niedziela, 9 grudnia 2012

Media są oczami i uszami społeczeństwa - spotkanie z Cezarym Gmyzem i Markiem Królem

Media są oczami i uszami społeczeństwa i ten, który próbuje ograniczyć możliwości kontroli rządzących przez media, działa na niekorzyść społeczeństwa, działa po to, żeby móc dezinformować społeczeństwo. Ja ten system, który panuje w tej chwili w Polsce nazywam systemem masowej dezinformacji – powiedział Marek Król na spotkaniu z czytelnikami. Byłemu redaktorowi naczelnemu tygodnika „Wprost” towarzyszył Cezary Gmyz, zwolniony niedawno dziennikarz śledczy „Rzeczpospolitej”.
15 Goście

Media są oczami i uszami społeczeństwa i  ten, który próbuje ograniczyć możliwości kontroli rządzących przez media, działa na niekorzyść społeczeństwa, działa po to, żeby móc dezinformować społeczeństwo. Ja ten system, który  panuje w tej chwili w Polsce nazywam systemem masowej dezinformacjipowiedział Marek Król na spotkaniu z czytelnikami. Byłemu naczelnemu tygodnika „Wprost” towarzyszył Cezary Gmyz, zwolniony niedawno dziennikarz śledczy „Rzeczpospolitej”.

Spotkanie „Media oraz rola dziennikarza w kształtowaniu opinii społecznej” odbyło się 23 listopada  w Okęckiej Sali Widowiskowej. Prowadziła je Dagmara Siemińska.

Marek Król, wprowadzając zebranych w świat współczesnych mediów, nakreślił ich rolę w demokratycznym państwie. Określił dziennikarstwo jako służbę informacyjną, dzięki której dobrze poinformowane społeczeństwo może podejmować prawidłowe decyzje polityczne. W zdrowym społeczeństwie pozycja dziennikarza powinna zależeć wyłącznie od czytelnika i od nikogo więcej.  W zdrowym systemie każdy wydawca jest zainteresowany, żeby mieć jak najwięcej takich dziennikarzy, którzy przynoszą interesujące „newsy”, które są czytane Jeśli wprowadzimy taki system, jak obecnie w Polsce, a system jest zdegenerowany, to bardzo często jest tak, że nie popularność gazety czy tygodnika decyduje, ale decydują o sukcesie finansowym ci, którzy dokonują redystrybucji reklam.  

Dziennikarz zwrócił uwagę, że spółki skarbu państwa i firmy prywatne, także zachodnie korporacje, obawiając się wejścia w konflikt z władzą unikają zamieszczania reklam w czasopismach opozycyjnych w stosunku do rządzących. W zasadzie mamy system kapitalizmu politycznego. Politycy decydują o tym,  jakie pismo ma przeżyć, jaka stacja telewizyjna ma przeżyć, a jeżeli chcą usunąć jakiegoś dziennikarza, to mówią w sposób dość prosty: „Jeżeli nie usuniecie np. Gmyza, to stracicie reklamy”. Pismo tracące reklamy najczęściej nie jest w stanie przetrwać na rynku, zwłaszcza że koszty wydawnicze (papier, dystrybucja) są bardzo wysokie, a wpływy z reklam coraz niższe. Marek Król przyrównał obecną sytuację w mediach do późnego PRL-u, kiedy dziennikarze w większości wykonywali polecenia rządzących. Wyraził nadzieję, że ten stan nie może trwać wiecznie i niedługo się zmieni.

19 Gmyz

Cezary Gmyz zwrócił uwagę, że kryzys mediów występuje obecnie na całym świecie, chociaż w krajach o ugruntowanej demokracji, jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, czy Niemcy ma to inny wymiar niż w Polsce. Zdaniem byłego dziennikarza „Rzeczpospolitej” wymarzone media, to media amerykańskie z domieszką modelu niemieckiego. Podkreślił, że Niemcy nigdy nie dopuściliby do przejęcia prasy przez wydawców zagranicznych. Mam nadzieję, że media się podniosą, dlatego że media z jednej strony mają misję, chociaż ja bardzo niechętnie mówię o misji mediów, ale z drugiej strony informacja jest towarem. Informacja ciekawa, to jest informacja, za którą warto zapłacić.

Gmyz dodał, że sprawa  wyrzucenia go z „Rzeczpospolitej” odbiła się na jej sytuacji finansowej. Pod koniec roku „Rzeczpospolita” ma zaledwie 5 proc. ubiegłorocznych prenumeratorów, a każdego dnia do gazety wpływają kolejne rezygnacje z prenumeraty. Dziennikarz ze smutkiem skonstatował, iż jest przekonany, że „Rzeczpospolita” w obecnej formie  musi upaść i nie pomogą jej nawet reklamy rządowe.

