Zło wydaje się dziś przyjmować coraz bardziej radykalne formy, ukrywa się przed naszym wzrokiem, staje się uśmiechnięte. Nie widzimy zła w całym jego przerażającym wymiarze. Charakterystyczne dla współczesnych czasów jest odbieranie złu znamion zła, a liberalizm wydaje się być zaangażowany w ten proces. - mówił Michał Łuczewski w czasie wieczoru poświęconego nowemu numerowi Magazynu "44".
Co ma liberalizm wspólnego z teologią, liberalizm jako projekt skierowany na ten wymiar człowieka, który nie ma nic wspólnego z religią, raczej z emancypacją od religii, z postawą, która się kojarzy z sekularyzacją? Na to pytanie próbowali odpowiedzieć Filip Memches i Michał Łuczewski na spotkaniu zatytułowanym „Teologia polityczna polskiego liberalizmu”, które odbyło się w Klubie Ronina z okazji wydania najnowszego numeru „Magazynu Apokaliptycznego 44”
Odpowiadając na powyższe pytanie, prowadzący spotkanie Filip Memches stwierdził, że warto się zastanowić nad stosunkiem liberalizmu do religii. Dodał też, że na początku lat 90. określiłby się jako antykomunista, co dziś wydaje mu się pewnym anachronizmem, bo dziś o wiele łatwiej mu się identyfikować z postawą antyliberała. Podkreślił przy tym, że o ile kiedyś komunizm był ideologią środowisk opiniotwórczych, obecnie jego miejsce zajął liberalizm, ideologia, która absolutyzuje wolność nie tylko w kategoriach gospodarczych, ale także w kategoriach myślenia o człowieku, w sensie antropologicznym.
W odpowiedzi na pytanie prowadzącego, czy liberalizm posiada jakąś teologię, Michał Łuczewski odwołując się do współczesnych klasyków myśli katolickiej, na przykład Jana Pawła II, zwrócił uwagę, jak ważna jest kategoria struktur zła, bowiem zło wydaje się dziś przyjmować coraz bardziej radykalne formy i coraz bardziej się ukrywa przed naszym wzrokiem, staje się coraz bardziej demoniczne, w tym sensie, że staje się coraz bardziej cywilizowane, coraz bardziej uśmiechnięte, coraz bardziej techniczne; nie widzimy zła w całym jego przerażającym wymiarze. Charakterystyczne dla współczesnych czasów jest odbieranie złu znamion zła, a liberalizm wydaje się być zaangażowany w ten proces. To co kiedyś było złe, dziś staje się neutralne, a nawet dobre. Zło staje się coraz bardziej ukryte, ale coraz silniejsze, jednocześnie zło, jakie dostrzegamy współcześnie, musi zostać przezwyciężone, zatem musi nastąpić jakieś przesilenie, które można nazwać Apokalipsą. Jeśli zło ma zostać przezwyciężone, to ze względu na naszą nadzieję umocowaną w Bogu. Jeśli weźmiemy pod uwagę trzy elementy „zło”, „Apokalipsa”, „Bóg”, to można zauważyć, że liberalizm marginalizuje każdy z nich. Liberalizm wspiera wiarę w koniec historii, a skoro historia się skończyła, ani przełom, ani Mesjasz nie jest potrzebny, wobec tego zbędne jest oparcie naszej nadziei w Bogu. Można więc z tej perspektywy patrzeć na liberalizm jako na projekt teologiczny, szczególnie w Polsce jest to widoczne. Co ciekawe liberalizm na początku czerpał z myśli religijnej – liberalizm z poważnym zainteresowaniem teologią łączyli August Cieszkowski, Stanisław Szczepanowski oraz Włodzimierz Spasowicz. Z czasem elementy teologiczne w liberalizmie zaczynają zanikać, chociaż nawet obecnie w III Rzeczpospolitej nie zawsze liberalizm traci ambicje moralne. Jednak z każdym z pokoleń doświadczenie zła, doświadczenie przesilenia apokaliptycznego i nadzieja na zbawienie tego porządku są coraz bardziej eliminowane.
Dlaczego tak jest, zastanawiał się Filip Memches, podkreślając, że przez ostatnich dwadzieścia lat widzimy takie oblicze liberalizmu, gdzie absolutyzowana jest wolność. Wolność jest traktowana jako najważniejsza kategoria moralna i najważniejsza wartość, w imię której można kwestionować naukę kościoła. Absolutyzacja wolności, na końcu której mamy Ruch Palikota, będący modelowym przykładem liberalizmu. Liberalizmu integralnego, postulującego wolność w każdym wymiarze, z jednej strony ekonomicznym (popieranie płatnego drugiego kierunku studiów, popieranie podwyższenia wieku emerytalnego itd.), z drugiej strony obyczajowym (np. walka z krzyżem). Mam wrażenie, że ten liberalizm triumfuje jako zjawisko, które coraz bardziej brzydzi się wartościami.
Zastanawiając się skąd to zerwanie z wartościami Michał Łuczewski postawił diagnozę, że ów proces odrzucania wartości wynika z zastępowania religii antyreligią. W Polsce do tej pory jeśli wolność była ważna, to ze względu na dobro wspólne i świętość Ojczyzny. Jeśli wyeliminujemy religijne zaplecze liberalizmu, zostanie nam wolność będąca pustą formą, wolność, o której nie wiemy, do czego ma służyć. Wcześniej wolność miała służyć Bogu, teraz, wraz z zamianą Boga w człowieka, ma służyć człowiekowi.[…] Liberalizm, który miał korzenie w romantyzmie, w polskim mesjanizmie, dziś staje się liberalizmem antymesjanistycznym, który zamiast wspierać nadzieję na zbawienie, mówi, że ten świat jest jedynym, jaki mamy, a człowiek jest w nim jedynym podmiotem. Paradoksalnie, razem z takim wyzwoleniem otwiera się przed nami otchłań. Chcemy budować świat bez Boga, bez zbędnych wartości, które przeszkadzają nam używać życia i okazuje się, że samo życie nam ucieka. Sami stajemy się coraz bardziej przeciwni życiu.
