawa do życia i praw rodziny, potępienia zła komunizmu. Dzieło, które podjęliście, służy dobru wspólnemu całej Europy, a szczególnie skrzywdzonym przez komunizm narodom naszego regionu – Europy środkowej. Byliśmy i będziemy razem.

Niech Bóg błogosławi Waszej pracy! Boże błogosław Węgrów!

Grzegorz Górny, Marek Jurek, Jan Maria Jackowski, Jacek Kowalski, Paweł Milcarek, Jan Pospieszalski, Piotr Semka, Zbigniew Ziobro

Pod listem podpisywali się też uczestnicy pikiety.


Ambasada przekazała organizatorom pikiety list Polonii węgierskiej w obronie Węgier, zachęcający do uczestnictwa w demonstracji w Budapeszcie. List został odczytany przez Krzysztofa Kawęckiego.

Drodzy Przyjaciele,
My żyjący na Węgrzech Polacy, w imię naszej narodowościowej jedności, nigdy nie wchodziliśmy w żadne układy partyjne, nie opowiadaliśmy się po stronie żadnej opcji politycznej. Tak myślimy i dziś. Teraz jednak nie o partię chodzi.


Obecnie całe Węgry znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie zewnętrznym, będąc ściskane mackami globalnej, światowej finansjery. Wywierany jest na nie niespotykany dotychczas nacisk w celu pozbawienia ich narodowej niezależności.

Węgry w 2010 roku opodatkowały banki i wielkie firmy handlowe, które wcześniej od podatku były zwolnione, a zyski w dużej mierze wywoziły za granicę. Wszystko to odbywało się kosztem coraz bardziej ubożejącego, węgierskiego społeczeństwa. Stąd zmasowany atak, aby zmusić Węgry do uległości, do odstąpienia od racjonalnej, sprawiedliwej i pronarodowej polityki.

Musimy pamiętać przy tym, że dziś atakowane są Węgry, bo one w sytuacji olbrzymiego wewnętrznego kryzysu i zadłużenia pierwsze miały odwagę przeciwstawić się światowemu złu. Jutro w analogicznej sytuacji może znaleźć się tak samo jakikolwiek inny kraj, który jest też okradany, a dla którego podobnie jak dla Węgrów, ważna jest wolność narodu, własnej historii i kultury. Takim drugim krajem może niedługo okazać się Polska.

Pod koniec manifestacji do wiecujących dołączył Węgier, który odśpiewał hymn narodowy swojego kraju i podziękował za poparcie i solidarność wobec narodu węgierskiego.

IMG_2722mb

IMG_2727mb

IMG_2735mb

IMG_2787mb

IMG_2818mb

IMG_2775mb

IMG_2878mb

IMG_2871mb

IMG_2698b

IMG_2817mb

IMG_2846mb

IMG_2713mb

IMG_2830mb

IMG_2780mb

IMG_2893mb

IMG_2883mb

Relacja Bernard i Margotte.

piątek, 20 stycznia 2012

"Trzeba rekonstruować tradycyjną kulturę polską" - wieczór autorski Wojciecha Wencla

"Chodzi o to, by Smoleńsk, który wyzwolił w Polakach falę energii, stał się także impulsem do zmiany nie tylko politycznej, nie tylko kulturalnej, ale zmiany obyczajowości" - powiedział poeta Wojciech Wencel podczas wieczoru autorskiego. - "Najistotniejszy cel II obiegu - rekonstruować tradycyjną kulturę polską, która została całkowicie wyparta i robić to z dumą".
IMG_2524mbx


W kawiarni Serafino mieszczącej się w domu Pielgrzyma Amicus odbył się wieczór autorski Wojciecha Wencla, zorganizowany przez Zespół Edukacyjny Solidarnych 2010.

Poeta recytował wiersze z tomu „De profundis”, jak i z wcześniejszych zbiorów poezji ("Podziemne motyle"), opowiadał o swojej twórczości, poetyckiej i publicystycznej (jest felietonistą tygodników „Gość Niedzielny” i „Gazeta Polska”, współpracownikiem „Arcanów”, opublikował zbiór "Niebo w gębie"), mówił o konieczności budowania II obiegu. Odpowiadał na pytania i oczywiście podpisywał swoje tomiki i książki.

