poniedziałek, 15 września 2014

"Listy bestsellerów są formą kryptoreklamy i cieszę się, że żadnej z tych książek nie przeczytałem"

"Pisuję o tych książkach, które zdołałem doczytać do końca. Zaczynam od indeksu nazwisk. Jeśli jest tam więcej niż jedno odniesienie do Zygmunta Baumana, to patrzę, czy jest to żart, krytyka czy na serio - i wtedy wezmę lub odłożę. Jak Baumana jest za dużo, to książka zostaje na ladzie". - mówił Andrzej Dobosz w czasie spotkania wokół jego książki "Z różnych półek", wydanej przez Teologię Polityczną. O książce z autorem rozmawiali: Piotr Gociek i Mateusz Matyszkowicz.

IMG_3870m
W Domu Dziennikarza w Warszawie odbyło się spotkanie wokół książki felietonisty i krytyka literackiego Andrzeja Dobosza "Z różnych półek", wydanej przez Teologię Polityczną. W dyskusji, prócz autora, uczestniczył dziennikarz, publicysta i pisarz Piotr Gociek, a spotkanie prowadził Mateusz Matyszkowicz.

Andrzej Dobosz, jak zapewne niektórzy pamiętają, wystąpił w filmie "Rejs" jako fizyk, gdzie m.in. wygłosił teorię syntezy, grał także role epizodyczne w innych filmach, np. "Trzeba zabić tę miłość".

"Z różnych półek" to zbiór tekstów opublikowanych w ostatnich latach, głównie na łamach "Rzeczpospolitej", ale także wygłoszonych w Programie 3 Polskiego Radia, będących przeglądem literatury polskiej, jego lektur.

"Pisuję o tych książkach, które zdołałem doczytać do końca" - mówił autor. - "Zaczynam od indeksu nazwisk. Jeśli jest tam więcej niż jedno odniesienie do Zygmunta Baumana, to patrzę, czy jest to żart, krytyka czy na serio - i wtedy wezmę lub odłożę. Jak Baumana jest za dużo, to książka zostaje na ladzie".

IMG_3843m

Andrzej Dobosz zaczął swoje teksty drukować bardzo wcześnie, gdy był jeszcze uczniem, w 1958 r. miał już swój stały felieton tygodniowy w "Nowej Kulturze", redagowanej przez Wiktora Woroszylskiego. Później stał się "Pustelnikiem z Krakowskiego Przedmieścia" w tygodniku "Współczesność". od 1972 roku pisał w tygodniku "Literatura". W 1974 wyjechał do Francji, m.in. prowadził polską księgarnię w Paryżu. W końcu lat 90. stał się felietonistą krakowskiego "Tygodnika Powszechnego", z którym współpracował do 2004 roku. Obecnie pisuje co miesiąc dla "Rzeczpospolitej".

O sztuce felietonistycznej powiedział: "Powinniśmy pisać dla przyjemności czytelnika i naprowadzać go, żeby to on był naszym współautorem. To, że coś mi się udaje, to dlatego, że Państwo biorą udział w tej zabawie i dopowiadają swoje własne skojarzenia. Dzięki temu, być może, te teksty żyją".

IMG_3880m

"To fascynująca podróż przez świat nieprzedstawiony" - powiedział Piotr Gociek. - "Andrzej Dobosz ma tą zaletę, że wędruje takimi ścieżkami, którymi chce wędrować, nie zważając na naciski działu promocji, speców od wysyłania egzemplarzy do zaprzyjaźnionych dziennikarzy itd. (..) To dowód też na to, że istnieje sztuka życioczytania. (..) Jesteśmy też tym, co przeczytamy, tym czego to nas nauczyło. Ta niesamowita płynność przechodzenia od różnych tematów, epok, fascynacji, nie przejmowania się tym, że książka ukazała się pół roku temu, czy trzydzieści lat wcześniej...".

Andrzej Dobosz z humorem mówił o tym, że oglądał reklamy w telewizji po to, by sprawdzić, jakich książek nie kupować. Opowiedział też kilka anegdot ze swojego życia.

IMG_3804m

Mateusz Matyszkowicz wyjaśnił, że powstaje film o pisarzach, którzy są autorytetami literackimi dla Andrzeja Dobosza, są to Jan Kot, Antoni Słonimski, Jerzy Stempowski, Leopold Tyrmand, Marek Hłasko, Zbigniew Herbert.
Odpowiadając na pytanie, jaką lekturę zabrałby na bezludną wyspę, Dobosz odparł, że dla własnej przyjemności - eseje Zbigniewa Herberta, a dla celów dydaktycznych i po to by podzielić się tym z osobą, która by mu towarzyszyła - Jerzego Stempowskiego.
"Listy bestsellerów są formą kryptoreklamy i cieszę, że żadnej z tych książek nie przeczytałem". - podkreślił.

Na pytanie o inwigilację jego osoby i akta IPN odpowiedział: "Zostałem określony przez SB jako pisarz na trzydzieści kilka lat przed wydaniem pierwszej książki." Kryptonim "Smentek" nadany mu przez SB uznał za obelżywy, gdyż był wówczas wesołym, młodym człowiekiem".

W odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie lubi docentów marcowych, autor "Z różnych półek" odparł: "Po wymordowaniu znacznej części inteligencji polskiej wśród nich profesorów uniwersytetu, były dość łatwe awanse profesorskie. W latach 60. były w Polsce na wydziałach humanistycznych bardzo przyzwoite obsady. W 1968 roku z jednej strony wyrzucono tak znakomitych wychowawców, jak Leszek Kołakowski, dorzucając postaci wątpliwe w rodzaju Baumana czy Brusa, którzy nie dorastali do tego poziomu i mianowano 700 ludzi, którzy nie byli w stanie napisać habilitacji. Od tego czasu nastąpił regres szkolnictwa wyższego".






IMG_3857m

IMG_3850m

IMG_3873m

IMG_3914m

Blogpress.pl był jednym z patronów medialnych tego spotkania.

Relacja: Margotte i Bernard

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157647588068905/