sobota, 21 kwietnia 2012
Panel dyskusyjny poświęcony Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu
"Lech Kaczyński był otoczony wielką miłością olbrzymiej rzeszy ludzi. Ta miłość była również przed dziesiątym kwietnia. Wynikało to z jego autentyzmu, z tego triumfu niepokornego, nurtu niezłomnego w historii Polski. To był ich prezydent". - powiedział Jacek Karnowski w czasie panelu poświęconego śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
"Lech Kaczyński był otoczony wielką miłością olbrzymiej rzeszy ludzi. Ta miłość była również przed dziesiątym kwietnia. Wynikało to z jego autentyzmu, z tego triumfu niepokornego, nurtu niezłomnego w historii Polski. To był ich prezydent". - powiedział Jacek Karnowski w czasie panelu poświęconego śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
W klubie Hybrydy odbył się zorganizowany przez Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczpospolitej panel poświęcony Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
W dyskusji uczestniczyli: Piotr Semka, Jacek Karnowski, Łukasz Warzecha, gośćmi specjalnymi byli: premier Jarosław Kaczyński, Zbigniew Romaszewski, Maciej Łopiński, oraz dwaj Gruzini: przedstawiciel ambasady Gruzji oraz David Gamtsemlidze, prezes diaspory gruzińskiej w Polsce. Moderatorem był prof. Zdzisław Krasnodębski.
W czasie panelu zostały zaprezentowane fragmenty filmu o działalności politycznej Lecha Kaczyńskiego w czasach I Solidarności.
Pierwszym panelistą był red. Piotr Semka, który przypomniał, że Lech Kaczyński był jednym ze współzałożycieli Wolnych Związków Zawodowych w 1978 roku.
„Pamięć o Lechu Kaczyńskim jako założycielu WZZ, a potem jako jednym z przywódców Solidarności jest moim zdaniem za mało podkreślana. Wykorzystują to rozmaici łajdacy, do tego, aby nawet negować obecność Lecha Kaczyńskiego w czasie strajku sierpniowego w roku 1980”.
Tu Semka powołał się na konkretne nazwisko Bogdana Borusewicza, który nie może nie pamiętać Lecha Kaczyńskiego ze strajku, a tymczasem sugeruje, że go tam nie było. Być może, jak stwierdził Semka, mała wiedza na ten temat w opinii publicznej wynika ze skromności Lecha Kaczyńskiego, który po 1989 roku nie podkreślał swoich zasług z podziemia i z Solidarności.
To był założyciel ruchu związkowego – podkreślił Semka – a nie Lech Wałęsa, który przyszedł później. „I tę prawdę trzeba bardzo wyraźnie podkreślać.”
„Gdyby nie zdjęcie, które udało się nam znaleźć, na którym Lech Kaczyński przygotowuje negocjatorów do kolejnej rundy, to przecież zmowa iluś osób, które nagle zapomniały o jego istnieniu, takich jak Lech Wałęsa, Bogdan Lis, Bogdan Borusewicz - taka zmowa po latach jest czymś przerażającym, bo ona pokazuje jak zajadłość w dzisiejszych sferach politycznych rzutuje nawet na zajadłość we wspomnieniach z lat 80.”
Red. Jacek Karnowski zaczął od osobistych wspomnień z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego:
"Jako młody reporter radiowy uczestniczyłem w majówkach trzeciomajowych w ogrodach Pałacu Prezydenckiego za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Byłem tam dwu- czy nawet trzykrotnie. I były to imprezy bardzo duże. Stoiska z jadłem wszelkiego rodzaju dostarczone przez firmy z całego kraju, które starały się pokazać, ciągnęły się hen, aż tam za Karową. Właściwie cała przestrzeń ogrodu , tysiące ludzi można powiedzieć – 2, 3 tysiące ludzi. Twarze takie… resortowe. (..) A wszyscy na „ty” z Aleksandrem Kwaśniewskim, z jego otoczeniem. Oczywiście alkohole, wódka. (….) Później miałem zaszczyt uczestniczyć dwukrotnie chyba jako gość już u śp. Lecha Kaczyńskiego i te majówki… zupełnie inne. Przede wszystkim dużo skromniejsze. Żadnych firm, żadnego takiego promowania się, pokazywania się. Finansowane [dość] skromnie, ale rozumiem, że z kancelarii. Jakieś przekąski, bufet taki szwedzki. Twarze, takie… dużo kombatantów było, to ich zapraszał. Podchodzili, dziękowali, za order, za odznaczenie. Podchodzili młodzi ludzie, pamiętam mówili dziękuję, że pan odznaczył moją mamę, dla niej to jest spełnienie życia".
