poniedziałek, 4 grudnia 2017

„…na drodze do prawdy - błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko” - spotkanie z udziałem prokuratora Andrzeja Witkowskiego

14 listopada w sali Urzędu Dzielnicy Bemowo odbyło się spotkanie pt. „…na drodze do prawdy - błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko”, w którym wzięli udział: kapelan Solidarności i przyjaciel ks. Jerzego, ks. Stanisław Małkowski, prokurator Andrzej Witkowski, dziennikarz śledczy Piotr Litka oraz szef wydawnictwa Editions Spotkania Piotr Jegliński. Spotkanie zorganizowało Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza oraz Akcja Katolicka.
IMG_3115m


"Odpowiedź na pytanie, kto zamordował ks. Jerzego powinniśmy znać już od ponad 20 lat. Jednak tak się nie dzieje". - mówił Piotr Jegliński. - "Uwierzę, że Polska jest wolnym krajem, jeżeli sprawa mordu na ks. Jerzym Popiełuszce (oraz na innych osobach) zostanie wyjaśniona. (..) Nie ma woli politycznej. Jakie czarne siły stoją za tym, żeby nie wyjaśnić tego mordu?".

Jak zauważył ks. Stanisław Makowski, ks. Jerzy Popiełuszko choć był słaby fizycznie i chorowity, jednocześnie był silny swoją wiernością Kościołowi i Chrystusowi oraz przywiązany do prawdy. Przeciwnicy wyjaśniania tajemnicy zabójstwa ks. Jerzego podają argument, że to może przeszkodzić kanonizacji. Ale, zdaniem przyjaciela ks. Jerzego,
"Trzeba wiedzieć, w imię czego, w imię jakich prawd ważnych ks. Jerzy podejmował ryzyko cierpienia, więzienia, śmierci".

IMG_3111m

Prokurator Andrzej Witkowski dwukrotnie był odsuwany od śledztwa w kluczowym momencie, gdy miał wysunąć zarzuty wobec ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.
Zgodnie z jego ustaleniami, ks. Jerzy Popiełuszko został wrzucony do Wisły w dniu 25 października 1984 roku (a nie, jak podano w procesie toruńskim, w dniu uprowadzenia, czyli 19 października). W aktach sprawy są ślady, które wskazują na taką wersję wydarzeń. Prokurator opowiadał o wydarzeniach poprzedzających zabójstwo kapelana Solidarności.

Wspomniał o ważnej roli opublikowanego w moskiewskim czasopiśmie "Izwestja" we wrześniu 1984 roku artykułu ich warszawskiego korespondenta na temat mszy za Ojczyznę odprawianych w kościele św. Stanisława Kostki. Ten artykuł uruchomił lawinę wydarzeń.
Głównym likwidatorem "problemu ks. Popiełuszki" nie miał być skompromitowany wcześniejszymi działaniami, które zakończyły się fiaskiem, Departament IV MSW, aczkolwiek jego funkcjonariusze zostali wykorzystani jako bezpośredni wykonawcy, zarówno przygotowania, jak i realizacji uprowadzenia. - mówił prokurator Witkowski.

IMG_3119m

Warto zwrócić uwagę, że miesiąc przed uprowadzeniem ks. Jerzego, 15 września 1984 roku minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak zarządził obserwację wojskową oficerów Departamentu IV MSW: pułkownika Adama Pietruszki, kapitana Grzegorza Piotrowskiego oraz poruczników Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali.

Oskarżeni w procesie toruńskim funkcjonariusze mówili w czasie śledztwa o bunkrze zlokalizowanym w lesie w pobliżu Kazunia Polskiego, który mógłby się stać dogodnym miejscem przetrzymywania uprowadzonego księdza. Jak zaznaczył prokurator, zadaniem tych trzech oficerów skazanych później w procesie, było zatrzymać księdza, uprowadzić i dowieźć do przygotowanego bunkra albo przekazać księdza współdziałającym z nimi innym osobom. Celem uprowadzenia księdza miało być jego zastraszenie i wydobycie od niego informacji na temat struktur podziemia niepodległościowego.

19 października samochód z księdzem Jerzym prowadzony przez Waldemara Chrostowskiego został zatrzymany w lesie i - według prokuratora Witkowskiego - ksiądz Jerzy nie został umieszczony w bagażniku Fiata 125P, lecz doprowadzony przez grupę Grzegorza Piotrowskiego do innego samochodu i przewieziony przez inne osoby w nieustalone miejsce. Wskazuje na to eksperyment z psem.

