sobota, 30 marca 2013

Czy Armia Ludowa zasługuje na aleję swojego imienia?



Stowarzyszenie KoLiber od wielu miesięcy prowadzi akcję „Goń z pomnika bolszewika” która ma na celu dekomunizację i desowietyzację przestrzeni publicznej polskich miast. W siedzibie Stowarzyszenia odbyła się konferencja w sprawie nazwy jednej z głównych arterii Warszawy Alei Armii Ludowej. Udział wzięli Olga Johann wiceprzewodnicząca Rady m.st. Warszawy, Leszek Żebrowski historyk i publicysta specjalizujący się w tej tematyce, prezes Stowarzyszenia KoLiber Jakub Kulesza, oraz wiceprezes Stowarzyszenia KoLiber i koordynator akcji „Goń z pomnika bolszewika” Piotr Mazurek.



„Tym razem spotykamy się, aby odkłamać historię Armii Ludowej. Wydawałoby się, że ta historia powinna być każdemu znana, ale okazuje się, że nawet politycy często jej nie znają i powtarzają tezy występujące w podręcznikach do historii z czasów PRL” - powiedział prezes Stowarzyszenia KoLiber Jakub Kulesza, otwierając zorganizowaną przez tą organizację w ramach akcji „Goń z pomnika bolszewika” konferencję prasową pod tytułem: „Czy Armia Ludowa zasługuje na aleję swojego imienia?”

Jak mówił na początku spotkania z dziennikarzami szef KoLibra, prowadzony od ponad roku przez stowarzyszenie projekt „Goń z pomnika bolszewika” powstał w wyniku poczucia odpowiedzialności wobec bohaterów z AK i NSZ, którym jesteśmy winni rzetelność i prawdę historyczną. Kulesza przypomniał też w dużym skrócie o sukcesach, jakie inicjatywa na rzecz dekomunizacji przestrzeni publicznej odniosła w różnych częściach kraju.

DSC_0018_m

Następnie głos zabrał wiceprezes Stowarzyszenia KoLiber i koordynator akcji „Goń z pomnika bolszewika” Piotr Mazurek, który wyjaśnił, dlaczego przedmiotem konferencji jest akurat AL.

„Nasza konferencja odbywa się właśnie teraz, ponieważ w ostatnim czasie władze warszawskiej PO ogłosiły, że rozważą częściową dekomunizację nazw ulic Warszawy, ale z zastrzeżeniem, że niezmienione pozostaną nazwy upamiętniające tych, którzy zginęli w czasie wojny. Wśród nazw, które mają pozostać bez zmian wymieniono Al. Armii Ludowej” - powiedział Mazurek i poprosił o opinię na temat tej decyzji partii rządzącej stolicą współpracującego z KoLibrem historyka, współautora głośnej publikacji „Tajne oblicze GL-AL i PPR. Dokumenty” Leszka Żebrowskiego.

„Przyjmuje się, że Armia Ludowa była jedną z wielkich organizacji konspiracyjnych walczących podczas II wojny światowej z Niemcami. Ta wielkość miała polegać na tym, że miało być ich między 50, a 100 tysięcy. Wszystko to bierze się z propagandy, która miała miejsce do 1989 roku. Komuniści przedstawiali siebie w sposób świetlany. Wszystko, co się dało kradli organizacjom niepodległościowym, rozbudowywali na papierze swoje szeregi do granic możliwości. Pisali o rzekomych bitwach stoczonych z Niemcami, w których miało ginąć po parę tysięcy Niemców” - mówił badacz najnowszej historii Polski.

„Prawda o AL jest jednak inna, bardzo prozaiczna, przykra i straszna jednocześnie. Była to organizacja, przez szeregi której przewinęło się zaledwie 5-6 tys. ludzi. Góra formacji to byli sowieccy skoczkowie, ludzie przeszkoleni przez sowieckie służby do działalności wywrotowej, dywersyjnej i ideologicznej. Byli tam uczestnicy wojny domowej w Hiszpanii czy działacze KPP, którzy przeżyli pogrom stalinowski z 1938 roku. Natomiast doły, których nie było, uzyskano w ten sposób, że zagospodarowano zwykłe bandy rabunkowe działające w terenie, a bandytyzm był potworną plagą podczas okupacji. Wynikało to z opróżnienia więzień w 1939 roku. Jedyną ceną, jaką ci bandyci musieli zapłacić, to dzielić się łupami. I to w raportach GL-AL jest rzeczą nagminną” - zaakcentował Żebrowski.