Red. Karnowski stwierdził, że w czasie obchodów 65 rocznicy obozu w Auschwitz prezydent Kaczyński mówił: "niemiecki nazizm to zrobił, Polacy byli w pierwszych transportach, byli pierwszymi ofiarami". Jakże to dalekie od przemówienia Bronisława Komorowskiego, gdzie nie pada słowo Niemcy.
I dodał:
"Prezydent miał instynkt polski, który przejawiał w każdej możliwej sytuacji i miał w sobie tę rycerskość, która kazała mu bardzo mądrze, czyli rozważnie wychodzić w takich sytuacjach i protestować. Ta rycerskość myślę jest ważna i te informacje, że pieśń o małym rycerzu miała być takim motywem przewodnim kampanii, to pokazuje (..) ta rycerskość w Lechu Kaczyńskim była".
Jacek Karnowski zwrócił także uwagę na film Arkadiusza Gołębiewskiego pt. „Sny stracone, sny odzyskane”. To dokument opowiadający o dzieciach tzw. „bandytów”, czyli po prostu „Żołnierzy Wyklętych".
"Film kończy się sceną nadawania odznaczenia ojcu, ale na ręce, nie żyjącemu (..) na ręce takiej kobiety. I ona mówi, że prezydent Kaczyński zdarł z nich odium bandytów, że on jakby zakończył tę epopeję. (..) Z tego filmu płynie przesłanie, że tylko Lech Kaczyński mógł zdjąć to odium bandytów, tego nie mógł zrobić ani prezydent Kwaśniewski, ani Komorowski. A dlatego mógł to zrobić tylko Lech Kaczyński, że Lech Kaczyński symbolizował triumf, symboliczny triumf tego nurtu niepokornego, nurtu niezłomnego w historii Polski. To był nasz prestiżowy, symboliczny triumf, tych wszystkich pokoleń, które stawiały w bardzo różny sposób opór. Tylko on mógł zdjąć to odium". - podkreślił Karnowski.
I dodał: "Lech Kaczyński miał zazwyczaj kiepskie sondaże w czasie swojej prezydentury, ale jednocześnie był otoczony wielką miłością olbrzymiej rzeszy ludzi. (..) Ta miłość była również przed dziesiątym kwietnia. Była, bo wynikało to z jego autentyzmu, z tego triumfu. To był ich prezydent".
Red. Karnowski nawiązując do polityki zagranicznej stwierdził "Lech Kaczyński mówił, gdy chcecie być traktowani jak duży naród europejski, trzeba chcieć nim być. I ta wola bycia lepszym, większym, bardziej znaczącym, to była bardzo ważna oś prezydentury".
Odnosząc się do ataków na prezydenta powiedział:
"Potem był oczywiście przemysł pogardy po tym wyraźnym zwycięstwie, ten taki posmoleński bolszewizm, czy jakobinizm. (..) Co ważne Lech Kaczyński nie odpowiedział zdziczeniem na zdziczenie. Do końca pozostał dobrym, ciepłym człowiekiem. To było jego wielkie zwycięstwo. On do końca nie miał w sobie nienawiści. Miał żal oczywiście czasem, ale nie miał nienawiści. To trzeba dużej klasy człowieka, żeby taką presję wytrzymać, wie to każdy z nas, który takiej presji doświadczał, bo siłą rzeczy czasami to nas infekuje. Ta ostrość starcia w czasie przemysłu pogardy i tego posmoleńskiego bolszewizmu wynikała z tego, ze Lech Kaczyński był takim typem idealnym tej właśnie w kontrpropozycji wobec III RP. (..) Ten atak na Lecha Kaczyńskiego także po śmierci wynika również z chęci zniszczenia tego typu idealnego z tej propozycji która jest na Wawelu i która się odezwie. Teraz, za pokolenie, ale się odezwie."
Prof. Zdzisław Krasnodębski stwierdził, że obecny prezydent w rankingach popularności jest liderem, ale „kiedy ma wyjść do ludzi, to buduje się ogromną przestrzeń, by głos ludu do niego nie dotarł. Gdy Lech Kaczyński organizował Święto Wojska Polskiego, zbierali się warszawiacy. Lubili to święto i swojego prezydenta”. Przypomniał także wyprawę prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji z przywódcami państw Europy Środkowo-Wschodniej, a także wywiad w Rzeczpospolitej zatytułowany „Musimy zmienić Unię Europejską”.
