wtorek, 26 sierpnia 2014

Od „Kościoła milczenia” do tryumfu „Solidarności”. Wykład prof. Jana Żaryna

IMG_9404m
„Kościół w okresie PRL ratował wspólnotę narodową. Nie było innego tak trwałego ośrodka jednoczącego Polaków. Wszystkie wspólnoty takie jak podziemie niepodległościowe, młodzieżowa konspiracja, polityczna konspiracja lat 60., demokratyczna opozycja lat 70. wpłynęły na naszą wspólnotowość narodową, ale były nieporównywalnie krócej obecne w przestrzeni publicznej i także korzystały z tej trwałej obecności w niej Kościoła” - mówił prof. Jan Żaryn, podczas wykładu poświęconego historii Kościoła w czasach PRL.


IMG_9404m
„Można postawić kilka tez dotyczących roli Kościoła w okresie PRL, ale przede wszystkim ratował on wspólnotę narodową. Nie było innego tak trwałego ośrodka jednoczącego Polaków. Wszystkie wspólnoty takie jak podziemie niepodległościowe, młodzieżowa konspiracja, polityczna konspiracja lat 60.: Liga Narodowo-Demokratyczna, Ruch, taternicy, później demokratyczna opozycja lat 70.: od prawicowych ugrupowań typu RMP czy obrońców życia nienarodzonych po lewicę postkomunistyczną z KOR, wpłynęły na naszą wspólnotowość narodową, ale były nieporównywalnie krócej obecne w przestrzeni publicznej i także korzystały z tej trwałej obecności w niej Kościoła” - mówił prof. Jan Żaryn, redaktor naczelny miesięcznika „wSieci Historii” i prezes Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, podczas poświęconego historii Kościoła w czasach PRL wykładu zorganizowanego przez SPJN w ramach cyklu „Epokowe dokonania Polaków”.



„Ekipa Bieruta widziała Kościół jako symbol zacofania, który przejdzie do historii. W okresie stalinowskim dominowała wizja „Kościoła milczenia”. Wypowiedział to pojęcie papież Pius XII, adresując w 1953 roku do Episkopatu Polski list pasterski w związku z rocznicą kanonizacji Św. Stanisława. Ten list nigdy nie był w kraju odczytany, bo cenzura na to nie pozwoliła. W tym czasie na konsystorzu miał być obecny Stefan Wyszyński i papież miał mu wręczyć czekający na niego kapelusz kardynalski. Prymas był jednak więźniem PRL. Nie wypuszczono go za granicę, a niedługo potem aresztowano. Użycie pojęcia „Kościół milczenia” to był akt sprzeciwu papieża wobec zamknięcia ust duchowieństwu w Polsce, ale także w innych krajach bloku sowieckiego” - rozpoczął prelegent.

Historyk odniósł się także do relacji pomiędzy Stolicą Apostolską, a rządem RP na uchodźstwie. Podkreślał, że to władze emigracyjne były uznawane przez Watykan za legalny polski rząd, co było znakiem sprzeciwu Piusa XII wobec układu jałtańskiego, który burzył chrześcijański porządek europejski i nienaturalnie podzielił Europę żelazną kurtyną. Następnie prof. Żaryn rozpoczął wątek dotyczący metod walki z Kościołem prowadzonej przez komunistów.


IMG_9398m


„Z jednej strony było dążenie do tego, aby Kościół nie był obecny w życiu publicznym, ale równolegle próbowano zamienić „złych duchownych” na „lepszych duchownych”. To jest ta dywersja w postaci ruchu „księży patriotów”, która miała doprowadzić do podporządkowania Kościoła władzy. Nurt ten stanowił jednak wyjątkowy margines w ówczesnym stanie duchowieństwa. Możemy mówić o istnieniu tej formacji, wewnętrznie jeszcze niejednorodnej, do ok. 250 osób. Wśród tych księży były niestety osoby, które miały pewne wcześniejsze zasługi. Taką osobą był np. ks. Kazimierz Lagosz, który po wyrzuceniu administratorów apostolskich z ziem zachodnich i północnych w 1951 roku, zostaje tam obsadzony za sprawą ingerencji władz państwowych, a po uwiezieniu prymasa czuje się na tyle samodzielny, że skłania się ku temu, by traktowano go jako arcybiskupa, co było złamaniem rzeczywistej struktury Kościoła. Był to element propagandy mówiącej, że papież chce nam zabrać ziemie północne i zachodnie, ale są „księża patrioci”, którzy działają, aby były one w Polsce” - mówił dalej, przechodząc do opisu sytuacji Kościoła i Polski w latach 50.

