środa, 28 listopada 2012

Prof. Krasnodębski o postpolitycznej dyktaturze Tuska

IMG_1976m

– Ja naprawdę uważam, że w Polsce dzieje się bardzo niedobrze. Miałbym wielki kłopot z nazwaniem demokracją tego systemu, który jest obecnie w Polsce. On zachowuje pewną demokratyczną fasadę ale bliżej mu do tzw. postdemokracji, w której obowiązują formalne mechanizmy, jak wybory czy rzekomo niezależne instytucje, ale tracą one swój sens – mówił prof. Zdzisław Krasnodębski na spotkaniu zorganizowanym przez klub "Gazety Polskiej" w Konstancinie.

Socjolog rozpoczął swój wykład od podzielenia się ze słuchaczami obserwacjami ze swoich podróży po Polsce

– Nie zgadzam się z opinią, że polityka jest cyniczną grą o władzę, której nadrzędnym celem jest skuteczność. To nie oddaje motywów wielu osób, które się zaangażowały w polskie życie publiczne. Jeżdżąc po Polsce spotykam wiele osób, które działały w Solidarności, później nie angażowały się w działalność społeczną i dopiero katastrofa w Smoleńsku wywołała w nich poczucie, że muszą coś zrobić, że to jest sytuacja, która wymaga od obywateli zaangażowania.

IMG_1945m

Prof. Krasnodębski odnosząc się do motywów działania, jakimi kierują się sympatycy prawicy, zwrócił uwagę na ich niezrozumienie przez tzw. mainstream. Jako przykład podał relacje medialne z marszów pamięci na Krakowskim Przedmieściu, które służą dyskwalifikacji i dezawuowaniu ich uczestników a nie rzetelnemu przedstawianiu wydarzeń:

– Osoby po tamtej stronie nie rozumieją w ogóle naszych motywacji. Nie rozumieją, że na przykład ci, którzy na Krakowskim Przedmieściu upominają się o pamięć po tych, którzy zginęli w Smoleńsku, robią to świadomie, że nie są oszołomami. Bardzo często na ekranie TVN-u pojawia się wtedy jakiś psycholog, który tłumaczy, że to są ludzie niedorozwinięci umysłowo, trochę psychopatologicznie nastawieni do życia itd. Po części tak się dzieje, że tym osobom po tamtej stronie wydaje się to całkowicie niemożliwe.

IMG_1982m

Komentując sprawę zwolnienia z redakcji „Rzeczpospolitej” Cezarego Gmyza, Krasnodębski porównał standardy dziennikarskie w Polsce i Niemczech:

– W związku ze sprawą Cezarego Gmyza dowiedzieliśmy się, jak bardzo niezależni są dziennikarze. Jeszcze niedawno w Polsce obowiązywał dogmat, że jeśli chodzi o media, to własność nie ma znaczenia. Mówiono, że między właścicielem a redakcją jest tzw. Chiński Mur. Dzisiaj wszyscy wiemy jak jest – właściciel gazety spotyka się w środku nocy z rzecznikiem rządu, wcześniej rzecznik MSZ-u usiłuje zatrzymać publikację w Rzeczpospolitej – coś co jest zupełnie kompromitujące. Uważam, że choroba polskiej demokracji bierze się ze struktury własności polskich mediów. Kiedy w Niemczech sekretarz generalny CSU zadzwonił do CDF (II program publicznej telewizji niemieckiej) i usiłował zatrzymać materiał dotyczący kongresu SPD, to skończyło się tym, że musiał ustąpić. Również, kiedy ówczesny prezydent Christian Wulff dzwonił do redaktora naczelnego Bildu, żeby powstrzymać jakiś materiał, skończyło się to dymisją prezydenta, a nie wyrzuceniem dziennikarzy. Natomiast w Polsce widać jak się obniżają standardy. Pojawia się atmosfera nagonki, żeby szerzej dokonywać czystki w „Rzeczpospolitej”, do czego nawoływał Jacek Żakowski w „Polityce”.

IMG_2017m

Jednak nie tylko to co dzieje się w mediach niepokoi profesora. Jego zdaniem także inne instytucje życia publicznego podlegają politycznym naciskom władzy:

– Ja naprawdę uważam, że w Polsce dzieje się bardzo niedobrze. Miałbym wielki kłopot z nazwaniem demokracją tego systemu, który jest obecnie w Polsce. On zachowuje pewną demokratyczną fasadę ale bliżej mu do tzw. postdemokracji, w której obowiązują formalne mechanizmy, jak wybory czy rzekomo niezależne instytucje, ale tracą one swój sens. Wystarczy zajrzeć za kulisy. Niedawno mieliśmy przykład sędziego Milewskiego, żeby przekonać się jak bardzo sędzia był niezależny. Na każdym kroku mamy takie sygnały, a przecież jest wiele rzeczy, o których nie wiemy, że te wszystkie instytucje są ze sobą powiązane, podlegają naciskom politycznym.