W ocenie prokuratora Witkowskiego nie miało miejsca wyskoczenie przez Waldemara Chrostowskiego z samochodu, wskazuje na to jego marynarka, kształty ubytku w tej marynarce są zbyt regularne, by mogło to być spontaniczne oddarcie jej fragmentu przez Piotrowskiego. Jak wskazały badania biegłego, "przecięto tę marynarkę ostrym, ostrokończystym narzędziem". W dodatku prędkość z jaką jechali funkcjonariusze uniemożliwiała takie wyskoczenie z samochodu, gdyż skończyłoby się to ciężkimi obrażeniami ciała, a Chrostowskiemu nic się nie stało.

Zgodnie z oficjalną wersją zwłoki księdza wrzucono do Wisły 19 października. Według świadków, których odnaleziono w czasie postępowania prowadzonego przez prokuratora Witkowskiego, wrzucenie ciała księdza do Wisły miało naprawdę miejsce 25 października, zostało to potwierdzone w czasie eksperymentu śledczego na tamie.

26 października płetwonurkowie wydobyli z tamy ciało mężczyzny, jednak kiedy przyjechał na to miejsce prokurator z Torunia zwłok już nie było. Warto przypomnieć, że oficjalnie z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono zwłoki ks. Jerzego dopiero 30 października 1984 roku.

Ksiądz Jerzy musiał ze względu na swoje schorzenia przyjmować określone leki. W przypadku ich braku mogło dojść do zapaści, krwawienia z przewodu pokarmowego, a nawet śmierci.
Jak wyjaśniał prokurator Witkowski, o tym, że ks. Jerzy mógł żyć po 19 października, świadczy fakt, że funkcjonariusze MO odwiedzili lekarzy księdza, wypytując o jego choroby i podawane mu leki. Lekarze złożyli zeznania 24 października. Po co potrzebne były wówczas te informacje, kiedy jeszcze nie było mowy o sekcji zwłok księdza, bo nawet jeszcze ciało nie zostało odnalezione? Prawdopodobnie był przetrzymywany w ciężkich warunkach, torturowany i nie miał dostępu do leków, a torturujący chcieli wydobyć od niego informacje, więc usiłowali przytrzymać go przy życiu przy użyciu niezbędnych leków.

IMG_3121m

Redaktor Piotr Litka zwrócił uwagę, że ks. Jerzy Popiełuszko był rozpracowywany od 1982 roku w ramach sprawy operacyjnej o kryptonimie "Popiel", stąd wynika, że cała akcja z 19 października musiała być osłaniana i obserwowana.
"Nie osądzeni do dziś, nieskazani przez sąd żyją wciąż ci, które wiedzą więcej na temat tych wydarzeń, które się wówczas rozegrały i doprowadziły do męczeńskiej śmierci księdza Jerzego". - zaznaczył. - "Śledztwo trwało tylko 51 dni, proszę mi pokazać dziś takie śledztwo, które trwa 51 dni, nie znam takiej sprawy w Polsce".
W czasie procesu toruńskiego nie wyjaśniono wielu kwestii.
Zmuszono do złożenia fałszywych zeznań płetwonurków, którzy de facto nie wyławiali zwłok księdza. Część drobnych elementów ale i mocniejszych procesowo pozostało w dokumentach. "Analizując tomy pozostałe z procesu toruńskiego można zauważyć, że to śledztwo i ten proces nie pokazał logicznego ciągu wydarzeń, który rozpoczął się od uprowadzenia księdza Jerzego 29 października 1984 roku". - zaznaczył Piotr Litka.

"Wersja ustalona w procesie toruńskim jest wygodna dla wielu środowisk. Przede wszystkim dla tych, które zasiadły przy Okrągłym Stole. Nie przeprowadzono lustracji wielu środowisk PRL-owskich po 1989 roku, nie przeprowadzono lustracji wśród pracowników sądownictwa, ale także wśród ludzi Kościoła".

Jak ujawnił Piotr Litka, postulator w rzymskim procesie ks. Jerzego ks. Tomasz Kaczmarek współpracował z wywiadem PRL.

Ustalony porządek toruński jest wygodny dla wielu stron, które były zaangażowane w dokonanie tego zabójstwa, jego tuszowanie, ukrywanie niewygodnych faktów - podkreślił.

Publicysta zwrócił uwagę, że wszystkie trzy niewyjaśnione śmierci księży: Suchowolca (30 stycznia 1989), Niedzielaka (20/21 stycznia 1989) i Zycha (11 lipca 1989), miały miejsce w okresie, gdy ustalano nowy porządek okragłostołowy.

Pełny zapis spotkania wraz z odpowiedziami na pytania uczestników spotkania:



Relacja: Margotte i Bernard

IMG_3095m

IMG_3089m

IMG_3077m

IMG_3138m

IMG_3149m

IMG_3125m

IMG_3145m

IMG_3154m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/albums/72157666942973499