„Prymas Wyszyński powiedział „non possumus” w momencie, w którym Kościół nie miał wokół żadnych sojuszników. W tym sensie, że społeczeństwo składało się z grup wiodących, które tylko i wyłącznie mówiły głosem PZPR. Głos prymasa jest wówczas głosem wołającego na puszczy. Życie publiczne jest opanowane przez środowiska, które uznały, że kłamstwo nie jest na tyle poważnym złem, żeby nie mogło służyć możliwości podtrzymywania kariery, pisania, wystawiania, kręcenia filmów. Socrealizm jest już zjawiskiem opanowującym całą przestrzeń publiczną” - podkreślił, dodając jednak, że wśród społeczności lokalnych miały miejsce akty solidarności z prześladowanym przez władzę Kościołem.


IMG_9418m

„Wiemy np., że gdy biskup Stanisław Adamski wraz z biskupami pomocniczymi zostaje internowany, to mimo daleko idącej inwigilacji, przybywają do niego wierni i duchowni, którzy nie chcą się podporządkować ks. Janowi Piskorzowi związanemu ze Stowarzyszeniem PAX” - przypominał profesor.

Odnosząc się do okresu internowania kard. Wyszyńskiego i następnie jego powrotu, historyk podkreślał, że chociaż prymas miał świadomość braku lojalności ze strony części biskupów, to dążył do zachowania jedności Episkopatu.

„Prymas daje sygnały w swych zapiskach więziennych, że choć okoliczności, w których biskupi podejmowali 28 września 1953 roku decyzję o podpisaniu prorządowego oświadczenia, były szczególne i odmowa mogła skutkować kolejnymi aresztowaniami, to ich działania były ewidentnie przeciwko jego polityce. Kardynał powiedział to biskupom Klepaczowi i Choromańskiemu, gdy pojawili się w Komańczy. Z drugiej strony, gdy kard. Wyszyński pojechał do Rzymu w lipcu 1957 roku, to obok biskupa Antoniego Baraniaka, któremu Kościół bardzo wiele zawdzięcza, bo przez 3-letni okres więzienia i męczenia przez władze nie zdradził prymasa, przez co komuniści zrobili z niego wrak człowieka, był także wraz z nim bp Zygmunt Choromański, co miało pokazać jedność Episkopatu. Duchownych związanych z ruchem „księży patriotów” prymas zdjął jednak ze stanowisk. Np. ks. Kazimierz Lagosz został przesunięty do klasztoru” - kontynuował.




„Twórcy tych czasów mieli okazję doprowadzić do daleko idącej zmiany świadomościowej narodu polskiego. Nie stało się tak dlatego, że stalinizm trwał krócej, niż mózgi partyjne zakładały, ale jego skutki ewidentnie byłyby dużo boleśniejsze, gdyby nie wydarzenia, które nastąpiły zaraz po czasach stalinowskich. Te wydarzenia to Wielka Nowenna i kościelne uroczystości milenijne” - stwierdził profesor, podkreślając, że obok dat takich jak 1956, 1968 czy 1976 nie wolno zapominać o niezwykle ważnym znaczeniu roku 1966. Zaznaczał jednocześnie, że dat dotyczących występowania Polaków przeciwko władzy, a w obronie Kościoła było znacznie więcej.


IMG_9425m


„W maju 1960 roku w Zielonej Górze, mieście skazanym na socjalizm, ponad 5 tys. osób, głównie kobiet, wychodzi na ulice w obronie domu katolickiego i ten dom jest obroniony, mimo że ZOMO zjeżdża z całego województwa. To nie jest epizod w dziejach tego miasta. Ostatecznie ponad 200 osób zostało aresztowanych. Mieliśmy takich zdarzeń tysiące. Najwięcej z nich miało związek z pielgrzymkami, które w tamtym czasie miały trzy najważniejsze przekazy: duszpasterski, narodowy - związany z wykładami dotyczącymi historii i tożsamości polskiej oraz ten, który powodował wzrost świadomości co do tego, czym naprawdę jest komunizm, ponieważ każda z tych pielgrzymek była przez władze jakoś dotknięta” - mówił.