Odnosząc się do tego wywiadu, powiedział: „To pokazuje ambicję polityczną, to nie był tylko projekt polski, to był projekt polityki zagranicznej. Tam jest trafna diagnoza, czym jest Unia, jak się zachowuje w sytuacji zagrożenia, wojny. I takie poczucie, że jeszcze jest szansa, żeby Unię zmienić”.
I przypominając słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane na wiecu w Tbilisi: „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj - na Polskę”, dodał: „Trudno dziś nie odczytywać tych słów w kontekście tragedii smoleńskiej, bo przyszła pora na nasz kraj”.
Red. Łukasz Warzecha skupił się na polityce zagranicznej Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale zaczął swoją wypowiedź od przypomnienia, że prezydent zorganizował 30. rocznicę powstania KOR czyli środowiska, które już w III RP było mu dosyć dalekie. Wspomniał także o seminariach lucieńskich, na które byli zapraszani ludzie, którzy, zdaniem Warzechy, po śmierci Lecha Kaczyńskiego nie potrafili docenić, że tam się znaleźli.
„Gdybym miał streścić myśl, która stała u podstaw polityki zagranicznej Prezydenta – chodziło o to, żeby Polska, zanim zacznie załatwiać ważne sprawy z najważniejszymi i najmocniejszymi w Unii Europejskiej, najpierw zgromadziła pewien kapitał polityczny, który pozwoli jej startować do tych najważniejszych i najsilniejszych z innego pułapu. I temu cała polityka, jaką próbował Lech Kaczyński realizować, służyła”.
To gromadzenie kapitału, zdaniem Warzechy, polegało na organizowaniu państw naszego regionu wokół Polski jako naturalnego lidera, którym nasz kraj jest ze względu na swój potencjał. Lech Kaczyński próbował dogadywać się z krajami leżącymi na wschód w okolicach Kaukazu, w rejonach istotnych z punktu widzenia zasobów energetycznych.
„Lech Kaczyński był w polityce zagranicznej realistą” – stwierdził Warzecha. – „Doskonale wiedział, że w takich krajach jak Azerbejdżan jest problem z przestrzeganiem praw człowieka, ale rozumiał także, że my jako państwo musimy próbować mieć dobry układ z tymi krajami, bo to jest z punktu widzenia racji stanu ważniejsze”.
Ten realizm przejawiał się także w kontaktach z Ukrainą. Warzecha przypomniał, że ks. Isakowicz-Zaleski miał ogromne pretensje do prezydenta o to, że zdaniem księdza zrezygnował z przypominania o zbrodniach ukraińskich na Polakach i że nie próbował przeciwstawić się budowaniu przez prezydenta Juszczenkę tożsamości ukraińskiej w oparciu o pamięć o banderowcach jako twórcach współczesnego państwa ukraińskiego.
Lech Kaczyński patrzył szerzej – powiedział Warzecha – i potrafił zobaczyć, że to są bardzo ważne sprawy, ale rola Ukrainy w tej części Europy jest bardzo istotna.
„Trzeba było zagryźć zęby, co dla Lecha Kaczyńskiego z pewnością łatwe nie było” – stwierdził Warzecha. Podobnie ocenił kwestię stosunków z Litwą i sytuację mniejszości polskiej. „Wspólny interes Polski i państw bałtyckich jest tak istotny, że ważniejsze jest jednak utrzymywanie dobrych stosunków i tworzenie wspólnego frontu, chociaż nie znaczy to, że Lech Kaczyński się tamtymi sprawami nie zajmował”.
To realistyczne spojrzenie na sprawy Polski stawiało prezydenta przed bardzo trudnymi wyborami – powiedział Łukasz Warzecha. – I on tych wyborów dokonywał, w większości przypadków prezydent wybierał słusznie.
Warzecha mówił także o sprawie traktatu lizbońskiego. „To był ten moment, kiedy Lech Kaczyński miał poczucie, że jego wielki wysiłek nie został doceniony” – stwierdził Warzecha. Przypomniał słowa prezydenta, który przeżył szok, kiedy wrócił do kraju przekonany, że ma zwycięstwo, i takie były relacje w pierwszym momencie, „po czym po kilkudziesięciu godzinach okazało się, że to nie było zwycięstwo, ale porażka, bo tak twierdziło wiele osób z jego własnego obozu”.
