czwartek, 29 września 2016

„Nie martwcie się, mój grób będzie apostołował". Błogosławiony Władysław Bukowiński i jego „Wspomnienia z Kazachstanu”

19 września 2016 roku w ramach cotygodniowych spotkań Klub Ronina gościł Piotra Jeglińskiego, publicystę, działacza opozycji demokratycznej w PRL i redaktora wydawnictwa Editions Spotkania, który przybliżył postać niezwykłego polskiego księdza, błogosławionego Władysława Bukowińskiego i jego książkę „Wspomnienia z Kazachstanu” (2016 Editions Spotkania).
IMG_1221m


Piotr Jegliński opowiedział również o mszy beatyfikacyjnej, która odbyła się w Karagandzie (Kazachstan) w dniu 11 września 2016 roku. Podkreślił, że bł. Władysław Bukowiński został pierwszym w historii polskim błogosławionym Azji i była to pierwsza beatyfikacja w Kazachstanie. W uroczystościach w katedrze Matki Bożej Fatimskiej, w imieniu papieża Franciszka brało udział 14 biskupów i kardynałów, w tym legat papieski kardynał Angelo Amato oraz ok. 200 księży z obszaru dawnego ZSRR.

Piotr Jegliński przyznał, że ksiądz Bukowiński zmienił jego życie. Gdy w 1978 roku, na prośbę ówczesnego kardynała Wojtyły, wydał na Zachodzie (z pomocą londyńskiej Polskiej Fundacji Kulturalnej) wspomnienia księdza Bukowińskiego, do PRL nie miał już drogi powrotnej, wydano za nim list gończy. Karol Wojtyła, najpierw jako kardynał uprosił księdza Bukowińskiego o spisanie wspomnień, później jako papież Jan Paweł II powtarzał młodym klerykom, że mają apostołować tak, jak apostoł Bukowiński.

Przybliżając sylwetkę błogosławionego, Piotr Jegliński dodał, że „jego dzieje, jego życiorys [księdza] to historia Rzeczpospolitej od początku wieku XX”.

P9190001m

Bł. Władysław Bukowiński urodził się w rodzinie ziemiańskiej w Berdyczowie. Po wybuchu rewolucji bolszewickiej i śmierci matki, rodzina przeniosła się do centralnej Polski. Na początku lat dwudziestych Władysław Bukowiński studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Następnie wstąpił do Krakowskiego Seminarium Duchownego i otrzymał święcenia z rąk księcia kardynała Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego. W niedługim czasie zachorował na gruźlicę i przeszedł operację usunięcia jednego płuca. Ze świadectwa z 1934 roku odnalezionego w kurii krakowskiej przeczytać można opinię jednego z przełożonych – ksiądz Bukowiński to postać wybitna, jeśli się nie zmanieruje, to będzie niezwykłą postacią w polskim Kościele.

Pod koniec lat trzydziestych ksiądz Bukowiński wyjechał na Kresy – pełnił funkcję proboszcza w Łucku, działał w Akcji Katolickiej i kierował skautingiem. Po rozpoczęciu II wojny światowej i zajęciu przez Sowietów Łucka, został aresztowany za niesienie pomocy Polakom wywożonym na wschód. W 1941 roku w cudowny sposób uniknął śmierci (został postrzelony) podczas egzekucji więźniów przez NKWD, które likwidowało więzienie przed wejściem Niemców na te tereny. Aresztowany ponownie w 1945 roku dostał wyrok 10 lat łagru w obozie w Bakał i Dżezkazganie w kopalni miedzi. W parę miesięcy po uwolnieniu w 1954 roku zrezygnował z propozycji wyjazdu do Polski i dobrowolnie przyjął obywatelstwo sowieckie, by jako duszpasterz zostać ze swoimi wiernymi i nieść im pociechę wiary na ziemiach, gdzie starano się wykorzenić uczucia religijne z serca człowieka.

Ponownie aresztowany w 1958 roku i skazany za podejrzenie o szpiegostwo, trafił do obozu w Czunie do wyrębu lasu. Po uwolnieniu nadal apostołował po całych Kresach Wschodnich: Ukrainie, Kazachstanie, Tadżykistanie. Pomieszkiwał u swoich wiernych, odprawiał msze święte po domach, głosił rekolekcje, udzielał sakramentów, spowiadał wiernych, dla których często był jedynym księdzem napotkanym w życiu.

IMG_1103m

Zdaniem Piotra Jeglińskiego, by zrozumieć to, o czym pisał bł. Bukowiński w swoich wspomnieniach warto zobaczyć Kazachstan (państwo siedmiokrotnie większe od Polski), jego rude puste stepy i otaczające je wysokie góry. W stepie dostrzec można krzyże polskich zesłańców, ofiary NKWD i pozostałości po obozach pracy.

Pod koniec lat sześćdziesiątych i w latach siedemdziesiątych ksiądz Bukowiński trzykrotnie przyjeżdżał do Polski na leczenie. Zmarł w Karagandzie 3 grudnia 1974 r. do końca prowadząc pracę duszpasterską. Tuż przed śmiercią powiedział: „Nie martwcie się, mój grób będzie apostołował”. Tak też się stało, grób błogosławionego Władysława Bukowińskiego znajduje się w kościele pw. św. Józefa w Karagandzie.



Relacja: Ula (tekst), Bernard i Margotte (wideo i foto)

IMG_1113m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/albums/72157674369772076

wtorek, 27 września 2016

„Nowi złodzieje”, są gorszym przeciwnikiem niż opozycja - przegląd tygodnia Józefa Orła



Józef Orzeł rozpoczął swój autorski Przegląd Tygodnia od jego zdaniem najważniejszego wydarzenia minionego tygodnia, jakim było wyjazdowe posiedzenie klubu Prawa i Sprawiedliwości, władz partii i rządu w Jahrance. „Nad czym te władze obradowały? Nad sobą! I bardzo dobrze, bo trzeba dochodzić do prawdy.”

IMG_1831m

Józef Orzeł rozpoczął swój autorski Przegląd Tygodnia od jego zdaniem najważniejszego wydarzenia minionego tygodnia, jakim było wyjazdowe posiedzenie klubu Prawa i Sprawiedliwości, władz partii i rządu w Jahrance. „Nad czym te władze obradowały? Nad sobą! I bardzo dobrze, bo trzeba dochodzić do prawdy.”


