czwartek, 19 listopada 2015

Fascynujące spotkanie z Marią Rodziewiczówną

IMG_7903m
"W książce "Lato leśnych ludzi" jest i patriotyzm, i religia, i Bóg, i przyroda. I wszystko w takiej kompozycji, tak prosto napisane. To najpiękniejsza polska powieść przyrodnicza. Tu misja dla nas wszystkich - te dobre rzeczy, które mamy w literaturze, niech one wracają. Niech dzieci się z nich uczą".
11 listopada 2015 roku, w Narodowe Święto Niepodległości i w 67. rocznicę uroczystego, drugiego pogrzebu Marii Rodziewiczówny, w kościele św. Krzyża została odprawiona msza św. w intencji pisarki i za Ojczyznę, której wiernie służyła do ostatnich chwil życia, a później Dariusz Morsztyn, który stworzył skromne muzeum na Mazurach, opowiadał o życiu pisarki i własnych poszukiwaniach jej śladów na Polesiu.


"Jakże niezwykłe jest świętować Dzień Niepodległości wspominając tak niezwykłą postać". - mówił w kazaniu ks. proboszcz Zygmunt Berdychowski. - "Gdyby wspomnieć tylko to jedno zdanie, które mówiła - o dwóch potęgach. "Są dwie potęgi, którym trzeba oddać wszystko, a w zamian nie brać nic – to Bóg i Ojczyzna. (..) Ci, którzy pozostawili po sobie szlachetną pamięć, powracają i błyszczą jeszcze mocniej, i stają się jeszcze bardziej niż może za życia, nauczycielami".

Na zakończenie Halina Łabonarska odczytała przemówienie Rodziewiczówny wygłoszone podczas powitania pielgrzymki Związku Polek z Ameryki w maju 1928 roku.

IMG_7863m

Miłośników twórczości Marii Rodziewiczówny, harcerzy, pasjonatów Kresów oraz wszystkich, którzy chcieli bliżej poznać tę wybitną pisarkę, zaproszono po mszy św. na „Spotkanie z Rodziewiczówną” w dolnym kościele. Postać pisarki przybliżył Dariusz Morsztyn – „Biegnący Wilk” (to jego puszczańskie miano), twórca małego Muzeum Rodziewiczówny na Mazurach.

IMG_7880m

Spotkanie prowadziła Marzena Nykiel (wPolityce), która powiedziała:

"Bardzo się cieszę, że jesteśmy tutaj w tak ogromnej liczbie, to oznacza, że Maria Rodziewiczówna żyje, mimo że próbowano zrobić wszystko, żebyśmy o niej zapomnieli, mimo że jej powieści nie znajdują się na listach lektur, być może dlatego, że za wielka miłość do Polski, zbyt duży patriotyzm bije z jej książek. Opisuje bardzo trudne momenty z dziejów naszej Ojczyzny."
I podkreśliła:
"Maria Rodziewiczówna mówiła o dwóch potęgach, którym trzeba służyć, oddając wszystko i nie chcąc w zamian nic: to Bóg i Ojczyzna. Rzeczywiście tak żyła. Kiedy w czasie II wojny światowej, bardzo schorowana, zmęczona wojenną tułaczką, dowiedziała się, że jej dwór w Hruszowej został doszczętnie spalony, że nic nie zostało z jej 60 lat ciężkiej pracy, powiedziała jedno: "To wszystko nic, byle Polska była".

"Stoję tu jako przedstawiciel tego pokolenia, które zna Rodziewiczównę jedynie z jej książek" - dodała Marzena Nykiel - " jako świadek tego, że prawda i potężna miłość do Polski i do Pana Boga, ta siła, która daje zjednoczenie narodowi jest żywa w jej książkach i przemawia do nas. One są tak aktualne, że myślę, że każdy, niezależnie do tego, ile ma lat, poczuje czytając je, że w naszych żyłach, w naszych sercach tętni polska krew. Była przeciwna uchodźstwu i w każdej z książek przestrzegała, żebyśmy bronili ziemi, bo ona składa się na siłę naszego kraju".

IMG_7893m

Dariusz Morsztyn nie tylko mówił w barwny sposób o pisarce i jej życiu, ale przede wszystkim opowiadał o własnych poszukiwaniach śladów po Marii Rodziewiczównie na Polesiu - obecnie na Białorusi, mówił o tym, jak szukał miejsca, gdzie znajdowała się opisywana w powieści "Lato leśnych ludzi" chatka, w której Rosomak, Pantera i Żuraw (w rzeczywistości były to: Maria Rodziewiczówna, Maria Jastrzębska i Jadwiga Skirmunttówna) – spędzali lato w leśnej głuszy. Ta chatka istniała naprawdę, została zbudowana w 1911 roku i stanowi kanwę powieści. To właśnie tam z miłości do przyrody przemieszkiwały panie latem. A trzeba pamiętać, że pisarka miała już wówczas 50 lat.

