czwartek, 22 grudnia 2011

Rozmowy pod namiotem Solidarnych 2010 - prof. Zdzisław Krasnodębski

Zakończył się kolejny miniwykład z cyklu "Rozmowy pod namiotem", zorganizowany przez Stowarzyszenie Solidarni 2010. Prelegentem był prof. Zdzisław Krasnodębski.


Przy namiocie Solidarnych zebrała się grupa słuchaczy, którzy żywo reagowali na słowa pana profesora. Spotkanie prowadzili: Samuel Pereira i Ewa Stankiewicz.













W trakcie wykładu do zebranych dołączył ks. Stanisław Małkowski, a pod koniec z grupy uczestników została wywołana przez Ewę Stankiewicz dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, która obiecała, że w najbliższym czasie chętnie przyjdzie na spotkanie ze słuchaczami tego swoistego uniwersytetu pod chmurką.

Prof. Krasnodębski opowiadał o tym, jak sytuacja w Polsce po 10 kwietnia jest odbierana za granicą, mówił o polskim środowisku naukowym, polskich elitach i ich stosunku do obecnej rzeczywistości. Nawiązał także do wydarzeń, które miały miejsce na Krakowskim Przedmieściu latem zeszłego roku. Mówił o konieczności budowania niezależnych mediów.

"W Polakach budzi się duch wolności" - powiedział profesor Krasnodębski - dla mnie jest to niezwykle optymistyczne, powstaje wiele stron internetowych, fora internetowe, ale z drugiej strony jestem zapraszany na wiele spotkań (..) i wszędzie spotykam ludzi, ludzi oczernianych, ludzi którzy są ludźmi myślącymi, nie są fanatyczni, nie są zaślepieni, nie są faszystami - tak jak się nas wszystkim próbuje ostatnio określić, tylko są właśnie obywatelami. Ja jestem zwolennikiem polskiego republikanizmu, w nawiązaniu do tradycji polskiej Rzeczypospolitej. I widzę, ze się coś takiego tworzy na naszych oczach. Z jednej strony tworzy się ruch społeczny im. Lecha Kaczyńskiego, dwa tygodnie mieliśmy tu wielki kongres ekspertów, przemilczany całkowicie przez prasę. Myślę, że Polacy po prostu uznali - ta Polska Rzeczpospolita należy do nas. I nie damy jej sobie zabrać. Wymaga to od nas odpowiedniego głosowania, też wpływania na naszych polityków."

Zapytany przez Ewę Stankiewicz o to "jak się uchował" z takimi (niepopularnymi, niepoprawnymi politycznie zwłaszcza wśród elit) poglądami, opowiadał o swojej drodze życiowej i naukowej. Mówił m.in. o tym, że dwukrotnie poczuwał się do tego, że musi zareagować na to co się stało, za pierwszym razem był to stan wojenny, za drugim - katastrofa smoleńska. Wobec tych dwóch wydarzeń nie mógł pozostać obojętny. Dlatego choć jako profesor uniwersytecki potrzebuje czasem dystansu do rzeczywistości, choćby po to, by skupić się na pisaniu, dziś uważa, że jego obowiązkiem jest spotykać się z ludźmi. Jeździ więc na różne spotkania wszędzie tam, gdzie jest zapraszany.

Pytaliśmy pana profesora o kwestię nielegalności wprowadzenia stanu wojennego, co orzekł ostatnio Trybunał Konstytucyjny.
Kolejne pytanie dotyczyło najnowszej książki "Większego cudu nie będzie". W odpowiedzi pan profesor powiedział, że ta książka ma charakter mniej polityczny, bardziej refleksyjny i że poleca w niej szczególnie artykuł poświęcony Powstaniu Warszawskiemu, który pisał z myślą o Januszu Kochanowskim. Inny z artykułów zamieszczonych w tym tomie mówi o Mickiewiczu i Sienkiewiczu, inny dotyczy chrześcijaństwa w Europie czy miejsca religii w życiu publicznym.
























Relacja: Margotte.

