piątek, 6 lipca 2012
Polacy, nic się nie stało
O propagandzie sukcesu po zakończonym właśnie Euro, o przepalonym przy sumie 830 miliardów złotych liczniku długu publicznego oraz o błyskawicznie przepchniętej przez sejm nowelizacji ustawy o zgromadzeniach mówili Stanisław Janecki, Łukasz Warzecha i Rafał Ziemkiewicz na pierwszym wakacyjnym Przeglądzie tygodnia w klubie Ronina.
– Im bardziej za coś odpowiadał rząd, tym bardziej zostało to spieprzone. Widać to choćby po stadionach. Tam gdzie stadiony budowały samorządy, czyli Wrocław, Poznań, Gdańsk, to o jakichś większych aferach się nie słyszy. W Warszawie, gdzie został zbudowany Stadion Narodowy, to ten stadion jest odebrany na krzywy ryj. W każdym normalnym kraju przyszedłby strażak, albo inspektor budowlany i by to zamknęli, ponieważ ten stadion na który wpuszczono kilka razy kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie ma żadnych papierów odbioru. Poza tym koszty budowy zostały wielokrotnie przekroczone a wykonawcy nie dostali pieniędzy – zauważył Rafał Ziemkiewicz.
Publicysta zastanawiał się nad opłacalnością inwestycji związanych z Euro 2012. – Zasadnicze pytanie jest takie, czy to się opłaciło, czy było warto. Lemingi twierdzą, że się "opłacało bo było fajnie". Nie wiedzą jakie są koszty, ale twierdzą, że się opłacało. Są takie pokłady chciejstwa w Polakach, takiego dziecinnego zachowania, które rzeczywiście ta władza umie uruchamiać – skonstatował Ziemkiewicz.
Stanisław Janecki zwrócił uwagę na bezceremonialne wykorzystywanie naturalnych ludzkich zachowań w rządowej propagandzie sukcesu. – Ludzie się cieszą, jeśli tylko mają do tego okazję. Odkrywanie tego, że ileś tysięcy ludzi chce w jednym miejscu zademonstrować radość i jest to ewenement roku 2012 jest po prostu skrajnym idiotyzmem. Nic w tym nie ma nadzwyczajnego. Opowiadanie, że podczas Euro stało się coś wielkiego jest robieniem z nas totalnych gamoni. Jeśli tu nawet przyjechało, zakładając optymistycznie, pół miliona obcokrajowców, to są zwykle kibice piłkarscy, którzy zjedli, wypili, pośpiewali i nic z tego nie wynika, bo to są ludzie, którzy na co dzień nie przyjeżdżają do Polski – mówił Janecki.
Publicysta mówił dalej o tym, że to przecież nie stadiony stanowią o sile drużyn piłkarskich – Jeżeli państwo widzieli Camp Nou w Barcelonie to jest to zwykły, dość prosty stadion, tylko duży. Nie z tego słynie Barcelona, że ma duży stadion, tylko że ma świetny klub. I nikt nie będzie pamiętał, gdzie Hiszpanie zdobyli to mistrzostwo, tylko że dobrze grali i wygrali w świetnym stylu. Więc opowiadanie, że my tu zrobiliśmy jakiś niebywały przełom kulturowy, bo zagrali na stadionach w Polsce czy na Ukrainie, nie ma najmniejszego znaczenia – dodał Janecki.
Komentator podkreślił, że Portugalia i Hiszpania w latach 90., znajdujące się wówczas na podobnym etapie rozwoju jak teraz Polska, dokonały wielkiego skoku cywilizacyjnego, który im zostanie na zawsze, a nam zostaną niedokończone drogi i cztery stadiony. Odnosząc się do kosztów związanych z budową tylko Stadionu Narodowego porównał go do wybudowanego w niewielkiej Portugalii mostu Vasco da Gama oraz dworca Gare do Oriente w Lizbonie. Wybudowanie przeszło 17-kilometrowego, najdłuższego w Europie mostu kosztowało tylko 1 mld dolarów.
