wtorek, 3 lutego 2015

Prof. Krystyna Pawłowicz w KoLibrze o micie wolności gospodarczej



Pojęcie „wolność gospodarcza” jest nadużywane i błędnie rozumiane. Należy zastępować je innymi, konkretnymi określeniami. W Polsce po 1988 roku była możliwość rozwoju mechanizmów wolnego rynku, które doprowadziłby do wytworzenia klasy średniej, ale proces ten zatrzymano ze względu na przyjęcie odgórnie narzuconych reguł UE. Unia tłamsi swobodę przedsiębiorczości, a niejednoznaczne przepisy uniemożliwiają ochronę wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Polska potrzebuje nowej „ustawy Wilczka”, która umożliwi ponowny rozwój rodzimego biznesu - takie były główne tezy wykładu specjalistki od prawa gospodarczego, poseł na Sejm RP prof. Krystyny Pawłowicz, wygłoszonego w styczniu w ramach spotkań Stowarzyszenia KoLiber.


IMG_2037m

Pojęcie „wolność gospodarcza” jest nadużywane i błędnie rozumiane. Należy zastępować je innymi, konkretnymi określeniami. W Polsce po 1988 roku była możliwość rozwoju mechanizmów wolnego rynku, które doprowadziłby do wytworzenia klasy średniej, ale proces ten zatrzymano ze względu na przyjęcie odgórnie narzuconych reguł UE. Unia tłamsi swobodę przedsiębiorczości, a niejednoznaczne przepisy uniemożliwiają ochronę wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Polska potrzebuje nowej „ustawy Wilczka”, która umożliwi ponowny rozwój rodzimego biznesu - takie były główne tezy wykładu specjalistki od prawa gospodarczego, poseł na Sejm RP prof. Krystyny Pawłowicz, wygłoszonego w styczniu w ramach spotkań Stowarzyszenia KoLiber.


Prelegentka rozpoczęła od kilku zdań dotyczących głośnej ostatnio sprawy tzw. „afery sałatkowej”, którą główne media usiłowały przykryć przesłuchanie prezydenta Bronisława Komorowskiego w sprawie afery marszałkowej.

Z nauki człowiek przyszedł i nie wiedziałam, że to jest takie bagno. Ja nawet tego Palikota nie będę do sądu podawała, bo to jest zniżanie się do jego poziomu” - skomentowała prof. Pawłowicz.

Przechodząc do głównego tematu spotkania, zajęła się aspektem teoretycznym tytułowego zagadnienia.

Wolność, równość i braterstwo to hasła rewolucji francuskiej, które weszły jako mity do życia społecznego. Czy ktoś np. widział w przyrodzie dwie rzeczy równe? Przyroda funkcjonuje w oparciu o nierówność. Nawet w niebie są hierarchie. Bóg niczego nie stworzył równego, a definicje równości z lewackich ustaw unijnych są piętrowe, zajmują 3/4 strony. Te hasła miały w rzeczywistości ułatwić mordowanie drugich. Tak samo jest z wolnością. Człowiek zawsze był ograniczony przyrodą, powierzchnią, własnymi siłami. Wolność gospodarcza to jest postulat polityczno-społeczno-gospodarczy, który w istocie można rozumieć jedynie jako zwiększenie zakresu samodzielnych decyzji” - rozpoczęła swój wykład.

Hasła wolności gospodarczej w Polsce były szczególnie popularne u schyłku PRL. W 1988 roku powstała ustawa o działalności gospodarczej słynnego Wilczka zakładająca, że wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Ona najpełniej realizowała postulaty stworzenia podstaw pod prywatną działalność gospodarczą. Wtedy komuna się uwłaszczała na majątku państwowym. Dyrektor, działacz ZMS lub milicjant zakładali spółki z żoną i od razu zdobywali monopol na rynku. Komuniści tę ustawę stworzyli dla siebie. W oparciu o nią wzbogacili się Bagsik i Gąsiorowski, ale oprócz tego ta ustawa umożliwiła inicjatywę społeczną, prywatną przedsiębiorczość. W oparciu o tę ustawę rozwinął się prywatny handel. Wtedy hasło wolności gospodarczej, rozumiane jako stworzenie swobód pod w miarę swobodną działalność gospodarczą, się udało” - podkreślała.