Odnosząc się do różnych kontrowersyjnych nominacji, Orzeł powiedział: „Dobrze, że to zostało postawione tak twardo, jak Jarosław Kaczyński to powiedział 2 lipca - ci nasi, ja powiem „nowi złodzieje”, są gorszym przeciwnikiem niż opozycja. To było bardzo ważne zdanie i to co się teraz działo w Jahrance to jest dalszy ciąg.”

Józef Orzeł zaakcentował koszty objęcia władzy oraz „rozjazd”, jaki następował pomiędzy działaniami PiS-u dla ludzi takimi, jak 500+, mieszkanie+, czy planowanym obniżeniem wieku emerytalnego, a efektami działania „nowych złodziei.”

„Warto to śledzić i wspomagać ten ruch wewnątrz tego obozu, który chce oczyszczenia. Bez tego ten obóz nie będzie rządził 12 lat, albo i więcej, a tyle potrzeba, żeby dokonać zmiany cywilizacyjnej i społecznej, która by odmieniła to co nam ten drugi obóz władzy robił od 89 roku.”

Drugim poruszonym tematem była sprawa Gazpromu i nagród, które w czerwcu przyznał sobie zarząd polsko-rosyjskiej spółki Europolgaz, w zamian za zgodę na ulokowanie 500 mln złotych w PKO BP, czego efektem będzie nie przeznaczenie tych środków na Nord Stream2.

P9260135m

„Tu się okazało, że nasz obóz władzy i mediów jest podzielony, część zaczęła krzyczeć, że tak nie wolno i potraktowała polską część zarządu Europolgazu i PGNiG jak tych, których ja nazywam nowymi złodziejami, a część zaczęła ich bronić, że to była cena tego, że `Rosjanie zgodzili się na polskie warunki i to bardzo poważne, że bardzo dużą kwotę, pół miliarda, zostawią nie u siebie na Nord Stream 2 tylko dadzą na lokatę do banku PKO BP. Jest kłopot - równocześnie funkcjonują w naszych mediach obie wersje”. Zdaniem Orła rzecznik rządu powinien się w tej sprawie wypowiedzieć, ponieważ wykorzystuje to Gazprom, który stara się przedstawić zarząd PGNiG jako ludzi nieuczciwych.

Trzecim tematem zaś były wiadomości ze Szwecji, gdzie - według ostatnich badań - 80% policjantów chciałoby zrezygnować z pracy, gdyby musieli interweniować na terenach zamieszkałych w Szwecji przez muzułmanów. „Jak mało czasu trzeba było, żeby zmuzułmanić kraj, który kiedyś prawie wgrał z nami wojnę!” Analogicznie sytuacja wygląda w niektórych miejscach w Niemczech, gdzie policja "nie rządzi", oraz we Francji, gdzie 30% francuskich muzułmanów nie uznaje prawa państwowego. Jaskółką zmian jest rezygnacja Komisji Europejskiej z planów karania krajów członkowskich za nieprzyjmowanie imigrantów.



Więcej zdjęć: https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157671075394594

Relacja: Bernard i Margotte

niedziela, 25 września 2016

Uroczysta premiera książki "Harcerską drogą do niepodległości. Od "Czarnej Jedynki do Komitetu Obrony Robotników"

"Komitet Obrony Robotników był naszą drogą do wolności, do niepodległości. 40 lat temu. To lekcja pokazująca, że kilka, kilkanaście osób potrafi zmienić bieg historii. Tylko muszą to być ludzie odważni, z charakterem, gotowi zapłacić każdą cenę za życie w państwie bez kłamstwa. W Pałacu Prymasowskim w Warszawie odbyła się premiera książki Justyny Błażejowskiej "Harcerską drogą do niepodległości. Od "Czarnej Jedynki" do Komitetu Obrony Robotników. Nieznana historia KOR-u i KSS "KOR". Obok jej głównych bohaterów w spotkaniu uczestniczyli: premier rządu Beata Szydło, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, ministrowie oraz parlamentarzyści.
IMG_1631m


Publikacja która liczy ponad 500 stron to zbiór wspomnień osób zaangażowanych w działalność harcerskiej 1 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Romualda Traugutta ("Czarnej Jedynki") i KOR-u oraz osób z nimi współpracujących: Antoniego Macierewicza, Piotra Naimskiego, Marka Barańskiego, Wojciecha Fałkowskiego, Urszuli Doroszewskiej, Marcina Gugulskiego. Agaty Runowicz, Jana Olszewskiego, Krzysztofa Łączyńskiego, Ludwika Dorna, Bohdana Cywińskiego, Andrzeja Janowskiego i Antoniego Libery.

IMG_1351m

Książka opatrzona jest przypisami, które wzbogacają relacje o aparat naukowy, gdyż autorka konfrontowała wspomnienia ze źródłami archiwalnymi.

Gości powitała współzałożycielka wydawnictwa Arcana i jego prezes Zuzanna Dawidowicz. Rolę gospodarzy wieczoru pełnili współtwórcy KOR: Antoni Macierewicz i Piotr Naimski.

IMG_1501m

Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz stwierdził na wstępie:
"Ta książka nie jest tylko o powstaniu Komitetu Obrony Robotników. To pierwsza taka książka, jaką widziałem w ciągu ostatnich lat, która dotyczy kilkudziesięciu osób wtedy niesłychanie zaangażowanych i działających na rzecz niepodległości Polski. Dzisiaj wielu spośród nich odgrywa istotną rolę w polskiej polityce i w polskich władzach. I w tej 450-stronicowej książce nie ma ani jednego zdjęcia żadnej z tych osób. Dlaczego? Bo to nie jest książka o tych osobach. To jest książka o drużynie harcerskiej, to jest książka o harcerstwie polskim, to jest książka o tym, co nas wychowało po to, abyśmy mogli służyć Polsce i jej niepodległości. Bo prawdziwy tytuł tej książki powinien brzmieć „Całym życiem służyć Polsce”, tak jak brzmi podstawowe przesłanie harcerskie".

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek, nawiązując do problemów z nagłośnieniem, powiedział: "W latach 70. nie było mikrofonów, a było słychać".