– Stadiony w ogóle nie decydują o tym jak kraj jest odbierany. To jest rodzaj areny igrzysk i nic więcej. Most Vasco da Gama będzie służył Portugalii przez dziesięciolecia i ma znaczenie funkcjonalne. Ten pałac próżności jakim jest Stadion Narodowy będzie służył do czasu aż przestanie się finansować. Jeśli ktoś mówi, że my wykorzystaliśmy cywilizacyjną szansę, to opowiada bzdury, ponieważ albo nie zna świata, albo nie wie o tym, co decyduje o marce danego kraju. Ponte Vasco da Gama wpływa na markę kraju, jak i w tejże Lizbonie na przykład dworzec Gare do Oriente. To robi wrażenie a nie jakaś kupa krzesełek nad Wisłą – demistyfikował rządową euro-propagandę Janecki.
Komentatorzy mówili też o coraz większym zadłużeniu Polski w kontekście podanych ostatnio, wysoce alarmujących danych przez agencję Bloomberg – 262 miliardy euro (czyli ponad bilion złotych) zadłużenie zagranicznego, które przyrasta w drugim po Grecji tempie 10 miliardów euro kwartalnie. – W tym kontekście widać dopiero paniczne pomysły, jakie pojawiają się w sejmie – zauważył Ziemkiewicz. Chodzi m.in. o likwidację ulg podatkowych dla artystów, naukowców i dziennikarzy, zwolnienia nauczycieli i przygotowywany podatek katastralny, o który "błagają premiera zadłużone samorządy".
– Jeśli się chce mieć dobry wizerunek i radośnie się bawić, to trzeba za to dobrze zapłacić – dodał Łukasz Warzecha, przewidując bardzo ostre wyhamowanie gospodarcze, na co wskazuje m.in. podany ostatnio wyprzedzający wskaźnik koniunktury, najniższy od kilku lat. Publicysta zwrócił też uwagę na błyskawicznie przepchniętą przez sejm nowelizację ustawy o zgromadzeniach, co do której powstało wiele krytycznych opinii przygotowanych przez najróżniejsze organizacje pozarządowe.
– Ta nowelizacja zawiera zadziwiające regulacje. Oficjalnie mają one służyć polepszeniu bezpieczeństwa. Ta nowelizacja organizuje coś na kształt wyścigu ze zgłoszeniem demonstracji. Jest bowiem zapis mówiący o tym, że jeśli samorząd uzna, iż nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa dwóm demonstracjom, które mają się odbyć w tym samym miejscu i czasie, to może przyjąć zasadę pierwszeństwa. (...)
- Drugą ciekawą kwestią jest to, że organizator ma odpowiadać za wszystko coś się dzieje podczas demonstracji, ma być super-policjantem, którego wszyscy mają słuchać. Nie wiadomo przy tym za bardzo na jakiej podstawie prawnej, a jeżeli się ze swojego zadania nie wywiąże, to może zapłacić 7 tys. zł grzywny. Co samo w sobie jest ciekawe, bo kodeks wykroczeń przewiduje maksymalną karę 5 tys. zł, a tu 7 tys. nagle, dla wielu osób suma absolutnie horrendalna. Czyli już mamy taki skutek, że nikt nie będzie chciał być przewodniczącym zgromadzenia. Na dodatek podczas rejestracji zgromadzenia wymagana jest fotografia przewodniczącego zgromadzenia. Wystarczy do takiego zgromadzenia wpuścić trzech prowokatorów, których przewodniczący nie opanuje i już odpowiada przed sądem i płaci 7 tys. Z kolei uczestnik zgromadzenia, który nie słucha przewodniczącego może zapłacić aż 10 tys. złotych. Regulacje są naprawdę znakomite – podsumował z przekąsem Warzecha.
Więcej w zapisie wideo ze spotkania:
Relacja: Bernard i Czarek
BONUS - Most Vasco da Gama (pełna panorama po kliknięciu)