Warzecha dodał, że tak naprawdę do końca nie wiadomo, co było do osiągnięcia. Prezydent Lech Kaczyński uważał, że z propozycją systemu pierwiastkowego bylibyśmy kompletnie sami. „To była propozycja przetargowa. Zawsze trzeba grać wyżej po to, żeby mieć z czego ustąpić”.
Oceniając obecny rząd Donalda Tuska, Łukasz Warzecha stwierdził, że Polska nie zbiera żadnego kapitału: „Wszystko zależy od tego, żebyśmy mieli dobry układ z naszym protektorem. Mamy protektora, jest transakcja barterowa, my się wyrzekamy budowania własnej pozycji, a w zamian dostajemy ochronę najbardziej rudymentarnych interesów – przetrwania na podstawowym poziomie, mamy pozycję podwykonawcy".
"Te dwie wizje się różnią zupełnie zasadniczo” – podkreślił red. Warzecha. Dodał, że prezydent Lech Kaczyński miał bardzo trzeźwy obraz tego, co się dzieje w UE, określał to jako grę interesów.
Jako pierwszy z gości specjalnych głos zabrał były premier Jarosław Kaczyński, który powiedział:
„Naukowa biografia Lecha Kaczyńskiego jest już przygotowywana. Nie wiem czy uda się ją skończyć przed trzecią rocznicą tragedii, ale prace nad nią już trwają. A to jest rzecz bardzo ważna, bo w dużej liczbie książek, które ukazały się po tragedii smoleńskiej jest ogromna liczba błędów faktograficznych, przy czym mówię tutaj o książkach napisanych przez ludzi dobrej woli, ale w każdej historii niemalże można znaleźć jakiś błąd. Ktoś kto naprawdę tą biografię zna, ja znam ją dobrze, te błędy odnajduje. Mam nadzieję, że ta książka się ukaże i pozwoli pewne sprawy ostatecznie wyjaśnić”.
Prezes PiS wyjaśnił, że działalność polityczna Lecha Kaczyńskiego zaczęła się od Biura Interwencyjnego KOR-u.
„Funkcjonowałem w tym biurze i poprosiłem brata o współpracę i on stworzył taki mały oddział tego biura w Gdańsku. Polegało to na tym, że dostawał pewne zlecenia, bo my żołnierze, tu siedzi szef" – Jarosław Kaczyński wskazał na siedzącego obok Zbigniewa Romaszewskiego - "nie ma szefowej, mówię o Zofii Romaszewskiej, dostawaliśmy zlecenia polegające na tym, że gdzieś się jechało, gdzie doszło do przestępstwa, często to były zabójstwa, pobicia, złamania prawa. Próbowało się tych ludzi przekonać do współpracy z nami, co się na ogół udawało. (..) Wtedy zobaczyłem taki świat, jakiego wcześniej nie widziałem. I te wyprawy, te jeżdżenia, szczególnie po północnej Polsce to była pierwsza działalność, nie licząc już zbierania pieniędzy w ramach pomocy dla ofiar wydarzeń radomskich, ursuskich i płockich. Wolne Związki były troszkę później i to był rok 1978. Rola mojego śp. Brata w tym związkach polegała przede wszystkim na tym, że był tam nauczycielem, nie tylko prawa pracy, bo to był jego zawód, ale także historii i ogólnej wiedzy o społeczeństwie. Są, a może tylko były, bo dokonano różnych zniszczeń, te materiały wpadły w ręce Lecha Wałęsy, materiały SB, które wyraźnie mówią, że tam jest kilka najważniejszych osób i wśród nich wymieniają Lecha Kaczyńskiego”.
Wśród tych przygotowywanych ludzi był także Lech Wałęsa – powiedział Jarosław Kaczyński.
"Pewnego dnia do pokoju, który wynajmował mój brat, wszedł jakiś człowiek o wyglądzie wszystkim państwu znanym wyglądzie i przyniósł plik swoich listów do dyrekcji stoczni, które zawierały mnóstwo różnych ostrych sformułowań w języku ulicznym. Leszek miał za zadanie przetłumaczyć to na skargi zgodne z prawem. W ten sposób się poznali".
B. premier Jarosław Kaczyński mówił także o obecności swojego brata w decydującej fazie strajku w stoczni.
„Własną ręką napisał znaczną część porozumień gdańskich. I to fakt niewątpliwy. Na pewno doskonale pamięta to Borusewicz. (…) Dlaczego nie był przez cały czas? Może nie wszyscy chcieli aby był, trzeba pamiętać, że także w WZZ była pewna konkurencja. Brat był jedynym człowiekiem, pomijając robotników, który nie był outsiderem, był człowiekiem z pewną pozycją. Był w związkach mimo tego, że mógł spokojnie i doskonale funkcjonować poza. Człowiekiem normalnie pracującym, inżynierem był także Andrzej Gwiazda. Budziło to różnego rodzaju napięcia”.