"W książce "Lato leśnych ludzi" jest i patriotyzm, i religia, i Bóg, i przyroda. I wszystko w takiej kompozycji, tak prosto napisane. I to życie, jakie tam spędzały, to jest po prostu raj na ziemi". - mówił "Biegnący Wilk". - " To najpiękniejsza polska powieść przyrodnicza, to polska "Księga dżungli". Tu misja dla nas wszystkich - te dobre rzeczy, które mamy w literaturze, niech one wracają. Niech dzieci się z nich uczą. Czemu tego nie ma szkole?"

Ta książka spowodowała niezwykły ruch wychowawczy w Polsce - puszczaństwo, które stanowi kwintesencję harcerstwa i skautingu. Bytowanie w lesie, poznawanie przyrody i jej chronienie. "Ja jestem Dariusz Morsztyn, ale jeszcze bardziej jestem Biegnący Wilk" - podkreślił.

Dariusz Morsztyn zaznaczył, że pisarka była osobą niezwykłą, mając zaledwie 17 lat (a uczyła się wtedy u sióstr w Jazłowcu) przejęła administrację bardzo zadłużonego, 1500 hektarów liczącego gospodarstwa w Hruszowej i odtąd sama je prowadziła. I nie tylko wyprowadziła je z długów (trwało to 26 lat), ale jeszcze spłaciła 2/3 jego wartości innym spadkobiercom - swemu rodzeństwu i utrzymywała swoją matkę. Zakładała szkoły, zbudowała kościół w Antopolu, stawiała pomniki, m.in. Romualda Traugutta, zakładała towarzystwa ziemiańskie. Malowała talerze, sama robiła meble, zakładała inspekty, zajmowała się pszczelarstwem. "To jest fenomen człowieka". -zaznaczył Morsztyn.

W jej domu w Hruszowej, w sieni wisiały przykazania domowe, ręcznie pisane, tyczyły się domowników i tych, którzy co najmniej trzy dni przebywali w tym domu.

Maria Rodziewiczówna to osoba naznaczona polską historią, dwoma powstaniami: Powstaniem Styczniowym, w którym wziął udział jej ojciec, zesłany potem na Syberię, za nim wyruszyła jej matka, i Powstaniem Warszawskim, które przeszła jako schorowana staruszka. Zmarła wycieńczona warunkami życia, w jakich znaleźli się uchodźcy z Warszawy.

Maria Rodziewiczówna była za życia hołubiona i kochana przez polskie społeczeństwo. Czy moglibyśmy znaleźć dziś takiego kalibru człowieka? - pytał "Biegnący Wilk".

IMG_7918m

Mając w sobie żyłkę detektywa historycznego, Morsztyn zorganizował kilka wypraw badawczych na terenie Polesia (obecnie Białoruś), spotykał się z ludźmi, którzy pamiętali pisarkę, zdobywał eksponaty do Muzeum.


IMG_7911m

Podkreślił, że Polska powinna zainteresować się miejscami związanymi ze słynną polską pisarką, o której pamięć na dawnych Kresach Rzeczypospolitej jest wciąż żywa. Dąb Dewajtis nadal stoi, a pod nim znajduje się pamiątkowa tablica w języku polskim i białoruskim. Tymczasem pozostałość po dworze (z zachowanym pokojem Rodziewiczówny) w Hruszowej (dzisiaj Gruszewo) jest w stanie ruiny.

"Czy nie wstyd nam? Wstyd dla nas, Polaków". - mówił Dariusz Morsztyn. - "Moje badania i moja chęć stworzenia muzeum [na Mazurach] wynika z poczucia wstydu, że tak wielka postać, a my? Tyle lat, przecież nikt nam nie bronił. Z Białorusią można się dogadać. Żeby tak wyglądał gabinet, istniejący do tej pory, naszej narodowej pisarki? To jest wstyd".

IMG_7915m

"Dlatego ambicją moją jest, poza utworzeniem muzeum [w Polsce] wyremontować ten gabinet i zrobić duplikat wystawy takiej jak tu, i żeby w języku białoruskim i polskim tam zawisła". - dodał.

Na specjalnie przygotowanej z okazji spotkania z Rodziewiczówną wystawie "Biegnący Wilk" zaprezentował unikalne eksponaty z muzeum, które stworzył na Mazurach, m.in. sztućce, fragmenty zastawy. Uzupełniała ją ekspozycja zdjęć pisarki przywieziona z Liceum Ogólnokształcącego w Żelaznej (to w pobliżu tej miejscowości pisarka zmarła w 1944 roku, tam miał miejsce jej pierwszy pogrzeb).

Zapraszamy do wysłuchania tej fascynującej opowieści:




Relacja: Margotte




IMG_7895m

IMG_7943m

IMG_7909m

IMG_7921m

IMG_7936m

IMG_7964m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/albums/72157660465142867

Fragmenty mszy św.: