niedziela, 28 czerwca 2015

Język propagandy gender w przekazie medialnym i odbiorze społecznym

W dniu 4 marca 2015 roku w Instytucie im. Lecha Kaczyńskiego odbyło się spotkanie z Panią Barbarą Stanisławczyk, polską dziennikarką, pisarką i reportażystką. Komentatorem spotkania była Pani profesor Anna Cegieła, pracownikiem Instytutu Polonistyki Stosowanej. Spotkanie poświęcone było językowi propagandy gender w przekazie medialnym i odbiorze społecznym.




Barbara Stanisławczyk podkreśliła, że ideologia gender jest jednym z elementów toczonej od czasów Oświecenia wojny kulturowej wymierzonej w tradycyjny wzorzec rodziny, Kościół i moralność chrześcijańską. Jej istota pozostała ta sama, zmianie uległy formy przekazu, które dostosowane zostały do współczesnego języka i możliwości technicznych.
Istotą podziału przekazu w mediach, jak zauważyła, jest ich stosunek do prawdy. Media liberalno-lewicowe zakwestionowały jej istnienie i zastosowały jako dogmat stwierdzenie Nietzschego „Nie ma tekstu, jest komentarz” kształtując i wyrażając opinię zamiast rzetelnie przekazywać same informacje.

Dziś, zdaniem Stanisławczyk, informacja stała się komentarzem i narzucaniem odbiorcy opinii danego dziennikarza czy redakcji. Tym samym media stały się stroną konfliktu ideologicznego i zatraciły swoją podstawową funkcję kontroli, a przekaz medialny zbliżył się do form propagandowych.

Barbara Stanisławczyk przypomniała, że ruch i ideologia gender oraz jego skrajna odmiana queer mają swoje źródła w ideologii marksistowskiej. Jej podstawami jest krytyka kultury zachodniej za jej rzekomy charakter opresyjny, który jest źródłem m.in. nerwic, agresji i antysemityzmu. Należy zatem tę kulturę zdemontować.

Dodała, że propagowanie ideologii gender odbywa się pod czterema głównymi hasłami: naukowości, równości, tolerancji i wolności.

„O ile Oświecenie podniosło naukę i rozum do rangi niemalże absolutu, próbując uwolnić świat od Boga i od Jego przykazań, to neomarksiści, z których się wywodzą ideologowie gender, zakwestionowali władzę rozumu. Dla nich ważniejsze są emocje i oni grają tymi emocjami. Dla nich ważniejsza jest tzw. moralność. Tzw. moralność, bo genderyści zakwestionowali istnienie prawdy absolutnej, czyli prawdy, która jest podstawą systemu moralnego w świecie zachodnim. [….] Szeroko pojmowani ideologowie liberalno-lewicowi i postmoderniści zakwestionowali sens i istotę nauki. Sprowadzili naukę empiryczną (która poszukiwała prawdy i odpowiedzi na pytania: jaki jest człowiek?, jaki jest świat?, na czym polegają zjawiska?) do nauki normatywnej czyli do wymyślania teorii i szukania sposobów uzasadniania tych teorii. Jedną z takich teorii jest m.in. gender. Gender nie ma żadnych podstaw naukowych. [….] Ponieważ nauka została przesunięta z pozycji empirycznych na pozycje normatywne, dyskurs społeczny dotyczący ideologii gender został celowo sprowadzony do kłótni, które wykluczają konsensus prowadzący do prawdy.”



Czemu kłótnia jest tak wygodna? Jako odpowiedź Barbara Stanisławczyk przywołała cytat ze znanego neomarksisty i postmodernisty Zygmunta Baumana: „Kłótnia na dole, to spokój na górze”. I o to, jej zdaniem, właśnie chodzi - spory i batalie to wygodna zasłona dla przeprowadzania mechanizmów społecznych o charakterze finansowym i ekonomicznym.