„Solidarność jako jeden związek powstał 17 września” – powiedział prezes PiS. – „Leszek odegrał naprawdę bardzo dużą rolę w zakulisowej rozgrywce zmierzającej do tego, żeby zneutralizować Wałęsę i uniemożliwić jego kontratak w momencie kiedy na zapleczu odbyło się spotkanie, gdzie Wałęsa działając pod wpływem niektórych doradców był w najwyższym stopniu rozgniewany.(..) Chodziło też o moment, w którym będzie przemawiał Jan Olszewski, bo jego przemówienie było decydujące, chodziło o to, żeby przemawiał jako działacz, a nie jako doradca, to było ogromnie ważne dla odbioru przez salę tego przemówienia. Do doradców był pewien dystans. Jan Olszewski został umieszczony dzięki bratu w prezydium, siedział w tej części działaczy. I jego przemówienie doprowadziło do entuzjazmu sali i mimo próby kontrataku jakoś tak rozegranej przez brata dalej poszło tak jak wszyscy wiemy, to znaczy Solidarność powstała”.
Odnosząc się do polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego, prezes PiS powiedział, że polityka Prezydenta odnosiła się do wszystkich trzech sfer: pozycji państwa, jego statusu, bezpieczeństwa. Wymienił tu kolejne elementy, w tym tarczę antyrakietową i bezpieczeństwo energetyczne.
Jak podkreślił, Polska w czasach PRL-u była krajem o statusie protektoratu, elementy tego statusu pozostawały, z drugiej strony zaczęliśmy w czasach rządów postkomunistycznych budować status kliencki i chodziło o to, żeby z tego statusu klienckiego wyjść w sposób zdecydowany i zyskać status podmiotowy. Jako przykład podał ponownie tarczę antyrakietową oraz budowę kanału przez Mierzeję Wiślaną.
„Ci wszyscy, którzy byli w otoczeniu Lecha Kaczyńskiego, którzy rozpętali tę kłamliwą kampanię, też uczestniczyli w naradach, które ostatecznie określało nasze stanowisko, to co miało być osiągnięte w czasach rokowań w Brukseli. Zostało osiągnięte absolutnie wszystko, co zostało ustalone” podkreślił. Pierwiastek był posunięciem czysto taktycznym – dodał były premier. – On w gruncie rzeczy nam niewiele dawał.
Dlaczego ci ludzie rozpętali tę awanturę? – pytał Jarosław Kaczyński. – Oni nie tylko zaszkodzili prezydentowi, ale zaszkodzili Polsce.
Wyjaśnił: „Pozycja nasza po tej rozgrywce, gdy zdołaliśmy się sami przeciwstawić wszystkim, później zyskaliśmy małych sojuszników (..(..) to uniemożliwiło Merkel rozegranie tego poza nami, bo miała taki plan, a nawet doprowadziliśmy do tego, że Merkel została odsunięta, bo Sarkozy i Blair się w to zaangażowali i ona została na marginesie. To nas bardzo wysoko podniosło. Gdyby nie ta awantura w Polsce, to być może byśmy się zdołali do tego salonu [europejskiego] dostać”.
„Można się było wcisnąć do takiej grupy 5-7 państw, z którym się tam naprawdę liczą. I ta akcja w Warszawie to uniemożliwiła. Czy za tym stały jakieś powiązania, których nie znamy, czy po prostu zwykła głupota i ambicje osobiste szczególnie jednego młodego człowieka, któremu się wydawało, że może zostać ministrem spraw zagranicznych, trudno mi powiedzieć. Na szczęście są świadkowie. Główny oskarżyciel był w tym samym pokoju, w gabinecie prezydenta i doskonale słyszał, jakie to ustalenia i z jakimi zadaniami prezydent jedzie do Brukseli i że te zadania zostały dokładnie wykonane”.
Senator Zbigniew Romaszewski zaczął od stwierdzenia, że Lech Kaczyński to jedyna osoba, o której może powiedzieć, że wie dokładnie kiedy ją poznał - 11 listopada 1978 roku. To wtedy właśnie wziął Lecha za Jarosława, z którym od dawna współpracował w Biurze Interwencyjnym KOR. Ponieważ Lech Kaczyński był specjalistą prawa, więc był wykorzystywany w sprawach interwencyjnych.