Audio:

http://www.4shared.com/audio/W8qhQJHX/Prof_Krasnodebski_19052011.html

P.S. Miniwykład prof. Krasnodębskiego niżej w komentarzu omówiony jest szerzej.
P.S.2. Zdjęć jest znacznie więcej, w notce jest tylko niewielki wybór.
Więcej:
http://profile.imageshack.us/user/margotte_gosia

Fragmenty wykładu:

"Dzisiaj w Polsce musimy bronić podstawowych wolności. (..) Codziennie słyszę o zwolnionym dziennikarzu, o ludziach zastraszanych w miejscach pracy, wypychanych ze sfery publicznej, są zapisy na nazwiska. Obawiam się, że to się będzie pogłębiać. Jest wolność zgromadzeń, wolność słowa, wolność przekonań – to się wszystko kurczy. Musimy tego bronić.
(..)
Jak się uchowałem? Chciałem całe życie zajmować się nauką. Filozofią i socjologią. Kiedyś zajmowałem się bardzo abstrakcyjnymi rzeczami. Potem w stanie wojennym, w Solidarności działałem w Instytucie Socjologii na Karowej, w stanie wojennym pomyślałem sobie, że to jest absurd to co robię. Czytam filozofów niemieckich, a nie umiem drukować, nie nauczyłem się używać broni, bo nie miałem przeszkolenia wojskowego. I w zasadzie ten kraj wymaga zupełnie innych umiejętności.

(..) Było takie hasło – wrócić do Europy. Wraca się poprzez myślenie, poprzez uprawianie innej nauki, budowanie dobrego uniwersytetu, to ciągle jest jakby przed nami. Od dłuższego czasu mieszkam za granicą. Byłem też bardzo naiwny politycznie, w czasach stanu wojennego działałem trochę, współpracowałem z takim pismem „Krytyka”, jej naczelnym był Adam Michnik (..) wydałem Maxa Webera w podziemiu, to jest jedyne podziemne wydanie (..) w historii jego recepcji. Gdy w 90 roku wyjechałem na stypendium roczne, to miałem takie przekonanie, że w zasadzie kraj zostawiam w dobrych rękach, (..) że może być gorzej, lepiej, ale że mogę zająć się tym, co mnie interesuje.

Pamiętam pierwszym taki sygnałem z początku lat 90. polegało to na tym, że w Niemczech przeprowadzano lustrację i dekomunizację, m.in. na uniwersytetach, i to było dla każdego z moich znajomych i przyjaciół niemieckich oczywiste. W moim zawodzie, w socjologii, z enerdowskiej socjologii na uniwersytetach nie został nikt. To była inna sytuacja niż w Polsce. Ale oni wiedzieli, że muszą uniwersytety przebudować. Wtedy jeszcze nie było Internetu, ja słuchałem polskiego radia, (..) pamiętam, że wszyscy byli moi koledzy byli przeciwko temu. I to był jakby pierwszy taki negatywny sygnał, że coś takiego się nie odbywa. Pierwsza moja publicystyka była po angielsku, po niemiecku, pisałem swoje eseje, od 97 roku zacząłem współpracować z (..) Jarosławem Gowinem (..) w czasopiśmie „Znak”. (..) On mnie zaprosił, zacząłem tam pisać teksty publicystyczne, filozoficzno-publicystyczne. A więc uchowałem się w ten sposób. (..)

Powiedziałbym tak, że naruszyłem swoją reputację, bo poprzednio za swój doktorat dostałem nagrodę im. Stanisława Ossowskiego, wprowadziłem różne wątki do polskiej socjologii, moja książka „Demokracja peryferii” była krytykowana, ale przez wielu obecnych polityków PO ceniona. I w tym momencie, kiedy angażujemy się po pewnej stronie.. - mając przekonanie, bo to nie jest angażowanie się po to, żeby zdobyć władzę albo zdobyć sławę, albo zdobyć aplauz, bo gdybym to wszystko chciał zdobyć, to bym pisał dla Gazety Wyborczej, to nie jest nic trudnego, i pisał takie książki, które by się podobały, nie krytykowałbym Niemiec, bo czasami krytykuję Niemcy, mimo że tam mieszkam, poszedłbym na łatwiznę. Ale my tego wszystkiego nie robimy po to. Robimy po to, że uważamy, że coś się w Polsce źle dzieje.