Mówiąc o zasadach podawania dobrej informacji, Cezary Gmyz wymienił trzy kryteria: informacja musi być prawdziwa, ciekawa i dobrze napisana. Dziennikarz wskazał na wagę dobrego zespołu w pracy w mediach, dodał jednak, że ludzie specjalizujący się w dziennikarstwie śledczym prowadzą swoje dociekania raczej samotniczo i wyjaśnił, iż on sam wybrał taką specjalizację, bo stara się szukać odpowiedzi na pytania, ale zadaje pytania także samemu sobie.. Dodał, że „dziennikarze zza biurka” często są oderwani od rzeczywistości i nic nie wiedzą o zwykłych ludziach, dla których piszą, a ich pojęcie o tym, co się dzieje w Polsce kształtuje się na podstawie tego, co im przekaże władza. Istnieje gnuśność umysłowa ze strony tych ludzi, bo w dziennikarstwie początkiem każdego materiału powinna być ciekawość.

15 Goście

Obaj dziennikarze zgodzili się, że media papierowe odchodzą w przeszłość, a przyszłość należy do mediów elektronicznych, czytanych na tabletach i smartfonach.  

Zarówno jeden, jak i drugi gość spotkania został, każdy w innym czasie, wyrzucony z pracy ze względu na swą niezależność. Marek Król przypomniał okoliczności swego zwolnienia z tygodnika „Wprost”, które odbyło się w podobnych okolicznościach, jak w przypadku Cezarego Gmyza, a mianowicie po napisaniu w kwietniu 2010 roku felietonu „Nie polezie orzeł w GWna”, w którym autor skrytykował pogardę z jaką postępowy „salon” potraktował Polaków głęboko przeżywających żałobę po Prezydencie Lechu Kaczyńskim i przedstawicielach elity, którzy zginęli w Smoleńsku. Mówił, że dziennikarzy wyrzuca się z pracy po to, by wywrzeć presję na tych, którzy nadal w mediach pracują, by im zademonstrować, jakie mogą ponieść konsekwencje, jeśli się odważą być niepokorni. Marek Król stwierdził, że metody są czasem gorsze niż w PRL, bo ludzie zostają bez środków do życia i z wilczym biletem. […] Jest zapis na nazwiska, jest zapis na autorów, jest zapis na określone tematy, których nie wolno poruszać i które nie maja prawa się znaleźć na łamach.

Sprawa Cezarego Gmyza, który został zwolniony z „Rzeczpospolitej” za artykuł „Trotyl na wraku Tupolewa” jest powszechnie znana, dziennikarz wspomniał jednak o tym, jak go broniono:  W czasie tego, co się działo w związku z tekstem „Trotyl na wraku Tupolewa”, kiedy przeczytałem list kolegów z mojego działu, młodych dziennikarzy, którzy ryzykują o wiele więcej niż ja, którzy nie mają jeszcze wyrobionych nazwisk, którzy się podpisali prawie gremialnie pod tekstem w mojej obronie i w obronie wolności mediów, to naprawdę byłem wzruszony.

05 KrĂłl

Marek Król nazwał to testem charakteru i godności. Większość mediów mainstreamowych szczuła. Wrażenie niesamowite zrobiła rozmowa Najsztuba z Hajdarowiczem w tygodniku „Wprost”, do którego wstyd mi się teraz przyznać, który uważał, że Hajdarowicz bardzo słusznie postąpił wyrzucając [Gmyza] i powinien teraz się zastanowić nad „Uważam Rze”.  

W odpowiedzi na pytanie, czy gdyby tekst o trotylu na wraku Tu-154M miał powstać następnego dnia, Cezary Gmyz napisałby tak samo, dziennikarz odpowiedział, że napisałby znacznie więcej. Uzupełnił, że informacje napływające od momentu opublikowania artykułu potwierdzają to, co w nim ujawnił. Mieliśmy do czynienia z zabiegiem socjotechniczno-manipulacyjnym. […] O przekazie decydują pierwsze zdania. Ludzie już nie słuchają dalej, usłyszeli, że „nie stwierdzono śladów materiałów wybuchowych. Prokurator Szeląg potem na spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim pytany o to tak kategoryczne stwierdzenie, odparł, że to, że nie stwierdzono, nie oznacza, że ich tam nie ma.

