sobota, 30 marca 2013

Życzenia wielkanocne 2013

Wszystkim blogerom, komentatorom i czytelnikom Blogpressu życzymy radosnych i pełnych nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego
zespół Blogpress.pl.

darmowy hosting obrazków

Hans Memling, Zmartwychstanie

Czy Armia Ludowa zasługuje na aleję swojego imienia?



Stowarzyszenie KoLiber od wielu miesięcy prowadzi akcję „Goń z pomnika bolszewika” która ma na celu dekomunizację i desowietyzację przestrzeni publicznej polskich miast. W siedzibie Stowarzyszenia odbyła się konferencja w sprawie nazwy jednej z głównych arterii Warszawy Alei Armii Ludowej. Udział wzięli Olga Johann wiceprzewodnicząca Rady m.st. Warszawy, Leszek Żebrowski historyk i publicysta specjalizujący się w tej tematyce, prezes Stowarzyszenia KoLiber Jakub Kulesza, oraz wiceprezes Stowarzyszenia KoLiber i koordynator akcji „Goń z pomnika bolszewika” Piotr Mazurek.



„Tym razem spotykamy się, aby odkłamać historię Armii Ludowej. Wydawałoby się, że ta historia powinna być każdemu znana, ale okazuje się, że nawet politycy często jej nie znają i powtarzają tezy występujące w podręcznikach do historii z czasów PRL” - powiedział prezes Stowarzyszenia KoLiber Jakub Kulesza, otwierając zorganizowaną przez tą organizację w ramach akcji „Goń z pomnika bolszewika” konferencję prasową pod tytułem: „Czy Armia Ludowa zasługuje na aleję swojego imienia?”

Jak mówił na początku spotkania z dziennikarzami szef KoLibra, prowadzony od ponad roku przez stowarzyszenie projekt „Goń z pomnika bolszewika” powstał w wyniku poczucia odpowiedzialności wobec bohaterów z AK i NSZ, którym jesteśmy winni rzetelność i prawdę historyczną. Kulesza przypomniał też w dużym skrócie o sukcesach, jakie inicjatywa na rzecz dekomunizacji przestrzeni publicznej odniosła w różnych częściach kraju.

DSC_0018_m

Następnie głos zabrał wiceprezes Stowarzyszenia KoLiber i koordynator akcji „Goń z pomnika bolszewika” Piotr Mazurek, który wyjaśnił, dlaczego przedmiotem konferencji jest akurat AL.

„Nasza konferencja odbywa się właśnie teraz, ponieważ w ostatnim czasie władze warszawskiej PO ogłosiły, że rozważą częściową dekomunizację nazw ulic Warszawy, ale z zastrzeżeniem, że niezmienione pozostaną nazwy upamiętniające tych, którzy zginęli w czasie wojny. Wśród nazw, które mają pozostać bez zmian wymieniono Al. Armii Ludowej” - powiedział Mazurek i poprosił o opinię na temat tej decyzji partii rządzącej stolicą współpracującego z KoLibrem historyka, współautora głośnej publikacji „Tajne oblicze GL-AL i PPR. Dokumenty” Leszka Żebrowskiego.

„Przyjmuje się, że Armia Ludowa była jedną z wielkich organizacji konspiracyjnych walczących podczas II wojny światowej z Niemcami. Ta wielkość miała polegać na tym, że miało być ich między 50, a 100 tysięcy. Wszystko to bierze się z propagandy, która miała miejsce do 1989 roku. Komuniści przedstawiali siebie w sposób świetlany. Wszystko, co się dało kradli organizacjom niepodległościowym, rozbudowywali na papierze swoje szeregi do granic możliwości. Pisali o rzekomych bitwach stoczonych z Niemcami, w których miało ginąć po parę tysięcy Niemców” - mówił badacz najnowszej historii Polski.

„Prawda o AL jest jednak inna, bardzo prozaiczna, przykra i straszna jednocześnie. Była to organizacja, przez szeregi której przewinęło się zaledwie 5-6 tys. ludzi. Góra formacji to byli sowieccy skoczkowie, ludzie przeszkoleni przez sowieckie służby do działalności wywrotowej, dywersyjnej i ideologicznej. Byli tam uczestnicy wojny domowej w Hiszpanii czy działacze KPP, którzy przeżyli pogrom stalinowski z 1938 roku. Natomiast doły, których nie było, uzyskano w ten sposób, że zagospodarowano zwykłe bandy rabunkowe działające w terenie, a bandytyzm był potworną plagą podczas okupacji. Wynikało to z opróżnienia więzień w 1939 roku. Jedyną ceną, jaką ci bandyci musieli zapłacić, to dzielić się łupami. I to w raportach GL-AL jest rzeczą nagminną” - zaakcentował Żebrowski.

„Mówiąc o tym, że AL to oddziały bandziorskie - cytuję ich własne dokumenty. Oni prowadzili ewidencję łupów. W żadnym dokumencie podziemia niepodległościowego się z tym nie spotkałem. To jest tylko w dokumentach GL-AL” - kontynuował, cytując przykłady takich meldunków.

„Odział im. Puławskiego melduje, że w czasie akcji zdobyto: 1 zegarek damski złoty, 1 zegarek damski zwykły, dwie obrączki złote, jeden pierścionek złoty, dwa kolczyki złote oraz pieniędzy w sumie 4 tys. złotych. To nie Niemcy chodzili po lesie w damskich pierścionkach. Obrabowana była ludność cywilna - podkreślał historyk.

DSC_0024

W dokumentach konspiracyjnych mówi się wręcz o dwóch równoległych okupacjach: w dzień niemieckiej, a w nocy bandyckiej, której częścią była działalność GL-AL. Najazdy na wieś to są gwałty, morderstwa, rabunki, pobicia. To jest nagminne. Gdy ludność cywilna reagowała samoobroną, nazywano to współpracą z Niemcami. Były takie sytuacje, że chłopi uzbrojeni w widły łapali członków GL i oddawali ich Niemcom. Warto sobie wyobrazić, co ci ludzie robili, że stali się dla tych chłopów większym wrogiem od Niemców - zaznaczał.

„W pamiętnikach ludzi z GL-AL pojawiają się wręcz sformułowania typu: „Nigdy lepiej nie jadłem, jak za okupacji niemieckiej.” - dodał i podał kolejny przykład tego, jak działała komunistyczna partyzantka:

„Specgrupa Sztabu Głównego AL wykonuje akcję finansową w Warszawie i zdobywa następujące rzeczy: 1 apaszka damska, 1 halka damska, 2 pary pończoch, 1 ołówek, 3 grzebienie, teczka skórzana, portfel, papierośnica, okulary, pół kilograma wełny, 11 kg słoniny, 1 krzyżyk, 1 łańcuszek, 1 bransoleta, pierścionek, stara moneta, zegarek, 1 flaszeczka perfum 1 para skarpet. Jeśli to się dzieje na szczeblu najwyższym, to warto sobie wyobrazić, co oni robili w terenie. Sam Gomułka w swoich pamiętnikach wyraźnie napisał, że GL-AL finansowała swoje działania z napadów i działo się to za pełnym przyzwoleniem zwierzchników. - kontynuował Żebrowski.

Następnie historyk przeszedł do kwestii związanych z politycznymi strategiami komunistycznego podziemia, cytując fragment dokumentu GL-AL mówiącego o tym, że formacja lawiruje między dwoma wrogami: żandarmerią niemiecką i Armią Krajową

Dla GL-AL wrogiem ważniejszym było Polskie Państwo Podziemne. Niemcy byli zbyt silni, żeby z nimi walczyć i oni sobie tego trudu nie zadawali. Cały wywiad GL-AL nastawiony był na rozpracowanie organizacji niepodległościowych - dodawał prelegent.

Michał Żymierski ps. „Rola”– naczelny dowódca Armii Ludowej, a potem Ludowego Wojska Polskiego to były oficer zdegradowany przed wojną za złodziejstwo i wyrzucony z wojska. Po odbyciu kary został zwerbowany przez NKWD i pracował dla Sowietów. Marszałkiem Polski zrobił go Stalin. On w czerwcu 1945 wydał rozkazy nawołujące do popełniania zbrodni wojennych, do rozstrzeliwania dowódców oddziałów niepodległościowych - mówił dalej Żebrowski.

DSC_0019_m

Komuniści dziś bronią się tym, że brali udział w Powstaniu Warszawskim, ale dokumenty, które oni sami pozostawili na ten temat są przerażające. Oni mieli własny plan Powstania Warszawskiego. Już w lutym 1943 szef sztabu okręgu warszawskiego GL Stanisław Skrypij (w Warszawie przez wiele lat był on patronem szkoły i ulicy) opracował plan, który został zaakceptowany następnie przez jego dowództwo. Oni zakładali sytuację analogiczną do 1918 roku, czyli, że Niemcy będą się wycofywać, a „siły reakcyjne”, jak oni to określają, będą chciały wywołać powstanie, bo ten kto przejmie kontrolę nad Warszawą, przejmie kontrolę nad całym krajem. I oni założyli sobie, że uprzedzą „reakcję”. Skrypij proponuje, żeby nie wdawać się w jakieś bijatyki z Niemcami, zgromadzić tyle sił, ile to będzie możliwe i w pierwszych godzinach powstania opanować najważniejsze punkty w mieście. Z drugiej strony chciano sprowadzić lumpenproletariat z zewnątrz, który miał uderzyć równocześnie, ale nie na Niemców, tylko na siły „faszysty polskiego”, jak jest to sformułowane w tym planie. I wtedy „siły reakcyjne” będą ujęte w kleszcze. Plan zakładał, że w czasie chaosu wywołanego zrywem, będzie można bezkarnie mordować przeciwników politycznych czyli siły Polskiego Państwa Podziemnego - przypominał historyk.

Jak mówił dalej, plan ten nie został zrealizowany z powodu zbyt małej liczebności komunistów. Odnosząc się do tego, jak AL ostatecznie zachowywała się, gdy wybuchło Powstanie, Żebrowski mówił: Dowódca Powstania Warszawskiego gen. Monter napisał, że stan faktyczny sił AL w powstaniu to 1 pluton względnie uzbrojony, liczący ok. 40 osób. Część z tych ludzi uciekała z barykad. Punktem wyjścia do oceny ich roli w Powstaniu może być stan AL tuż przed jego wybuchem. Oni mieli wtedy 6 sztuk broni, trochę granatów i butelek samozapalających. Nie przeszkodziło to komunistom twierdzić później, że oddziały AL biorące udział w walkach liczyły 700, a nawet 1000 osób - podkreślał.