Po okresie PRL, gdzie można było mówić jedynie o zwiększaniu samodzielności przedsiębiorstw państwowych, bo one były tylko ideologicznie dopuszczone, pojawiła się przedsiębiorczość. I to by się udało, gdyby nie pomysł, że musimy ze strachu przed Rosją związać się z Unią Europejską i gdyby nie zawarto układu stowarzyszeniowego ze Wspólnotami Europejskimi. Na pewno bylibyśmy w innym kraju. Musiałyby nastąpić procesy prywatyzacyjne i ta wolność, możliwość zarobkowania miałaby swoje materialne podstawy. Musiałoby dojść do podziału i prywatyzacji przedsiębiorstw. Polska gospodarka, polska przedsiębiorczość stanęłaby na nogi, stworzono by polską klasę średnią. Byliby uwłaszczeni komuniści, ale wzbogaciłaby się też cała ogromna część ludzi, którzy zaczęli prowadzić drobne interesy” - kontynuowała prelegentka.

Dyskusje o wolności gospodarczej wyciszono z chwilą zawarcia układu stowarzyszeniowego ze WE, który oznaczał skręt w lewo, ponowną centralizację. To, co było korzystne dla Polski porzuciliśmy na rzecz tego, co nam Unia dyktowała, a UE wcale nie jest zorganizowana wedle reguł wolności gospodarczej, w ogóle nie posługuje się pojęciem „wolność”, dlatego, że jest to pojęcie właściwe jedynie człowiekowi i polska Konstytucja przypisuje wolność tylko człowiekowi i obywatelowi” - zaakcentowała.

Przyłączenie do UE musiało oznaczać zaakceptowanie logiki Unii, której celem jest stworzenie jednolitego obszaru wszystkich państw członkowskich, a to oznacza, że głównym punktem odniesienia jest interes Wspólnoty. Układ stowarzyszeniowy oznaczał harmonizację, dostosowanie organizacji państwa polskiego do reguł działania Wspólnoty. Cały wysiłek Polski na rzecz członkostwa w UE oznaczał odsuwanie pojęcia wolności gospodarczej, ponieważ UE funkcjonuje w oparciu o centralne decyzje. Państwa, które się przyłączają, muszą oddać swoje kompetencje na rzecz Brukseli. Kolejnymi traktatami Polska oddała ponad 90% decyzji w obszarze gospodarki i w tej chwili zajmuje się głównie rozdysponowywaniem unijnych środków, ale nie prowadzi już własnej polityki gospodarczej” - mówiła dalej.


IMG_2009m

Unia ma zdefiniowane praktycznie wszystko. Jak zapisałam się do Sejmowej Komisji ds. UE, rozpatrywaliśmy kwestię choroby niebieskiego podniebienia u bydła. Pani Pomaska była oburzona tym, że dopytywałam o to, co nas to właściwie obchodzi. Zobaczcie czym ta komisja się zajmuje, jakim językiem to jest pisane. Ci urzędnicy muszą tworzyć podstawy swojego działania, definicje czekolady, muzykę i kafelki dla świń, pazurki u kur pomalowane itd. Ci urzędnicy nie mają pojęcia o niczym, ponieważ tam dobór też jest lewy” - podkreślała.