P9220117m

I podkreślił w swoim wystąpieniu:
40 lat minęło, są tu przedstawiciele niepodległej Polski, są tu dwie osoby spośród tych 13 osób, które podpisały Apel do społeczeństwa i władz PRL. Komitet Obrony Robotników był naszą drogą do wolności, do niepodległości. 40 lat temu. (..) To lekcja pokazująca, że kilka, kilkanaście osób potrafi zmienić bieg historii. Tylko muszą to być ludzie odważni, z charakterem, gotowi zapłacić każdą cenę za życie w państwie bez kłamstwa. Dzisiaj patrzymy na lata 70. jako na czas takiej swobody, rzeczywiście w porównaniu z latami 50. to jest inny czas. Ale żeby wtedy działać, żeby podjąć tę działalność, żeby podpisać się z imienia i nazwiska, trzeba było ogromnej odwagi. Bo dlaczego było na początku tylko trzech mężczyzn, żeby założyć to, co później stało się Komitetem Obrony Robotników? A później było tylko 13 osób. Więc jeśli było tak łatwo, dlaczego było ich tak mało? I cała opozycja przedsierpniowa. Ale dla mojego pokolenia jest sprawa jeszcze ważniejsza: Komitet Obrony Robotników był wielką lekcją jak zachować się przyzwoicie, jak żyć w PRL-u. (..)

Dzisiaj spotykamy się w wolnej Polsce i to jest wielka nauka, że zawsze prawda i podstawowe wartości: niezgoda na kłamstwo, na upokorzenie drugiego człowieka, zwycięża, tylko trzeba zapłacić dużą cenę. (..) To był czas, gdy trzeba było odwagi i wielkiego charakteru. I to lekcja Komitetu Obrony Robotników.
Jako Instytut Pamięci Narodowej dołożymy wszelkich starań, by dziedzictwo tego niezwykłego czasu opozycji antykomunistycznej końca lat 70., później Solidarności, zostało przekazane następnemu pokoleniu. A państwu - bohaterom tamtych czasów - dziękuję. Bo myślę, że nie myśleliście - to był wtedy wybór moralny - że 40 lat później będziecie posłami ministrami i w obecności premier i przedstawicieli prezydenta RP będziecie świętować tę niezwykłą rocznicę.
- podsumował prezes IPN.

P9220142m

Piotr Naimski i Antoni Macierewicz zaprosili na miejsca honorowe przy stole pozostałych bohaterów książki: Urszulę Doroszewską, Wojciecha Fałkowskiego, Krzysztofa Łączyńskiego, Marka Barańskiego, Marcina Gugulskiego, autorkę książki, dr Justynę Błażejowską oraz Hannę Macierewicz jako przedstawicielkę rodzin działaczy KOR.

IMG_1572m

Antoni Macierewicz, nawiązując do słów dr Jarosława Szarka, zauważył:
To prawda, że był totalitaryzm, to prawda, że były sowiety, to prawda, że były tortury. Mało kto wie, jak ci robotnicy wtedy w 1976 roku byli torturowani. Oczywiście było mniej poległych, niż w 1956, 1970 i 1971, śmierci było mniej, ale masowość tortur była nieprawdopodobna. I był strach.

Ale ja osobiście czułem absolutne przekonanie, że uczestniczę w początku końca okupacji sowieckiej, że nasze działanie za chwilę doprowadzi do obalenia sowietów. Wtedy z nas się raczej śmiano, bo było nas kilka, kilkanaście osób, ale rzeczywiście była w tym tak nieprawdopodobna siła pewności siebie, że Polacy już dłużej tego nie będą znosili, że jak widzieliśmy te masy ludzkie, które były pędzone w czerwcu i lipcu 1976 roku na stadiony, żeby potępiać warchołów, żeby piętnować ludzi walczących o polską niepodległość i ciepiących za polską niepodległość, jakimi byli robotnicy, wiedzieliśmy, że wystarczą dwa - trzy słowa i że te masy idące pod przymusem, zamienią się w masy, które pogrzebią komunistów. I tak się przecież ostatecznie stało.

Obok tej martyrologii, która była rzeczywista, bo byli samotni ludzie, którzy tylko dzięki różańcowi i wielkiej własnej determinacji mieli przetrwać tamten czas i sprzeciwić się systemowi, ale był też wielki potencjał młodych ludzi, którzy mówili: Nie chcemy więcej. (..) Ta wielka siła polskości zwyciężyła, która streszczała się w haśle: Całym życiem służyć Polsce.
- zaznaczył współtwórca KOR.

P9220138m

Minister Piotr Naimski przypomniał, że to w mieszkaniu Antoniego Libery odbyło się spotkanie, na którym zostało ogłoszone, że powstał KOR i wówczas przyłączył się Jan Józef Lipski i Jacek Kuroń. Potem kolejne osoby przyłączały się do już istniejącego komitetu.

Antoni Macierewicz zaznaczył:
Od końca lat 60. środowisko 1 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej i gromady starszoharcerskiej "Włóczęgów", w pełni świadomie, kilkunastoletnie dziewczyny i chłopcy przygotowywali się, będąc przekonani, że nadchodzi czas końca komunizmu i trzeba być gotowym, że przyjdzie moment, żeby móc działać masowo, żeby podjąć działanie społeczne i polityczne, które przyniesie Polskę niepodległość. I to była istota zmiany, jaką to pokolenie wniosło do polskiej walki o niepodległość. Byliśmy przekonani, że czas konspiracji, niesłychanie bohaterski, że ten czas jest już za nami, że teraz jest czas mas polskich, które domagają się wolności. To wynikało z dojmującego doświadczenia.

IMG_1487m

Minister przypomniał tysiąclecie chrztu Polski:
Był taki moment, w roku 1966 kiedy miliony Polaków wyszły na ulice i mówiły o sobie, że są Polakami i katolikami. I mówili o sobie, że chcą niepodległości. (..) To był czas, gdy żadne palki, żadne milicje, żadna przemoc nie była w stanie sprostać milionom ludzi, którzy wyszli na ulice miast, wsi i miasteczek i mówili o sobie: my jesteśmy tu gospodarzami. Nie byłoby roku 1968 i wielkich manifestacji studenckich, ani nas i naszej gotowości do działania, gdyby nie najgłębsze doświadczenie 1966 roku.

Piotr Naimski dodał, że bardzo ważnym momentem dla tego środowiska był grudzień 1970 roku.
"Mieliśmy przeświadczenie, że dzieje się coś ważnego dla Polski a my nie byliśmy gotowi. nie umieliśmy się przyłączyć, nie umieliśmy pomóc. To towarzyszyło nam przez następne lata. Świadomie przygotowywaliśmy się do tego, że w momencie kiedy będzie kolejna okazja, żeby zrobić krok w stronę niezależności, że będziemy na to gotowi.