„Mówiąc o tym, że AL to oddziały bandziorskie - cytuję ich własne dokumenty. Oni prowadzili ewidencję łupów. W żadnym dokumencie podziemia niepodległościowego się z tym nie spotkałem. To jest tylko w dokumentach GL-AL” - kontynuował, cytując przykłady takich meldunków.

„Odział im. Puławskiego melduje, że w czasie akcji zdobyto: 1 zegarek damski złoty, 1 zegarek damski zwykły, dwie obrączki złote, jeden pierścionek złoty, dwa kolczyki złote oraz pieniędzy w sumie 4 tys. złotych. To nie Niemcy chodzili po lesie w damskich pierścionkach. Obrabowana była ludność cywilna - podkreślał historyk.

DSC_0024

W dokumentach konspiracyjnych mówi się wręcz o dwóch równoległych okupacjach: w dzień niemieckiej, a w nocy bandyckiej, której częścią była działalność GL-AL. Najazdy na wieś to są gwałty, morderstwa, rabunki, pobicia. To jest nagminne. Gdy ludność cywilna reagowała samoobroną, nazywano to współpracą z Niemcami. Były takie sytuacje, że chłopi uzbrojeni w widły łapali członków GL i oddawali ich Niemcom. Warto sobie wyobrazić, co ci ludzie robili, że stali się dla tych chłopów większym wrogiem od Niemców - zaznaczał.

„W pamiętnikach ludzi z GL-AL pojawiają się wręcz sformułowania typu: „Nigdy lepiej nie jadłem, jak za okupacji niemieckiej.” - dodał i podał kolejny przykład tego, jak działała komunistyczna partyzantka:

„Specgrupa Sztabu Głównego AL wykonuje akcję finansową w Warszawie i zdobywa następujące rzeczy: 1 apaszka damska, 1 halka damska, 2 pary pończoch, 1 ołówek, 3 grzebienie, teczka skórzana, portfel, papierośnica, okulary, pół kilograma wełny, 11 kg słoniny, 1 krzyżyk, 1 łańcuszek, 1 bransoleta, pierścionek, stara moneta, zegarek, 1 flaszeczka perfum 1 para skarpet. Jeśli to się dzieje na szczeblu najwyższym, to warto sobie wyobrazić, co oni robili w terenie. Sam Gomułka w swoich pamiętnikach wyraźnie napisał, że GL-AL finansowała swoje działania z napadów i działo się to za pełnym przyzwoleniem zwierzchników. - kontynuował Żebrowski.

Następnie historyk przeszedł do kwestii związanych z politycznymi strategiami komunistycznego podziemia, cytując fragment dokumentu GL-AL mówiącego o tym, że formacja lawiruje między dwoma wrogami: żandarmerią niemiecką i Armią Krajową

Dla GL-AL wrogiem ważniejszym było Polskie Państwo Podziemne. Niemcy byli zbyt silni, żeby z nimi walczyć i oni sobie tego trudu nie zadawali. Cały wywiad GL-AL nastawiony był na rozpracowanie organizacji niepodległościowych - dodawał prelegent.

Michał Żymierski ps. „Rola”– naczelny dowódca Armii Ludowej, a potem Ludowego Wojska Polskiego to były oficer zdegradowany przed wojną za złodziejstwo i wyrzucony z wojska. Po odbyciu kary został zwerbowany przez NKWD i pracował dla Sowietów. Marszałkiem Polski zrobił go Stalin. On w czerwcu 1945 wydał rozkazy nawołujące do popełniania zbrodni wojennych, do rozstrzeliwania dowódców oddziałów niepodległościowych - mówił dalej Żebrowski.