Traktat akcesyjny przyłączył Polskę do tego molocha regulacji, gdzie organy unijne głęboko ingerują w najdrobniejsze dziedziny życia. Jeśli ktoś się kiedyś zgłaszał po środki unijne, to wie, że niewłaściwy kolor długopisu może spowodować problem. Od chwili członkostwa Polski w UE mamy dualizm prawny. Z jednej strony obowiązują polskie regulacje, a z drugiej autonomiczne prawo unijne, które nawet nie jest ogłaszane w dzienniku ustaw i bardzo często podważa podstawową logikę funkcjonowania państwa. Posługuje się ono inną siatką pojęciową, innymi procedurami” - kontynuowała prof. Pawłowicz.

Unia posługuje się pojęciem „swobody” zamiast „wolności”, co jest zupełnie innym zjawiskiem. Swoboda ma charakter transgraniczny, stosuje się ją w relacjach między państwami. Dotyczy nie tylko człowieka, ale każdej konstrukcji, wszystkiego, co zarobkuje lub produkuje na rynek. To może być podmiot państwowy. Wolność zaś nie może być związana z instytucjami publicznymi” - wyjaśniała.

Następnie wskazywała, że mamy w prawie bałagan w kwestii definicji podstawowych pojęć ekonomicznych takich jak przedsiębiorca czy działalność gospodarcza, a dodatkowo ten aspekt skomplikował się po akcesji do UE.

Są różne definicje przedsiębiorcy. Ekonomiczna uznaje za przedsiębiorcę tego, kto we własnym imieniu, samodzielnie, na własny koszt i na własne ryzyko podejmuje działalność gospodarczą. W tym znaczeniu dzierżawca będzie przedsiębiorcą. Na gruncie prawnym jest wiele definicji. W każdej ustawie jest to definiowane inaczej” - zaznaczała.

Mówiła dalej, że np. w ustawie o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej mamy wąską definicję przedsiębiorcy. Ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów poszerza ją o instytucje, które organizują i świadczą usługi publiczne, co idzie w ślad za regulacjami UE. W przepisach podatkowych natomiast rozumie się przedsiębiorcę jeszcze szerzej, określając to tak, jak wygodniej jest ściągać należności.

Po wejściu do UE pojawiło się szereg ustaw takich jak ustawa o przejrzystości stosunków między przedsiębiorstwami publicznymi, a państwem, ustawa o warunkach wykonywania pomocy publicznej, ustawa o zasadach prowadzenia polityki rozwoju. Pojęcie „przedsiębiorca” definiowane jest w nich w sposób naruszający podstawowe zasady. Pisze się, że pojęcie to rozumie się tak, jak mówią traktaty, a traktaty nie mówią nic. W traktatach nie ma słowa „przedsiębiorca”. Tam jest większy bałagan. Tam np. spółdzielnie zalicza się do spółek. Ludzie są ofiarami tej absolutnej dowolności. UE posługuje się pojęciem „przedsiębiorstwa”, a nie „przedsiębiorcy” i tam nawet urząd państwowy jest traktowany jak przedsiębiorstwo” - kontynuowała.


IMG_2005m

Zaznaczała, że pod członkostwo w UE napisano nową ustawę o swobodzie działalności gospodarczej, w której ustawodawca zmienił sens i zakres podmiotowy konstytucyjnego pojęcia „przedsiębiorca”. Dodawała, że dochodzi do sytuacji, w której spółki Skarbu Państwa powołują się na zasadę wolności gospodarczej, co jest błędem, bo mogą się na nią powoływać tylko podmioty prywatne lub z przewagą podmiotów prywatnych we wszystkich organach. Podała przykład sporu o ustawę kominową, gdy prezesi państwowych firm zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego przepisy ograniczające ich zarobki. TK orzekł, że prowadzenie działalności gospodarczej w oparciu o majątek publiczny i w ramach realizacji celu zakreślonego przez ministra nie czyni z tych instytucji przedsiębiorcy.

