środa, 30 maja 2012

Prof. Wiesław Binienda: "Brzoza nie mogła odłamać skrzydła w samolocie"

Z entuzjastycznym przyjęciem spotkał się prof. Wiesław Binienda, ekspert w dziedzinie wytrzymałości materiałów i analizy mechanicznej uderzeń o wielkiej energii z uniwersytetu w Akron, który był gościem warszawskiego klubu Gazety Polskiej.
IMG_1096m

Sala Palladium jeszcze chyba w historii nie pomieściła tylu widzów. Nie tylko wszystkie miejsca były zajęte, ale zabrakło stojących, a część osób była zmuszona słuchać wykładu w holu przed wejściem do 670-osobowej sali.

Pełny zapis spotkania, bez żadnych cięć!


Przewodniczący komisji parlamentarnej zajmującej się tragedią smoleńską, poseł Antoni Macierewicz uczestniczący także w tym spotkaniu przypomniał na wstępie doniesienia medialne po katastrofie i podsumował: "Brzoza została uczyniona głównym sprawcą narodowej tragedii. Ta brzoza, która uzyskała miano pancernej brzozy, była nam pokazywana od rana do nocy (..) po to, aby cała świadomość narodowa skupiła się wokół brzozy. Brzoza była winna, a ta brzoza nie odegrała w tym dramacie żadnej roli".

IMG_0995m

Ogłosił także, że posiedzenie Rady Dyrektorów Kongresu Polonii Amerykańskiej w dniu wczorajszym podjęło uchwałę domagającą się międzynarodowej komisji w sprawie tragedii smoleńskiej. "Ta uchwała zapadła jednogłośnie" - podkreślił Macierewicz. - "To oznacza, że największa organizacja reprezentująca Polonię stanęła po stronie prawdy. to wydarzenie przełomowe". Dodał, że w Stanach Zjednoczonych odbywają się mitingi, które podejmują rezolucje do szczytu NATO i do obu kandydatów na prezydenta USA - Baracka Obamy i Mitta Romneya, żeby zajęli się sprawą smoleńską.

Prof. Wiesław Binienda wspomniał na początku, że tego samego dnia na zaproszenie kolegów z Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej (ten wydział sam ukończył) uczestniczył w polsko-francuskim seminarium. Uczestnicy podkreślili zgodność logiki i wyników przedstawionych przez profesora z teorią mechaniki. "Brzoza nie mogła odłamać tego skrzydła w tym samolocie" - zaznaczył prof. Binienda.

Profesor rozpoczął swoją prezentację od przytoczenia przykładów innych katastrof samolotów Tu-154 i Tu-134. W żadnym z tych przypadków nie zginęli wszyscy pasażerowie, zwykle byli tylko ranni. Odnosząc się do jednego z tych przykładów powiedział: "To skrzydło jest tak zbudowane solidnie, że raczej wyrwie pół kadłuba niż się złamie".

Naukowiec podkreślił, że postanowił wykorzystać swoją wiedzę i metodologię, by wraz z grupą różnych ekspertów dokonać analiz wartych ponad 10 mln dolarów. Metodologia, którą się posługiwał, miała postać wirtualnych eksperymentów, które są wykorzystywane do budowy silników odrzutowych. Eksperyment miał odpowiedzieć na pytanie - a było to tezą w raporcie MAK - czy samolot mógł uderzyć w brzozę o średnicy 30-40 cm i w wyniku tego uderzenia stracić 1/3 lewego skrzydła, a następnie po ok. 5 sekundach odwrócić się do góry nogami i upaść na ziemię, zabijając wszystkich pasażerów.

IMG_1052m

Odnosząc się do raportu MAK, profesor stwierdził, że samolot lecąc na wysokości podanej w tym raporcie (miał na wysokości ok. 6 metrów uderzyć w brzozę i w ostatniej fazie lotu lecieć jeszcze niżej) musiałby wyciąć przesiekę, co się nie stało i ze zdjęć satelitarnych to nie wynika.