IMG_1553m

Prof. Wojciech Fałkowski, obecnie Podsekretarz Stanu w MON był osobą, która jako jedna z pierwszych organizowała pomoc dla robotników w lipcu 1976 roku.
Dla dużej grupy osób ta sytuacja naturalnie wyrastała z naszej działalności harcerskiej.
- mówił minister. Działacz KOR potwierdził słowa Antoniego Macierewicza o istniejącym już wówczas planie działania na rzecz suwerenności Polski.
Jeżeli ktoś mówi, że na początku to była spontaniczna akcja, ograniczająca się do działań humanitarnych, nie widząca dalszego celu, to przytaczam wtedy historię o mojej rozmowie z Antonim Macierewiczem, plan przez niego wówczas przedstawiony był programem.
- podkreślił. Przytaczał także anegdoty z tamtych czasów, w tym z
okresu inwazji na Czechosłowację i z okresu wyjazdów z pomocą do robotników Ursusa.

Prof. Marek Barański był wówczas starszym instruktorem, odtwarzał "Czarną Jedynkę" w 1963 roku.

P9220160m

Wspominał:
W 1961 roku był ostatni obóz harcerski "Jedynki" odtworzonej przez Andrzeja Janowskiego w 1957 roku. Były duże naciski władz, żeby zmienić harcerstwo. Starano się wprowadzić w harcerstwie metody drużyn walterowskich Jacka Kuronia. Ci, którzy prowadzili obóz harcerski stwierdzili, że w tych warunkach nie będą prowadzić "Jedynki" i rozwiązali drużynę.

Ale po roku doszedłem do wniosku, że nie można pozbawiać tych osób, którzy są w szkole doświadczenia obozów harcerskich, przeżycia harcerstwa. Komuniści dążą do atomizacji społeczeństwa, więc trzeba tworzyć grupy, które są ze sobą związane. Zdecydowałem, się, i razem z Jerzym Kijowskim odtworzyliśmy tę drużynę. Oficjalnie prowadziliśmy drużynę tak jak inni, ale stosowaliśmy dawną metodologię harcerską.
.
Jak wyjaśnił prof. Barański, zaprzysiężenie harcerzy według starej roty przysięgi, a nie według komunistycznej, która oficjalnie obowiązywała, odbyło się w tajemnicy, poza terenem obozu.
Wszyscy dochowali tajemnicy. Oglądałem dokumenty IPN. Nie ma na ten temat śladu. Spotkałem niedawno jednego z moich byłych harcerzy, który to przyrzeczenie uznawał za coś, co zrobiło na nim duże wrażenie.
- podkreślił.

Po kilku latach Barański przekazał drużynę następcom. W 1976 roku po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie podpisał się pod listem protestacyjnym do władz. Był współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników. W czasie spotkania przypominał m.in. wizytę papieża Jana Pawła II w Polsce w 1979 roku. Jak zaznaczył, od tego czasu narastał entuzjazm, który doprowadził ostatecznie do wybuchu Solidarności.
Byłem tak pełen nadziei, że wszystko się uda, że nawet gdy mnie internowali, to tej nadziei nie straciłem.
- zaznaczył.

IMG_1570m

Na pytanie, które momenty z przeszłości bohaterowie książki uważają za najmniej przyjemne a które za najbardziej budujące, Antoni Macierewicz odpowiedział:
Momentów euforycznych, wspaniałych było w tamtym czasie bardzo dużo. Od gigantycznych demonstracji w czasie tysiąclecia chrztu Polski, przez wybór papieża. Ale też takie mniejsze sukcesy, że udało się uciec, udało się wywieźć skrzynię z papierem. Udało się wydrukować nakład, dopiero dzień później UBecja trafiła na drukarnię itd.

Na pewno takim momentem było - gdy już przygotowaliśmy strukturę akcji pomocy, gdy został napisany apel zawierający w istocie program, który był później realizowany przez lata, program odbudowy społeczeństwa przez tworzenie niezależnych instytucji - fakt, że pomimo kryzysu ten KOR udało się założyć, że podpisy zostały zebrane, a Marta Miklaszewska, żona Jana Olszewskiego, wysłała do ówczesnego marszałka sowieckiego sejmu ten papier, że jesteśmy i się nie cofniemy. Dla mnie to była ulga niezwykła, tym bardziej, że siedziałem wtedy w więzieniu w Radomiu po kolejnym zatrzymaniu przy wyjeździe na procesy. Bo na procesy trzeba było jeździć, żeby robotnicy wiedzieli, że nie są sami. To była jedna z ważniejszych rzeczy, trudna do przeforsowania wśród naszych "braci z lewicy laickiej”, którzy uważali, że to nie takie ważne, a dla tych robotników było bardzo ważne, bo to nie były procesy, to był rodzaj zinstytucjonalizowanego skazywania tych ludzi na lata więzienia lub represje.
Współtwórca KOR mówił także o drugim ważnym wydarzeniu, gdy udało się zorganizować wielką demonstrację po zamordowaniu Staszka Pyjasa.
To było bardzo trudne. To był pierwsza wielka demonstracja studencka od wielu lat. Gdy zobaczyłem, że ona idzie już ulicami Krakowa, demonstracja pod wielkimi czarnymi sztandarami, bo pogrzebowa, i że są tam tysiące ludzi - wtedy złapała mnie milicja i odwiozła pod karabinami do Warszawy - byłem już spokojny, demonstracja była.

Jak wspominał Macierewicz, wielką lekcją realizmu politycznego był 22 lub 23 lipca 1977 roku, gdy wypuszczeni z więzienia w ramach gierkowskiej amnestii członkowie KOR spotkali się u prof. Lipińskiego. Profesor Sadowski przekazał informacje od towarzysza Edwarda Gierka, że podstawowe cele KOR zostały zrealizowane, władza ustąpiła, jest amnestia, wszyscy zostali wypuszczeni, więc "można się dogadać". Wówczas jeden z członków lewicy laickiej zaproponował wykluczenie Morgiewicza i Ziembińskiego, "bo idzie wielka gra".
To był wstrząs, który pozwolił mi w przyszłości przetrwać wiele trudnych politycznych sytuacji, gdy współtowarzysze zamieniają się we wrogów, a ci którzy mieli stać ramię w ramię zamieniają się w tych, którzy ze względu na grę polityczną uważają, że trzeba najbliższych współtowarzyszy walki wymienić na nowy model.
- stwierdził Antoni Macierewicz.