Oczywiście, 10 kwietnia tamtego roku to jest jakiś przełom, jakaś cezura. Widziałem pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego 30 marca ostatni raz, tu w Pałacu, byłem członkiem Narodowej Rady Rozwoju, którą on powołał. Zawsze miałem poczucie krzywdy, jaką mu się wyrządza. Spotykaliśmy się na seminariach w Lucieniu, to był wybitny intelektualnie człowiek. Również na wszystkich spotkaniach z ekspertami, dotyczących szczególnie polityki społecznej, prawa, historii. Pamiętam tę wściekłą nagonkę i ośmieszanie go. I w gruncie rzeczy od pewnego czasu bałem się o jego los, bałem się o jego życie, bałem się, że ktoś do niego strzeli, że będzie zamach.

Potem przyszła ta straszna katastrofa i pamiętam tłumy ludzi w żałobie tu zebrane czternastego, i pamiętam tę obłudę, to wszystko w tej telewizji TVNu i tych wszystkich innych... Napisałem wtedy tekst [„Już nie przeszkadza”], o którym myślałem, że jest ostatnim moim tekstem publicystycznym. W którym napisałem: „Gardzę Wami”, „Bądźcie sobą, gardzę Wami” – tymi wszystkimi, którzy poniewierali prezydentem. (..) To jest tekst pisany przez łzy, z emocjami, czasami emocje mówią więcej niż rozum. A potem okazało się, że nie można składać broni, bo jest tak jak jest. Trzeba domagać się doprowadzenia śledztwa do końca, musimy walczyć o bardzo podstawowe prawa obywatelskie.
(..)
Im więcej jest represji, im więcej jest nacisku, to tym więcej w nas Polakach budzi się bunt ku wolności.

Gdzie jest nadzieja? Nadzieja jest w nas. Nadzieja jest w tym, że ten rząd nie może posunąć się tak daleko, jak posunął się Łukaszenka. Jednak są pewne organizacje, są pewne wolności, które są zagwarantowane. Teraz jest nacisk nieformalny, nacisk na różnych ludzi, którzy tracą pracę, rozwiązywane są kontrakty, na twórców, których się potem dzieł nie pokazuje, albo nie mogę ich skończyć, bo nie mają dotacji.

Na to jest jedna odpowiedź – musimy się organizować. Musimy oczywiście odpowiednio wybierać w wyborach, musimy innych ludzi przekonywać do swoich racji, musimy pokazywać, że jesteśmy świadomymi obywatelami, wiemy co mówimy. Racja i prawda jet po naszej stronie. Ta racja i prawda wygra, jak ostatecznie wygrała w 89 roku, gdyby nie to, że potem uznano, że wszystko jest załatwione i że można już zawrzeć pewien kompromis z tymi, którzy do tej pory prawa obywatelskie i prawa człowieka w Polsce gwałcili.

Otóż dzisiaj też wiele mówią o tym, żebyśmy się pojednali. (...) Niech oni najpierw stworzą warunki do rozmowy, ja się zresztą nigdy nie uchylałem, byłem na konferencjach np. przez Fundację Batorego organizowanych, i jestem gotowy ze wszystkimi rozmawiać. Natomiast nie uważam, żeby warunkiem pojednania było to, co było warunkiem pojednania przy Okrągłym Stole – to znaczy amnestia albo amnezja. Tym razem nie będzie grubej kreski. Jeśli będzie amnestia albo ułaskawienie przez przyszłego prezydenta wolnej Polski, to najpierw będzie kara najpierw będzie kara za to co się stało.

