1. Zgromadzenie Obywatelskie
2. Prowadzili Dominika Świątek i Jacek Sobala. Wystąpienia gości z USA tłumaczył Grzegorz Januszko, ojciec stewardessy, która zginęła w katastrofie w Smoleńsku.
3. Lech Makowiecki zaśpiewał swój wiersz "Ostatni list"
4. Magdalena Merta
5. Sara Kushner czyta list od kongresmena Petera Kinga
6. Andrzej Melak
7. Harvey Kushner
8. Jarosław Kaczyński
9. Jarosław Kaczyński
10.
11.
Wypowiedź Magdaleny Merty
*Harvey Kushner jest doradcą amerykańskich agend rządowych oraz autorem wielu publikacji na temat terroryzmu:
http://www.harveykushner.com/books/books.html---------------------------------------------------
AKTUALIZACJA - WYSTĄPIENIE JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO:
Szanowne Panie, Szanowni Panowie,
Otrzymaliście Państwo opracowanie grupy obywateli, które mówi o politycznych okolicznościach katastrofy, w której zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, jego Małżonka i 94 inne osoby, przy czym wszystkich łączył jeden cel – chcieli wziąć udział w obchodach 70. rocznicy ludobójstwa popełnionego na Polakach, polskich oficerach, urzędnikach, policjantach. Ludobójstwa, które zostało popełnione w Katyniu, ale także w wielu innych miejscach na terytorium Związku Sowieckiego.
Wydarzenie to, z punktu widzenia z którego jest analizowanie, a więc z punktu widzenia analizy politycznej, nie miało charakteru przypadkowego. I chciałem tutaj mocno podkreślić, że w moim wystąpieniu, tak jak i w tym Memoriale, nie jest rozważana być może kwestia najważniejsza, może nawet na pewno najważniejsza, kwestia, która była tutaj podnoszona, i całkowicie słusznie była podnoszona, mianowicie kwestia przyczyn technicznych, takiej lub innej wersji wydarzeń, które doprowadziły bezpośrednio do katastrofy.
Dojście do prawdy w tej sprawie będzie rozstrzygające, i ja też chcę przyłączyć się do tych wszystkich, którzy mówili tutaj, że do tej prawdy musimy dojść. I chciałem serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy występowali, szczególnie podziękować państwu Kushnerom za to, że tutaj przyjechali i nas w tej sprawie wspierają.
[Brawa]
Ale mówić będę o innej sprawie, sprawie także bardzo ważnej, to znaczy o sprawie odpowiedzialności moralnej i politycznej. Czyli tej odpowiedzialności, która jest inna niż ta, o której mówimy, gdy zapoznajemy się z przepisami prawa karnego czy prawa cywilnego. W szczególności pojęcie winy, które tutaj też musi być postawione, bo odpowiedzialność to także wina, jest tu inne - szersze.
Ktoś, kto podejmuje się pełnienia funkcji politycznych, a w szczególności sprawuje władzę, podlega ostrzejszym regułom niż te, które dotyczą odpowiedzialności karnej czy też w prawie cywilnym tak zwanej odpowiedzialności deliktowej.
I to jest, Szanowni Państwo, rozróżnienie bardzo ważne, rozróżnienie bardzo ważne dlatego, że pomieszanie tych pojęć służy niejednokrotnie temu, by kwestię odpowiedzialności moralnej i politycznej zatrzeć albo niejako w ogóle zlikwidować. Żeby uznać, że jej po prostu nie ma. A ona istnieje, ona istnieje, chociaż, powtarzam jeszcze raz, jest formułowana na innych zasadach i kwestia winy jest oparta o związki przyczynowe między jakimiś nagannymi działaniami polityków, a ostatecznym skutkiem, niekiedy luźniejsze, a nawet bardzo, bardzo mocno luźniejsze niż w wypadku rozwiązań, które stosowane są w prawie karnym lub, jak już mówiłem, także w prawie cywilnym.
Jeżeli odwoływać się tutaj do prawa, to raczej należało by się raczej odwołać do starego pojęcia prawa cywilnego czy jeszcze prawa rzymskiego, mianowicie pojęcia należytej albo też szczególnej staranności. Otóż jest, jak mi się wydaje, rzeczą nie podlegającą dyskusji, że kiedy mamy do czynienia z jakimś wydarzeniem, z jakimś działaniem, które choćby tylko w bardzo niewielkim stopniu może stworzyć niebezpieczeństwo dla życia jednej lub wielu osób, to ta wystarczająca, a nawet szczególna staranność jest wymagana.
Tak jest w wypadku lotnictwa, w wypadku przewożenia osób samolotami. Prawdopodobieństwo wypadku lotniczego jest bardzo niewielkie. Statystycznie rzecz biorąc, to jest komunikacja bardzo bezpieczna. Niemniej ta szczególna staranność jest tutaj wymagana, czego świadectwem są bardzo daleko idące, reglamentujące bardzo ostro przepisy i regulacje z tej dziedziny, dziedziny prawa lotniczego. A tu właśnie mieliśmy do czynienia z kwestią lotu, lotu do Smoleńska.
Był to lot szczególny. Na pokładzie samolotu TU-154 był Prezydent RP, było bardzo wiele prominentnych osób.