Bardziej intensywna współpraca nastąpiła w 1979 roku, gdy narastające represje były kierowane przeciwko WZZ. Wzrosła ilość podań i wniosków związanych z prawem pracy, więc w Gdańsku zajął się tym Lech Kaczyński, została utworzona filia BI KOR.
„Kiedy mówimy o Bolku, to ta tajemnica jest mi znana od 1979 roku, tylko myśmy w tym momencie na to patrzyli zupełnie inaczej. Myśmy nie przykładali do tego wielkiej wagi. Uważaliśmy, że ludzie w trudnej sytuacji podejmują różne nawet głupie decyzje, ale jeśli się zachowują przyzwoicie to trzeba im to darować. Wałęsa wyrzucony Elektromontażu dostawał od nas stypendium, które pozwalało mu funkcjonować. Problem z Wałęsą powstał później, kiedy został prezydentem i wtedy całkowicie nie spełnił tego, czego do niego oczekiwano. No i utknął w kłamstwie, megalomanii”.- dodał Zbigniew Romaszewski.
Romaszewski mówił także o kulisach powołania NSZZ Solidarności. „Była gigantyczna presja, by tego związku nie powoływać. Pierwszy egzemplarz [statutu], który przyszedł, został przez pana Wielowiejskiego zwinięty i nie oddawany, dopiero aż zostało uzyskane jakieś porozumienie odnośnie możliwości powoływania tego związku. Dopiero wtedy to poszło do druku”.
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, powiedział: „Jestem pełen głębokiego szacunku, bo wtedy, a to był jedyny moment w III RP, kiedy prowadziliśmy samodzielną politykę międzynarodową, kierując się interesem państwa. Pierwszy raz nie prowadziliśmy polityki klienckiej, która trwała cały czas, począwszy do 1989 roku".
Senator Romaszewski docenił starania Prezydenta Kaczyńskiego, który próbował zintegrować kraje postkomunistyczne tak, by mówiły jednym głosem. To służyło też budowaniu autorytetu.
„Na to, żeby w ciągu niecałego tygodnia dać sygnał i zebrać 5 prezydentów, ażeby pojechali do Tbilisi, myślę, że (..) takiego autorytetu polski prezydent nie będzie posiadał. To był gigantyczny sukces. I do końca nie jestem pewien czy za to Leszek Kaczyński nie zapłacił życiem”.
„Gruzja odpłaciła za to ogromną wdzięcznością dla Leszka Kaczyńskiego” – stwierdził Romaszewski. Przypomniał przyjazd prezydenta Saakaszwili z USA na pogrzeb w Krakowie mimo pyłu wulkanicznego i nazwanie alei w Tbilisi jego imieniem.
Prof. Krasnodębski oddał głos Gruzinom obecnym na panelu.
Pierwszy z nich, przedstawiciel ambasady Gruzji mówił o Lechu Kaczyńskim jako o” wielkim przyjacielu Gruzji” i „bohaterze, pamięć o którym na zawsze zostanie w gruzińskim narodzie”.
„Mamy w pamięci jego obraz z sierpnia 2008 roku, kiedy podczas rosyjskiej agresji razem z liderami centralnej i wschodniej Europy stanął przed gmachem parlamentu Gruzji w otoczeniu setek tysięcy Gruzinów. To on był głównym inicjatorem przyjazdu przywódców Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy do Tbilisi w tym najtrudniejszym czasie dla Gruzji, kiedy niepodległość mojego kraju była pod znakiem zapytania. Ten gest był jedną z wielu przyczyn powstrzymania dalszej rosyjskiej agresji na Gruzję”. - podkreślił.
„Prezydent Kaczyński całe swoje życie poświęcił idei wolności i równości. I to spowodowało wielką przyjaźń pomiędzy nim a prezydentem Gruzji, Michaiłem Saakaszwilim. Łączyło ich bardzo wiele. Za jego wyjątkowo zasługi dla narodu gruzińskiego, prezydent Saakaszwili pośmiertnie nadał prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu najwyższy order mojego kraju, order bohatera narodowego Gruzji. Jestem pewien, że naród gruziński będzie zawsze czcić swojego bohatera. Wszyscy w Gruzji, nawet małe dzieci, wiedzą kim był Lech Kaczyński. Ulicom w różnych miastach w Gruzji nadano imię Lecha i Marii Kaczyńskich. Kilka dni temu w drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej w jednej z dzielnic Tbilisi nazwano skwer imieniem śp. Lecha Kaczyńskiego. Stanęło tam także popiersie polskiego prezydenta”.