Analizując wykresy, profesor kontynuował: "Widzimy, że ten samolot, rzekomo bez 1/3 skrzydła gwałtownie podrywa się do góry. A to oznacza, że musiał osiągnąć przyspieszenie pionowe ok. 8-10G, żeby tę 100-tonową maszynę podnieść do góry. Żaden samolot tego typu nie jest w stanie tak szybko się podnieść do góry. Takie przyspieszenie nie jest w ogóle możliwe. Ale ten samolot dał radę..." - oczywiście zdaniem ekspertów przygotowujących oficjalny raport MAK.

Profesor mówił następnie o swoich badaniach i opowiadał, że zbudował model matematyczny skrzydła metodą elementów skończonych, przy czym konsultował się z głównym inżynierem Boeinga, który konstruował podobne samoloty. Tu-154M w porównaniu z Boeingiem 727 ma aż trzy dźwigary: przedni, tylny i środkowy, są i dodatkowe elementy usztywniające skrzydło, które jednak nie zostały uwzględnione w analizie. Był to świadomy wybór, żeby model był zbudowany minimalnie, a więc by był słabszy od oryginału. Wprowadzone zostały parametry brzozy oraz aluminium (zaczerpnięte ze strony rosyjskiej). Wszystkie te dane są dostępne, by inni naukowcy mogli zbudować swój własny model i sprawdzić te badania.

IMG_1067m

Żeby się upewnić, że model skrzydła jest sprawdzony, naukowcy zbudowali w laboratorium kawałek krawędzi przedniej skrzydła, który następnie poddany został eksperymentom. Podobnie postąpiono z częścią kadłuba. Przeprowadzono symulacje komputerowe. Kolejny eksperyment przeprowadzono w laboratorium z użyciem kawałka brzozy, tyle że "matematyczną" brzozę profesor uczynił 4 razy silniejszą i grubszą o 10% od prawdziwej. Jej średnica w eksperymencie to 44 cm. Żeby wziąć pod uwagę siły aerodynsmiczne za pomocą programu CFX, naukowiec policzył ciśnienia na tym samolocie, które zostały następnie przełożone na skrzydła.

Z przeprowadzonej w wyniku tych działań symulacji wynika, że drzewo jest przecinane w ciągu dwóch setnych sekundy, zostaje zniszczona krawędź przednia skrzydła, ale pozostała jego część nie ulega uszkodzeniu. W każdym z tych eksperymentów górna część drzewa upada do tyłu lotu samolotu, tymczasem smoleńska brzoza upadła prostopadle do lotu samolotu. Matematyczny bilans tych symulacji jest jednoznaczny - powiedział prof. Binienda. - To drzewo nie mogłoby się przewrócić od uderzenia tego samolotu prostopadle, lecz do tyłu, bo takie są siły, które w tym momencie oddziałują na tym drzewie.

Drzewo niszczy krawędź skrzydła, ale jest obcinane przez pierwszy dźwigar. Gdyby nawet i on uległ uszkodzeniu, pozostają jeszcze dwa mocne dźwigary, ale tak naprawdę żaden z nich nie jest ułamany.

IMG_1087m

Z eksperymentów wynika, że niezależnie od prędkości, położenia, pozycji tego samolotu skrzydło nie zostaje ułamane przez brzozę.

"To jest praca naukowa, to nie ma nic wspólnego z polityką" - zaznaczył prof. Binienda w czasie swojego wykładu.

Drugie pytanie, jakie zadał sobie profesor dotyczyło położenia skrzydła - gdzie musiałoby się oderwać, żeby znalazło się tam, gdzie je znaleziono. W tym celu przeprowadził analizę aerodynamiczną lotu tego kawałka skrzydła. Z obliczeń profesora wynika, że skrzydło - by znalazło się tam gdzie je znaleziono po tragedii - powinno oderwać się na wysokości 26 metrów i 70 m za "pancerną" brzozą. Tam właśnie jest goła polana, tam nie ma żadnych drzew, w przeciwnym wypadku musiałoby się przebić przez las, który rośnie za brzozą. To samo wynika z badań prof. Nowaczyka, który opierał się na TAWS.