W latach 70. ZBoWiD stworzył nawet na papierze Międzynarodową Żydowską Brygadę Armii Ludowej, która miała walczyć w Powstaniu Warszawskim. Nie wiadomo gdzie walczyła, ani jakie było jej dowództwo. Gdy okazało się, że ta Brygada zaczęła się rozwijać do granic możliwości i ZBoWiD został zatkany ich literaturą, nastąpiły postępowania wewnętrzne wobec kilku osób, które brały udział w tym przedsięwzięciu. Sprawę przerwano, aby „reakcja” w postaci Radia Wolna Europa nie miała używania, ale to spowodowało, że w publikacjach zagranicznych historyków ta jednostka wciąż jest wymieniana. Jednostka, której nie było - zaakcentował Żebrowski.

W kolejnej części swojego wystąpienia, historyk przypominał, że podziemie komunistyczne na ogromną skalę przypisywało sobie antyniemieckie akcje AK i NSZ.

W ich propagandzie NSZ to byli kolaboranci od początku do końca, a AK stała z bronią u nogi. Tylko AL walczyła z Niemcami. Oni przypisali sobie tysiące akcji zbrojnych, rzekomo zabili dziesiątki tysięcy Niemców, wysadzili setki pociągów i mostów. Komuniści przyznają się np. do akcji na najwyżej postawionego oficera niemieckiego, który zginął na terenie ziem polskich, dowódcę 174. Dywizji Piechoty Wehrmachtu gen. Kurta Rennera, którego 26 sierpnia 1943 zlikwidował oddział NSZ. Po wojnie partyzanci z GL-AL pisali książki o tej akcji, robili z tego doktoraty. Akcja „Wieniec” poszła w raportach do Moskwy jako akcja komunistyczna. Wielkie bitwy, jakie stoczyli partyzanci podziemia niepodległościowego GL-AL przypisywała sobie - mówił dalej historyk.

Jest jeszcze jeden rys, o którym się mówi najmniej. Jest to oblicze antysemickie GL-AL. Jest to zespół działań przeciwko ludności żydowskiej ukrywającej się w lasach. Były to głównie żydowskie kobiety i dzieci. Ci ludzie byli mordowani przez bandziorów o obliczu komunistycznym w sposób niezwykle okrutny. Jest na ten temat bardzo wiele materiałów w archiwach. Po wojnie były prowadzone postępowania prokuratorskie które były ukrywane, a jawne procesy pokazowe w tych samych sprawach robiono żołnierzom AK i NSZ. W to byli zamieszani wysocy dowódcy GL-AL tacy jak Grzegorz Korczyński czy Edward Gronczewski - przypominał.

I to jest cała historia do napisania na nowo. Zmiana ulic byłaby symbolem, że odchodzimy od tej nieprawdy. Większość ludzi dzisiaj nie ma zielonego pojęcia o tym, czym były te formacje. I na tym żerują środowiska postkomunistyczne - podsumował swoje wystąpienie Żebrowski, dodając, że zmianę nazwy Al. Armii Ludowej w latach 90. postulował nawet.... prof. Zbigniew Brzeziński.

Następnie głos zabrała wiceprzewodnicząca Rady m.st. Warszawy Olga Johann, która podobnie jak Leszek Żebrowski jest członkiem Honorowego Komitetu Poparcia akcji „Goń z pomnika bolszewika”

Mogę powiedzieć, że teraz jest jakaś szansa na zmianę nazwy tej ulicy, bo PO nie jest jednoznaczna. W zależności od sytuacji politycznej zmienia się jej nastawienie. W początkowym etapie byli nastawieni raczej pozytywnie, potem nastąpiło ogromne zaostrzenie. Teraz są próby jakichś rozmów” - mówiła.

Tylko działalność społeczna da jakąś szansę na ruszenie sprawy. Decydują radni, którzy nie mają w większości wypadków zielonego pojęcia o co chodzi. Oni mają dyscyplinę partyjną. Przewaga PO w radzie Warszawy jest jednoznaczna, a głosowanie jest ustawione. Przewodniczący mówi: głosować tak lub inaczej i radnych nic nie obchodzi - dodała Johann.

„Kiedy chciałam zaprosić na komisję nazewnictwa historyka, nie wyrażono zgody. Nie chcieli brać do ręki materiałów IPN. Nazwa ulicy Żołnierzy Wyklętych przeszła dlatego, że oni nie wiedzieli kim byli ci żołnierze. Rondo Józefa Mackiewicza przeszło tylko dlatego, że oni wiedzieli, że to był pisarz antykomunistyczny” - kontynuowała.

Następnie dodała, że ludziom wmówiono, że zmiana nazwy ulicy to potworne koszty. Odwołała się tu do przykładów prób zmiany nazw ulic działacza KPP Juliana Bruna i wspominanego przez Gomułkę odnośnie akcji rabunkowych GL działacza komunistycznego z okresu wojny Mieczysława Ferszta. W obu przypadkach doszło do protestów mieszkańców.

DSC_0032_m

Działacze KoLibra zapowiedzieli na koniec konferencji, że są przygotowani na długotrwałą batalię o zmianę nazwy Al. Armii Ludowej i, że będą konsekwentnie przypominać o sprawie władzom Warszawy aż do skutku. Równocześnie wysunęli propozycję, żeby w ramach historycznego wyrównania rachunku krzywd Al. Armii Ludowej zmieniła nazwę na Al. Narodowych Sił Zbrojnych, których żołnierze byli mordowani przez członków GL-AL, a których antyniemieckie akcje komuniści przypisywali sobie, równocześnie zrzucając często na NSZ winę za zbrodnie popełniane przez GL-AL np. na ludności żydowskiej.

Wideo: Włodzimierz Sobczyk Blogpress, Foto: Ewa Lisiecka KoLiber

Od psychomanipulacji do opętania

RRR01
– Żyjemy w czymś co można nazwać ogrodem koncentracyjnym, czyli miejscem, w którym ludzie zamykają się sami, odbierając sobie wolność. Jeśli w kulturze nastąpi odwrócenie pojęć, jeśli dobro oznacza zło, zabijanie dzieci pod sercem matki oznacza prawo, a zabijanie staruszków to miłosierdzie, to już nikt wolności odbierać nam nie musi – mówił Robert Tekieli na spotkaniu zorganizowanym przez Warszawski Klub Gazety Polskiej. Towarzyszyli mu Rafał Ziemkiewicz i Robert Kamać.

Spotkanie poświęcone było psychomanipulacji, uzależnieniom i opętaniu – jak się przed nimi bronić i jak uwolnić, jeśli padnie się ich ofiarą.

Rafał Ziemkiewicz zwrócił uwagę, że uzależnienie czy to od alkoholu, nikotyny, hazardu, seksu czy zakupów odbiera człowiekowi wolność. Substancja uzależniająca aby okazała się skuteczna musi jednak trafić na podatny grunt.

– Problem naszych czasów polega na tym, że mamy do czynienia z całymi systemami, które z różnych przyczyn poszukują w człowieku tej słabości i znajdują ją. Albo wręcz starają się ją wykreować. Na przykład w ten sposób działają dilerzy narkotyków, którzy nawet pierwsze działki mogą dawać za darmo aby kogoś uzależnić, kto będzie później ich stałym klientem. Jak się kogoś uzależni, to on się staje niewolnikiem konsumpcji tego, od czego jest uzależniony. Jego całe życie zostaje zdemolowane: psychika, duchowość, relacje z innymi osobami, człowiek zostaje zniszczony. Czy mówimy o narkotykach, pornografii, używkach, czy innych towarach, które wedle haseł reklamowych ludzie „muszą mieć”, czy mówimy o ideologiach, mechanizm jest ten sam. Ideologia też odwołuje się do jakiejś ludzkiej słabości.

RRR06

Sztuka manipulacji polega też na tym, żeby ludzi uzależniać powoli, stopniowo, metodą „gotowania żaby". Takimi "gotowanymi żabami" są zdaniem publicysty niektórzy przedstawicieli polskiej elity.

– Jak się wrzuci żabę do wrzątku, to ona ucieknie, ale jak się ją wrzuci do zimnej wody i się będzie podgrzewać powoli, to nie zauważy, kiedy się ugotuje. Niezłym przykładem jest to, co zrobiono z całymi środowiskami ludzi kiedyś bardzo zacnych, uczciwych, przejętych ideałami, którzy w ciągu ostatnich lat ulegli kompletnemu zbydlęceniu i potrafią mówić rzeczy niezwykle podłe. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział, że w sytuacji tragedii, kiedy człowiek zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, wdowa traktowana będzie jak wróg za to, że chce wiedzieć, kto leży właściwie w grobie jej męża, że będzie się z niej publicznie szydzić, że urządza jakieś wykopki w grobie zamiast przyjąć do wiadomości, że to nie ma znaczenia, że będzie się ją znieważać za to, że nosi żałobę, mówiąc, że czas minął i że należy zapomnieć… gdybyśmy to powiedzieli tym ludziom kilka lat temu, to by się śmiertelnie obrazili, że to jest haniebne podejrzenie bo to jest im obce. Tymczasem całe środowisko ludzi ze świecznika, ludzi wydawałoby się na poziomie, samo doprowadziło się do kompletnego zbydlęcenia z nienawiści i ze strachu przed utratą pozycji społecznej.

Rafał Ziemkiewicz zauważył, że zarabianie może polegać na wciskaniu ludziom tego, co odmienne i co wiąże się z łamaniem tabu jak ma to miejsce w przypadku pornografii czy szokujących zabawek. Ci co chcą rządzić mogą z kolei wywoływać wrażenie, że modne jest stawianie świata na głowie i oni są takiego podejścia przewodnikami. Na tym polega też intoksykacyjna rola mediów, które krok po kroku, z chęci przyciągnięcia uwagi, pokazują, że pewne łamanie norm jest dozwolone, wspierając dodatkowo ten pogląd dyżurnymi autorytetami. A już samo przekraczanie sprawia niektórym – jak to określił publicysta – perwersyjną radość. Zauważył też, że euro-amerykański krąg kulturowy uruchomił mechanizm samodestrukcji, którego nie widać zupełnie w cywilizacji muzułmańskiej czy chińskiej. Zdaniem Ziemkiewicza współczesna kultura wręcz uzależniła ludzi od tego, że jakieś bariery muszą być stale obalane.

RRR04

Robert Tekieli zwrócił uwagę, że to łamanie barier to jest cała tzw. kultura przekroczenia, która żeruje na naszych emocjach. W modzie jest czynienie rzeczy nieważnych, ale szokujących i wywołujących oburzenie bo wzbudza to zainteresowanie. Niedocenioną rolę odgrywa język, jakim posługuje się współczesna kultura.

– Odkrywam wokół nas kulturę perwersyjnego języka, całkowicie odwróconego. Żyjemy w świecie, w którym brzydota ma być określana jako piękno a zabijanie nie jest niczym złym.

Jako przykład podał zabijanie nienarodzonych dzieci.

– Co się dzieje, gdy podczas aborcji dziecko zacznie oddychać? Lekarze natychmiast zaczynają je ratować, ale do tego momentu je zabijali.

Zdaniem Tekielego z głównego obiegu kultury usuwany jest język objawienia. Inwersja języka służy tak naprawdę ludziom, którzy chcą nad nami panować albo na nas zarabiać.
Niewinne z pozoru rzeczy powodują, że cały świat staje się czymś na kształt sekty z zabawkami w postaci wampirycznych lalek Monster High.

Po antrakcie muzycznym w wykonaniu zespołu "Prosta sprawa"...

RRR09

RRR08

...Robert Tekieli i jego gość Robert Kamać opowiadali o negatywnych skutkach uzależnienia przez różnego rodzaju sekty, ruchy i grup psychomanipulacyjne, praktyki związane z wróżbiarstwem, bioenergoterapią, okultyzmem, wschodnimi sztukami walki itp. Tekieli wskazywał, że najczęściej ofiarą sekt padają młodzi ludzie, którzy mają deficyt uczuć w domu rodzinnym i niską samoocenę. Gdy już się wpadnie w sidła sekty, jej guru staje się najwyższym autorytetem a uzależnienie jest tak silne, że członkowie sekty mogą się bić o to, kto wypije brudną wodę po myciu nóg guru lub założy sobie na głowę jego używaną skarpetę. Taką relację przedstawił jeden z uwolnionych spod wpływu sekty Hare Kriszna.

Sekta jest połączeniem serdeczności i podstępu a wynikiem takiego działania jest okradanie ludzi z wolności, emocji i pieniędzy. W najlepszym przypadku „łowcy wolności”, jak nazwał psychomanipulatorów Tekieli, zabierają tylko czas.

– Serdeczność i podstęp to znaczy, że deklarowane są pozytywne emocje a tak naprawdę członkowie sekt są wykorzystywani. Psychomanipulacja w sektach polega na tym, że cel deklarowany jest inny od głoszonego w wyniku czego ludzi robią rzeczy, których nigdy by nie chcieli i które im szkodzą – przestrzegał Tekieli.

RRR07

Robert Kamać opowiedział o swoim uzależnieniu jakiego doznał, uprawiając tzw. metodą kontroli umysłu według Silvy. Według jego relacji wszystko zaczęło się od ciekawości, od przyniesionej przez ojca książki o tym, że można zwiększyć swoją inteligencję, szybko uczyć się, lewitować, wychodzić ze swojego ciała i wchodzić w innego człowieka a nawet go diagnozować…

Na koniec Tekieli mówił o opętaniu jako o najwyższym stopniu uzależnienia duchowego. Przyznał, że sam był opętany. Opowiadał o przypadkach opętania z jakimi się zetknął. Mówił jak trudno dojść do źródeł zniewolenia. Opętani mają bowiem w głowie mgłę, blokadę podobną do tej jaką mają alkoholicy, którzy nie chcą przyznać się przed sobą, że są uzależnieni. Jego zdaniem efekty zniewolenia od chemii, pornografii czy złego ducha są podobne: człowiek nie włada w pełni swoją wolą, robi rzeczy, których nie chce.

Według Tekielego jeżeli osoba opętana wyrzeknie się złych rzeczy i nie będzie chciała ich robić, a także poprosi Chrystusa w modlitwie albo skorzysta z pomocy kapłana, to jest duże prawdopodobieństwo, że uwolni się od uzależnienia. Pierwszym krokiem jest jednak uświadomienie sobie sytuacji i choćby uzależnienie zostało człowiekowi wmanipulowane, to on musi aktem woli je od siebie oddalić podkreślił Tekieli.

– Bóg jest miłosierny i nie będzie człowiekowi tego pamiętać, ale on musi powiedzieć Bogu „chcę”. Widziałem setki osób, które zostały uwolnione realnie od papierosów, depresji, stanów wahań nastrojów nieadekwatnych do bodźca, niszczących relacji. Mogą być tego przyczyny naturalne, biorące się z dzieciństwa, ze złej socjalizacji, zranień, ale często powodem takich „wewnętrznych śmierci” (że człowiek chodzi ale tak naprawdę nie żyje) to jest długotrwałe trwanie w grzechu.

RRR10

Prelegent zwrócił uwagę na to, że kiedy jesteśmy w sferze duchowej na równi pochyłej, to zły duch nie manifestuje swojej obecności. Ujawnia się dopiero wtedy, kiedy człowiek zaczyna się zbliżać do Boga. Na przykład idzie do spowiedzi z całego życia albo po długiej przerwie. I w tym momencie zaczynają się problemy.

– Zwycięstwem złego ducha jest to, kiedy może się ukrywać, kiedy go nie widać. Jeśli kogoś przekona, że nie istnieje, to jak się bronić przed kimś, kto nie istnieje? W chwili, w której on się ujawni, co objawia pewnymi manifestacjami, to wtedy już przegrał, chyba, że ktoś da się przestraszyć. Ale jeśli pójdzie krok po kroku w spowiedź, w wyrzeczenie się, w modlitwę o uwolnienia, w egzorcyzmy, to jest koniec tej złej istoty.





Relacja: Czarek Czerwiński i Bernard.

Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/92004841@N05/sets/72157633106891497/

Czy to początek końca? O Cyprze w Przeglądzie Tygodnia w Klubie Ronina



Przegląd tygodnia w klubie Ronina poprowadził Rafał Ziemkiewicz. Towarzyszyli mu: Stanisław Janecki i debiutujący w tej roli Marek Magierowski. Wiodącym tematem była sprawa Cypru, oraz korzyści, jakie z zamieszania w strefie Euro odnoszą Niemcy. Mówiono również o liście poparcia dla p(ani) Wójciak, o tym gdzie pan z ruchu swojego imienia trzyma pieniądze, co Tusk ma z tyłu głowy, powrocie do „korzonków” Gowina, szaliku Bieriezowskiego, antypolskim filmie ZDF i godzinie „dla kretyna”.


IMG_1181m

Przegląd tygodnia w klubie Ronina poprowadził Rafał Ziemkiewicz. Towarzyszyli mu Stanisław Janecki i debiutujący w tej roli Marek Magierowski. Wiodącym tematem była sprawa Cypru oraz korzyści, jakie z zamieszania w strefie Euro odnoszą Niemcy. Mówiono również o liście poparcia dla p(ani) Wójciak, o tym gdzie pan z ruchu swojego imienia trzyma pieniądze, co Tusk ma z tyłu głowy, powrocie do „korzonków” Gowina, szaliku Bieriezowskiego, antypolskim filmie ZDF i godzinie „dla kretyna”.


Pierwszym tematem, któremu poświęcili publicyści sporą część wieczoru był Cypr. Dla Rafała Ziemkiewicza to co się dzieje na tej śródziemnomorskiej wyspie to „nie koniec początku, ale początek końca. Widzimy ekipę usiłującą rozbroić bombę atomową metodą prób i błędów". A w skład tej ekipy wchodzą MFW, KE, EBC i tzw. „Eurogrupa”.

Marek Magierowski zanalizował sytuację Cypru. Okazuje się, że prawie jedna trzecia ulokowanych na Cyprze pieniędzy należy do obywateli rosyjskich (ok. 20 mld euro), z czego mogą oni utracić do 40%.

Spadek wartości banków w Europie spowodowała zaś wypowiedź nowego szefa „Eurogrupy”, który stwierdził, że rozwiązanie przygotowane dla Cypru może być wzorem na przyszłość.

Stanisław Janecki, komentując wypowiedź rosyjskiego premiera Miedwiediewa, powiedział: „Po oświadczeniu Miedwiediewa doszedłem do wniosku, że te lewe konta ma tam rząd rosyjski. [...] Strategię tego co się dzieje wokół Cypru nazwałbym strategią Scarlett O’Hara czyli pomyślę o tym jutro, jeśli będzie jakieś jutro - kontynuował.

Konsekwencją zamieszania w strefie euro jest spadek wartości Euro, co jest bardzo korzystne dla niemieckiej gospodarki, a jak zauważył Magierowski następuje spadek oprocentowania niemieckich obligacji. „Był taki moment, kiedy oprocentowanie 10-letnich obligacji niemieckich było poniżej zera. Niemiecki rząd finansuje swoje zadłużenie, właściwie bezkosztowo!”.

Publicyści mówili też o tzw. „liście chooyów” podpisanych w piśmie broniącym Ewę Wójciak. Warto porównać ten wykaz nazwisk z listą osób odbierających prawo do wypowiedzi prof. Krystynie Pawłowicz sprzed kilku miesięcy. „Nigdy nie sądziłem, że zatęsknię za starą dobrą michnikowszczyzną z początku lat dziewięćdziesiątych". - podsumował degrengoladę przeciwników ideowych czy politycznych Ziemkiewicz.

Publicyści mówili też o „expose” Sikorskiego, twitterowych wyznaniach pana z sobowtórem w ręku, wystąpieniu Donalda Tuska na Radzie Krajowej Platformy, tajemniczej śmierci Bieriezowskiego i braku konsekwencji Gazety Wyborczej w sprawie rzezi wołyńskiej. Te i inne tematy w filmie poniżej.




IMG_1186m

IMG_1149m

IMG_1160m

IMG_1137m

P1390621m

IMG_1156m

P1390623m

Relacja: Bernard i Margotte

Jak wygrać wojnę cywilizacyjną z lewicą?

- Za przesunięcie opinii publicznej w lewo w ostatnich latach zarówno w Europie, jak i Ameryce odpowiadają konserwatyści, chrześcijańscy demokraci i inni prawicowcy - powiedział podczas spotkania w Fundacji Republikańskiej działacz pro-life Mariusz Dzierżawski.

Dzierżawski1

Za przesunięcie opinii publicznej w lewo w ostatnich latach zarówno w Europie, jak i Ameryce odpowiadają konserwatyści, chrześcijańscy demokraci i inni prawicowcy” - powiedział podczas spotkania w Fundacji Republikańskiej działacz pro-life Mariusz Dzierżawski.

Wystarczy spojrzeć na ostatnie kilkadziesiąt lat, na to co się działo w USA i w Europie, a zobaczymy, że nastąpiło przesuniecie opinii publicznej w lewo i odpowiadają za to ci, którzy przesuwać powinni ją w zupełnie innym kierunku” - mówił prelegent i odwołał się do konkretnych przykładów takich sytuacji.

Pod ustawami legalizującymi aborcję we Włoszech, w Niemczech i wielu innych krajach są podpisani chrześcijańscy demokraci. To, co teraz dzieje się w rządzonej przez konserwatystów Wielkiej Brytanii czyli wprowadzanie tzw. „małżeństw homoseksualnych” to jest także dobra ilustracja tej tezy” - kontynuował.

Odpowiadając na pytanie o przyczyny takiego zjawiska, Dzierżawski odwołał się do polskiego przykładu.

Pewnego klucza dla zrozumienia tej sytuacji dostarcza „teoria wahadła”, o której mówił minister Gowin. Zakłada ona, że nie można wykonywać zbyt mocnych zmian w prawą stronę (np. w prawie), bo „wahadło” opinii publicznej wychyli się najpierw w prawą stronę, a potem nieuchronnie odbije i przechyli się w lewo. Ta teoria jest usprawiedliwieniem dla lenistwa polityków prawicowych, bo jeśli wszystko, co robimy ma doprowadzić do odwrotnych efektów, to po co cokolwiek robić” - zaakcentował gość Fundacji Republikańskiej.

Nikt nie wykazał jednak, że wahadło jest dobrym modelem dla zilustrowania debaty politycznej. Tymczasem jeśli zaobserwujemy to co się dzieje w Europie Zachodniej, to zauważymy, że następuje konsekwentne przesuwanie opinii publicznej w lewo. Bardziej właściwe byłoby porównanie do przesuwania pakunku. Trzeba przyłożyć siłę i ona przesunie go w którąś stronę, a ponieważ lewica przesuwa pakunek konsekwentnie w lewo, a prawica nie robi nic, to on się przesuwa w lewą stronę” - podkreślał.

Następnie Mariusz Dzierżawski przeszedł do kwestii znalezienia odpowiedzi na pytanie: Co można zrobić, żeby powstrzymać to, co się dzieje jeśli chodzi o sprawy publiczne w Europie i co można zrobić, żeby ten proces odwrócić?

Należy przywrócić sytuację, w której instytucje państwa nie służą do niszczenia ładu publicznego, ale do jego umocnienia” - zaakcentował i opowiedział, jak zaczęła się jego działalność w ruchu pro-life.

Kiedy moje starsze córki skończyły 10 lat, w ręce którejś z nich, a następnie moje trafiło pisemko „Bravo Girl”. Ja zdałem sobie wówczas sprawę z tego, że toczy się wojna cywilizacyjna i komuś zależy na demoralizacji moich dzieci. Postanowiłem się w tę wojnę cywilizacyjną zaangażować” - wspominał.



Dzierżawski2

Jak mówił prelegent, zarówno on, jak i inne osoby, które wraz z nim podjęły działalność w Fundacji PRO-Prawo Do Życia, zdawały sobie sprawę z tego, że wróg jest potężny, ma pieniądze, media i polityków. Działacze pro-life mimo to zdecydowali jednak, że trzeba się mu przeciwstawić. Od ok. 2005 roku działalność obrońców życia zaczęła przybierać wyraziste formy.

Jednym z głównych działań były pokazywane w centrach miast wystawy wielkoformatowe zawierające drastyczne zdjęcia ofiar aborcji. Początkowo zaciekawiły one media, ale szybko pojawiły się głosy krytyki wobec ich autorów, co jednak pomogło w nagłośnieniu problematyki ochrony życia.

„Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł w stylu „jak można pokazywać takie bestialstwo”. Nawet czytelnik tej gazety mógł się więc dowiedzieć, czym naprawdę jest aborcja czyli, że jest to bestialstwo. Od czasu, gdy robi się w Polsce takie wystawy, coraz więcej ludzi jest przeciw aborcji. W Polsce jest wielu ludzi, których głowy nie są zdemolowane doszczętnie. I do tych ludzi trzeba dotrzeć” - podkreślał Dzierżawski.

Innym elementem walki o obronę życia jest, zdaniem gościa Fundacji Republikańskiej,  napiętnowanie polityków popierających aborcję. Działacze pro-life zrobili to np. podczas prezydenckiego „Marszu Niepodległości”, na którym pojawili się z plakatami przedstawiającymi zdjęcie ofiary aborcji z podpisem „Dobry kompromis, Panie Prezydencie?”. Dzierżawski zauważył, że poparcie dla aborcji wśród klasy politycznej z pewnością by się zmniejszyło, gdyby głosujący przeciw życiu parlamentarzyści nie otrzymywali w Kościele Komunii Świętej. Podobne rozwiązania przyjęto przy udziale obecnego Papieża Franciszka w Ameryce Łacińskiej.

Kolejną kwestią, o której mówił przedstawiciel Fundacji PRO, jest potrzeba wyrazistego przekazu ideowego prawicy.

My nie możemy mówić, że być może trzeba rozważyć zwiększenie zakresu prawa do życia, tylko, że ludzi się nie zabija nigdy” - zaakcentował i przywołał przykład premiera Węgier Viktora Orbana.

To było dla niego charakterystyczne już od czasu, gdy w 1989 roku powiedział na wiecu, że wojska sowieckie mają się z Węgier wynieść i już. Trzeba mówić językiem jasnym, zrozumiałym i konkretnym” - mówił Dzierżawski.

Opowiadając o działaniach, które środowiska pro-life planują w najbliższej przyszłości, prelegent powiedział o złożonym w Sejmie w Światowym Dniu Zespołu Downa projekcie ustawy usuwającej przesłankę eugeniczną z wyjątków umożliwiających aborcję. Chodzi o usuniecie punktu, który zakłada, że przerwanie ciąży można przeprowadzić, jeśli jest prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się ciężko chore. Pod projektem trzeba zebrać teraz, zgodnie z wymogami prawa 100 tys. podpisów poparcia, ale jak mówił Dzierżawski dobrze byłoby, gdyby ich liczba przekroczyła milion. Prelegent zachęcił wszystkich do włączenia się w akcję zbierania podpisów, dodając, że kolejne szczegóły w tej sprawie będą zamieszczane na stronie stopaborcji.pl.


Relacja: Piotr Mazurek (tekst) i Włodzimierz Sobczyk (wideo, foto)

Prof. Andrzej Rachuba o niezwykłej karierze hetmana Pawła Jana Sapiehy

To przykład bardzo interesującej kariery, w której dużą rolę odegrał przypadek, z drugiej strony Sapieha potrafił bezwzględnie i umiejętnie wykorzystać szansę, która się przed nim otwierała, by zająć czołowe miejsce w państwie. - mówił prof. Andrzej Rachuba w czasie wykładu z cyklu edukacji historycznej "Sylwetki niezwykłe".
IMG_0988m

Kolejny wykład z cyklu edukacji historycznej "Sylwetki niezwykłe" zorganizowanego przez Stowarzyszenie Polska jest Najważniejsza (nie mylić z partią) wygłosił historyk IH PAN prof. Andrzej Rachuba. Opowiadał o życiu i działalności hetmana wielkiego litewskiego i wojewody wileńskiego Pawła Jana Sapiehy (1609-1665).

Jak podkreślił prelegent, losy Sapiehy to przykład bardzo interesującej kariery, w której dużą rolę odegrał przypadek, z drugiej strony bohater wykładu potrafił bezwzględnie i umiejętnie wykorzystać szansę, która się przed nim otwierała, by zająć czołowe miejsce w państwie.

"Za życia nie cieszył się specjalną miłością, ani nie był wzorem do naśladowania" - zaznaczył prof. Rachuba, jednak to jego postać Stanisław August Poniatowski kazał wyrzeźbić jako jednego z czterech wielkich Polaków (obok Stefana Czarnieckiego, Jabłonowskiego i Zamojskiego) i on został uwieczniony w "Śpiewach historycznych" J.U. Niemcewicza i wreszcie w "Potopie" Henryka Sienkiewicza. W tym ostatnim dziele został ukazany jako przykład człowieka niebywale ofiarnego, zasłużonego dla Ojczyzny patrioty, choć o nieco ciężkim umyśle.

Jednak historycy nie przyznają Sapiesze wybitnych umiejętności wojskowych ani zdolności intelektualnych, choć był głównodowodzącym armii litewskiej jako hetman wielki litewski i to w czasach wojny. Był to po prostu człowiek tamtych czasów, który potrafił dobrze poruszać się na ówczesnej scenie politycznej.

darmowy hosting obrazków

"Był pierwszym hetmanem w dziejach, który wpadł na pomysł, że wojsko jest świetnym instrumentem politycznym, notorycznie organizował lub likwidował związki (konfederacje) podległego sobie wojska. W zależności od tego, jaką miał sytuację i co chciał uzyskać".

Jego wojsko wymawiało wtedy służbę królowi i stawiało żądania finansowe (wypłaty zaległego żołdu). Dodatkowo żądano wówczas, by hetman polny (chodziło o Wincentego Gosiewskiego, który był rywalem Sapiehy, a faworytem króla Jana Kazimierza, król próbował uniezależnić swojego ulubieńca od Sapiehy) nie "postponował" hetmana wielkiego litewskiego (Sapiehy).

Król ustępował, dawał Sapiesze jakieś dobra lub urząd dla członków jego fakcji (stronnictwa), wtedy hetman wielki likwidował konfederację. Ta sytuacja powtarzała się co kilka miesięcy. Jednak grać wojskiem można było do czasu, zaznaczył prof. Rachuba, w końcu armia zawiązała konfederacje przeciw obu hetmanom.

O tym, że Sapieha nie cieszył się sympatią króla Jana Kazimierza świadczy fakt, że wieść o śmierci Sapiehy ucieszyła dwór królewski.

Oceniając postać bohatera wykładu, historyk dodał, że "Sapieha starał się widzieć interes państwa. Uważał, że nie może Wielkie Księstwo Litewskie zerwać z Koroną, czyli Unia Lubelska jest rzeczą świętą, po drugie, jeśli państwo nie stać na wojnę, to nie powinno jej prowadzić, nie powinno także prowadzić wojny na kilku frontach".

"W dzisiejszym rozumowaniu nie jest to wielka postać w historii Polski, z punktu widzenia historii Wielkiego Księstwa Litewskiego jest to postać ważna, choć w negatywnym rozumieniu tego słowa, bo posługiwał się wojskiem w celach politycznych". - podkreślił prof. Rachuba.

Odpowiadając na pytania słuchaczy wykładu, prelegent powiedział: "Ludzie ówcześni nie chcieli zrozumieć, że w ich interesie jest dbać o państwo. Społeczeństwo ówczesne - czyli szlachta, bo to ona rządziła - nie chciało dawać pieniędzy na własne wojsko, które by je broniło przed obcym. Ale jak ten obcy wszedł, to natychmiast łożyło na jego wojsko". I dodał: "W XVIII wieku, kiedy wojska rosyjskie chodziły jak chciały i brały co chciały, szlachta protestowała od czasu do czasu, ale specjalnie na to nie narzekano. Ale kiedy własne wojska chodziły, to było krzyku co niemiara. Nie jest istotny ustrój, ale ludzie w tym ustroju funkcjonujący.To co człowiek powinien robić jako obywatel, to dbać o swoje państwo."