Piotr Naimski dodał:
W naszym środowisku, kiedy rozmawialiśmy o polityce, nie było miejsca na scenariusz opierający się na porozumieniu się z liberalną frakcją w Biurze Politycznym czy KC. Myśmy to odrzucali. Nie było w naszym myśleniu politycznym i w naszych celach finlandyzacji Polski. Była niepodległość Polski.

Zaznaczył, że Jan Olszewski był faktycznie współzałożycielem KOR, od czerwca 1976 roku brał udział we wszystkich ważnych spotkaniach, uczestniczył w redagowaniu pierwszego apelu. Nie został członkiem KOR, gdyż był adwokatem i na salach sądowych bronił represjonowanych.

Dla Naimskiego trudnym momentem była wiadomość o zamordowaniu Staszka Pyjasa.
Mieliśmy wtedy taką myśl, że to jest punkt przełomowy. Jeżeli nie zrobimy wszystkiego, co umiemy, żeby się przeciwstawić, to będą nas zabijali po kolei. Stąd pomysł wyjazdu do Krakowa, zerwania Juwenaliów, zorganizowania tej wielkiej demonstracji. Podzieliliśmy się. Do Krakowa pojechał Antoni Macierewicz, Wojciech Onyszkiewicz, Mirosław Chojecki. W Warszawie drukowaliśmy ulotki, które były przerzucane do Krakowa. Wszystko co mieliśmy wtedy w rozbudowanej sieci wokół KOR-u, co służyło akcji pomocy w Ursusie i w Radomiu, sieci kolportażu, wszystko to zostało zmobilizowane i nasz protest był głośny. Wsadzono nas na Rakowiecką, ale okazało się, że działalność KOR nie została zatrzymana.

IMG_1582m

Obecna na premierze książki premier Beata Szydło powiedziała krotko:
To ogromny zaszczyt dla mnie, że jestem tu dziś z państwem. Ale ogromnym dla mnie zaszczytem jest to, że mogę pracować w rządzie Rzeczypospolitej Polskiej z panem ministrem Antonim Macierewiczem i panem ministrem Piotrem Naimskim.

P9220201m

Poproszony o wypowiedź prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, w tamtych latach współpracownik Biura Interwencyjnego KOR, powiedział:
Szliśmy tą samą drogą. Ja oczywiście nie mam tak pięknych początków jak moje koleżanki i koledzy. Ale później też się jakoś włączyłem, też w pewnym momencie dołączyłem do grupy "Głos" i sądzę, że był to dobry wybór. (…) KOR był organizacją z wewnętrznym pęknięciem. Była grupa lewicowa, która w dużej mierze zawłaszczyła tradycje KOR-u, i była grupa niepodległościowa, która była spychana właśnie dlatego, że miała takie poglądy i ich nie ukrywała, ale która tak naprawdę w polskiej drodze do niepodległości odegrała ogromną rolę. Ta rola była tak znaczna, że można powiedzieć: To, że mamy dziś Polskę niepodległą, to jest coś, co nie mogłoby się wydarzyć bez tej początkowo bardzo niewielkiej, harcerskiej grupy.

Nie ukrywam, że czasem się z tej harcerskości moich kolegów podśmiewałem, ale do nich, nie za plecami. To źródło było niezwykle istotne. Mówiło się, że KOR ma trzy źródła: to komandoskie (1968 rok); to wywodzące się z KIK, i wreszcie to harcerskie. Dla tej Polski, którą dziś budujemy, najważniejsze było to harcerskie. Byli także ludzie, którzy szli w tym kierunku, oddzielnie, jak Zbigniew Romaszewski czy Krzysztof Wyszkowski.

To było decydujące dla tego biegu historii, który został rozpoczęty w 1976 roku, który pierwszą kulminację przeżywał w okresie 1980-81, który przeżywał następnie kolejne kulminacje i wreszcie tą ostatnią, mam nadzieję, że finalną, zwycięską.
- zakończył lider PiS.

Nawiązując do tej wypowiedzi, prof. Wojciech Fałkowski wymienił osoby z kręgu KIK, które włączyły się w działalność KOR, byli to Wojciech Arkuszewski i Wojciech Ostrowski. Piotr Naimski wspomniał także o innym współpracowniku Komitetu Obrony Robotników wywodzącym się spoza tego środowiska - Henryku Wujcu.

Działacz opozycji demokratycznej w PRL Piotr Jegliński, szef Editions Spotkania, wspominał czasy powstania KOR i swoją ówczesną działalność. Jegliński współtworzył siatkę kurierską, która przemycała zakazane publikacje. W 1976 roku przemycił do Polski powielacz spirytusowy. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce brał udział w akcji wysłania balonów z ulotkami.

Nie lepszej szkoły wychowawczej, jak skauting, jak polskie harcerstwo. Niepokonanemu duchowi polskiego harcerstwa: Czuwaj!
- zakończył spotkanie Antoni Macierewicz, zapraszając na scenę harcerzy z dzisiejszej "Czarnej Jedynki".

Pełna relacja filmowa:



Relacja: Margotte i Bernard

IMG_1475m

P9220143m

IMG_1549m

IMG_1477m

P9220203m

IMG_1607m

P9220225m

P9220081m

IMG_1684m

IMG_1676m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/albums/72157674327999615

sobota, 24 września 2016

"Żadne państwo nie może ustawiać na równi interesu własnego narodu i narodu obcego". Chrześcijaństwo a islam: obawy i zagrożenia

Ks. prałat Józef Maj, prof. Anna Cegiełła (filolog i etyk słowa) i dr Bartłomiej Zdaniuk (politolog) byli uczestnikami drugiej debaty poświęconej współczesnemu konfliktowi świata chrześcijańskiego i islamskiego. Dyskusję na warszawskim Bemowie, która odbyła się 5 września, zorganizowała Akcja Katolicka oraz Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza.
IMG_0733m


Ks. Józef Maj stwierdził, że nie można popadać w fobię antyislamską, ale jednocześnie nie powinno się pozwolić na tworzenie obcych struktur w naszym państwie. Właściwe rozwiązanie zastosowali nasi przodkowie wobec Tatarów, którzy mieli świadomość, że mogą zachować swoją wiarę i obyczaje, ale muszą przestrzegać prawa i porządku kraju, w którym się osiedlają. Tymczasem dziś w Europie pozwolono na stworzenie obcych struktur policyjnych w miastach, czyli policji islamskiej, do niektórych dzielnic policja francuska nie zagląda. Pozwolono na sformalizowany obieg kultury islamskiej i pieniądza islamskiego.