Jednocześnie tworzony jest kanon poprawności politycznej polegający na tym, że pewnych rzeczy nie można mówić i ich kwestionować. Człowiek tolerancyjny to człowiek, który o pewnych rzeczach nie mówi i nie myśli, i nie ocenia innego. To z kolei powoduje powstawanie autocenzury i abdykację krytyki oraz ogranicza swobodę myślenia. Powstały też hasła-klucze, słowa-wytrychy (homofob, faszysta czy antysemita), których znaczenie jest wypaczone i służy za pałkę na przeciwnika i argument zamykający usta.

Niezwykle ważną rolę we wprowadzaniu ideologii gender pełnią celebryci i idole. Ich „autorytet” budowany jest na słupkach popularności, która zależy od częstotliwości występowania w mediach, od siły reklamy i pieniędzy przeznaczonych na wypromowanie idola. Idol to wytwór swoich „stwórców” – reklamodawców, polityków, właścicieli mediów. Jednocześnie efemeryczność bytu idola jest zaletą dla ideologów, bo idola można równie szybko odwołać, jak się go powołało. Idol może promować dowolną modę, tak długo jak jest tego potrzeba. Szczególną rolę odgrywa również prasa kolorowa, która wprowadza w bardzo skuteczny sposób tę ideologię, jak i różnego rodzaju mody (bycie cool, bycie singlem, rodzina patchworkowa, związki partnerskie, swingersi). Podobnie jest z tygodnikami społeczno-politycznymi, filmami, książkami (w tym dla dzieci) czy teatrem, który zdaniem Barbary Stanisławczyk, stał się „publicystyką rozpisaną na role”. Ponadto, idoli i celebrytów wspierają tzw. eksperci, zwłaszcza ci posiadający tytuły naukowe. Ich przekaz jest nie do zakwestionowania, z ekspertem może dyskutować inny ekspert powoływany w ten sam sposób.



„Jednak największym zagrożeniem jest to, że ideologia gender wchodzi w struktury państw i instytucji, przede wszystkim międzynarodowych, a potem krajowych. Poprzez instytucje niezmiernie skutecznie oddziałuje na społeczeństwa poszczególnych krajów. Odbywa się to za pomocą prawa i pod osłoną prawa, a że prawu podlegamy wszyscy - z prawem jest nam trudno dyskutować. Jesteśmy ofiarami tak skonstruowanego prawa. A wprowadzanie ideologii gender za pomocą prawa usypia czujność społeczeństwa i nie pozostawia wyboru. Jest to tym groźniejsze, że jest to ruch ponadnarodowy, a siły które go wspierają należą do tak zwanej globalnej niewidzialnej władzy, z którą bardzo trudno jest dyskutować i wobec której trudno się zbuntować.”

Światowy kapitał poprzez wprowadzanie ideologii gender, czyli np. promocję seksualizacji społeczeństw, czerpie z tego pokaźne zyski. Amoralność jest bardzo dochodowa - przemysł pornograficzny, przemysł aborcyjny, in vitro czy farmakologiczny przynoszą niezmierne dochody.

Udział we wprowadzaniu ideologii gender mają instytucje międzynarodowe, takie jak ONZ i UE. Przy działającej zasadzie wyższości prawa międzynarodowego nad krajowym wprowadzanie ideologii odbywa się w majestacie prawa. Mamy zatem do czynienia z przymusem, który jest werbalizowany w postaci regulacji prawnych. W katalogu praw wypracowanych przez ONZ i UE zamieszczone jest prawo do aborcji, antykoncepcji, eutanazji, zdrowej reprodukcji czy ostatnio wprowadzona - obowiązkowa edukacja seksualna dla dzieci i młodzieży. Podstawą działania tych instytucji jest prawo normatywne oddzielające prawo od moralności. Jednocześnie wprowadzanie tych praw odbywa się w ciszy medialnej, a przez społeczeństwo bywa niezrozumiałe i wręcz lekceważone.