IMG_0950m
Prof. Andrzej Rachuba - prelegent, ks. kan. dr Mirosław Nowak (proboszcz parafii pw. Wszystkich Świętych - gospodarz spotkania), Andrzej Wroński (SPJN - organizator wykładu)

IMG_0955m
Andrzej Wroński, prof. Jan Żaryn (prezes SPJN, red. nacz. "Na poważnie"), w środku Michał Karpowicz ("Na poważnie")

IMG_0954m

IMG_0981m

Relacja: Margotte i Bernard

Wykład odbył się 19 marca w sali dolnej kościoła Wszystkich Świętych w Warszawie. Kolejny wykład z tego cyklu wygłosi 9 kwietnia prof. Tomasz Panfil (KUL). Będzie mówił o ks. infułacie gen. bryg. Witoldzie Kiedrowskim.

Co łączy i dzieli Polaków?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

– Tożsamość narodowa to nie jest ciepła woda w kranie. To jest podstawa funkcjonowania narodu, państwa, suwerenności i szansy na to abyśmy używali własnego państwa do rozwiązywania problemów, obrony własnych interesów, żebyśmy z własnym krajem mogli wiązać przyszłość, karierę, żebyśmy byli zamożni, kreatywni i mogli zakładać rodziny – mówiła dr Barbara Fedyszak-Radziejowska na wykładzie o tym, co łączy i dzieli Polaków oraz jaka jest rola elit w kształtowaniu tożsamości narodowej.

Jednak nawet w spójnej wspólnocie czymś naturalnym są podziały między jej członkami. Socjolog podkreśliła, że podziały są wyznacznikiem suwerennego, demokratycznego państwa.

– Bycie razem i bycie podzielonym jest naturalną cechą narodów, które mają własne demokratyczne państwo.

Podziały polityczne a walka o niepodległość

Nawet wydawałoby się głębokie podziały nie muszą być niszczące, mogą budować wspólną tożsamość danej społeczności. Aby lepiej zrozumieć kwestię rozłamu jaki przeżywamy obecnie w Polsce Fedyszak-Radziejowska odwołała się do historycznych doświadczeń Polaków i innych narodów. Posłużyła się przykładem wojny secesyjnej, która toczyła się w Ameryce w tym samym czasie, kiedy w Polsce trwało Powstanie Styczniowe.

– Amerykanie byli w stanie wojny domowej z powodów politycznych i różnego widzenia wspólnoty, którą zaczynali tworzyć. W dużej mierze chodziło o czarnych niewolników pracujących w rolnictwie – czy czarni pracownicy wielkich, farmerskich gospodarstw rolnych będą ludźmi wolnymi, czy będą nadal niewolnikami. Myśmy w tym czasie mieli Powstanie Styczniowe i spór dotyczył też tego czy chłopi pańszczyźniani staną się obywatelami z równymi prawami czy też nadal będą musieli odrabiać za darmo sporo dniówek w majątkach ziemiańskich. Elity Powstania Styczniowego a później car rozstrzygnął ten spór tak, że chłopi zostali uwłaszczeni. Konflikt przebiegał u nas o tyle inaczej, że my jako wspólnota musieliśmy zajmować się rzeczą inną, poważniejszą czyli odzyskaniem niepodległości. Amerykanie mieli to już za sobą.

W wyniku wojny secesyjnej ukształtowały się formacje polityczne, które trwają w USA do dziś. Podobnie było w wielu innych krajach nawet po traumatycznych przeżyciach dla wspólnoty. Polacy musieli najpierw odzyskać niepodległość.

– Ten podział, który zaczął się podczas wojny secesyjnej ufundował Amerykanom dwie formacje polityczne, które dają im dzisiaj stabilną demokrację. Podział polityczny Hiszpanii to jest wojna domowa lat trzydziestych XX wieku. Źródłem podziałów politycznych we Francji jest Wielka Rewolucja Francuska. Czym to się różni od polskich doświadczeń? Tym, że nie byliśmy suwerenni. Podziały polityczny nie mogły u nas tak jak w Europie uformować demokratycznej sceny politycznej, ponieważ my musieliśmy odzyskać suwerenne państwo dla wspólnoty narodowej.

Zdaniem prelegentki polskie doświadczenie polityczne różni się od doświadczeń wielu państw tym, że mamy sąsiadów, którzy wykorzystują nasze wewnętrzne podziały aby ograniczyć naszą suwerenność. Z tego powodu nasze podziały nie mogą być zbyt głębokie, bo może się to skończyć utratą niepodległości

– Na wojnę domową mogą sobie pozwolić Hiszpanie, Amerykanie, Francuzi, a Polacy jak próbują to kończą tracąc suwerenność
– przestrzegała socjolog.

P3090023_2

Barbara Fedyszak-Radziejewska zwróciła uwagę, że do dobrze funkcjonującej sceny politycznej jako fundamentu demokracji niezbędna jest silna wspólnota narodowa.

– Tylko silna wspólnota narodowa może się podzielić wedle poglądów i nie utracić suwerenności, nie utracić własnego państwa, bo to, co łączy jest silniejsze. Po masakrze wojny secesyjnej Amerykanie zbudowali polityczny naród wokół wartości, konstytucji, Deklaracji Niepodległości, Piątej Poprawki. Ten naród ma niebywale silne poczucie własnej wartości i przynależności mimo, że jest cały czas otwarty na migrację. I ma znakomicie sprawnie funkcjonującą demokrację w sytuacji, kiedy przeszedł taką traumę.

Charakterystyczną cechą polskich doświadczeń jest to, że podziały polityczne nakładały się na dążenia i walkę o suwerenne państwo.

– Nasz problem polega na tym, że niestety podziały polityczne dotykają w Polsce tego problemu, który zaczął się w sporze pomiędzy Targowicą z jednej a Konfederacją Barską i zwolennikami Konstytucji 3 maja z drugiej strony. Skończyło się utratą niepodległości. Mieliśmy potem 123 lata zaborów plus doświadczenie po II wojnie światowej, bo system, który nam wtedy zainstalowano demokracji nie uczył, nie pozwalał uformować podziałów politycznych. Całą demokratyczną procedurę racjonalnego podzielenia się wedle poglądów mieliśmy do 1989 roku zablokowaną.

Jak się okazuje, nawet po odzyskaniu suwerenności nie jest łatwo zaszczepić myślenie wspólnotowe, bo przez niektórych można zostać uznanym za faszystę. A przecież nie chodzi o wspólnotę, która dominowałaby nad innymi.

– My mamy problem ze zbudowaniem wspólnoty narodowej, która okaże się na tyle sprawna i silna, ale nie w sensie dominacji nad innymi, lecz w takim, że jest w stanie być podmiotem z prawem do własnego państwa, własnych interesów, polityki bezpieczeństwa, czyli normalnym europejskim państwem i narodem. I na tyle czuje się wspólnotą, że podział polityczny na ludzi o różnych poglądach, czyli podstawa demokratycznego systemu politycznego, nie rujnuje tej wspólnoty narodowej, nie niszczy dyskursu, przyjaźni, szacunku, etosu egalitarnego.

Z czym identyfikują się Polacy?

Fedyszak-Radziejewska przytoczyła wyniki sondaży, które wskazują, że najważniejszym elementem dla Polaków jest właśnie tożsamość narodowa. Okazuje się, że najważniejszą identyfikacją dla ankietowanych jest bycie Polakiem – to wybór aż 94% odpowiadających. Na drugim miejscu (85%) respondenci wybierają bycie mężczyzną lub kobietą. Następnie – jeśli ma to miejsce – identyfikujemy się z byciem matką lub ojcem (82%), obywatelem Polski (też 82%), osobą wierzącą (79%), mieszkańcem regionu (69%), osobą przywiązaną do polskiej tradycji narodowej (65%), europejczykiem (65%) lub osobą przywiązaną do wartości katolickich (58%).

Z porównania badań sondażowych prowadzonych w 2007 i 2012 roku wynika, że wśród najważniejszych rzeczy wybieranych przez młodych respondentów (15-29 lat) zyskała rodzina. Bierze się to prawdopodobnie z bolesnego doświadczenia kryzysu przez młode pokolenie, które nie ma warunków do usamodzielnia się lecz jest utrzymywane przez rodziców lub partnerów. Polaków bardzo łączy Jan Paweł II. Nie ma drugiego autorytetu, który mógłby z nim konkurować.

P3090030

Według badań wzrosła też do ok. 80% liczba młodych Polaków, którzy uznają za normę ochronę życia od poczęcia. Co ciekawe to wśród młodych jest też największa grupa nie dopuszczającą aborcji eugenicznej (z powodów wad genetycznych płodu). To starsi akceptują obecnie obowiązującą normę prawną, młodzi nie. Polaków dzieli eutanazja – jest pół na pół jej zwolenników i przeciwników. Łączy nas zatem nie tylko tożsamość Polaka, zgoda społeczna panuje też wokół wartości katolickich i ochrony życia.

Okazuje się jednak, że choć wierzących jest zdecydowana większość, to za katolików w pełni tego słowa znaczeniu uważa się mniejszość Polaków. Ze stwierdzeniem „Jestem wierzący zgodnie ze wskazówkami Kościoła” identyfikuje się 47% respondentów. Regionalnie jest to bardzo zróżnicowane: w Małopolsce, na Podkarpaciu i na Podlasiu odsetek ten wynosi ok. 60%, a w dawnym województwie Szczecińskim – poniżej 20%.

Historia nie powinna dzielić

W ocenie Barbary Fedyszak-Radziejowskiej w Polsce po 1989 roku są trwałe i bolesne podziały, które zagrażają naszej tożsamości narodowej i które nas niszczą. Jednym z nich jest ocena działalności Żołnierzy Wyklętych, którzy jeszcze długo w III RP uważani byli za bandytów, jak chcieli ci, którzy ich prześladowali i mordowali. Z takim piętnem żyły rodziny Żołnierzy Wyklętych niemal aż do 2010 roku, kiedy prezydent Lech Kaczyński ustanowił święto narodowe Żołnierzy Wyklętych.

Socjolog przywołała wyniki badań sondażowych, z których wynika, że co trzeci Polak funkcjonuje w świadomości zbudowanej przez sowiecką propagandę odnośnie zbrodni katyńskiej. Uznają bowiem oni, że polskich oficerów w Katyniu, Starobielsku, Ostaszkowie, Miednoje, Charkowie, Twerze, Bykowni zabili Niemcy lub nie wiadomo kto. A przecież sprawa ta jest od dawna oczywista.