Warto dodać, że Wojciech Wencel jest laureatem Literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza za tom "De profundis", w którym znalazły się utwory poświęcone tragedii smoleńskiej czy rzezi na Wołyniu w 1943 roku.
(W listopadzie ubiegłego roku przygotowaliśmy relację z tej uroczystości:
http://www.blogpress.pl/node/10429 )

Poproszony na początku spotkania o rozwinięcie słów, które wypowiedział m.in. podczas wręczania tej nagrody: „Pisząc utwory, które później złożyły się w „De profundis”, głęboko odczuwałem ciągłość pokoleń. Jak napisałem w jednym z wierszy, „patrzyły na mnie jak w lustro wierne oczy poległych. To samo dotyczy dawnych poetów, których głosy rozpoznawałem na poziomie języka”, odparł:

„To się odbywa w trakcie pisania na poziomie języka, poprzez skojarzenia, poprzez to, że w pewnych frazach, które do mnie przychodzą, rozpoznaję nutę np. mickiewiczowską czy Czechowicza czy Herberta, Lechonia. Nigdy wcześniej nie miałem takiego doświadczenia na taką skalę. (..) Tutaj miałem to doświadczenie bardzo silnej obecności tych dawnych poetów.(..) Każda z tych fraz przychodziła jako odpowiedź na jakąś moją frazę. Później polegało to na rozwijaniu, (..) Miałem w tym wszystkim poczucie jakiejś wspólnoty poetów. To pozwoliło mi zrozumieć dobrze to co Jarosław Marek Rymkiewicz nazwał morzem języka poetyckiego poza czasem, że wszyscy poeci w pewnym sensie istnieją w takim wiecznym teraz i oni bez względu na to kiedy się urodzili, przemawiają ze środka czasu. (…) Zawsze ta przestrzeń, do której wchodziłem, ten środek czasu, był pusty, był tam Bóg, ale nie było ludzi, za chwilę się okazuje, że jest tam tłoczno od poetów i to było niesamowite przeżycie. (..) Wzruszałem się tym spotkaniem (..) że tak żywo odczuwam ich obecność i że im zależy na tym, żeby brać udział w pisaniu tego tomu. (..) Po Smoleńsku oni wydawali mi się bardziej żywi niż zmarli, a ja czasami zastanawiałem się, czy jeszcze żyję czy jestem po tamtej stronię. To Smoleńsk otworzył groby historii, pozwolił ożyć poetom i dawnym bohaterom. Pozwolił im do nas mówić. (…) Smoleńsk oświetlił naszą historię, oświetlił te miejsca historii, które mogą nas czegoś nauczyć i które wchodzą w dialog z naszym doświadczeniem. (..) Smoleńsk jest najważniejszym wydarzeniem naszego pokolenia czy naszych pokoleń żyjących współcześnie”.

IMG_2502mb

Nawiązując do polemiki z realistami czy tymi, którzy uważają, że nie powinno się budować alternatywnego II obiegu, lecz korzystać z mainstreamu, odpowiedział, że powstanie II obiegu niesie pozytywne wartości dla tej wspólnoty: „Zatrzymaliśmy się w biegu, aby odzyskać swoją tożsamość” – powiedział. W przeciwnym wypadku nastąpiłby powrót do tego, co było. „Trzeba budować pozytywne zaplecze, jednoczyć się. To jest najistotniejszy cel II obiegu, rekonstruować tradycyjną kulturę polską, która została całkowicie wyparta i robić to z dumą. To my jesteśmy centrum. I nie zrobimy tego bez pomocy tych, którzy byli przed nami, bez powrotu do tradycji”.

Analizując obecną rzeczywistość powiedział: Dzisiejsza kultura jest kulturą cyników i szyderców. J.M. Rymkiewicz mówił kiedyś o terrorze szyderców. (…) Cała kultura europejska jest oparta na czymś poważnym - na krwi i krzyżu, na cierpieniu, natomiast rządzą nami szydercy, ludzie, którzy się śmieją ze wszystkiego. (..) Taka ma być nowa kultura – ironiczna, prześmiewcza. Przecież to są ludzie, których żadne wartości nie interesują. Doszło do tego, że ludzie po uniwersytetach, doktorzy śmieją się z tych samych dowcipów, co Kuba Wojewódzki czy ci chłopcy co sikają do zniczy na Krakowskim Przedmieściu.

