– Tam gdzie demokracja jest zdrowa, tam pozostają media. Problem w Polsce polega na tym, że społeczeństwo i my tutaj kręcimy się trochę jak chomik w małej karuzelce – mówił Krzysztof Feusette, który wraz z Piotrem Goćkiem i Łukaszem Warzechą, komentował aktualne wydarzenia. Wczorajszy przegląd tygodnia w klubie Ronina zdominowały dwie sprawy: praktyczny rozpad tygodnika „Uważam Rze” w dotychczasowym składzie redakcyjnym i formule oraz prawne i instytucjonalne pomysły rządu związane z tzw. mową nienawiści.
Piotr Gociek mówił o tym, że członkowie zespołu redakcyjnego „Uważam Rze” podtrzymują swoją decyzję o zerwaniu współpracy z pismem pod nowym kierownictwem Jana Pińskiego.
– Spore zamieszanie zostało wywołane przez zawartość tego numeru „podrabianego”, który dzisiaj ukazał się w kioskach. Trafiły tam teksty, które zostały wyciągnięte z archiwum przez nowe kierownictwo redakcji. Są tam teksty, które zostały napisane na zamówienie poprzedniego redaktora naczelnego. Niektóre zostały zamieszczone mimo tego, że ich autorzy oficjalnie poinformowali, że zrywają współpracę. Są tam też teksty, których autorzy na końcu żegnają się z tygodnikiem. Zamieszczone są też teksty takich autorów, którzy wysyłali rozpaczliwe maile albo SMS-y, że nie życzą sobie publikacji ich wysłanych już tekstów. Taki los spotkał na przykład tekst Łukasza Adamskiego. Dlatego zapewniam państwa, że teksty tych wszystkich, którzy podpisali oświadczenie, nie będą pojawiały się w tygodniku „Uważam Rze”. A to, że nowy redaktor naczelny Jan Piński chwali się we wstępniaku tym, ilu to świetnych autorów z nim współpracuje, czego dowodem jest zawartość pierwszego numeru w trzech czwartych składająca się z tekstów ludzi, którzy zerwali współpracę z Presspubliką, dowodzi tego, jak bardzo jest to godna zaufania persona i czego można się spodziewać.
Łukasz Warzecha zauważył, że wśród autorów nowego „Uważam Rze” znajdzie się Janusz Korwin-Mikke, który tryumfalnie ogłosił, że z tygodnika została wyrzucona „pisowska psiarnia”.
– Janusz Korwin-Mikke chyba nigdy nie był takim nieszkodliwym wariatem, no wariatem może trochę tak, ale raczej realizującym pewne cele w kluczowych momentach. (…) Jeżeli jego ekipa i on sam znajdą się teraz jako stały element „Uważam Rze”, to będzie to miało dwojaki skutek. Będzie można pokazać, że prawica to wariaci i pozwoli to całą prawicę zdyskredytować. Albo, jeśli potrzeba będzie inna, to będzie można pokazać, że prawica ma swój organ. I to nawet skrajna prawica.
Piotr Gociek dodał, że będzie można też pokazać, że „także prawica krytykuje Jarosława Kaczyńskiego, bo akurat Janusz Korwin-Mikke jest w takiej krytyce dobry”. Krzysztof Feusette stwierdził, że niedługo nie będzie w ogóle tematu „Uważam Rze” bo jego zdaniem to jest już martwy byt. Łukasz Warzecha przepowiedał, że za kilka miesięcy tygodnik podzieli los „Przekroju” czyli jego sprzedaż spadnie do poziomu dwudziestu tysięcy egzemplarzy.
Jednym z weselszych momentów, choć nie pozbawionym rzecz jasna goryczy, było przywołanie twitów, jakie wymienili między sobą Bartosz Węglarczyk i Krzysztof Feusette. Krótka wymiana zdań na Twitterze wyglądała następująco:
Węglarczyk:
W całej Syrii padł Internet. Rząd odciął.
Feusette:
W Polsce padł tygodnik. Ta sama sprawa.
Krzysztof Feussetee mówił, że jego riposta na komentarz Węglaczyka dotyczący Syrii przez niektórych została potraktowana bardzo poważnie i posłużyła do wyciągnięcia wniosków, że ekipa z „Uważam Rze” uważa się teraz za syryjskich rebeliantów a Tuska traktuje jak Assada. Nazwał to „tsunami braku poczucia jakiegokolwiek humoru”.
