sobota, 7 kwietnia 2012
Kim naprawdę byli Żołnierze Wyklęci
„Żołnierze Wyklęci* to ludzie, których komuniści odsądzali od czci i wiary, nazywali bandytami reakcyjnego podziemia, o których pisano jak najgorzej albo wcale. Nie dość, że ich mordowano, to jeszcze nie pozostawiano śladów pochówków, a do rodzin wysyłano listy, w których stwierdzano, że byli zdrajcami i zostają przeklęci” – mówił historyk Leszek Żebrowski na wykładzie w siedzibie Fundacji Republikańskiej.
„Żołnierze Wyklęci* to ludzie, których komuniści odsądzali od czci i wiary, nazywali bandytami reakcyjnego podziemia, o których pisano jak najgorzej albo wcale. Nie dość, że ich mordowano, to jeszcze nie pozostawiano śladów pochówków, a do rodzin wysyłano listy, w których stwierdzano, że byli zdrajcami i zostają przeklęci” – mówił historyk Leszek Żebrowski na wykładzie w siedzibie Fundacji Republikańskiej.
Wyklęci byli dlatego, że komuniści dokonywali nad nimi prawdziwie guślarskich obrzędów propagandowych. Mieli być przeklęci i zapomniani, żądano wyrzeknięcia się ich przez bliskich. Mówi o tym fragment charakterystycznego dla tamtych czasów listu informującego młodą kobietę z nowonarodzonym dzieckiem o śmierci męża, którego jedyną przewiną było to, że nie przyznał się do tego, że był wcześniej żołnierzem Armii Krajowej i musiał ukrywać się w lesie: „Okrył siebie, Was i Wasze dziecko hańbą. Zdradził sprawę narodową, naród i ojczyznę. Pomógł najgorszemu wrogowi Hitlerowi przez dywersję w naszych szeregach. Ziemię nad jego grobem wyrównano i niech nie szpeci ziemi ojczystej naszej grób zdrajcy. Wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów towarzyszy mu i poza grób. Kto czuje w sobie polską krew, przeklina go. Niech więc wyrzeknie się go własna żona i dziecko.”
Żołnierze Wyklęci nie byli zdrajcami, kolaborantami, tymi, których mamy po wsze czasy wyklinać. Ci młodzi ludzie walczyli o wolną i niepodległą Polskę. Ich zryw był ostatnim polskim powstaniem narodowym. Byli bohaterami, mieli na ogół za sobą kilka lat konspiracji i walki z Niemcami ale przyszedł nowy okupant, któremu stawili opór. Historyk zauważył, że „Polska podziemna nie skończyła się w 1945 roku z ustaniem działań wojennych w Europie, lecz opór trwał nadal. Przez konspirację powojenną przewinęło się ponad pół miliona ludzi, kilkadziesiąt tysięcy ludzi było w 45 roku w lesie. To są wielkości odpowiadające konspiracji za czasów okupacji hitlerowskiej. Być może nie mieli szans w walce z komunistami, ale przecież z Niemcami też nie mieli szans i nie potępiamy ich za to. Tym bardziej musimy o nich pamiętać”.
Żołnierze ci byli wyklęci już podczas wojny – bandytami propaganda komunistyczna nazywała również żołnierzy AK. Dla przykładu historyk Cezary Chlebowski używał zwrotu „bandycki okręg AK” na oddziały AK operujące w okręgu Nowogródzkim, którego żołnierze „zasłużyli” na to miano tym, że częściej walczyli z sowieckimi bandytami, plądrującymi całe wsie i mordującymi ich mieszkańców, niż z Niemcami, którzy rzadko zapuszczali się na te tereny. W Puszczy Nalibockiej działała okryta złą sławą brygada Bielskiego, zaopatrująca Moskwę w żywność, którą zrabowała mieszkańcom okolicznych wiosek. „AK-owcy bronili zatem siebie, swoich rodzin i sąsiadów przed sowieckimi zbirami” – mówił Żebrowski.
Komuniści, dawny sojusznik nazistów, przejęli po wojnie ich rolę w każdy sposób, włącznie z obozami koncentracyjnymi, w których od nowa trzymano więźniów. Historyk podał przykład takiego obozu w Lublinie: „Po zdobyciu przez wojsko ludowe zamku w Lublinie, gdzie jeszcze krew płynęła korytarzami, bo Niemcy wycofując się stamtąd dokonywali egzekucji, natychmiast tego samego dnia osadzano nowych więźniów i też ich mordowano. Ich krew mieszała się z krwią ich towarzyszy broni, poległych wcześniej z rąk innego okupanta”.