Następnie prelegentka opowiedziała o sporze dotyczącym definiowania działalności gospodarczej, zwracając uwagę na kwestię organizacji pozarządowych, które mogą ją prowadzić z przeznaczeniem zarobionych środków na cele statutowe. Podkreślała, że te podmioty także nie mogą powoływać się na wolność gospodarczą, gdyż nie są nastawione na zysk, a ich zadaniem jest działalność społeczna. Kolejną poruszoną kwestią była sprawa gwarancji ochrony wolności gospodarczej. Zgodnie z Konstytucją ograniczenie jest możliwe na drodze ustawy, do której uchwalenia potrzebna jest zwykła większość.

To nie jest żadna gwarancja. Mówi się, że ograniczenia nie mogą naruszać istoty wolności i praw. Kiedy uchwalono Konstytucję, pytałam się prof. Lecha Garlickiego, który był sędzią TK o to, co to znaczy „istota wolności i praw”? Nikt tego nie wiedział. Kiedy właściciele lokali zaskarżyli ustawę nakładającą administracyjnie wysokość czynszów, co powodowało, że musieli oni dopłacać do tego interesu, TK zdefiniował tę istotę uznając, że jest coś takiego jak jądro czyli właśnie istota wolności i praw, czyli coś czego nie wolno naruszyć i reszta czyli otoczka, którą naruszać można. Jakby to przenieść na grunt swobody poruszania się, to można powiedzieć, że przyczepienie za jedną rękę to jeszcze nie jest naruszenie istoty wolności, ale już przyczepienie obu rąk i nóg ją narusza. To jest konstytucyjne otworzenie drogi do naruszeń ustawowych” - zaakcentowała prelegentka.

Mówiła również, że wielkim skandalem jest kształt art. 90. Konstytucji, umożliwiający przekazywanie przez Polskę kompetencji władz centralnych organom międzynarodowym. Na podstawie tego przepisu nasz kraj oddaje kompetencje organom unijnym.

UE dzieli kompetencje na wyłączne, dzielone i koordynowane. Jako kompetencje wyłączne przekazaliśmy jej m.in. kwestie unii celnej, ustalania reguł konkurencji dla funkcjonowania rynku wewnętrznego, zachowania morskich obszarów biologicznych czy wspólnej polityki handlowej. Gdybyśmy byli w obszarze euro przekazana byłaby także polityka pieniężna. Komorowski już miał przygotowany projekt wykreślający z Konstytucji zapisy o NBP i podporządkowujący nas Europejskiemu Bankowi Centralnemu. W ramach dzielonych kompetencji są m.in. polityka społeczna, spójność gospodarcza, rolnictwo, środowisko naturalne, transport, energia, bezpieczeństwo, a w ramach koordynowanych: ochrona i poprawa zdrowia, przemysł, kultura, turystyka, sport, ochrona ludności, współpraca administracyjna” - mówiła dalej.

W ogóle jak można coś takiego wpisać do konstytucji?! To umożliwia przekazanie kompetencji nie tylko UE, ale jak przyjdą ludziki, piąta kolumna i powiedzą, że Rosjanom mamy przekazać kompetencje, to też będzie możliwe” - podkreślała.


IMG_2016m

Unia jest de facto wielką spółką biznesową rekinów, które kolonizują mniejsze państwa. My się mamy zgodzić na wszystko, co oni robią, również z polskimi przedsiębiorcami, a kasują równo. W sprawie stoczni Komisja Europejska doprowadziła do takiego ich podzielenia, aby niemożliwe było odtworzenie polskiego przemysłu stoczniowego. Unia nakłada kwoty mleczne. Każe płacić za nadprodukcję. Nawet za komuny tak nie było. Nie dość, że traktaty wchodzą do systemu prawa przed prawem polskim, to całe prawo unijne rości sobie taki status, a Unia rozumie pojęcie prawa bardzo szeroko. Wchodzi w jego skład orzecznictwo sądowe, które zakłada np., że prawem obowiązującym w UE jest aktualny system wartości. Ministrowie posługują się wobec przedsiębiorców wytycznymi UE. Nie ma w polskim systemie źródeł prawa powszechnie obowiązującego wytycznych jako źródła prawa. To jest oczywiste naruszenie Konstytucji, ale co z tego jeśli UE karze. Polacy zgodzili się na obalenie przez Unię naszej Konstytucji” - podsumowywała swój wykład.