Komentatorzy zauważyli, że wrogie przejęcie „Uważam Rze” jest tylko jednym z elementów tego, jak władza walczy ostatnio z wolnością słowa. Przywołali pomysł utworzenia rządowej rady do spraw walki z mową nienawiści. Zaproponowali, aby radę tę nazwać imieniem Ryszarda Cyby (byłego członka PO, który zamordował łódzkiego polityka PiS a innego bardzo poważnie zranił). Publicyści zastanawiali się, jakie wypowiedzi będą kwalifikowane do mowy nienawiści – czy na przykład już samo krytykowanie celowości powstania centralnego urzędu zajmującego się tą kwestią, będzie podpadało pod paragrafy.
Swoje obawy wyraził Łukasz Warzecha:
– My sobie tu żartujemy ale ten projekt jest tak skonstruowany, że tam można włożyć dosłownie wszystko. I jeżeli tam pada sformułowanie o poglądach politycznych, to w zasadzie nie mamy wyjścia – musimy władzę pokochać.
Tego typu regulacje wcale nie są odosobnione w polskim systemie prawnym, na co zwrócił uwagę Piotr Gociek:
– Przez dwadzieścia lat straszono nas, że powstanie państwo wyznaniowe i nie zauważyliśmy jak powstało pastwo uznaniowe. To jest takie państwo, w którym władzy opłaca się w wielu dziedzinach utrzymywać taki bardzo nieokreślony stan prawny. Po to, że kiedy będzie trzeba, to się „przytnie paluszki”, a kiedy takiej potrzeby nie będzie to się ich nie przytnie. (…) Odmienne interpretacje, zabawa w dobrego i złego policjanta, to jest sedno polskiego państwa uznaniowego. Państwa uznaniowego, w którym każdy urząd skarbowy może wydać odmienną interpretację przepisów, załatwić przedsiębiorcę jak nie z lewej, to z prawej strony, w którym z ministerstwa można doczekać się trzech różnych interpretacji tych samych przepisów, od których zależą losy wielu ludzi. To ma tak działać, żebyśmy wiedzieli, że jak oni będą chcieli uderzyć, to znajdą odpowiednie narzędzie. To jest sedno państwa uznaniowego. I to próbuje być w tej chwili kontynuowane przy pomocy ustawy o mowie nienawiści.
Za jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy Krzysztof Feusette uznał brak silnych, niezależnych od władzy mediów:
– W tak zwanej normalnej demokracji, nawet gdy władza tak postępuje, to zostaje ta czwarta władza, którą mozolnie próbujemy być, choć bardziej chodzi o patrzenie władzy na ręce, a nie o poczucie czwartej władzy. Tam gdzie demokracja jest zdrowa, tam pozostają media. Problem w Polsce polega na tym, że społeczeństwo i my tutaj kręcimy się trochę jak chomik w małej karuzelce. To znaczy w każdej sytuacji, w której potrzebna jest jakaś instancja zewnętrzna (…) nie dzieje się nic.
Komentatorzy klubu Ronina żartowali także z akcji propagandowej wymierzonej przeciw CBA, gdy kierował nim Mariusz Kamiński, czyli z „serialu o strasznym CBA i agencie Tomku”. Mówili także o zapadających się pod ziemię (po wykonaniu zadania) informatorach „Gazety Wyborczej” oraz o najgorszych zdaniem tej gazety faszystach, bo zamaskowanych tak, że nie dość, że pracują w korporacjach, noszą garnitury, używają smartfonów i tabletów to nawet nie głoszą czy wręcz nie mają poglądów choćby zbliżonych do faszyzmu. Tropieniem i ustalaniem, kto jest faszystą a kto nie, zajmą się oczywiście obok redaktorów gazety, rządowe rady ds. mowy nienawiści…
Na koniec publicyści polecali dostępny na stronach VOD Telewizji Polskiej film „Historia Kowalskich” Macieja Pawlickiego, przeciwstawiając go (pozytywnie) „Pokłosiu”. Film opowiada historię kilku rodzin z dwóch wsi, które w czasie wojny przechowywały u siebie sąsiadów Żydów. Szczegóły w relacji wideo ze spotkania.
Relacja: Czarek Czerwiński, Bernard, Margotte