Polacy są podzieleni, więc na jakim gruncie możemy się spotkać? Uważam, że możemy się spotkać na jednym tylko gruncie. Legalności. Czy uznajemy pewne reguły? Możemy obiecać, że ten proces, który się będzie toczył, czy to będzie Trybunał Stanu, czy to będzie coś innego, będzie na pewno procesem fair. Że będzie sprawiedliwy. Akceptujemy pewne reguły, pewne formalne reguły. To czego się domagamy od innej strony, żeby również te reguły akceptowała, ich nie naruszała. Tak jak nie powinna naruszać tych zasad, które są podstawą polskiej demokracji – zasady wolnego słowa. Nie może być tak, że się aresztuje grupę kibiców dlatego, że krytykują premiera. Nie dlatego, że przekroczyli prawo, tylko za hasła polityczne.

Będziemy walczyć o wolne słowo, o wolność zgromadzeń, o wolność zrzeszania się, i będziemy apelować do tej drugiej strony, żeby ona się tych zasad trzymała, żeby trzymała się tych reguł. A my gwarantujemy po nieuchronnym naszym zwycięstwie politycznym, że wszystko ich czeka zgodnie z regułami prawa. Nikt tych praw nie będzie naruszał. (..) My chcemy Polski prawdziwie wolnej, Polski równej, także równej pod względem społecznym. Chcemy Polski solidarnej i o taką będziemy zabiegać. (..)

Gdzie szukać sojuszników? Siły są nierówne. I to też pokazuje, że ten kraj nie jest w tym sensie normalny. Wszędzie na świecie jest tak, że zmieniają się rządy, ludzie są zróżnicowani w poglądach politycznych, ale przecież nie jest tak, że jedna strona ma wszystko, wszystkie media, media prywatne, a druga nie ma niczego.

Nie jest tak, że jak w Niemczech wygrywa SPD to nagle Frankfurter Allgemeine Zeitung zmienia orientację, tylko pozostaje konserwatywną gazetą. W Polsce natomiast, w ciągu ostatnich trzech lat, ja pamiętam, że kiedyś współpracowałem z wieloma gazetami, dzisiaj w zasadzie została Rzeczpospolita, która również dla równowagi drukuje inne artykuły i ta Rzeczpospolita jest ciągle zagrożona. Niedługo nie będzie już innej gazety. I to jest sytuacja nienormalna. Normalną rzeczą jest zróżnicowanie w pewnych ramach. Teraz jest tak, że znaczna część Polaków, normalnych obywateli, którzy chcą uczestniczyć w życiu publicznym, jest wyzuta z Polski, w związku z tym pozbawiona możliwości oddziaływania na opinię publiczną na świecie. Tak naprawdę nie ma innego wyjścia jak tylko ciężka praca. (..) Nie ma innej drogi dla nas jak organizowanie się. (..)

Jedna rzecz mnie zaskoczyła po 10 kwietnia. Bo ja myślałem tak - zawsze byłem krytykiem takiego bezkrytycznego stosunku do Zachodu. I tzw. modernizacji imitującej. (..) Ale nigdy się nie spodziewałem, że tego rodzaju postawy pojawią się w Polsce w stosunku do Rosji. I to Rosji przecież nie demokratycznej, ale do Rosji Putinowskiej. Że pojawią się tacy ludzie znowu, że odżyje coś takiego, że ten pan Wajda weźmie światełko i będzie tam palił znicze i nawet się fotografował, na zawołanie przecież, że pan Olbrychski będzie odczytywał swój adres do przyjaciół, i to nie społeczeństwa, które walczy, walczy o swoją wolność, nie do opozycjonistów, tam jest wielu ludzi, z którymi powinniśmy współpracować, bo nie powinniśmy być antyrosyjscy, bo to jest jedna dla nas sprawa - wolność słowa, zgromadzeń, prawdziwa demokracja, ale że oni te hołdy, że będą bili czołem przed Putinem. (..)

Będziemy musieli się pewnie opodatkować, my sami, by stworzyć pewne instytucje, tak jak to było w powstaniu styczniowym. Fundacja na rzecz Kultury Polskiej, która by powstała i była finansowałaby tego rodzaju przedsięwzięcia jak pani [Ewy Stankiewicz] filmy. Musimy odzyskać także suwerenność ekonomiczną. Bez podstawy ekonomicznej nie damy sobie rady. (..)