IMG_0747m

"Żadne państwo nie może ustawiać na równi interesu własnego narodu i narodu obcego". - zaznaczył ks. prałat. Groźna jest także postawa Turcji, gdyż żadne państwo nie powinno wspierać nowego kalifatu.

IMG_0744m

Według prof. Anny Cegiełły, sytuacja, w jakiej się znajdujemy wynika ze złego pojmowania etyki troski oraz nieumięjętności pogodzenia etyki troski z etyką wspólnoty, która zakłada obowiązek wobec tej wspólnoty. Politycy zachodni skupiają się na etyce troski, zapominając, że ona obowiązuje przede wszystkim w obrębie wspólnoty.

Fundamentalną kwestią jest to, jaką etykę przyjęła Europa, opiera się ona na szacunku dla życia, prawie do godności, podmiotowego traktowania człowieka, prawie wolności i równości. Te prawa są zagwarantowane w najważniejszych europejskich dokumentach, także w polskiej konstytucji.
"Tych praw Islam nie szanuje, nie rozumie ich w ten sam sposób". - zaznaczyła prof. Cegiełła. - "Szacunku dla życia takiego jak u nas w Islamie nie ma. Niewierny jest kimś niższym i można go zabić. U nas jeżeli ktoś wyznaje inną religię, nie daje nam to prawa do robienia mu krzywdy. Nawet nie przyznajemy sobie prawa do tego, żeby takiego człowieka gorzej traktować".

IMG_0771m

Dr Bartłomiej Zdaniuk skupił się na Francji, gdzie sytuacja jest szczególnie napięta. Według niego część odpowiedzialności za to co się dzieje, ponoszą społeczeństwa i elity Europy Zachodniej. Muzułmanie, którzy tam mieszkają, wykorzystują pustkę, jaką przed nimi wytworzono. Po 1968 roku postawiono na pierwszym miejscu indywidualną wolę człowieka, dla której obecnie nie ma już żadnych granic. Stąd obiektem ataku jest Kościół, nastąpił demontaż instytucji: rodziny, macierzyństwa, ojcostwa, a w końcu i płci - płeć jako nie wytwór biologiczny, ale wytwór kultury, a więc podlegający zmianom.
Zniknąć ma jako przeżytek pojęcie narodu, spoiwem ma być konstytucja oraz prawa człowieka. Zanika państwo i tworzą się strefy, gdzie państwo nie istnieje. Tymczasem młodzież potrzebuje radykalizmu, więc Islam staje się atrakcyjny. Co zaskakujące, rosnąca liczba rdzennych mieszkańców Europy Zachodniej przyjmuje Islam.

Dlaczego tak się dzieje? Jak zauważył politolog, w Europie Zachodniej mówi się o Kościele wyłącznie źle, np. w kontekście pedofilii. Z jednej strony Kościół katolicki jest atakowany, więc traci na swojej atrakcyjności, a z drugiej strony np. we Francji po soborze watykańskim II uznano, że należy zerwać całkowicie z sacrum, by być bliżej społeczeństwa, można więc np. zrezygnować ze stroju kapłana - sutanny, zrezygnować z habitów zakonnych, a msza powinna być formą spotkania towarzyskiego. Nic więc dziwnego, że właśnie we Francji powstał lefebryzm, silny nurt tradycjonalistyczny. W Polsce natomiast prymas Stefan Wyszyński nie usunął sacrum, jest adoracja, nabożeństwa, msze święte.

IMG_0760m

Drugą przyczyną obecnej sytuacji - według dr Zdaniuka, jest to, że dla ludzi wywodzących się z krajów islamskich nie stworzono realnych perspektyw integracji. Przyjeżdżali w latach 60. do Europy, bo brakowało rąk do pracy, pracowali jako robotnicy niewykwalifikowani, ale dla nich ta praca była awansem w porównaniu z tym, co zostawiali w rodzimych krajach. Jednak w międzyczasie zmienił się model gospodarczy, ze względu na otwarcie granic i tani import z Chin zniknęła duża liczba miejsc pracy dla ludzi ze średnim i niższym wykształceniem. Z drugiej strony elita polityczna i intelektualna jest ściśle zamknięta, dostęp do niej jest bardzo trudny. Potomkowie emigrantów nie mają reprezentacji, choć już trzecie pokolenie żyje w Europie, jednocześnie system socjalny sprawia, że mogą żyć na zasiłkach.

Politolog zauważył, że jest jeszcze jedna kwestia - świat muzułmański jest podzielony, nie ma też jednego Islamu w Europie Zachodniej. Są ludzie, którzy radykalizują się przez Internet lub przez wysłanników sponsorowanych przez państwa na Bliskim Wschodzie czy na Półwyspie Arabskim, które wygrywają w ten sposób własne interesy. Trudno więc prowadzić dialog z jakimś jednym partnerem, bo ten partner jest wielogłowy.

I na koniec dr Bartłomiej Zdaniuk zwrócił uwagę na to, że w Polsce ludność muzułmańska jest nieliczna.
Problemem jest to, czy w Polsce, tak jak to się dzieje w Europie Zachodniej, pozwolimy na demontaż tradycji, wartości - rodziny, macierzyństwa, płci.
"Problemem jest to, w jaki sposób pracujemy nad samymi sobą, nad naszym własnym kręgosłupem. To jest dla nas zadanie, niezależnie od tego, czy przyjmiemy emigrantów, czy ich nie przyjmiemy". - podkreślił politolog.

To główne tezy dyskusji, całość debaty na filmie:



Relacja: Margotte

IMG_0782m

IMG_0730m

IMG_0784m

piątek, 23 września 2016

Wieczór autorski Stanisława Esdena-Tempskiego - Między Sierpniem a młotem

12 września 2016 roku gościem Klubu Ronina był Stanisław Esden-Tempski. Spotkanie prowadził prof. Krzysztof Dybciak.

IMG_1074m



Stanisław Esden-Temspki to poeta, prozaik, dziennikarz. Studiował psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, następnie filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie w latach 70. XX wieku współtworzył aktywne środowisko młodych poetów i pisarzy. Publikował w 1973 roku w „Literach” wiersze opatrzone wspólnym tytułem Muzea samowiedzy. Jako dziennikarz współpracował m.in. z „Ex Librisem”, „Polityką”, „Midwest Review”, „Nowym Dziennikiem”. Tomy poetyckie i zbiory wierszy: Ten stary przebój Beatlesów nigdy nie będzie kobietą (1976), Wytrwale rozwijam swe złe skłonności (1978), Wpędzony do raju (1981), Szmaciane lata (1985), A przecież umarłem (1988). Powieści: Człowiek, który udawał psa (1980), Między Sierpniem a młotem (1988, 2005), Łowca orchidei. Romans emigrancki (1994), Kundel (1999).