– Nie może się wspólnota narodowa różnić w takiej kwestii, kto zamordował polskich oficerów, policjantów i inteligencję mocą decyzji Stalina z 5 marca 1940 roku. Bo to już wiadomo. Możemy się sprzeczać czy to jest ludobójstwo czy zbrodnia wojenna, ale kto ma pamiętać jak nie my. Nie możemy się wyręczać Niemcami, którzy mają interes żeby pamiętać, że to nie oni dokonali tej zbrodni
– apelowała Fedyszak-Radziejowska.


Co nam daje tożsamość narodowa?

Tożsamość narodowa daje poczucie wartości i buduje więzi.

– Tożsamość narodowa, tak jak każda tożsamość, żebyśmy ją umiejętnie wpisali w naszą biografię, musi budzić w nas poczucie własnej wartości. Poczucie wartości jest bardzo ważne. Z wielu eksperymentów psychologii społecznej jasno wynika, że im niższe poczucie własnej wartości, tym łatwiej człowiekiem rządzić, manipulować nim, zmieniać jego poglądy, tym więcej podatności na konformizm i uległość. To czy uważamy w poczuciu własnej wartości, że polskość jest podstawą dobrego samopoczucia, jest kluczem do tego, czy się będziemy czuć obywatelami, czy będziemy uważać, że należą nam się podobne prawa i swobody obywatelskie jak innym obywatelom Europy a także czy będziemy się domagać żeby nie było korupcji i władza dobrze funkcjonowała.

– Jeśli nie lubimy Polaków i nie cenimy siebie jako Polaków, to więzi między Polakami są słabsze. Tożsamość narodowa to nie jest ciepła woda w kranie. To jest podstawa funkcjonowania narodu, państwa, suwerenności i szansy na to abyśmy używali własnego państwa do rozwiązywania problemów, obrony własnych interesów, żebyśmy z własnym krajem mogli wiązać przyszłość, karierę, żebyśmy byli zamożni, kreatywni i mogli zakładać rodziny.

Polskie elity a społeczeństwo

Barbara Fedyszak-Radziejowska mówiła też o elitach, które jako wzorotwórcze dla całego społeczeństwa mają bardzo istotną rolę w kształtowaniu tożsamości narodowej lub przeciwnie – w jej dekonstrukcji. Socjolog przywołała Okrągły Stół i wybory 4 czerwca 1989 jako przykład tego, że elity formułują toksyczną narrację o nas jako o społeczeństwie.

– W pierwszej turze wyborów 4 czerwca do sejmu i senatu wybrani zostali wyłącznie kandydaci komitetów obywatelskich, czyli wyłącznie kandydaci solidarnościowi (przy frekwencji 62%). Tzw. krajowa lista partyjno-rządowa przepadła. W drugiej turze, kiedy trzeba było dokooptować 65% kandydatów partyjno-rządowych frekwencja wynosiła już tylko 26%. Zdecydowana większość Polaków pokazała, że interesuje ich tylko demokracja i wybrała kandydatów solidarnościowych. Gdyby lista krajowa w pierwszej turze przeszła, to pierwszym premierem byłby Czesław Kiszczak i rządziłby cztery lata. Czy my opowiadamy sobie 4 czerwca jako niebywały sukces Polaków?

Skonstatowała, że Polacy głosowaniem 4 czerwca wywrócili Okrągły Stół a następnie bracia Kaczyńscy doprowadzili do odwrócenia sojuszy, dzięki czemu premierem mógł zostać Tadeusz Mazowiecki.

– Niebywała decyzja obywateli w pierwszej turze wyborów wywróciła tak naprawdę Okrągły Stół. Zrozumieli to bracia Kaczyńscy, ponieważ to oni doprowadzili do premierostwa Tadeusza Mazowieckiego i odwrócili koalicje. Z dawnego ZSL było wystarczająco dużo posłów żeby była możliwa kombinacja, którą wbrew Bronisławowi Geremkowi, Adamowi Michnikowi i paru innym ważnym politykom okrągłostołowym przeprowadzili bracia Kaczyńscy, doprowadzając do koalicji z ZSL i SD. Dzięki temu mógł być inny premier. Czy my to sobie tak opowiadamy? Nie. My sobie opowiadamy historię o strasznym Okrągłym Stole i tępym polactwie.

P3090020

Zdaniem Fedyszak-Radziejowskiej niezwykle ważne jest to, jak my sami opowiadamy sobie naszą przeszłość. Czesi widzą tłumy Czechów podczas aksamitnej rewolucji, Niemcy widzą tłumy Niemców, którzy obalają mur berliński a my mamy widzieć wąskie grono ludzi.

– Polacy nie byli w stanie wprowadzić symbolu transformacji, do czego mieli prawo. Po obaleniu muru berlińskiego i aksamitnej rewolucji możemy wnioskować, że niemieckie i czeskie elity miały świadomość, że wspólnocie narodowej potrzebne jest jako symbol takie wydarzenie, w którym Czesi i Niemcy poczują się autorami transformacji i będą mieli poczucie własnej wartości. Nasze elity wymyśliły Okrągły Stół – 40 facetów, którzy byli autorami transformacji. Co to znaczy? Że my jesteśmy beznadziejni, ale tych 40 ludzi ma prawo do władzy. Bo przecież gdyby nie oni, nie ich światłe umysły i piękna opozycyjna przeszłość, to tkwilibyśmy w komunizmie. W obronie prestiżu, pozycji i legitymacji do władzy zawężono krąg tych, którzy mają zasługi. Ta batalia o pamięć jest batalią o władzę. O szarych działaczach Solidarności dowiadujemy się dopiero od czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

Socjolog zwróciła uwagę na pewną grę, jaka toczy się z w sferze publicznej przed ważnymi dla Polaków wyborami.

– To nie jest przypadek, że przed każdymi ważnymi wyborami w Polsce pojawia się albo jakaś książka, albo film, z których wynika straszliwy polski antysemityzm. Bo to jest znakomity sposób obniżenia nam poczucia własnej wartości. Wtedy łatwiej jest zaproponować pewną uległość wobec tych, którzy obiecują Polakom, że ich przeniosą na wyższy światowy poziom.

Mówiła też dlaczego IPN i CBA, kiedy powstawały wywoływały nienawiść większości elit opiniotwórczych.

– Bo to były jedyne dwie instytucje, które kontrolowały elity. Instytut Pamięci Narodowej został powołany do tego, żeby skontrolować ludzi czy mają opozycyjne, bohaterskie uprawnienia do tego, żeby być elitą czy też byli tajnymi współpracownikami komunistycznego reżimu. A Centralne Biuro Antykorupcyjne z definicji miało sprawdzać elity wtedy, kiedy rządzą – czy nie są skorumpowane.

Zdaniem Fedyszak-Radziejowskiej obecna elita nie traktuje reszty społeczeństwa po partnersku. Nie ma debaty, dyskusji i rywalizacji o władzę na równych prawach dla wszystkich. To powoduje, że demokracja w obecnej Polsce jest ułomna.

– Jest rozłam, w którym elita ma niebywałą przewagę nad Polakami i tę przewagę utrzymuje. Kontynuuje taką narrację, w której Polskość jest niepełnowartościowa a przeszłość nie jest ważna. W narracji tej bagatelizowane są podstawowe wartości dla tożsamości narodowej Polaków, budujące poczucie naszej własnej wartości i prawdę o naszej przeszłości, do których należą ważne etapy oporu przeciwko niedemokratycznemu, totalitarnemu systemowi i przeciwko uzależnieniu polskiego państwa od obcych. Kontynuacja monopolu władzy nad Polakami jest tą narracją wzmacniana i przedłużana. Elity, które wydają się tylko toksyczne, są częścią systemu politycznego, w którym demokracja jest tylko fasadą. W praktyce okazuje się, że odbierane nam jest nie tylko poczucie własnej wartości ale obywatelska podmiotowość i demokracja.

Jaka demokracja jest w Polsce?

Prawdziwa batalia według socjolog toczy się dzisiaj w Polsce o dobrze funkcjonującą demokrację.

– Siłą demokracji nie jest to, że można być wybranym, ale to że się straci władzę. Tylko wtedy, kiedy ma się pewność, że przyjdzie prawdziwa partia opozycyjna i sprawdzi decyzje, papiery, nadużycia a nie koledzy, którzy krzywdy poprzednikom nie zrobią, to tylko wtedy rządzi się dobrze. Do tego potrzebne są mechanizmy równowagi, opinia publiczna i pewność, że władzę można stracić. Jeżeli natomiast okazuje się, że władzę i przewagę buduje się na dyskredytowaniu, upokarzaniu, wykluczaniu, marginalizowaniu opozycji (nie tylko jej liderów, ale także wyborców), to znaczy, że coś w mechanizmie demokracji jest delikatnie mówiąc dysfunkcjonalne. To nie jest tylko toksyczność elit, ale sprawnie realizowany cel utrzymania przewagi w systemie politycznym, tak żeby nie być kontrolowanym, nie stracić władzy a jeśli się straci to tylko na rzecz partii, którą powoła się samemu żeby czuć się bezpiecznym.

P3090023

Fedyszak-Radziejowska na koniec przedstawiła analizę tego, co dzieje się w Polsce od 2007 roku, z której wynika, iż w naszym kraju odtwarzane są polityczne standardy Rosji.

– Postpeerelowskie elity władzy w czasach III Rzeczpospolitej czuły się bardziej kontrolowane przez elity i wyborców z Solidarności niż dzisiaj Platforma przez opozycję. Tamci wiedzieli bowiem, że prędzej czy później stracą władzę na rzecz elity solidarnościowej. W 2005 roku nieoczekiwanie zmienia się scena polityczna – najważniejsze dwie siły, które wygrywają wybory są postsolidarnościowe. Jedna partia bardziej liberalna, wolnorynkowa, druga bardziej konserwatywna, z większą obecnością państwa – zupełnie cywilizowany układ. I nagle się okazuje, że wyborcy jednej z tych partii to mohery, antysystemowcy, bydło. To było dobrze pomyślane. Bo jak elektoratowi PiS-u odbierze się poczucie własnej wartości, obrazi, wykluczy i zmarginalizuje, to nie pojawią nowi wyborcy a nawet dotychczasowi przejdą na drugą stronę.

– Gdy Platforma przegrała w 2005 roku, jej elity opiniotwórcze, które ja bym wtedy nazwała toksycznymi, miały niesłychanie duże możliwości działania wedle reguł demokratycznych na marszach, w mediach, tworząc raporty, że „PiS łamie wszelkie reguły” itd. Po wyborach w 2007 roku rządzący już jako opozycja traktowani są nadal jako największe zagrożenie dla III RP. Mamy tu do czynienia z sytuacją, a której już nie zewnętrzna ingerencja, tylko mechanizm antydemokratyczny zaczyna stabilizować polską scenę polityczną na wzór rosyjski. Bo tam też jest opozycja, są wybory demokratyczne, ale jest partia, która wie, że będzie rządziła do końca świata i jeden dzień dłużej. Jedna Rosja ma taki uniwersalny charakter i można się zastanawiać, czy w Polsce ktoś nie wpadł na pomysł żeby odtworzyć taką sytuację.