IMG_1985m

Prof. Krasnodębski mówił o negatywnym wpływie takiej fasadowej demokracji na przeciętnych obywateli, którzy boją się angażować w sprawy publiczne i zabierać głos, jeśli byłoby to niezgodne z linią władzy politycznej:

– Mamy ludzi odważnych i zaangażowanych, którzy się poczuli zobowiązani do tego, żeby coś robić, natomiast z drugiej strony szerzy się postawa obawy. Pojawiają się postawy, które przypominają mi trochę lata 70. – lęk w pewnych środowiskach do zabierania głosu. Te postawy są objawem słabości charakteru, ale dla socjologa są ciekawym symptomem. Okazuje się, że już nawet duchownego odwiedza policja, jeżeli nie podoba się kazanie. (…) Uważam, że to jest miękka dyktatura, miękki autorytaryzm, bo to jest już system autorytarny, taki postmodernistyczny albo postpolityczny autorytaryzm, który zostawia dużo przestrzeni, pozwala też od czasu do czasu pokazywać kogoś innego w telewizji, ale on jest niewątpliwie.

IMG_2006m

Mówiąc o socjologicznych skutkach katastrofy smoleńskiej, Krasnodębski używa mocnych słów:

– Tylko naród upodlony, przestraszony i zmanipulowany może to akceptować. Że tak można prowadzić śledztwo, że tak się rząd polski może zachowywać. Okazało się, że nawet to, gdzie państwo rzekomo miało zdać egzamin, czyli pochówek ofiar, ten najbardziej elementarny obowiązek nie został spełniony. Gdyby zginął tam prezydent Kwaśniewski, który nie jest z mojej bajki niewątpliwie, a rząd prawicowy działałby tak jak rząd Tuska w tej sprawie, to mówiłbym to samo.

IMG_1955m

Profesor Krasnodębski zauważył, że obecnie mamy do czynienia z bardziej zakamuflowanymi zagrożeniami niż w okresie II Rzeczypospolitej.

– Dzisiaj zagrożenia dla Polski są o wiele bardziej skomplikowane niż w okresie międzywojennym. Nie polegają na tym, że ktoś tu przysyła armie. Kolonizacja Polski odbywa się inaczej, w sposób ukryty. Dzisiaj rzeczywistość polityczna jest taka, że uważa się, iż państwo narodowe jest czymś anachronicznym. Wtedy, kiedy mówimy o obronie własnych interesów, to jest to nacjonalizm, który należy potępić, a kiedy mówią o tym państwa silne, to z kolei jest coś, co się dzieje w interesie europejskim. To jest myślenie neokolonialne, które znajdziemy głównie po stronie lewicowej, która kiedyś piętnowała kolonializm amerykański.

IMG_1957m

Z zagrożeniami dla współczesnej Polski bardzo trudno walczyć, jeśli nie dysponuje się mediami masowymi uznał socjolog:

– Dzisiaj jest bardzo trudno obronić pewne wartości i pokazać gdzie jest prawda w multum różnych interpretacji i teorii, przy których szczególnie młodzi ludzie są często bezradni. Trudno się oprzeć temu, co jest zmasowanym, zideologizowanym przekazem mediów masowych.

IMG_1979m

Na pytanie, co w tak zdiagnozowanej sytuacji należy robić, prof. Krasnodębski odpowiedział w sposób wydawałoby się oczywisty, ale chyba nie dla wszystkich:

– Należy przekonać większość i wygrać wybory. Nie ma magicznej recepty jak to robić. Siłą naszej strony jest idealizm, zaangażowanie, to, że ludzie są gotowi coś robić kosztem siebie, swojego zdrowia, bez zapłaty w jakiejkolwiek formie. Przede wszystkim należy stale pokazywać alternatywę, że jest inna koncepcja państwa, że są inni ludzie, którzy są w stanie przejąć odpowiedzialność za to państwo, że to są ludzie kompetentni itd. Druga rzecz, którą należy robić to niestety wychodzić na ulice, bo bez tego sami eksperci i perswazja nie wystarczy. Trzecią rzecz jest rozmawianie, próba docierania do innych środowisk niż nasze. (…) Jeżeli dojdzie do zmian, to uważam, że Polska będzie w lepszej sytuacji niż w 2005 roku. Jeżeli ten system pęknie, to będzie łatwiej ale oczywiście musimy być do tego przygotowani.

Więcej w naszej relacji wideo, którą przedstawiamy w dwóch częściach (druga jest zapisem sesji pytań i odpowiedzi). Spotkanie odbyło 18 listopada w Konstancinie.





Relacja: Margotte, Bernard, Czarek Czerwiński