Żebrowski przytoczył porażającą statystykę powojennego terroru komunistycznego. W latach 1944-55 tylko samych wyroków śmierci zostało orzeczonych 5 tys. Były to wyroki śmierci na żołnierzach antykomunistycznego podziemia wydane przez sądy Polski Ludowej. Ponad 20 tys. ludzi zabito w aresztach i więzieniach bez sądów, przed rozprawami, przed postawieniem aktu oskarżenia. Kilkadziesiąt tysięcy zabito w obławach i pacyfikacjach. Bywało, że jednorazowo mordowano po stokilkadziesiąt osób, znikały całe wsie. Przykładem jest obława augustowska, w której zabito kilkaset osób i nie wiemy nawet, gdzie są pochowane. Dokładna liczba ofiar nie jest znana, bowiem w wielu przypadkach zabijano bez pozostawiania jakichkolwiek śladów – zwłoki zakopywano w lesie nawet bez zapisywania danych personalnych.
Bez wiedzy rodzin preparowano też szczątki żołnierzy podziemia, które były używane jako pomoce naukowe przez nieświadomych tego studentów medycyny. „Nie mamy grobów naszych bohaterów, nie mamy grobu Witolda Pileckiego i dziesiątek tysięcy innych ludzi, tych ludzi pomordowanych w więzieniach i aresztach bo nawet na cmentarzach były tajne pochówki – nie było oznaczonych kwater, nikt nie wiedział, kto i gdzie jest chowany. Żołnierzy Wyklętych chowano także w dołach kloacznych i torfowych, na śmietnikach, albo na miejscach pochówku stawiano śmietniki i publiczne toalety jak na Cmentarzu Bródnowskim w latach 60., które funkcjonowały do lat 90. To było wyjątkowe upodlenie, komuna była niezwykła w tym, co robiła” – mówił Żebrowski.
Ofiarami byli nie tylko ci, którzy stracili życie. Około ćwierć miliona osób zostało skazanych na więzienie za przestępstwa polityczne i zdarzało się, że przesiedzieli w odosobnieniu ponad 20 lat. Kolejne ok. 2-3 miliony osób przewinęło się przez areszty bez postawienia zarzutów. W większości byli to ludzie, którzy nic nie zrobili. Zwyczajem było na przykład przetrzymywanie po kilkanaście dni w aresztach świadków w procesach, aby zeznawali tak, jak życzyli sobie tego komunistyczni oskarżyciele.
Skazywano też na obozy pracy, gdzie trafiło m.in. ponad pół miliona chłopów za niewywiązywanie się z obowiązkowych dostaw. Niektóre obozy pracy (było ich ponad 200) nie różniły się od niemieckich, a kontyngenty bywały 2-3-krotnie wyższe niż za okupacji niemieckiej. Jednym z elementów walki z podziemiem niepodległościowym było też wysiedlanie całych wsi z rejonów, gdzie operowali partyzanci. Prelegent Fundacji Republikańskiej przywołał nieznany szerzej fakt, że „Jeszcze wiele lat po wojnie niektórzy z tych, którzy pomagali partyzantom, mieszkali w ziemiankach, bo nie mieli prawa do budowy domu”.
Do tego dochodzi prześladowanie Kościoła: „Tylko do 1953 roku zabito 37 księży i 54 zakonników, 260 zmarło w więzieniu lub zaginęło (wiadomo było, że został aresztowany ale wszelki słuch o nim później zaginął), 350 zesłano, 700 przebywało w więzieniach bez wyroku, 900 wygnano z parafii i to nie są pełne dane.” – mówił Leszek Żebrowski. Więziono biskupów i prymasa Stefana Wyszyńskiego, zabierano Kościołowi majątek.