DSC_0019_m

Komuniści dziś bronią się tym, że brali udział w Powstaniu Warszawskim, ale dokumenty, które oni sami pozostawili na ten temat są przerażające. Oni mieli własny plan Powstania Warszawskiego. Już w lutym 1943 szef sztabu okręgu warszawskiego GL Stanisław Skrypij (w Warszawie przez wiele lat był on patronem szkoły i ulicy) opracował plan, który został zaakceptowany następnie przez jego dowództwo. Oni zakładali sytuację analogiczną do 1918 roku, czyli, że Niemcy będą się wycofywać, a „siły reakcyjne”, jak oni to określają, będą chciały wywołać powstanie, bo ten kto przejmie kontrolę nad Warszawą, przejmie kontrolę nad całym krajem. I oni założyli sobie, że uprzedzą „reakcję”. Skrypij proponuje, żeby nie wdawać się w jakieś bijatyki z Niemcami, zgromadzić tyle sił, ile to będzie możliwe i w pierwszych godzinach powstania opanować najważniejsze punkty w mieście. Z drugiej strony chciano sprowadzić lumpenproletariat z zewnątrz, który miał uderzyć równocześnie, ale nie na Niemców, tylko na siły „faszysty polskiego”, jak jest to sformułowane w tym planie. I wtedy „siły reakcyjne” będą ujęte w kleszcze. Plan zakładał, że w czasie chaosu wywołanego zrywem, będzie można bezkarnie mordować przeciwników politycznych czyli siły Polskiego Państwa Podziemnego - przypominał historyk.

Jak mówił dalej, plan ten nie został zrealizowany z powodu zbyt małej liczebności komunistów. Odnosząc się do tego, jak AL ostatecznie zachowywała się, gdy wybuchło Powstanie, Żebrowski mówił: Dowódca Powstania Warszawskiego gen. Monter napisał, że stan faktyczny sił AL w powstaniu to 1 pluton względnie uzbrojony, liczący ok. 40 osób. Część z tych ludzi uciekała z barykad. Punktem wyjścia do oceny ich roli w Powstaniu może być stan AL tuż przed jego wybuchem. Oni mieli wtedy 6 sztuk broni, trochę granatów i butelek samozapalających. Nie przeszkodziło to komunistom twierdzić później, że oddziały AL biorące udział w walkach liczyły 700, a nawet 1000 osób - podkreślał.

W latach 70. ZBoWiD stworzył nawet na papierze Międzynarodową Żydowską Brygadę Armii Ludowej, która miała walczyć w Powstaniu Warszawskim. Nie wiadomo gdzie walczyła, ani jakie było jej dowództwo. Gdy okazało się, że ta Brygada zaczęła się rozwijać do granic możliwości i ZBoWiD został zatkany ich literaturą, nastąpiły postępowania wewnętrzne wobec kilku osób, które brały udział w tym przedsięwzięciu. Sprawę przerwano, aby „reakcja” w postaci Radia Wolna Europa nie miała używania, ale to spowodowało, że w publikacjach zagranicznych historyków ta jednostka wciąż jest wymieniana. Jednostka, której nie było - zaakcentował Żebrowski.

W kolejnej części swojego wystąpienia, historyk przypominał, że podziemie komunistyczne na ogromną skalę przypisywało sobie antyniemieckie akcje AK i NSZ.

W ich propagandzie NSZ to byli kolaboranci od początku do końca, a AK stała z bronią u nogi. Tylko AL walczyła z Niemcami. Oni przypisali sobie tysiące akcji zbrojnych, rzekomo zabili dziesiątki tysięcy Niemców, wysadzili setki pociągów i mostów. Komuniści przyznają się np. do akcji na najwyżej postawionego oficera niemieckiego, który zginął na terenie ziem polskich, dowódcę 174. Dywizji Piechoty Wehrmachtu gen. Kurta Rennera, którego 26 sierpnia 1943 zlikwidował oddział NSZ. Po wojnie partyzanci z GL-AL pisali książki o tej akcji, robili z tego doktoraty. Akcja „Wieniec” poszła w raportach do Moskwy jako akcja komunistyczna. Wielkie bitwy, jakie stoczyli partyzanci podziemia niepodległościowego GL-AL przypisywała sobie - mówił dalej historyk.