Wspomniał też o książce żony prezydenta Gruzji, Sandry Roelofs pt.„Historia idealistki”, która poświęciła dużą jej część śp. Marii Kaczyńskiej i przyjaźni polsko-gruzińskiej.
David Gamtsemlidze, prezes diaspory gruzińskiej w Polsce opowiedział krótki epizod z życia „wielkiego syna polskiej ziemi śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego”.
„Byłem sąsiadem 101-letniej kobiety, która była wdową oficera Gruzina mieszkającego w Polsce, kiedy wielkoduszny człowiek i dobry polityk, wasz przywódca Piłsudski naszym oficerom, uciekinierom dał możliwości, żeby dostali obywatelstwo polskie i żeby w polskim mundurze walczyli za Polskę. I dali radę. Bardzo wybitnych oficerów mieliśmy, rozpiera nas duma…. To była wybitna rodzina. (...) To była chodząca encyklopedia. Zawsze podkreślała, bo opiekowaliśmy się nią jako starszą osobą, chodziliśmy na wybory, kilkakrotnie to się powtórzyło, ostatnie dziesięć lat, że jedynie na rodzinę Kaczyńskich można głosować, tak mi tłumaczyła - bo jestem obcokrajowcem - „bo oni nie ukradną, ja wiem, jak oni są wychowani”. Ta 101-letnia kobieta tłumaczyła mi, że w historii nie zdarza się, że w demokratycznych wyborach, w demokratycznym kraju bliźniacy, jeden brat będzie prezydentem, a drugi brat będzie premierem. To jest cud, jak można zagrać tym ewenementem, żeby wyprostować kraj, żeby było prosperity, coś progresywnego”. Ale niestety nie było to docenione, zrozumiane”.
David Gamtsemlidze przypomniał, że śp. Lech Kaczyński zaprosił na spotkanie w Muzeum Powstania Warszawskiego prezydenta Michaila Saakaszwili, gdyż powstał tam obelisk żołnierzy Gruzinów, którzy walczyli w powstaniu. „I to było cudowne, a prasa milczała”. - dodał.
Kontynuując historię 101-letniej kobiety powiedział:
„Kiedy kawalkada wyjeżdża, nasz prezydent, prezydentowie, i taka jest smutna ta pani Nina, moja sąsiadka. Powiedziałem do oficera BOR-u, że jest taka sytuacja - stoi 101-letnia kobieta i chciałaby zbliżyć się do prezydentów, żeby im to przedstawił Powiedzieli do naszego prezydenta - nie zatrzymał się samochód, powiedzieli do śp. Lecha Kaczyńskiego - przy drzwiach muzeum zatrzymuje się samochód, wyskakuje prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, biegiem dochodzi do tej pani, ucałował dwa razy rękę, pogłaskał, powiedział coś dobrego, takie dobre słowa (..) i ta pani kilka lat żyła, i zawsze podkreślała: Widzisz jak twój prezydent ucieka, mój prezydent dwa razy pocałował mnie w rękę”.
David Gamtsemlidze przypomniał drugi epizod, kiedy Gazeta Polska zorganizowała galę Człowieka Roku, na której obecna była Para Prezydencka i pani Jadwiga Kaczyńska. Kiedy przedłużała się uroczystość i trzeba było pożegnać matkę pana Prezydenta, „prezydent zostawia wszystko, przeprasza bardzo grzecznie, zabiera matkę do samochodu. (..) I to było coś niesamowitego”.
Prezes diaspory gruzińskiej podkreślił wagę wartości rodziny, którą powinien szanować każdy normalny człowiek.
Odnosząc się do obecnej sytuacji w Polsce powiedział: „Ostatnie lata, co oglądam, to straszna rzecz. Znikają znajome twarze, znikają znajome głosy, pisma (..) a jest surogat, jakiś wirtualny świat chcą stworzyć, szczególnie komercyjne media. Trzeba przypominać waszym kolegom, że sumienie to jest bardzo ważna rzecz, że dobrymi dziennikarzami będą wtedy, gdy będą dla rządu sędzią, a dla narodu i opozycji adwokatem”.
David Gamtsemlidze na koniec przypomniał sukces Lecha Kaczyńskiego w 2008 roku, kiedy do Gruzji zwołał przywódców państw i pojawił się „na polu bitwy pod parlamentem, przed narodem i otuchy dodał. I uratował wielu naszych obywateli. (..) I kiedy przed narodem wystąpili, pierwsze słowo było takie: Jesteśmy tutaj, żeby walczyć za wolność, za niezawisłość. I to były nieocenione zasługi śp. Prezydenta".