Cezary Gmyz podkreślił, że na pewne rzeczy trzeba sobie samemu wyrobić pogląd, a widz, także dziennikarz, bombardowany przez kilkanaście godzin dziennie niemal takim samym przekazem stacji telewizyjnych zatraca możliwość odróżnienia prawdy od fałszu. Przywołał tu jako przykład konferencję prasową prokuratora Engelkinga w związku z tzw. aferą przeciekową i opowiedział, jak została zmanipulowana przez media. Dziennikarz podobnie jak Marek Król, odnosi wrażenie, że obecne czasy są podobne do końcowego stadium PRL. Symbolem upadku PRL była „Pomarańczowa Alternatywa”, kiedy ten system stawał się po prostu śmieszny. W momencie kiedy czytamy o „zamachu” Brunona K., jest to robione w taki sposób, że nawet dziennikarze mediów mainstreamowych zaczynają rechotać z tego. Pycha kroczy przed upadkiem, ale przed upadkiem kroczy także śmieszność. Gmyz dodał, że jest jednak różnica, między końcówką PRL-u a obecnym państwem wprawdzie niedoskonałym, ale jednak wolnym.

Marek Król zgadzając się z przedmówcą w sprawie wpływu telewizji na kształtowanie umysłów zacytował Vladimira Volkoffa: Osoba, która przez dwa lata czerpie informacje z telewizji, tak naprawdę nie ma własnych poglądów, nie ma mózgu. Mózg bowiem działa tak, że za pośrednictwem telewizora, posługując się emocjami, można mu zakodować dowolne zachowania.

Następnie Cezary Gmyz opowiedział zabawną anegdotę z początków swej pracy dziennikarskiej w latach 90. o peerelowskim dziennikarzu, który nie wiedział jak pracować, kiedy zdjęto mu kaganiec cenzury, ale dodał, że w owych latach jakość mediów była lepsza, bo dostarczano ludziom prawdziwej informacji, a dziś dostają coś, co nazwał „faktoidami” lub „infotainmentem”, czyli informację, która nie ma informować, ale bawić. Takie faktoidy stanowią obecnie mniej więcej trzy czwarte wiadomości.

01 PoczÄ…tek

Dalszą część spotkania wypełniły pytania publiczności. Na pytanie o „faktoidy” Cezary Gmyz potwierdził, że są to wypełniacze czasu antenowego, które mają odwrócić uwagę od realnych problemów. Podał tu przykład informacji o podwyżce podatku od nieruchomości w Warszawie w niektórych przypadkach o 7000% (słownie siedem tysięcy procent!!!), która niemal całkowicie przemilczana nie przebiła się do opinii publicznej. Podwyżkę tę wprowadzono cztery dni po ostatnich wyborach samorządowych. Cezary Gmyz powiedział też, że żyjemy w złudnym przekonaniu, że chroni nas przynależność do Unii Europejskiej i NATO, co przypomina naszą wiarę w sojuszników w 1939 roku, ale powinniśmy brać przykład np. z Izraela  i budować silne państwo oraz armię, bo państwa mają interesy, a nie przyjaciół,

W odpowiedzi na pytanie, dlaczego po prawej stronie sceny politycznej nie ma poważnych prób stworzenia wiodącego medium elektronicznego, które by reprezentowało konserwatywny punkt widzenia, Cezary Gmyz odrzekł, że jest to rzeczywiście poważny problem. Odwołał  się do przykładu Węgier, gdzie Viktor Orbán musiał odzyskać media, żeby odnieść tak duży sukces wyborczy. Dodał, że do wyborów w Polsce są jeszcze trzy lata, a więc dość czasu, by zbudować konserwatywne media elektroniczne, zwłaszcza że są coraz mniej kosztowne. Uzupełnił wypowiedź stwierdzeniem, że zapraszany chodzi do mediów mainstreamowych, bo “nie potrzebują zdrowi lekarza, ale ci co się źle mają”. Wskazał, że naszym zadaniem jest kształcenie lemingów, a nie ludzi już przekonanych, inaczej spiszemy na straty dużą grupę potencjalnie wartościowych Polaków. Większości nie da się uzyskać, jeśli się nie odbije z centrum ludzi, którzy skłaniają się ku myśleniu bardziej konserwatywnemu.  Zwrócił także uwagę na fakt, że nasz system edukacji skupił się na funkcji edukacyjnej rezygnując z wychowywania i że naprawa tego systemu jest kluczowa dla wprowadzenia zmian w państwie.


PB230003

Relacja: Emaus (tekst), Włodzimierz Sobczyk (film)