Wykład dr Barbary Fedyszak-Radziejowskiej został zorganizowany przez lokalne Stowarzyszenie Dobro Wspólne w podwarszawskich Łomiankach. Odbył się na 9 marca 2013.

Relacja: Czarek Czerwiński

O wyborze papieża Franciszka, Cyprze i "Platformie Oburzonych" - Janecki, Terlikowski i Ziemkiewicz w klubie Ronina


W klubie Ronina poniedziałkowy przegląd tygodnia poprowadził Rafał Ziemkiewicz a towarzyszyli mu Stanisław Janecki i po raz pierwszy w tej roli Tomasz Terlikowski. Najważniejszymi tematami był wybór papieża Franciszka, Cypr i „Platforma Oburzonych”.

IMG_0806m
W klubie Ronina poniedziałkowy przegląd tygodnia poprowadził Rafał Ziemkiewicz a towarzyszyli mu Stanisław Janecki i po raz pierwszy w tej roli Tomasz Terlikowski. Najważniejszymi tematami był wybór papieża Franciszka, Cypr i „Platforma Oburzonych”.

Publicyści podsumowali nie tylko sam wybór nowego papieża , ale też „wściekłe reakcje” który ten wybór wzbudził. Tomasz Terlikowski: „Lewicowcy obudzili się w sytuacji, w której kolejny papież okazał się być katolikiem i są tym trochę przerażeni. Oni bardzo by chcieli, żeby się okazało, że jest czarną lesbijką i najlepiej niewierzącą.”

Stanisław Janecki: „Poznaliśmy nowych watykanistów, znawców papiestwa typu Kamil Sipowicz, który z dymów się wyłonił...”

Tomasz Terlikowski przedstawił sytuację Kościoła w Argentynie. Podkreślił, że jest on najbardziej europejski na tle innych kościołów latynoamerykańskich, a społeczeństwo argentyńskie jest zlaicyzowane. Była też mowa o stosunku papieża Franciszka do tzw. „teologii wyzwolenia”, jego poglądach socjalnych, na sprawy obyczajowe czy o jego antykomunizmie. A także o „przesuwaniu dyskursu” czyli o wypowiedzi pewnej pani z Poznania i pełnych zrozumienia komentarzach gazety wydawanej na Czerskiej.

Kolejnym gorącym tematem była wymuszona przez Unię Europejską decyzja o zaborze części pieniędzy ulokowanych w cypryjskich bankach. Publicyści rozpatrywali te wydarzenia w kontekście paktu fiskalnego, który Polska ochoczo podpisała, oraz dyskutowali o konsekwencjach dla Unii, a szczególnie takich krajów jak np. Włochy.

Janecki: „Jarosław Kaczyński udzielił kiedyś wywiadu tygodnikowi „Wprost” w którym powiedział, że nie ma konta bankowego, i kto miał rację?” zażartował dziennikarz.


Część czasu publicyści poświęcili spotkaniu „Platformy Oburzonych”. Zdaniem Ziemkiewicza, któremu nazwa tworzącego się ruchu się nie podoba, warto zwrócić na ten ruch uwagę, a to dlatego, że jest on krytykowany zarówno ze strony rządzących, jak i ze strony publicystów sprzyjających Prawu i Sprawiedliwości.

Janecki: „AWS bis nie da się zrobić. Ale nie ma też sensu ich potępiać, bo może dzięki ich protestom na ulicach coś uda się osiągnąć.”

Zdaniem Terlikowskiego obecna władza ma już przygotowaną odpowiedź na wzbierającą falę niezadowolenia. Tą odpowiedzią miał być Palikot, który jednak „zgrał się” zbyt wcześnie, ale zdaniem redaktora Frondy jest już wybrany ktoś nowy. „Motorówka jest już gotowa...”, a „Platforma Oburzonych” nie musi wygrać, ale może wymusić rewizję tych planów.

Ponadto kogo pokropić święconą wodą, kim jest „Lady Botoks” i co ma wspólnego z Edwardem Gierkiem, co może być rekompensatą za rosyjskie pieniądze ulokowane na Cyprze, dlaczego Polacy z Czechami wywołali II Wojnę Światową, kto był Konradem Wallenrodem w SS i dlaczego to Gunter Grass. O premiach, futrach, JOWach, urlopach macierzyńskich, watykanistach: Sipowiczu, Hartmanie, Bartosiu i wielu innych tematach w filmie poniżej.



Relacja: Bernard i Margotte

IMG_0803m

IMG_0810m

IMG_0736m

IMG_0823m

P1390573m

IMG_0784m

IMG_0822m

P1390572m

IMG_0837m

IMG_0830m

IMG_0776m

Więcej zdjęć:
http://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157633031033238/

Paweł Lisicki, naczelny "Do Rzeczy" dla Blogpress.pl

IMG_0507m
Pawła Lisickiego, redaktora naczelnego „Do Rzeczy” zapytaliśmy o sprawy bieżące dotyczące nowego tygodnika i tworzącej się telewizji Republika, ale też o teksty napisane przez Lisickiego po 10 kwietnia. Czy podtrzymałby swoje wówczas wypowiedziane słowa?

Zapytaliśmy o to, czy działania Grzegorza Hajdarowicza były racjonalne czy też dwa lata temu rację mieli Bronisław Wildstein i Michał Karnowski, którzy nie kryli krytycznego stosunku do przejęcia „Rzeczpospolitej” przez Hajdarowicza? Czy przechodząc pod skrzydła Michała Lisieckiego dziennikarze „Do Rzeczy” trafili z deszczu pod rynnę? Czy każda złotówka zarobiona przez „Do Rzeczy” finansuje Lisieckiego, który starał się o koncesję na nadawanie programu społeczno-religijnego na multipleksie cyfrowym, czy też może każda złotówka zarobiona przez Lisieckiego finansuje myśl prawicową w Polsce? I czy Paweł Lisicki interweniował w sprawie telewizyjnego projektu Point Group?

Odnosząc się do tekstów Lisickiego napisanych po katastrofie smoleńskiej, pytaliśmy czy dziś również wysłałby zwolenników hipotezy o zamachu w Smoleńsku do lasu, by tam zakładali partyzantkę. Co sądzi o Gazecie Polskiej i współpracy przy tworzeniu TV Republika? Czy są w redakcji „Do Rzeczy” zwolennicy hipotezy zamachu? Pytaliśmy również o polemikę naczelnego „Do Rzeczy” z Jarosławem Kaczyńskim z sierpnia 2010 na temat krzyża na Krakowskim Przedmieściu.

Z Pawłem Lisickim rozmawiali Bernard i Margotte.


Stanisław Patek – dyplomata Piłsudskiego w starciach z Rosją

IMG_9688m
„Na zbliżeniu do Związku Radzieckiego bez zastrzeżeń i należytych ostrożności nikt dobrze nie wyszedł. Zrealizować z nimi to, czego się pragnie, można tylko wówczas, gdy się przeciwnika boją albo gdy od niego w danej chwili zależą, albo gdy czegoś od niego potrzebują”. - mówiła prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska, cytując słowa Stanisława Patka, polskiego dyplomaty, który prowadził negocjacje z Rosją w latach 20. i 30. XX wieku.

Tematem kolejnego wykładu z cyklu „Sylwetki niezwykłe”, zorganizowanego przez Stowarzyszenie Polska jest Najważniejsza (nie mylić z partią) był dyplomata polski Stanisław Patek i jego negocjacje z Rosją prowadzone w latach 1919-1920 oraz 1926-1932. O jego życiu i działalności opowiadała prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska z Instytutu Historii PAN.

Nazwisko Patek jest wszystkim znane, gdyż jeden z przodków bohatera wykładu, uczestnik powstania listopadowego, wyemigrował do Szwajcarii i założył tam wraz z Francuzem Adrienem Philippe sławną fabrykę zegarków Patek Philippe.

Stanisław Patek urodził się w1866 roku, był więc ok. półtora roku starszy od Piłsudskiego. Nawiązał z nim kontakt w czasach rewolucji 1905 roku. Należał wówczas do czołówki polskich prawników, bronił rewolucjonistów z SDKPiL i PPS-Frakcji Rewolucyjnej w czasie procesów politycznych przed sądami carskimi. W 1911 roku został z tego powodu (m.in. za to, że krytykował system prawno-polityczny Rosji) pozbawiony prawa do wykonywania zawodu. Patek pozostał przez całe życie pod urokiem Piłsudskiego, który był dla niego symbolem walki o niepodległość i autorytetem. Co nie znaczy, że nie było między nimi różnicy zdań.

patek

To właśnie Piłsudskiemu zawdzięczał Stanisław Patek swoją karierę dyplomatyczną. Tuż po wybuchu pierwszej wojny światowej został wysłany z misją do Paryża i do Londynu. Chodziło o to, żeby przekonać polityków tych dwóch krajów Ententy, że głównym przeciwnikiem Polski jest Rosja. Dodatkowym atutem Patka w kontaktach z politykami zachodnimi była jego przynależność do masonerii (Patek został masonem w 1910 r.). „Otworzyły się przede mną drzwi, które przed innymi się nie otwierały” – tak komentował swoje kontakty we wspomnieniach z kolejnej misji dyplomatycznej na konferencję paryską, dokąd został wysłany przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego w 1919 roku.

Patek objął funkcję ministra spraw zagranicznych w grudniu 1919 roku i pełnił ją zaledwie pół roku, do czerwca 1920 roku. Był to szczególny okres, ważyły się wówczas losy polskiej granicy wschodniej. Otóż państwa Ententy projektowały granicę Polski zgodnie z tym, jak ona przebiegała w roku 1795. Tymczasem celem Piłsudskiego była granica Polski przedrozbiorowej - z 1772 roku. Jak dodała prelegentka, w opinii państw Europy zachodniej, powstanie państwa polskiego po I wojnie światowej nie było takie oczywiste.
„Obawiano się, że powstanie państwa polskiego doprowadzi do perturbacji, że to teren bardzo niestabilny, że będą problemy narodowościowe, konflikty, że to będzie problemem dla Europy. Obawiano się, że powstanie niepodległego państwa pomiędzy Niemcami a Rosją nie zagwarantuje pokoju, a wcześniej czy później i tak nastąpi likwidacja tego państwa, ponieważ te dwa imperia się o te granice upomną. Nie było państwa polskiego przez 123 lata i Europa istniała, w związku z tym uważano, że tak powinno pozostać.”

Ale jak podkreśliła prof. Gmurczyk-Wrońska, dzięki ogromnej determinacji polskich polityków, głównie Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego udało się to nastawienie zmienić.