Prof. Binienda porównał zdjęcia satelitarne okolicy, gdzie miała miejsce katastrofa - co charakterystyczne niedługo po niej wycięto las i wypalono trawę. "A przecież jest to dowód w sprawie" - podkreślił profesor.

Naukowiec z uniwersytetu w Akron przeprowadził też symulację upadku modelu samolotu. Wynika z niej, że samolot rozpada się na dwie części. Użyta prędkość w tej symulacji to m.in. 40m/s, a dane zgodne z czarnymi skrzynkami Tu-154M dotyczące katastrofy smoleńskiej mówią o zaledwie 12 m/s, 8 m/s, a nawet 2 m/s.

Następna analiza dotyczyła upadku części środkowej samolotu, np. z prędkością 9m/s. W takim przypadku łamie się sufit, a burty idą do środka. Inaczej jest w sytuacji, gdy mamy do czynienia z wybuchem - wtedy sufit i burty otwierają się na zewnątrz. Tak wynika m.in. z symulacji numerycznej przeprowadzonej kilka lat temu w USA. I właśnie tak wyglądają szczątki samolotu Tu-154M po katastrofie smoleńskiej - burty są na zewnątrz.

IMG_1102m

Mimo braku dostępu do wraku można badać tragedię smoleńską - podkreślił profesor Binienda. M.in. można badać brzozę, analizować rysunki techniczne tego samolotu.

"W Stanach Zjednoczonych moja instytucja zachęca mnie do tego, żebym się tym tematem zajmował". - mówił profesor. Wspomniał jednak o mailach, jakie otrzymują jego przełożeni.

"Prezydent mojej uczelni przyszedł do mnie, ponieważ dostał email od jakiegoś Polaka, który po angielsku mówił, że ja jestem bandyta, zdrajca, najgorszy jaki może być. Przyszedł do mnie, żeby mi pogratulować i powiedział: Panie profesorze, widzę, że Pan robi bardzo ważną rzecz".

IMG_1157m

Po wykładzie profesor Binienda odpowiadał na wiele szczegółowych pytań z sali. Jedno z nich dotyczyło jego bezpieczeństwa.
"Co będę ukrywał, boję się" - odparł - "Mam panów, którzy mnie pilnują, także myślę, że wszystko będzie ok, ale dostałem wiele pogróżek. Mogę je ignorować, ale moja żona powiedziała: Lepiej nie ignoruj"..

Prof. Binienda mówił także o tym, że niedawno był u niego z wizytą dziennikarz Piotr Falkowski, który zwiedził jego laboratorium.

Na pytanie, dlaczego niszczono szyby w samolocie po katastrofie, profesor odpowiedział: "Ja mam moje zdanie. To nie deszcz, to plują nam w twarz".
Zostało to przyjęte gromkimi brawami.

"Polscy naukowcy są najwyższej klasy - stwierdził prof. Binienda. - Są w stanie zrobić najlepsze obliczenia tej katastrofy, jak każdej innej. Nie jestem na żadnym poziomie lepszy od jakiegokolwiek profesora, który jest w Polsce. to że oni boją się tego zrobić, to tylko dlatego, że jest taka a nie inna atmosfera w tym kraju, która ich do tego zniechęca".

Naukowiec przyznał, że trochę ich rozumie, bo nawet w USA dostaje wiele nieprzychylnych maili, które przychodzą falami, z tego wynika, że są sterowane przez jakąś gazetę czy jakąś stację telewizyjną czy radiową.

Pod koniec spotkania podziękowano dr Markowi Dąbrowskiemu oraz innym ekspertom, a także anonimowym współpracownikom, którzy pomagali w pracach zespołu parlamentarnego i naukowców.

W czasie wywiadu udzielonego jednej ze stacji telewizyjnej już po spotkaniu prof. Binienda powiedział: "Moja instytucja mnie chroni, Stany Zjednoczone mnie chronią. Szkoda że Polska mnie nie chroni".

IMG_0975m

IMG_1195m

IMG_1047m

IMG_0958m

IMG_0961m

IMG_1112m

Relacja: Margotte i Czarek