"Ale nie ma tam osób, które są powszechnie znane. Jest zaledwie trzech biskupów, jak zidentyfikowałem do tej pory, i nie są to osoby z pierwszych stron gazet. Jest tam jedno źródło bardzo niebezpieczne. Jest to agent ps. "Kruk", zwerbowany w Polsce przez Departament IV, a potem zmienił pseudonim na "Konrad" ("Conrado), człowiek, który już nie żyje, ksiądz, który stracił wiarę w Boga i sam się zgłosił do SB w latach 60-tych, SB namówiło go do pozostania w zakonie, po to by mógł szpiegować. Zmarł mając na piersiach najwyższe odznaczenie watykańskie, a był zdrajcą".
Jak powiedziała Gmyzowi jedna z zakonnic, która badała akta: "Nie wiem ile mszy trzeba odprawić za duszę tego człowieka, żeby wyszedł z czyśćca", tak szkodliwa była działalność tego człowieka.
"90% placówki dyplomatycznej w Rzymie stanowiły osoby, w ten czy inny sposób, związane z wywiadem wojskowym albo z wywiadem cywilnym komunistycznym. Właściwie wszyscy dziennikarze, którzy zostali przysłani z PRL-u, w jakiś sposób byli związani ze służbami. Część również osób, które cieszyły się dużym zaufaniem i uchodziły za opozycjonistów, związane z opozycją, to też byli agenci bezpieki, ulokowani przez bezpiekę za granicą z odpowiednią legendą".
Dziennikarz "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze" opowiadał o swoich śledztwach dotyczących agentury, mówił o Tomaszu Turowskim oraz innych agentach w polskim kościele i w dyplomacji polskiej (wspomniał m.in. o opublikowanej przez UważamRze liście 222 członków służby zagranicznej, którzy przyznali się do służby lub współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi oraz osób, które IPN podejrzewa o kłamstwo lustracyjne).
Mówił także o MSZ za czasów Radosława Sikorskiego, który "wprowadził koszarowe zwyczaje" do tego resortu, a także o nepotyzmie w polskiej dyplomacji.
"Na ślad Turowskiego trafiłem przez zupełny przypadek. Przez długi czas ta osoba nie była przedmiotem mego zainteresowania".
"Żeby dojść do 200 ponad meldunków Tomasza Turowskiego - powiedział m.in. Cezary Gmyz - musiałem przeczytać ok. 50 tysięcy stron, wyizolować w ciągu weekendu z tych 50 tysięcy stron ten numer. Nagle czytając jeden z dokumentów zobaczyłem notatkę, którą jeden z szefów wywiadu skierował do kierownictwa partyjno-rządowego i tam było napisane, że informacja pochodzi od "Orsoma", a w tej notatce krótkiej było napisane "Towarzyszu, przesyłam Wam informacje od "Rittera", zacząłem ich szukać i okazało się, że idealnie pasują do osoby Tomasza Turowskiego. I w ten sposób dzięki żmudnej pracy i dzięki kontaktom rzymskim udało się ustalić, że to jest ta osoba. Większości dziennikarzy nie chce się siedzieć w IPN i przeglądać te dziesiątki tysięcy stron, bo to jest żmudna robota, dlatego, że teczki agentury, która pracowała w Watykanie w 3/4 zostały zniszczone. Musimy je odtwarzać z materiałów informacyjnych Wydziału XVII, gdzie spływały wszystkie meldunki, ale były opatrywane kryptonimami. Teczek personalnych agentury, bo z oficerami jest lepiej, choć teczki są przetrzebione".
"To niewątpliwie jest człowiek bardzo utalentowany - stwierdził Gmyz mówiąc o Turowskim - ale jest to też kliniczna postać zła. Bo jeśli sobie wyobrazimy człowieka, komunistę, ideowego komunistę, który jest w stanie spędzić 10 lat w zakonie jezuitów, a nie jest to zakon o najłagodniejszej regule, po to tylko, żeby szpiegować Jana Pawła II i środowiska opozycyjne, jeżeli ten człowiek po przełomie 89 roku trafia do polskiej dyplomacji i robi tam zdumiewającą karierę, łącznie z funkcją ambasadora (został polecony przez ministra Bartoszewskiego) (..) Niebezpieczeństwo tego typu, że agentura dawna komunistyczna z PRL została przejęta przez jakieś inne służby, jest dość duża".
Gmyz mówił także o rozpoczętym właśnie, ale zamkniętym dla mediów, utajnionym, procesie Turowskiego.
"Nie tylko jestem podsłuchiwany, jestem także obserwowany" - ujawnił Cezary Gmyz. - Nie dalej jak przedwczoraj umawiałem się ze znajomym, który udziela mi informacji i w sposób jednoznaczny stwierdziliśmy, że dołączyło do nas towarzystwo zainteresowane tym o czym mówimy nie przez telefon. Koledzy się ze mnie śmieją, że jestem najbardziej podsłuchiwanym dziennikarzem w Polsce". "Podsłuchiwanie ma na celu ustalenie moich źródeł informacji, co jest w Polsce zabronione. Nikt się jednak nie przejmuje paragrafem o tajemnicy dziennikarskiej. Ludzie, którzy się ze mną spotykają obdarzają mnie zaufaniem. Ale ja do wymiany informacji dawno przestałem używać telefonu, włącznie z komórkami prepaidowymi. Jest to zbyt niebezpieczne narzędzie. Nie dla mnie, lecz dla ludzi, z którymi ja rozmawiam".
Wspomniał, że przygotowuje książkę "Zaraza za Spiżową Bramą", która ukaże się na początku przyszłego roku. Będzie poświęcona agenturze w Watykanie. Tytuł książki nawiązuje do kryptonimu akcji przeciwko Janowi Pawłowi II i Watykanowi - "Zaraza" po włosku "Morbo".
Audio:
Relacja: Bernard i Margotte.
P.S.
Pełna lista członków służby zagranicznej, którzy przyznali się do współpracy z bezpieką:
http://www.rp.pl/artykul/692302-Uwazam-Rze--222-dyplomatow-z-bezpieki-PRL.html