Pochodzący z gdańskiej, kaszubskiej rodziny Esden-Tempski był protokolantem (przez jeden dzień) porozumień sierpniowych w 1980 roku. Zgłosił wówczas dwudziesty drugi postulat: zniesienia cenzury prewencyjnej, który "wszedł, ale nie został zapisany [...] Po tych moich wystąpieniach podziękowano mi za dalsze notowanie negocjacji. Byłem cały czas w tle strajku, rozmawiając z różnymi ludźmi i wpływając na to lub na owo, ale już nie wszedłem do tego grona, które podpisywało porozumienia sierpniowe. Na szczęście. Natomiast moja obecność na strajku dała mi podstawę do tego, żeby myśleć o tym, żeby napisać historię na ten temat. Bo będąc literatem szybko zrozumiałem, że moje doświadczenie bycia w strajku może być moim bogactwem, może być tym co da mi możliwość stworzenia historii." Tak o korzeniach powstania powieści „Między Sierpniem a młotem”, w której główny bohater walczy o zniesienie cenzury prewencyjnej zapachów, opowiadał Stanisław Esden-Tempski.


Relacja: Bernard i Margotte

IMG_1051m

IMG_1048m

P9120041m

P9120082m

P9120079m

IMG_1066m

środa, 21 września 2016

Czego możemy się nauczyć od zwycięzców z 1920 roku? Klub Ronina w Ossowie

IMG_0268m
"Jeżeli mówimy o cudzie nad Wisłą, to ja widzę ten cud w tym, że tak zatomizowane społeczeństwo, które po raz pierwszy spotyka się w jednym państwie, po 126 latach, potrafi w obliczu zagrożenia odrzucić nie tylko swoje podziały, ale i cały bagaż I wojny światowej. Czy nie moglibyśmy się dziś zjednoczyć w obliczu zagrożeń, dziś innych, ale jakże niebezpiecznych, jakie pojawiają się na świecie?". 29 sierpnia 2016 roku odbyło się wyjazdowe spotkanie klubu Ronina w Ossowie - miejscu zwycięskiej bitwy z bolszewikami w 1920 r. Wykład na temat Bitwy Warszawskiej wygłosił prof. Janusz Odziemkowski.


Klubowiczów przywitał Rafał Pazio, dyrektor Samorządowej Instytucji Kultury „Wrota Bitwy Warszawskiej 1920”, który w przeszłości kilkakrotnie był uczestnikiem warszawskich spotkań klubu. Oprowadził Roninów po terenie Sanktuarium Narodowego w Ossowie, cmentarzu wojennym poległych w 1920 roku.

Ossow3

W skład cmentarza wchodzi osiem zbiorowych mogił i jedna pojedyncza oraz obelisk z napisem:
14 sierpnia 1920 r.
Siedemkroć odpieraliśmy
hordy bolszewickie i tu
padliśmy u wrót stolicy
a wróg odstąpił ...


IMG_0266m

IMG_0264m

Przy wejściu na cmentarz stoi głaz-pomnik Józefa Hallera, dowódcy frontu i generalnego inspektora Armii Ochotniczej, a obok cmentarza znajduje się Kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Zwycięskiej, zbudowana w 1928 według projektu Brunona Zborowskiego.

IMG_0275m

W 2014 roku, w 94. rocznicę bitwy warszawskiej powstała w pobliżu tablica upamiętniająca ośmiu dowódców polskich oddziałów uczestniczących w walkach, którzy w 1940 zostali ofiarami zbrodni katyńskiej, upamiętnieni na niej zostali m.in. gen. dyw. Stanisław Haller, gen. dyw. Henryk Minkiewicz, gen. bryg. Kazimierz Orlik-Łukoski oraz gen. bryg. Mieczysław Smorawiński.

Ossow6


O powstaniu Panteonu Bohaterów w Dolinie 96 Dębów Smoleńskich przy Kaplicy Matki Boskiej Zwycięskiej mówił pomysłodawca Ryszard Walczak, Kanclerz Kapituły Medalu "Zło Dobrem Zwyciężaj" i prezes Ogólnopolskiego Komitetu Pamięci Ks. Jerzego Popiełuszki.

Ossow1

23 kwietnia 2010 z inicjatywy Lasów Państwowych na cmentarzu w Ossowie posadzono 96 Dębów Pamięci upamiętniających ofiary katastrofy lotniczej w Smoleńsku.

IMG_0295m

Panteon Bohaterów istnieje w tym miejscu od czterech lat i powstał pod patronatem arcybiskupa Henryka Hosera, Ordynariusza Diecezji Warszawsko-Praskiej. Pierwszym pomnikiem odsłoniętym w 2012 roku było popiersie Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. W kolejnych latach powstały popiersia Biskupa Polowego WP gen. Tadeusza Płoskiego, Prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego, gen. Franciszka Gągora, gen. Andrzeja Błasika, gen. Wojciecha Lubińskiego, Marszałka Macieja Płażyńskiego, Biskupa Polowego WP Kościoła Prawosławnego Mirona Chodakowskiego, Anny Walentynowicz, Janusza Kurtyki, gen. Bronisława Kwiatkowskiego, Stefana Melaka i Władysława Stasiaka. 14 sierpnia 2016 roku odsłonięto trzy kolejne pomniki ofiar tragedii smoleńskiej: gen. Tadeusza Buka, gen. Kazimierza Gilarskiego oraz admirała Andrzeja Karwety.

IMG_0319m

Po zwiedzeniu okolicy sanktuarium klubowicze przeszli do pawilonu ekspozycyjnego Centrum Informacji Turystyczno-Historycznej, gdzie wykład na temat Bitwy Warszawskiej 1920 roku wygłosił prof. Janusz Odziemkowski.