W dyskusji pojawiło się wiele wątków, zarówno związanych z tematem spotkania, jak i od niego odbiegających. Jeden z pytających zwracał uwagę na podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pytał, co w czasie swoich rządów PiS zrobiło, aby zmienić wadliwy stan prawny, o którym mówiła prelegentka.

Lech Kaczyński blokował Traktat Lizboński tak długo jak mógł. Czekał na referendum irlandzkie. Wywalczył przyłączenie się do protokołu brytyjskiego, który wyłączył obowiązywanie Karty Praw Podstawowych i pozwolił nam nie wprowadzać tych szaleństw obyczajowych. Dzięki temu bronimy się m.in. przed związkami partnerskimi. Dzięki Kaczyńskiemu odwleczono do 2017 roku sposób głosowania niekorzystny dla Polski. Wszyscy dookoła podpisali, a on ratował, co mógł” - odpowiadała prof. Pawłowicz.

Kiedy PiS rządził mieliśmy bojkot ze strony urzędników. Ja wtedy pracowałam na Uniwersytecie i pisałam ekspertyzy, w których udowadniałam, że mają oni obowiązek słuchać poleceń premiera. Liczne ustawy były również uchylane przez Trybunał Konstytucyjny. Mimo to za rządów PiS udało się np. obniżyć podatki” - podkreślała.

Dopytywana o niechęć do określenia „wolność gospodarcza”, prelegentka zaznaczała, że chodzi jej o to, aby nie używać pojęć-wytrychów, które nic nie znaczą. Jej zdaniem lepiej jest mówić o zwiększeniu zakresu samodzielnych decyzji.

Program PiS z lutego 2014 roku położył nacisk na ożywienie samodzielnego działania. Państwo nie da zatrudnienia, a obcy przyjeżdżają po to, by skasować polską konkurencję. Bez ożywienia działalności gospodarczej, bez ustawy na wzór Wilczka nic z nas nie zostanie. Nikt nie wróci. Ja jestem jak najbardziej za tym” - zaakcentowała.


IMG_2044m

Zaznaczyła jednak, że proces deregulacji musi być bardzo głęboko przemyślany. Podała przykłady nadużyć administratorów nieruchomości wobec starych ludzi, którzy nie są w stanie ich sprawdzać czy niemieckich przewodników opowiadających w Gdańsku i Wrocławiu swoją wersję historii. Odnosząc się do zawodów prawniczych, stwierdziła, że jeszcze 15 lat temu były tam zamknięte klany, ale w tej chwili mamy nadmiar aplikantów, którzy są bezrobotni lub pracują poza zawodem.

Kolejne pytanie, zadane przez byłego prezesa Stowarzyszenia KoLiber Adama Kondrakiewicza, dotyczyło tego, jak należy poprawnie rozumieć pojęcie „społecznej gospodarki rynkowej”: na wzór niemiecki jako gospodarkę obywatelską czy zgodnie z orzeczeniem TK zakładającym ingerencję państwa.