Wybór Patka jako ministra spraw zagranicznych wynikał z dwóch przyczyn: przekonania o jego lojalności wobec Piłsudskiego, a jednocześnie jego znajomości wśród Rosjan i dobrych kontaktów z politykami Europy Zachodniej.

Prelegentka zaznaczyła, że (co potwierdzają dokumenty), w opinii francuskich polityków, z którymi prowadził rozmowy Patek (chodziło o wsparcie Polski w walce z bolszewikami), bolszewicy jawili się jako bandyci, z którymi nie należy wchodzić w żadne układy, bo oni i tak umów nie dotrzymają. Dodatkowo podjęcie rozmów z bolszewikami z punktu widzenia międzynarodowego było ryzykowne, bo nie był to rząd uznawany przez świat zachodni. Patek negocjował propozycje pokojowe bolszewików, ale sami Sowieci traktowali je jako grę polityczną, gdyż w tym czasie przygotowywali się już do uderzenia militarnego przeciwko Polsce. Jak zaznaczyła prof. Gmurczyk-Wrońska, strona polska, łącznie z Piłsudskim, nie doceniła bolszewików, widziano w nich zagrożenie, ale nie wierzono, że stworzą silny aparat państwowy.

W obliczu wybuchu wojny polsko-sowieckiej, po zakończeniu sprawowania funkcji ministra spraw zagranicznych, Stanisław Patek wstąpił do wojska i walczył z Rosją. „To była taka postawa, takie pokolenie. Zawiodły działania dyplomatyczne, to idę walczyć.”- stwierdziła. Patek pozostał w wojsku do marca 1921 roku, później wyjechał z misją dyplomatyczną do Japonii.

IMG_9692m

Po przewrocie majowym Piłsudski wysłał go do Moskwy, tam przebywał przez 5 lat. To był jeden z najtrudniejszych, ale zarazem najciekawszych okresów jego działalności dyplomatycznej. Prof. Gmurczyk-Wrońska, która miała okazję zapoznać się z dokumentami rosyjskimi, przechowanymi w tamtejszym MSZ, zwróciła uwagę na ich specyfikę:

„Tam jest opisane wszystko: co powiedział, jak się zachowywał, jaka była gestykulacja, ale one prawie nic nie mówią o sowieckiej polityce zagranicznej, bo na tym to polegało, żeby nie powiedzieć nic o swoich działaniach, natomiast wyciągnąć jak najwięcej od osoby, z którą się rozmawia albo ją bardzo dokładnie opisać. Takie mieli zadania. Mieli wszystko pisać, bo wszystko było ważne. Czy ktoś się uśmiechnął, czy krzyknął, czy użył takiego, a nie innego wyrażenia. Dlatego ta dokumentacja jest dla nas ważna”.

O trudności misji Patka w Moskwie świadczy fakt, że kiedy wyjeżdżał do Rosji był (co widać na zdjęciach, na których składa listy uwierzytelniające), mężczyzną w sile wieku, energicznym, pełnym nadziei na sukces swojej misji, kiedy po kilku latach wyjeżdżał z Moskwy „był starym, zmęczonym, zniszczonym człowiekiem. To była tak trudna placówka”. Dyplomaci byli obserwowani i inwigilowani, mieli trudności w kontaktowaniu się z innymi ludźmi i zdobywaniu informacji.

Celem misji Stanisława Patka w Rosji było wynegocjowanie paktu o nieagresji między Związkiem Sowieckim, a Polską, Rumunią i państwami bałtyckimi, a więc paktu regionalnego, w którym uczestniczyłoby kilka państw. Na to Rosjanie zgodzić się nie chcieli, im zależało jedynie na podpisaniu prostych paktów dwustronnych z tymi państwami, w tym z Polską. Moskwa nie chciała, by to Polska była stroną inicjującą jakiś układ międzynarodowy dlatego strona sowiecka starała się zniechęcić do tej koncepcji państwa bałtyckie, rozbić wspólny front.

W 1927 Rosja zerwała rozmowy z Polską wykorzystując to, że w Warszawie został zabiły poseł sowiecki Piotr Wojkow. Mimo że zginął on z ręki Białorusina, oskarżyła stronę polską o to, że nie zabezpieczyła jego pobytu. Stalin chciał wykorzystać to morderstwo do własnych celów politycznych, chodziło o to, by Polska wydała Rosji „białych” emigrantów.
Ostatecznie dwustronny pakt o nieagresji między Polską a Związkiem Sowieckim został podpisany w 1932 roku, choć strona polska zdawała sobie sprawę, że to nie załatwia kwestii stosunków z Rosją. „Lepiej go mieć niż go nie mieć” – takie było stanowisko Patka w tej sprawie.

P1390101m

Za porażkę dyplomatyczną uznała prelegentka niepodpisanie układu handlowego z Rosją. Jednak jak podkreśliła, strona rosyjska nie miała ochoty na prowadzenie rozmów na ten temat, o czym świadczy fakt, że w tym samym czasie, gdy został przygotowany projekt takiego traktatu, rozpoczął się proces ks. Teofila Skalskiego (administratora apostolskiego na terenie diecezji żytomierskiej w granicach ZSRR, z władzą ordynariusza) oskarżonego o szpiegostwo w porozumieniu z rządem polskim i na zgubę państwa sowieckiego. Patek interweniował w tej sprawie. Uważał ten proces za próbę upokorzenia strony polskiej.

Z drugiej strony sukcesem Patka było podpisanie 9 lutego 1929 roku tzw. protokołu moskiewskiego (Litwinowa) przez Polskę, Rosję, Rumunię i państwa bałtyckie. Otóż po podpisaniu paryskiego paktu Brianda-Kellogga (był to międzynarodowy traktat z 1928 r. ustanawiający wyrzeczenie się wojny jako instrumentu polityki narodowej), ZSRR podjął starania, by postanowienia paktu mogły wejść w życie bez oczekiwania na ratyfikację przez wszystkich sygnatariuszy. Dlatego komisarz spraw zagranicznych ZSRR Maksym Litwinow zaproponował stronie polskiej podpisanie dwustronnego protokołu, według którego pakt Brianda-Kellogga nabrałby dla ZSRR i Polski mocy natychmiast po jego ratyfikacji przez oba państwa. Tymczasem dyplomacja polska uzależniła podpisanie paktu od udziału innych zachodnich sąsiadów ZSRR: Estonii, Łotwy i Rumunii. Rosjanom chodziło o to, żeby nie dopuścić do okrągłego stołu państw nadbałtyckich i Rumunii.

Warto zaznaczyć, jak Stanisław Patek w swoich raportach opisywał system sowiecki i sowieckich dyplomatów: „Są bezwzględni, okrutni, wrogo nastawieni wobec państwa polskiego. Nawet postawieni w położeniu bez wyjścia, umieją wywrócić koziołka, sfałszować fakty i uderzyć tam, gdzie się nikt nie spodziewa. Jaka szkoda, że my wobec tego stoimy bezradni”.

Zdawał sobie sprawę, że polska dyplomacja nie jest tak sprytna, jak dyplomacja sowiecka. – dodała prof. Gmurczyk-Wrońska. I zacytowała inne słowa Patka: „W moim pojęciu przeciętny działacz jest w 70% bolszewikiem, a tylko w 30% mężem stanu albo człowiekiem wiedzy, profesji. Programowym ideałem każdego bolszewika jest wszechświatowa rewolucja i obalenie starego kapitalistycznego i burżuazyjnego ustroju”. Patek zadawał sobie pytanie, gdzie jest zatem sens jakichkolwiek rokowań z państwem sowieckim?

Odnosząc się do propagandy sowieckiej, ten dyplomata polski twierdził, że „nikt nie opanował tak świetnie propagandy jak bolszewicy, a robią to perfidnie, ale z taką umiejętnością, że wiele osób daje się na to nabrać”.

Pisał: „Bolszewicy pokazali światu jak wielką siłą jest mądrze i energicznie prowadzona propaganda. Dysproporcjonalnie mała garstka ludzi rządzi wielkimi i bogatymi krajami. Jaka szkoda, że my tego nie umiemy robić”.

P1390110m

W innym miejscu stwierdzał: „Ścisłe stosunki polityczne ze Związkiem Sowieckim kryją w sobie poważne niebezpieczeństwo. Zapominamy w Europie o tym, że w ciągu dziesięciu lat wychowała się w Rosji sowieckiej cała generacja urobiona pod każdym względem przez Komintern, odczuwająca i rozumiejąca całkiem odmiennie niż obywatele państw burżuazyjnych”.

W swoich pismach Patek podkreślał: „Na zbliżeniu do Związku Radzieckiego bez zastrzeżeń i należytych ostrożności nikt dobrze nie wyszedł. Zrealizować z nimi to, czego się pragnie, można tylko wówczas, gdy się przeciwnika boją albo gdy od niego w danej chwili zależą, albo gdy czegoś od niego potrzebują”.

Prelegentka zaznaczyła, że Stanisław Patek w działalności dyplomatycznej wykorzystywał swoje doświadczenie prawnicze. Zarówno on, jak i pozostali dyplomaci polscy przykładali dużą wagę do podkreślania podmiotowości naszego kraju na arenie międzynarodowej. Było to szczególnie ważne, gdyż Polska była wówczas młodym państwem odrodzonym po 123 latach niewoli. Wówczas istniało to, co określamy mianem polskiej racji stanu – mówiła prof. Gmurczyk-Wrońska – to były idee przenoszone z pokolenia na pokolenie, i ta generacja, do której Patek należał, starała się je urzeczywistnić.

Patek po powrocie z Moskwy został ambasadorem w Waszyngtonie, przebywał tam w latach 1932-1935. Ale już wtedy miał duże problemy z chodzeniem, cierpiał na niedowład nóg. W 1936 roku został senatorem z nominacji prezydenta, znalazł się w komisji spraw zagranicznych, prawdopodobnie jednak była to już tylko działalność symboliczna. Zginął w czasie Powstania Warszawskiego od wybuchu bomby. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim.

Po zakończeniu wykładu prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska odpowiadała także na pytania słuchaczy, dotyczyły one m.in. działalności wolnomularskiej Patka, polityki zagranicznej Polski, rokowań w Rydze i koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego.

cz. 1 Wykład



cz. 2 Odpowiedzi na pytania


Relacja: Margotte i Bernard

IMG_9679m
Andrzej Wroński - SPJN, ks. Mirosław Nowak - proboszcz parafii pw. Wszystkich Świętych oraz prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska

IMG_9698m

P1390114m

P1390095m

P1390107m

Dla tych co lubią słuchać w samochodzie:


http://www.4shared.com/mp3/L8rhPuXw/Stanislaw_Patek_-_wyklad.html