Filip Memches przypomniał, że w 2005 roku w miejsce podziału na Polskę postkomunistyczną i postsolidarnościową powstał nowy, sformułowany przez braci Kaczyńskich, podział na Polskę solidarną i Polską liberalną, co wydaje się stanowić istotę sporu w jakim się obecnie znajdujemy, i postawił pytanie, czy te dwie Polski da się pogodzić, a jeśli się da, to gdzie znajduje się zło? W odpowiedzi Michał Łuczewski wyraził przypuszczenie, że ostatnią osobą, zdolną do tego, by te dwie Polski pogodzić, był Jan Paweł II, który mówił o wolności, o godności człowieka, o prawach człowieka, ale wszystko to miało zgodnie z jego nauką służyć czemuś większemu - dobru metafizycznemu i dobru wspólnemu. Rok 2005 stanowi cezurę, po której społeczeństwo polskie coraz bardziej się dzieli, mimo że, paradoksalnie, mamy do czynienia głównie z grupami postsolidarnościowymi, które teoretycznie powinny być sobie bliskie. Michał Łuczewski podkreślił też, że Polska liberalna podpowiada społeczeństwu, że zło nie istnieje, więc nie należy się nim zajmować, że jest dobrze i będzie dobrze, póki liberałowie będą u władzy, a jeśli zostaną odsunięci, to może nastąpić Apokalipsa. Ponieważ zdaniem liberałów religia podważa system społeczny, jest eliminowana. Polska liberalna poszła daleko w myśleniu, że jeśli wyeliminujemy myślenie o końcu, o złu oraz Boga, wtedy możemy się poczuć bezpieczni.
Polska solidarna mówi o tym, że jest zło, widoczne każdego dnia w dziesiątkach przejawów, takich jak wszechobecna agresja, przemysł pogardy i w końcu katastrofa smoleńska. To zło musi być jakoś przezwyciężone, trzeba mieć nadzieję na zmianę i możemy ją mieć, jeśli zło będziemy zwyciężali dobrem.
W ożywionej dyskusji Wojciech Kwiatek zauważył, że prawdziwymi liberałami w Polsce byli ludzie, którzy w 1988 i 1989 roku sprzedawali towary z łóżek polowych i chcieli tylko, by im pozwolono żyć i zarabiać według ich koncepcji. W konkluzji stwierdził, że nasze państwo nie jest i nie chce być państwem liberalnym, ale libertyńskim. Myśl społeczna pozbawiona wątku mesjanistycznego, religijnego stanowi podwaliny libertynizmu, który uwalnia człowieka od wszystkiego, wraz z zasadami i moralnością.
Michał Łuczewski zwrócił uwagę, że wydaje się nam dziś, iż możemy się uwolnić od myślenia o abstrakcyjnych pojęciach, możemy też zapomnieć o Ewangelii. Magazyn Apokaliptyczny 44 zwraca uwagę na to, iż czytając Ewangelię widzimy, że to wszystko dzieje się ponownie wokół nas i jeszcze raz wybieramy albo Chrystusa, albo Barabasza.
W dalszej dyskusji Filip Memches postawił pytanie, czy skoro samo uprawianie polityki może być rozumiane jako granie ze złem oznacza to, że polityka jest złem. Wszak wedle arystotelesowskiej definicji polityki, jest ona troską o dobro wspólne. Odpowiedź na to pytanie wprawdzie nie padła, ale jeden z dyskutantów zauważył, że w historii często zło było silniejsze od dobra. Zastanawiając się, czy jesteśmy w stanie odróżnić dobro od zła i doszedł do konkluzji, że można je rozróżnić, ale tylko odwołując się do instancji wyższej, która je klasyfikuje. Jeśli tej instancji nie ma, jeśli Boga nie ma, zło i dobro jest kwestią kaprysu albo przypadku. Odnosząc się do stwierdzenia Filipa Memchesa, że antykomunizm wydaje się mu dziś postawą nieco anachroniczną, dyskutant dodał, że dla Polaków, którzy doświadczyli na własnej skórze socjalizmu międzynarodowego oraz narodowego, antykomunizm powinien wchodzić w zakres integralnej polskości.
Michał Łuczewski nawiązując do pytania o dobro i zło przypomniał, że to chrześcijaństwo, a jeszcze wcześniej judaizm, wyraźnie oddzieliły te dwa pojęcia, zatem kiedy zaczynamy tracić jasny podział między dobrem a złem cofamy się do pogaństwa, do barbarzyństwa. To co dawniej było złe, zostaje uznane za dobre, ale skoro tak, to, co kiedyś było dobre, jest przedstawiane jako złe – chrześcijaństwo, które było kiedyś najwyższym osiągnięciem ludzkiego ducha, nawet Boskiego ducha, wydaje się libertynom uosobieniem zła. […] Krzyż - symbol najwyższych wartości odkrytych przez człowieka, danych przez Boga, zaczyna przeszkadzać.
Całość gorącej dyskusji do obejrzenia na nagraniu.
Relacja: Emaus (tekst), Bernard i Margotte (wideo i foto)