Dlatego, jak mówił Wencel, to my musimy podjąć trud odbudowy kultury. Trzeba napisać na nowo historię literatury, w której zabrakło takich pisarzy i poetów jak Florian Czarnyszewicz (z jego powieścią „Nadberezyńcy”) czy Kazimierz Wierzyński, który przecież pisał także po wojnie, choć znamy go głównie z twórczości skamandryckiej („Wiosna i wino”, „Wróble na dachu”). Tymczasem na emigracji pisał dużo, a jednym z jego wierszy jest utwór „Na rozwiązanie Armii Krajowej”.

Trzeba więc pokazywać zapomnianych pisarzy. Chodzi o to, by zgromadzić po jednej stronie tych wszystkich, którzy dotąd byli odsuwani – twórców, pisarzy, kompozytorów, malarzy. Trzeba ich pokazać i wtedy dopiero będzie to przekaz dla innych. Tu chodzi o odbudowę całej kultury – dodał Wencel. Postawa wielu twórców, którzy „nie chcieli zapisać się do salonu”, postawa wyrzekania się sławy i wysokich nakładów, pozostawania w cieniu jest wartościowa pod względem chrześcijańskim, ale „w interesie polskiej kultury jest to, żeby pokazać, że państwo nie funkcjonuje normalnie, a ludzie dowiedzą się o tym, gdy pokażemy skalę tego zjawiska, ilu nas jest, ilu przeszło podobną drogę.” – mówił Wojciech Wencel. – „drogę od dobrze zapowiadających się twórców, którzy w pewnym momencie wybrali dawanie świadectwa prawdzie i wtedy skończyły się recenzje”.

IMG_2636mb

Pytany o stosunek do mediów mainstreamowych, powiedział: Ci którzy pozostają w głównym nurcie tworzą alibi dla kultury III RP, która jest oparta na kłamstwie. „Im się tylko wydaje, że są traktowani przez ogół jako normalni publicyści”.

Według Wencla, II obieg jest próbą odzyskania wolności. Ci, którym się wydaje, że są w głównym nurcie (jak Warzecha, Wildstein), tak naprawdę nie są do niego zaliczani. Przy czym oni „są ustawiani. To nie jest dialog równorzędny” – mówił, odnosząc się do polemik Rzeczpospolitej z Gazetą Wyborczą. „To jest dialog konia z mrówką, biorąc pod uwagę możliwości środowiska Gazety Wyborczej (..) Oni też mówią do przekonanych tak naprawdę. Wolą się oszukiwać, że ich wyważenie jest zauważane w świecie. Tego nikt nie zauważa”.

To nie jest gra argumentów. – tłumaczył Wencel. - Tu są wykorzystywane socjotechniczne chwyty, żeby ich ośmieszyć, żeby pokazać jako takie getto; ludzi, którzy nie przystają do współczesnego świata.

Ważne jest wyznaczenie granicy, żeby było wiadomo, kto jest kim, bo ludzie są zagubieni.

Według Wencla,„II obieg nie jest ucieczką, jest pójściem na konfrontację - kultury, dwóch wizji świata"..

Przypomniał też, że inaczej jest określany teraz np. Mickiewicz, nie mówi się o nim jako o wieszczu, ale jako o Towiańczyku, sekciarzu.

„Świat ma zostać sformatowany – powiedział poeta.– Za pięć lat już nie będziemy się różnić, wszyscy będziemy sformatowani. Ta droga I obiegu tak wygląda.

Odnosząc się ponownie do publicystów pozostających w głównym nurcie, Wojciech Wencel dodał: „Oni będą stopniowo zmiękczać swoje argumenty. Jak im już wycofają Palikota, to powiedzą: Nie jest źle. Osiągnęliśmy to, że Palikot… I wrócą do tej kultury z Baumanem, Michnikami i dalej będą w tym egzystować i dalej będą się „pięknie różnić. A na koniec przestaną się różnić i powiedzą: Ważne, że się nie kłócimy i że to jest wartość".

„Chodzi o to, by Smoleńsk, który wyzwolił w Polakach falę energii, stał się także impulsem do zmiany nie tylko politycznej, nie tylko kulturalnej, ale zmiany obyczajowości" - powiedział Wojciech Wencel.

Przywołał też słowo często obecnie używane w mediach: „narracja”. „Dlaczego ludzie wybierają to co jest głupie, a nie to co jest prawdopodobne? Bo to jest część narracji. Liczy się spójność narracji, najbardziej absurdalnej, ale odwołującej się do najniższych instynktów: zawiści, szyderstwa wobec czegoś poważnego. Na tym polega popularność PO, że mediom udało się wytworzyć mechanizm, który jest istotą zła. Przedstawić wszystkich dookoła jako podłych. Ten mechanizm jest strasznie prostacki”.