„Ks. prof. Zygmunt Zieliński postawił taką tezę, że nie byłoby „Solidarności”, gdyby nie pokolenie Wielkiej Nowenny i roku milenijnego czyli łącznika pokoleniowego między przyszłymi opozycjonistami, a tymi, którzy mieli być skazani na zapomnienie. Bardzo ważne było również samo wzmocnienie wiary wielu grup zawodowych np. zawodów medycznych doświadczających zła wynikającego z prawa stanowionego takiego, jak chociażby ustawa z 1956 roku dopuszczająca aborcję. Zdanie sobie sprawy z przepaści między prawem moralnym, a prawem stanowionym miało wielką wagę dla wielu ludzi” - zaakcentował prof. Żaryn, przechodząc do roli Kościoła w czasie powstawania „Solidarności”.

„Fenomen strajku w Gdańsku polegał m.in. na tym, co zostało utrwalone na zdjęciach Erazma Ciołka, które pokazują, że na sali BHP wisiał krzyż, a bramę do stoczni ukwiecono portretami Jana Pawła II. Duże znaczenie dla tego strajku miał 17 sierpnia 1980 roku, kiedy w wyniku wizyty Anny Walentynowicz u biskupa Lecha Kaczmarka, który skierował ją do proboszcza parafii Św. Brygidy ks. Henryka Jankowskiego, kapłan ten odprawia w stoczni Mszę Świętą i pozostaje na jej terenie z robotnikami. Podobnie czyni ks. Hilary Jastak na terenie Gdyni” - mówił dalej, podkreślając, że katolicki charakter „Solidarności” dla wielu badaczy jest fenomenem.

„Byłem na takiej konferencji o „Solidarności” w Paryżu w 2005 roku. Tam wystąpiło kilku historyków i dziennikarzy, ale także związkowców zachodnioeuropejskich. Jeden z nich o wyraźnie lewicowej proweniencji opowiadał z zadziwieniem, jak oni przyjeżdżali do Polski, patrzyli na „Solidarność” i nie mogli zrozumieć dlaczego ten związek nie chce być marksistowski. Oni mają związki komunistyczne, socjalistyczne, trockistowskie, frakcję Zinowiewa czy Bucharina, a tu się okazuje, że w tej Polsce to jest nieistotne, że oni tutaj papieża mają” - zaznaczał.

Prelegent cytował również fragmenty niepublikowanych zapisków kardynała Wyszyńskiego z października 1978 roku, czyli okresu bezpośrednio po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Wyraźnie wydobywa się z nich odczuwane przez autora „przyspieszenie historii”. Prymas pisze m.in., że wraz z pontyfikatem Jana Pawła II skończyły się problemy polskiego Kościoła z sekretariatem stanu Stolicy Apostolskiej, który od lat 60. był wykorzystywany przez komunistów do ich politycznych zagrywek.

„W wyniku działalności sekretariatu stanu, tuż przed swą śmiercią papież Paweł VI ponoć miał zadecydować o otwarciu nuncjatury w Polsce i wznowieniu stosunków dyplomatycznych z rządem komunistycznym. Episkopat Polski przeciwko temu protestował, ponieważ biskupi uważali, że to by obaliło podstawę nadziei Polaków na wyjście z komunizmu. Jednym z przeciwników tego pomysłu był kard. Karol Wojtyła” - dodawał prof. Żaryn.

Komentując kwestię współpracy części duchownych z organami bezpieczeństwa PRL, prelegent podkreślał jak bardzo złożone były niejednokrotnie relacje niektórych księży z władzą. Zaznaczał, że dla SB najważniejsze było pozyskanie do współpracy duchownych, którzy wykazywali się wcześniej niezłomnością, co dawało im mocną pozycję w Kościele, a co za tym idzie dostęp do dużej ilości informacji.

„Trzeba było być do końca wolnym człowiekiem, do końca zawierzającym Matce Bożej, aby udźwignąć te wszystkie dylematy. Wielu z nas mogłoby się w tym pogubić” - podsumował historyk.




Relacja: Piotr Mazurek, Margotte i Bernard


IMG_9416m

P1260125m

Opublikowano: Blogpress, czw., 26/06/2014 - 12:53