Jest jeszcze jeden rys, o którym się mówi najmniej. Jest to oblicze antysemickie GL-AL. Jest to zespół działań przeciwko ludności żydowskiej ukrywającej się w lasach. Były to głównie żydowskie kobiety i dzieci. Ci ludzie byli mordowani przez bandziorów o obliczu komunistycznym w sposób niezwykle okrutny. Jest na ten temat bardzo wiele materiałów w archiwach. Po wojnie były prowadzone postępowania prokuratorskie które były ukrywane, a jawne procesy pokazowe w tych samych sprawach robiono żołnierzom AK i NSZ. W to byli zamieszani wysocy dowódcy GL-AL tacy jak Grzegorz Korczyński czy Edward Gronczewski - przypominał.

I to jest cała historia do napisania na nowo. Zmiana ulic byłaby symbolem, że odchodzimy od tej nieprawdy. Większość ludzi dzisiaj nie ma zielonego pojęcia o tym, czym były te formacje. I na tym żerują środowiska postkomunistyczne - podsumował swoje wystąpienie Żebrowski, dodając, że zmianę nazwy Al. Armii Ludowej w latach 90. postulował nawet.... prof. Zbigniew Brzeziński.

Następnie głos zabrała wiceprzewodnicząca Rady m.st. Warszawy Olga Johann, która podobnie jak Leszek Żebrowski jest członkiem Honorowego Komitetu Poparcia akcji „Goń z pomnika bolszewika”

Mogę powiedzieć, że teraz jest jakaś szansa na zmianę nazwy tej ulicy, bo PO nie jest jednoznaczna. W zależności od sytuacji politycznej zmienia się jej nastawienie. W początkowym etapie byli nastawieni raczej pozytywnie, potem nastąpiło ogromne zaostrzenie. Teraz są próby jakichś rozmów” - mówiła.

Tylko działalność społeczna da jakąś szansę na ruszenie sprawy. Decydują radni, którzy nie mają w większości wypadków zielonego pojęcia o co chodzi. Oni mają dyscyplinę partyjną. Przewaga PO w radzie Warszawy jest jednoznaczna, a głosowanie jest ustawione. Przewodniczący mówi: głosować tak lub inaczej i radnych nic nie obchodzi - dodała Johann.

„Kiedy chciałam zaprosić na komisję nazewnictwa historyka, nie wyrażono zgody. Nie chcieli brać do ręki materiałów IPN. Nazwa ulicy Żołnierzy Wyklętych przeszła dlatego, że oni nie wiedzieli kim byli ci żołnierze. Rondo Józefa Mackiewicza przeszło tylko dlatego, że oni wiedzieli, że to był pisarz antykomunistyczny” - kontynuowała.

Następnie dodała, że ludziom wmówiono, że zmiana nazwy ulicy to potworne koszty. Odwołała się tu do przykładów prób zmiany nazw ulic działacza KPP Juliana Bruna i wspominanego przez Gomułkę odnośnie akcji rabunkowych GL działacza komunistycznego z okresu wojny Mieczysława Ferszta. W obu przypadkach doszło do protestów mieszkańców.

DSC_0032_m

Działacze KoLibra zapowiedzieli na koniec konferencji, że są przygotowani na długotrwałą batalię o zmianę nazwy Al. Armii Ludowej i, że będą konsekwentnie przypominać o sprawie władzom Warszawy aż do skutku. Równocześnie wysunęli propozycję, żeby w ramach historycznego wyrównania rachunku krzywd Al. Armii Ludowej zmieniła nazwę na Al. Narodowych Sił Zbrojnych, których żołnierze byli mordowani przez członków GL-AL, a których antyniemieckie akcje komuniści przypisywali sobie, równocześnie zrzucając często na NSZ winę za zbrodnie popełniane przez GL-AL np. na ludności żydowskiej.

Wideo: Włodzimierz Sobczyk Blogpress, Foto: Ewa Lisiecka KoLiber