To co się działo w Polsce po wojnie to nie była „wojna domowa”, jak określiła to „Gazeta Wyborcza”. Nie było dwóch równoprawnych stron, lecz agresja z zewnątrz półmilionowej armii sowieckiej, która okupowała kraj i rękami swoich polskich towarzyszy pacyfikowała wszelki opór. „Michał Rola-Żymierski, Naczelny Dowódca Wojska Polskiego, wydał w 1945 roku rozkaz aby w toku walk nie brać do niewoli partyzantów, czyli ich rozstrzeliwać, a do odpowiedzialności karnej pociągać wszystkich, którzy udzielali partyzantom jakiejkolwiek pomocy, nie wyłączając członków najbliższej rodziny. Ten autentyczny zbrodniarz jest idolem generała Jaruzelskiego” – przypomniał Żebrowski
Żebrowski podzielił się ze słuchaczami spostrzeżeniem, że jeszcze kilkanaście lat temu na spotkania z nim przychodzili ludzie, którzy te czasy pamiętali, mieli w swoich rodzinach ofiary. Gdy teraz spotyka się z młodzieżą, ona nic na te tematy nie wie, bo o historii powojennej Polski praktycznie się nie naucza. Natomiast „to, kto wtedy rządził w Polsce jest przecież straszne. Dzieci i wnuki tych ludzi panoszą się teraz w bankach, w spółkach skarbu państwa, w centralnych urzędach itd. Jest to szok, nie tylko dlatego, że oni tam są, ale także dlatego, że nic o tym nie wiemy” – mówił historyk. Okazuje się, że nierzadko za kampanią nienawiści wobec Żołnierzy Wyklętych stoją właśnie potomkowie ich morderców, komunistycznych funkcjonariuszy, albo są z nimi rodzinnie powiązani (można o tym przeczytać w eseju autora zatytułowanym „Ludzie UB - trzy pokolenia”).
Leszek Żebrowski uznał, że wielkim osiągnięciem kilkunastu lat po 89 roku było to, że prezydent Lech Kaczyński ustanowił Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, że pamięć o Nich podniósł do godności święta państwowego. Dzięki temu „rodziny, które się bały, które się wstydziły, że były dziećmi >>bandytów<<, mogą chodzić dzisiaj z podniesionymi głowami i szczycić się swoimi przodkami.” Historyk zakończył swój wykład w ten sposób: „Jeśli się Państwu wydaje, że żyjemy w normalnym kraju, że >>Wyklęci<< już nie są tacy wyklęci, że mamy pełną swobodę i ta propaganda, która była, minęła, to ja mówię: nie”. Żebrowski zauważył, że to „Wyklinanie trwało 45 lat, choć tak naprawdę nie skończyło się do tej pory, bo Polska nie zdobyła się na rozliczenie z tamtym okresem. Skala represji i ofiar po wojnie jest nieadekwatna do tego, co dzieje się teraz. W skali kraju było raptem kilkanaście procesów, kończących się kilku- czy kilkunastomiesięcznymi wyrokami w zawieszeniu. [..] W Polsce po 89 roku mamy grubą kreskę. [..] Nie dokonała się odnowa moralna. Ci którzy popełniali zbrodnie, ale także kłamali, którzy indoktrynowali, pozostali bezkarni.”
Po więcej szczegółów o Wyklętych Żołnierzach polskiego podziemia antykomunistycznego i tym jak jeszcze wciąż fałszowane są ich dokonania, także w aktualnych podręcznikach historii(!), zapraszamy do nagrania wideo ze spotkania.
Wykład był pełny odniesień do współczesności, można się z niego dowiedzieć jeszcze m.in. o „wyklętym ambasadorze”, czyli o ojcu Bronisława Komorowskiego, którego prezydent sam przywołał podczas przemówienia 1 marca a także o pełnej humoru anegdocie związanej z jedyną tablicą poświęconą żyjącemu powstańcowi warszawskiemu Władysławowi Bartoszewskiemu.
Relacja: Bernard i Czarek
)* Termin „Żołnierze Wyklęci” po raz pierwszy pojawił się w przestrzeni publicznej 19 lat temu. Tak była zatytułowana wystawa na Uniwersytecie Warszawskim poświęcona antykomunistycznemu podziemiu niepodległościowemu, a jednym z jej twórców był Leszek Żebrowski. Prelegent Fundacji Republikańskiej wspominał, że dla wielu osób oglądających tę wystawę, nawet historyków, to był szok, jak wielu ludzi i formacji było zaangażowanych w tę nierówną walkę. I chyba jest do tej pory..