„Każdy Gruzin będzie pamiętał i Polskę i Polaków i waszych wybitnych synów”. – zakończył David Gamtsemlidze. – „Walczcie cały czas. Nie poddawajcie się. Walczcie”.
Jako ostatni zabrał głos minister Maciej Łopiński, prezes Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego i jeden z najbliższych pracowników śp. Prezydenta. „Lech Kaczyński był wielkim prezydentem, był moim szefem, moim bezpośrednim przełożonym, był wreszcie moim przyjacielem”. - tymi słowami rozpoczął swoją wypowiedź.
Nawiązując do sprawy negocjacji w Brukseli i reperkusji po podpisaniu traktatu lizbońskiego, powiedział:
„Przed każdą wizytą zagraniczną prezydenta odbywały się narady.(..) Negocjacje nad traktatem brukselskim poprzedziło wiele takich spotkań. Ale to o którym mówił Jarosław Kaczyński było dość liczne i byli na nim prawie wszyscy ci, którzy później poddali wynegocjowany przez Lecha Kaczyńskiego kształt tego traktatu druzgocącej krytyce. System pierwiastkowy był wyraźnie traktowany jako element taktyki negocjacyjnej. I nie pamiętam, żeby ktokolwiek spośród osób, które uczestniczyły w tym spotkaniu zaprotestował przeciwko takiemu potraktowaniu pierwiastka. Lech Kaczyński i inne osoby, które jeździły do Brukseli, które wcześniej negocjowały cały traktat, były przekonane, że będziemy mieli wsparcie jednego, półtora kraju, bo wsparcie czeskie było dość połowiczne. Lech Kaczyński był realistą, był twardo stąpającym po ziemi pragmatykiem, ale sfera wartości była dla niego niezwykle ważna. Uważał, że jeśli chodzi o nasz region, to jeżeli we wspólnotę wartości zostanie wbudowana wspólnota interesów, to stworzy takie kontekst, że umożliwi i Polsce i całemu regionowi rozwój i bezpieczeństwo”.
Odnosząc się do polityki historycznej Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Łopiński powiedział, że Prezydent przywiązywał do niej dużą wagę.
„Powtarzał nam zawsze - musimy się spieszyć, żeby znaleźć i uhonorować tych wszystkich ludzi, którzy ponieśli wielkie zasługi dla polskiej niepodległości w trzech konspiracjach: wojennej, Żołnierzy Wyklętych, powojennej i w konspiracji opozycji demokratycznej, podziemnej Solidarności. Ciągle nam mówił, że powinniśmy się spieszyć, bo nie zdążymy. I rzeczywiście nie zdążyliśmy (..), bo zabrakło tego, który te ordery miał przypinać".
Nawiązując do spotkań w Lucieniu, Maciej Łopiński powiedział: "Prezydent miał cudowną umiejętność gromadzenia wokół siebie różnych ludzi, których poglądy były bardzo często dalekie od jego poglądów, od poglądów PiS, formacji, z którą się utożsamiał, ale umiał tych ludzi wokół siebie zebrać i umiał z ich korzystać i oni korzystali z niego".
W odpowiedzi na pytanie z sali dotyczące okoliczności podpisania traktatu lizbońskiego, premier Jarosław Kaczyński wyjaśnił:
"W polityce obowiązuje zasada odpowiedzialności za skutek. Nie ratyfikowanie tego traktatu, przy tych nastrojach proeuropejskich, jakie panowały w Polsce, byłoby ostateczną przesłanką do tego, że Platforma Obywatelska przejęłaby po wyborach pełnię władzy (co stało się w innych okolicznościach) i traktat ten by ratyfikowała. Było też poważne niebezpieczeństwo, że ona to ratyfikuje tak jak naciskano na to z UE. (..) Było też niebezpieczeństwo, że protokół o Joaninie zostanie wycofany. (..) Realizm nakazał podjęcie takiej decyzji. Inne mogły prowadzić tylko do gorszych skutków".
Cały panel trwał 2,5 godziny.
Po spotkaniu Jarosław Kaczyński podpisywał swoją książkę
Dziękujemy prof. Zdzisławowi Krasnodębskiemu dzięki którego wsparciu ta relacja mogła przybrać swój ostateczny kształt.
Relacja: Margotte i Bernard