Tytułem komentarza Anna Cegieła zwróciła uwagę, że razi ją to, że o gender rozmawia się w atmosferze paniki moralnej i zagrożenia cywilizacyjnego. Rozmowa, jeśli jest podejmowana, staje się nerwowa i chaotyczna. Z braku merytorycznej dyskusji dotyczącej zagrożeń, pojawiają się emocje i strach przed nieznanym. Brak jest badań, argumentów i rzetelnego obrazu zjawiska po obu stronach sporu. Zdaniem Cegieły brak jest również w dyskursie publicznym kwestii odpowiedzialności.
„Jeżeli słyszę, że gender to zagrożenie cywilizacyjne, bo tak np. głosi ks. dr. Bortkiewicz, to mnie mdli, bo ogólnikami do niczego nie dojdziemy. O czym mówimy? Czy o prawie, żeby człowiek, który ma nietypową/mniejszościową orientację seksualną (orientacja to też bardzo zły termin, my się nie orientujemy, my jesteśmy seksualni w jakiś sposób. Orientacja może być polityczna, mogę zmienić poglądy na skutek argumentów. Te kalki też nie pozwalają nam się porozumieć). Jest grupa, która wyszła z cienia i chce mieć prawa. A społeczeństwo bije się w piersi, że tej grupie odbierało tych praw przez parę lat. W związku z tym chce zrekompensować brak praw i robi to źle. Tu się nakłada kilka rzeczy - nie było porządnej, publicznej dyskusji, dostaliśmy przepis, jak mamy się zachowywać i to się stało źle. A obrywa za to ta strona, która domaga się, żeby rozmawiać normalnie. Bije ta strona, która jest bezradna. I to jest bardzo pod względem etycznym niezdrowe.”


Według Anny Cegieły dużo osób spośród osób o tożsamości homoseksualnej nie ma ochoty i potrzeby uczestniczyć w różnego rodzaju paradach równościowych. Bardziej zależy im na tym by być traktowanym przez instytucje w różnego rodzaju sytuacjach jako rodzina swojego partnera.

„... tym ludziom daje się pewien prezent, nie pytając ich o to, czy ten prezent ma tak wyglądać, jak oni by chcieli. To jest towar importowany przez stypendystki, które były w Stanach i przeszczepiany na polski grunt, bez pytania czy ten grunt jest taki sam, czy to powinno tak wyglądać i bez skorzystania z doświadczeń tego terenu, z którego został przywieziony..... Przeciwstawia się w tej dyskusji Kościół (jako ciemnogród) nowoczesności, która ma być zideologizowana. To jest też coś bardzo złego. To nie tylko jest antagonizowanie społeczeństwa, to jest wykluczanie z dyskursu. Zamyka się dyskusję.”

Barbara Stanisławczyk dodała, iż odpowiedzialność leży po stronie ludzi, którzy chcą tę ideologię wprowadzić. Druga strona chce się przed nią bronić. Ale są to dwa różne porządki, które pomieszane doprowadzą do katastrofy. Bo błędem jest zarzucanie jednej stronie braku tolerancji, nikt nikomu na siłę nie chce zmieniać orientacji seksualnej ludzi, „ale gender to mówienie o kulturowej orientacji płci, to mowa o tym, że ja mogę czuć się kimś innym niż to dyktuje moja płeć biologiczna. Zdarzać się mogą takie przypadki i są to przypadki medyczne czy psychiczne, tym się zajmuje medycyna i są publikacje na ten temat, ale próbowanie uczynienia z tego zjawiska społecznego i porównywanie tego do tolerancji jest grzechem samym w sobie i pułapką zastawioną na większość społeczeństwa. Nie wpadajmy w tę pułapkę, która jest celową robotą.”

Po wystąpieniach obu pań padły liczne pytania i rozpoczęła się bardzo ciekawa dyskusja.




Relacja:
Ula (tekst), Margotte (foto), Bernard (wideo i foto)