Jak wytłumaczyć tych młodych ludzi [tych od happeningów Dominika Tarasa]. Mnie się wydaje, że oni by już nie przyszli. Tutaj była niedawno… Palikot znowu zorganizował jakąś manifestację, przyszła garstka ludzi. Oni już nie przyszli. Łatwo jest ich pobudzić. Oni myślą też pewnymi stereotypami. Ja się nawet nie dziwię, jeśli myślę o kolegach, którzy ich uczą, np. w moim macierzystym Instytucie na Karowej, np. prof. Krzemińskiego mogę wymienić, innych profesorów, prof. Raciborskiego. Albo tych, którzy byli kiedyś w Solidarności albo tych, którzy byli kiedyś w PZPR, a jak przyszła ta jedyna szansa 3-4 lata temu, żeby rzeczywiście przeprowadzić lustrację, to na tym moim dawnym Wydziale Filozofii i Socjologii UW, była tylko jedna osoba, która podpisała się za lustracją. Ci moi koledzy, którzy ze mną działali w Solidarności podziemnej na socjologii oni, też byli wszyscy przeciwko. (..) Dlaczego? (..) Ale oni kształtują socjologów, ja czytam także modnych socjologów, oni kształtują studentów, ich wyobrażenie o państwie, na czym polega o neutralność, zapominając, bo wielu z nich się spektakularnie nawróciło po 81 roku, oni odkrywali chrześcijaństwo, myśmy odkrywali w pewnym sensie wszyscy. (..)

Ci młodzi ludzie będą na pewno po części tacy, od nas się różnią zasadniczo, ich miejsce jest w ramach wspólnoty politycznej, mogą wyrażać swoje poglądy, mogą walczyć o głosy wyborców, ale myślę, że znaczna część tych młodych ludzi była po prostu zdezorientowana. Bo pojawianie się z panem Palikotem w jednym miejscu jest po prostu rzeczą hańbiącą dla każdego człowieka. (..)

Jeżeli symbolem nowoczesności, Polski mądrej i światłej jest ten bar tam, no to wiemy już z kim mamy do czynienia. I co więcej, niektórzy panowie tutaj przypominają tych, którzy rozbijali kiedyś demonstracje Solidarności. (..) Wielu ludzi przychodzi tu też służbowo, żeby tych młodych ludzi podburzać. A my ze swojej strony musimy z nimi rozmawiać, a racje są nie do zbicia, bo to co się stało 10 kwietnia i to co się stało potem jest nie do przyjęcia, w żadnym kraju nie byłoby do przyjęcia.

Prócz tego są też inne problemy tego kraju. Jak wiemy 60% młodych ludzi deklaruje, że chce wyjechać.
Po 22 latach niepodległości okazuje się, że jedyną nadzieją dla młodego, wykształconego człowieka jest to, że on wyjedzie. (..) 99% będzie pracowało na budowie, w domach starców, będzie robiło inne rzeczy, bo nie po to się ich zaprasza [żeby byli pracownikami naukowymi].

My musimy dokonać wielkiego skoku cywilizacyjnego, musimy budować Polskę naszych marzeń. Nasz kongres tu był pod hasłem: Polska-Wielki Projekt. I my chcemy wszystkich zaprosić, tych młodych ludzi, żeby w tym projekcie wielkim prawdziwej modernizacji Polski, która zakłada także pielęgnowanie naszej wielkiej tradycji I RP, tradycji chrześcijańskiej. (..) Chcielibyśmy, żeby to był ruch różnorodny, a nie zuniformizowany. (..)

Uważam, że Polacy są niezwykle inteligentnymi ludźmi, tylko są bardzo indywidualistyczni, bardzo często myślą w kategoriach swojego sukcesu osobistego. Dziś Musimy przekonać tych młodych ludzi, że nie odniosą sukcesu jako jednostki, jeżeli Polska nie odniesie sukcesu jako kraj, a sukces jako kraj możemy odnieść przede wszystkim odnosząc się do przeszłości i pociągając do odpowiedzialności tych, którzy odpowiedzialni są za tę katastrofę. Bo nie zbudujemy Polski demokratycznej na braku odpowiedzialności".