IMG_0328m

Profesor zaczął wykład od przywołania łacińskiej maksymy: "Historia magistra vitae est" (Historia - nauczycielką życia). "Można się uczyć i na klęskach, i na sukcesach".- zaznaczył. Według historyka, powinniśmy się z doświadczenia zwycięzców z 1920 roku, uczyć się "umiejętności jednoczenia się w obliczu rozmaitych zagrożeń".
Profesor podkreślił, że polskie społeczeństwo było wówczas bardzo podzielone. Był podział na trzy zabory, gdzie przez 120 lat każde pokolenie żyło w różnych warunkach, chodziło do innej szkoły, podlegało innemu systemowi politycznemu, wszystko było inne: prawo, nawet język stawał się inny, tworzyła się inna mentalność, dodatkowo były podziały na partie polityczne.

"Jeżeli mówimy o cudzie nad Wisłą, to ja widzę ten cud w tym, że tak zatomizowane społeczeństwo, które po raz pierwszy spotyka się w jednym państwie, po 126 latach, potrafi w obliczu zagrożenia odrzucić nie tylko swoje podziały, ale i cały bagaż I wojny światowej. Tym ludziom w ciągu czterech lat wojny zawalił się świat, społeczeństwo było wykrwawione".
- mówił prof. Odziemkowski. -
Pierwszy cud i nauka dla nas, że nawet wtedy potrafiliśmy się zjednoczyć. Czy nie moglibyśmy się dziś zjednoczyć w obliczu zagrożeń, dziś innych, ale jakże niebezpiecznych, jakie pojawiają się na świecie?".

Druga nauka, jaka wypływa dla nas z 1920 roku to
"umiejętność wykrzesania z siebie maksimum energii i zdecydowania w najważniejszym momencie".

Można mieć dobrego szefa sztabu i naczelnego wodza, jak było w 1830 roku, ale bez determinacji zwycięstwa, zwłaszcza u przywódców państwa, trudno odnieść zwycięstwo.

Ossow8

Jak zaznaczył historyk, w 1920 roku mieliśmy plejadę doskonałych doświadczonych owódców: gen. Hallera, który posiadał charyzmę i moc oddziaływania na innych, był wielkim patriotą, to on pojawiał się na słynnym plakacie werbunkowym z czasu wojny 1920 roku "Wstąp do wojska, broń Ojczyzny", gen. Rozwadowskiego, który wierzył w zwycięstwo, a jednocześnie był świetnym szefem sztabu, oraz Józefa Piłsudskiego.

I co niezwykle istotne, chciał zwyciężać żołnierz, ważna była determinacja. Walczyli w tej wojnie młodzi ludzie oderwani od ław szkolnych, od warsztatów, od roli. Mieli tak ogromny zapał i chęć zwycięstwa, że potrafili maszerować w wyścigu za Armią Czerwoną po 40-60 km na dobę, dźwigając do 30 kg oporządzenia, w upale i bez wody, po piaszczystych drogach.
"Tempo natarcia wojsk polskich było kluczem do zwycięstwa".

"Nie ma rzeczy niemożliwej, jeżeli bardzo się czegoś chce.
- mówił prof. Odziemkowski. -
"Nasz naród dobijał się o niepodległość 126 lat. Ale gdyby się nie dobijał, czy mielibyśmy niepodległość w 1918 roku? Czy Wilson punkt o odrodzeniu Polski postawiłby jako warunek sine qua non zawarcia pokoju w Europie, gdyby Polacy nie przelewali krwi w powstaniach, gdyby nie było Legionów Polskich, gdyby Europa zapomniała o Polsce?".

"Po to by wyrwać się spod władzy trzech mocarstw, trzeba było rzeczywiście cudu, bo wszystkie trzy musiały jednocześnie przegrać wojnę, walcząc przeciwko sobie. Wydawało się to niemożliwe. Ale to była determinacja, która nie liczyła sił".

IMG_0361m

Historyk zwrócił uwagę na to, że nie powinniśmy myśleć o tym, że jesteśmy bezpieczni, potrzebna jest Polsce silna armia:
"Nie możemy oczekiwać na czyjąś pomoc, jeśli sami jesteśmy słabi, jeżeli nie potrafimy się sami obronić. Ktoś może nam pomóc, ale nie przyjdzie za nas umierać. (..) Nikt nam nie pomoże, jeżeli sami nie będziemy silni. Przynajmniej na tyle, żebyśmy byli pożądanym sojusznikiem. (..) Nie ma nic cenniejszego niż niepodległość. Nasi przodkowie już raz zgrzeszyli, uważając, że jak Polska będzie słaba, to wszyscy ją zostawia w spokoju. Następstwem były rozbiory. Dziś też nie powtarzajmy tego błędu".

Jak podkreślił profesor, "budowa nowoczesnej armii wymaga wyrzeczeń, być może nawet sięgnięcia do kieszeni obywateli. Ale jeżeli tego nie potrafimy zrobić, stracimy wszystko".

Niepodległość nie jest dana raz na zawsze, zawsze o nią trzeba dbać i być silnym - to także nauka wypływająca z doświadczenia zwycięzców 1920 roku.

I jeszcze jedna nauka, jaką przywołał prof. Odziemkowski, dotyczy ona samej Rosji.
"Zarówno powstanie listopadowe, jak i wojna 1920 roku uczy nas, że Rosja - ten wielki moloch, jeśli jest pozostawiony sam, z uwagi na swój ogrom i na ograniczoność swoich środków jest groźny na krótką metę, ale dłuższa wojna nawet z takim przeciwnikiem, jak Polska, może być dla niego zabójcza. Nie jest w stanie utrzymać w napięciu swoich sił, jeśli cały świat go nie wspiera.

W odpowiedzi na odwiecznie powracające pytanie o to, kto był rzeczywistym ojcem zwycięstwa nad Wisłą, w tym kontekście pojawia się nazwisko gen. Rozwadowskiego, historyk stwierdził:
"Jest dowódca i jest jednoosobowa odpowiedzialność. Nie szef sztabu odpowiada za wynik bitwy, tylko Naczelny Wódz. Nawet gdyby szef sztabu wymyślił najgenialniejszy plan, odpowiedzialność ponosi Naczelny Wódz, który ten plan wybiera. Od tego ma szefa sztabu, żeby mu podsuwał pomysły, a przede wszystkim, żeby opracowywał jego pomysły, bo on ponosi odpowiedzialność. Czy dziś mówimy, że powstanie listopadowe przegrał Prądzyński, czy że przegrał Skrzynecki? To Skrzynecki był naczelnym wodzem i jeśli jest zwycięstwo, to zbiera całą chwałę, jeżeli ponosi klęskę, całe odium na niego spada. To właśnie jest odpowiedzialność jednoosobowa".



Relacja: Margotte

IMG_0353m