Na pytanie o to, czy był zachęcany do tego, by zmienić tematykę swojej poezji czy publicystyki i tym samym przyłączyć się do głównego nurtu, przytoczył przykład rozmów ze Stefanem Chwinem czy Jerzym Stuhrem. Dodał, że powiedziano mu, że „jest wiele wybitnych ludzi w Polsce, którzy uważają Pana za świetnego poetę, ale nie mogą tego powiedzieć publicznie ze względu na Pana poglądy. To zostało powiedziane wprost. Ja się poczułem jak na werbunku. To nie jest jednostkowy przykład”.
Przy tym na takie rozmowy są wysyłani ludzie ze znanymi nazwiskami, którzy de facto mówią językiem ubeków.

„Ja się na coś takiego nie godzę” – podkreślił Wencel. – Wolę nie być pisarzem w tym świecie.

Jednak powiedział, że do wielu ludzi przemawia argument ekonomiczny, gdyż za krótki tekst opublikowany w mainstreamowym czasopiśmie dostaje się większe wynagrodzenie niż za dłuższy w niezależnym piśmie.

„To ich decyzje.” – dodał. - „Ale chodzi o to, żeby oni sobie uświadomili, że bardzo blisko od takiej postawy, wbrew ich intencjom, do zdrady elit. Do powtórzenia tego, co było w komunizmie. Kiedy intelektualiści odrywają się od narodu, zaczynają uważać, ze Polska zaczyna się w warszawskich restauracjach, w świecie mediów, nie mają kontaktu ze swoim czytelnikiem, nie chcą reprezentować jego interesów, tylko traktują to jako rzemiosło. Jest bardzo łatwo oderwać się od tego narodu i ugrzęznąć”.

Nawiązując do prób przekonania „lemingów” powiedział: „Trudno sobie wyobrazić to, że ktoś przeczyta błyskotliwy tekst prawicowego publicysty i stwierdzi: O! Wszystko co do tej pory robiłem było idiotyzmem. (..) Musi nastąpić jakiś krach, żeby oni stwierdzili: Ach, ten Tusk to jednak nie jest taki super, bo zabiera mi pieniądze. Być może to zdejmie z nich te czarne okulary w spojrzeniu na konserwatywne formacje. Na siłę ich nie zmienimy."

II obieg, jak podkreślił, skierowany jest do tych, którzy czytają książki, interesują się kulturą, pozostali będą reagować na zmiany ekonomiczne, na to co będzie się mówiło w mediach.

"Jestem zbudowany tym, co widzę na Krakowskim Przedmieściu. Polityka jest konsekwencją wartości, ale wartości są na pierwszym miejscu". - podkreślił Wojciech Wencel.

Pod koniec spotkania mówił o najważniejszej książce swego życia, którą zabrałby na bezludną wyspę. To "Nadberezyńcy" Floriana Czarnyszewicza (1895-1964), którą odkrył dzięki "Arcanom". To obraz mieszkańców polskich Kresów, zamieszkałych za Berezyną w latach kształtowania się granic II Rzeczpospolitej. Jak powiedział, jest to książka napisana z miłością do szczegółu ich życia codziennego i obyczajów. "To jest polski Kosmos. To jest Mackiewicz, ale bardziej chrześcijański. Jest lepsze niż Mackiewicz, moim zdaniem. To niesamowita książka." - dodał Wencel.

"To jest też ważne w II obiegu, żeby każdy z nas znajdował to co zaniedbał, żyjąc w I obiegu. Szukać takich miejsc w kulturze, żeby rodziły się z tego autentyczne fascynacje, spotkania, które zostawiają ślad, które nas rozwijają. I to buduje też naszą siłę. To nie jest tylko polemika, to nie jest antysalon. To jest coś realnego, co stanowi o naszej tożsamości".




Cz. 1 (Początek spotkania i recytacje)



Cz. 2 (Rozmowa - odpowiedzi na pytania)





IMG_2457mb

IMG_2512mb

IMG_2467mb

IMG_2439mb

IMG_2580mb

IMG_2523mb

IMG_2653mb

IMG_2531mb


IMG_2679mb

Relacja: Margotte

Spotkanie odbyło się 18 stycznia.