To pojęcie pochodzi z Niemiec. Jest rozumiane jako gospodarka rynkowa z silnym dystrybucjonizmem. W Szwecji doprowadzono to do szaleństwa i człowieka oduczono ról. Orzeczenie TK to jest orzeczenie tego składu. Ja tego nie przyjmuję. To było godzenie tradycji polskiej, w której jest udział państwa, niekiedy wręcz przymusowy, bo np. po I wojnie światowej 30% dochodu narodowego dawał przemysł państwowy z mienia pozaborczego. Uważano, że biorąc pod uwagę rolę związków zawodowych i istnienie przedsiębiorstw państwowych, to będzie dobrze brzmiało. Jest to trochę „centralizm demokratyczny” lub „woda ognista” i ten przepis ma charakter ideologiczny, pozwala na dowolne interpretacje. Gdyby Janusz Korwin-Mikke był w TK podkreślałby, że mamy gospodarkę rynkową, a ten skład obecny, który jest bardziej lewacki będzie podkreślał aspekt społeczny. To jest dla każdego coś miłego. Ja bym to interpretowała tak, że gospodarka jest oparta o własność prywatną, ale np. z nauki społecznej Kościoła trzeba wywodzić zasadę solidaryzmu społecznego wobec ludzi chorych czy wdów. Tylko redystrybucja nie może zarżnąć kury znoszącej złote jajka. Aspekt socjalny nie może zdusić rynkowego charakteru i przedsiębiorczości prywatnej” - podkreślała.

Odnosząc się do pytania o przyszłość UE i możliwe wyjście Wielkiej Brytanii z jej struktur, prelegentka powiedziała, że gdyby to od niej zależało, Polski w 5 minut nie byłoby w Unii, ale musimy pamiętać o tym, że nasz kraj ma zupełnie inne położenie i wpływy, niż Wielka Brytania. Dodała, że być może to właśnie Brytyjczykom zawdzięczać będziemy wolność i, że trzyma kciuki, aby wyszli oni z UE rozpoczynając proces jej rozpadu. Następny pytający chciał poznać zdanie prof. Pawłowicz na temat możliwości przekształcenia własnościowego kopalń poprzez akcjonariat pracowniczy.

Jest ustawa z 1990 roku o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych i tam wpisywano możliwość akcjonariatu pracowniczego lub obywatelskiego. Tylko, że niestety władze wcale nie są zainteresowane tym, żeby oddać przedsiębiorstwa pracownikom. Najpierw odbudowują, a potem doprowadzają podatkiem do upadku i oddają za grosze inwestorom, którzy po 3 latach pakietu socjalnego zabierają maszyny. Jestem za tym, żeby to państwo oddało. Niech pracownicy poczują się właścicielami. Człowiek, który pracuje u siebie pracuje z poświęceniem. Jeśli ma pracować na milionowe odprawy członków zarządu, to się wścieka. To jest w programie PiS, ale opozycja ma bardzo ograniczone możliwości. My nie mamy dostępu do niczego w tej chwili” - odpowiedziała.

Odnosząc się do kwestii prawa podatkowego, wskazywała, że jest ono tak wieloznaczne, że można je dowolnie tłumaczyć, a pomysł wytycznych ministra dotyczących tego, jak je interpretować jest sprzeczny z konstytucją. Dodała, że największym naruszycielem praw przedsiębiorców w Polsce są minister finansów i urzędy skarbowe. Prof. Pawłowicz została również poproszona o komentarz do działalności środowiska Janusza Korwin-Mikkego.

Korwin-Mikke się obudowuje kółkiem wzajemnej adoracji, ale to co on proponuje jest nierealne. Zapytałam go kiedyś czy jakby zobaczył osobę umierającą pod płotem, to by pomógł i powiedział, że nie. Moim zdaniem to jest obowiązek wobec drugiego człowieka, ale on chyba nie ma serca. Jak poprosiłam go o to, by mi podarował znaczek UPR, kazał mi zapłacić 100 zł, a znaczek szybko się złamał” - opowiadała prelegentka.

Na zakończenie spotkania prof. Pawłowicz, która wielokrotnie gościła w Stowarzyszeniu KoLiber (szczególnie w pierwszych latach jego działalności), otrzymała od organizatorów przygotowany na 15-lecie Stowarzyszenia znaczek KoLibra z życzeniami, aby posłużył dłużej niż wspominany gadżet UPR.





Relacja: Piotr Mazurek, Margotte i Bernard

IMG_2056m

IMG_2053m

IMG_2034m

IMG_2079m

IMG_2064m

IMG_2089m