Z urzędem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, jak i zresztą każdego Prezydenta w świecie, związany jest szczególny status, ten status to z jednej strony uprawnienia, jakie posiada w życiu publicznym, a z drugiej strony rola w sferze symboli. Prezydent jest swego rodzaju personifikacją państwa.
Ten status i jego elementy mają rozliczne skutki, ale nas tutaj interesują w szczególności dwa rodzaje tych skutków.
Mianowicie, po pierwsze, szczególny respekt, jakim otaczana jest osoba Prezydenta, a po drugie, szczególne środki, jakie są stosowane dla zapewnienia Mu bezpieczeństwa, szczególna dbałość o Jego bezpieczeństwo.
Wbrew pozorom, te dwie sfery, te dwa elementy są ze sobą w niemałym stopniu związane. Jeżeli obniżamy poziom respektu dla Prezydenta, to z jednej strony zwiększamy prawdopodobieństwo ataku, można powiedzieć, ośmielamy do ataku, a z drugiej strony, jest wysoce prawdopodobne, że obniżamy poziom czujności i mobilizacji staranności służb, które mają Prezydenta strzec, i to zarówno służb własnego kraju, jak i służb innych krajów, jeżeliby na ich terytorium przebywał.
Oczywiście, kwestia bezpieczeństwa ma także bardzo mocne aspekty techniczne, to jest kwestia jakości sprzętu , który służy dla zabezpieczenia Prezydenta w różnych sytuacjach, w których może się znaleźć, a więc także sprzętu lotniczego. To jest kwestia wyszkolenia personelu różnego rodzaju.
Jeżeli chodzi o sprawę respektu, to tutaj problem jest oczywiście szerszy, ale także mamy tutaj do czynienia z pewnym elementem , który łączy te dwie sprawy. W Polsce, mianowicie, za wszystkie elementy techniczne związane z bezpieczeństwem Prezydenta odpowiada Rząd. Jeżeli chodzi o respekt, rzecz - powtarzam - jest szersza, ale przestrzeganie Konstytucji, przestrzeganie Ustaw i przestrzeganie dobrych obyczajów, to jest też obowiązek Rządu. I to też jest element budowy respektu, a więc także i budowy bezpieczeństwa.
Szanowni Państwo!
W Polsce po roku 2005, a szczególnie po roku 2007, mieliśmy do czynienia z bardzo szczególnym fenomenem. Mianowicie establishment, wielka część mediów i, najpierw największa partia opozycyjna, a od 2007 rząd, całkowicie odrzucił te wszystkie normy, o których tutaj mówiłem. Nie tylko że nie podtrzymywał respektu wobec Prezydenta, ale wprowadził na ten respekt, na tą wartość, na tą szczególną cechę, która jest związana z tym urzędem, regularny i to do tego bardzo ciężki atak. Prowadził ten atak najróżniejszymi metodami. Od podważania konstytucyjnych uprawnień Prezydenta, poprzez podważanie uprawnień ustawowych, aż po różnego rodzaju objawy niezwykle daleko posuniętej arogancji - i nie mówię tutaj o równoległym procesie, który ktoś nazwał przemysłem pogardy, a który funkcjonował w sferze środków masowego przekazu i w ramach kultury masowej - mówię o działaniach ludzi władzy, w tym także ludzi, którzy zajmowali najwyższe stanowiska.
Dam tutaj przykład, jeden, choć charakterystyczny, i jednocześnie drastyczny.
Kiedy Prezydent Lech Kaczyński znalazł się w sytuacji, w której kolumna samochodów, którą jechał, została zatrzymana przy użyciu broni palnej, marszałek sejmu, a więc w ramach tzw. precedencji druga osoba w państwie, stwierdził: "Jaka wizyta, taki zamach”, „z 30 metrów to i ślepy snajper by trafił" itd. itd.
Otóż to jest, proszę Państwa, przykład, powtarzam, jeden z bardzo wielu, znajdziecie je Państwo w tym Memoriale, chociaż to też jest nawet nie procent, a promil przykładów, które można by przytoczyć, zachowania ze strony władz.
I to oczywiście ten respekt ogromnie obniżało, i to prowadziło, zarówno do ogromnego zwiększenia niebezpieczeństwa ataku, wręcz można nawet powiedzieć, zachęcało do ataku, a z drugiej strony, z całą pewnością, wpływało także na poziom gotowości służb, zarówno tych polskich, jak i tych z innych krajów.
No i mamy jeszcze, proszę Państwa, element techniczny. Stan techniczny - w tym wypadku chodzi o lotnictwo - a więc lotnictwa służącego m.in. Prezydentowi - bo przypominam, że to była sfera pod całkowitą kontrolą rządu - był w najwyższym stopniu zły, był można powiedzieć tragiczny, i rząd o tym doskonale wiedział i rząd wiedział, że może to zmienić, bo miał w tej sprawie - mimo że to związane z wielkimi wydatkami - poparcie ze strony mediów i był pewien, że będzie miał poparcie także ze strony opozycji, która zresztą, kiedy była
przy władzy, podjęła bardzo długotrwałe w Polsce - tak to dziś u nas wygląda – działania zmierzające do tego, by tą sytuację zmienić. Mimo to w najmniejszym nawet stopniu jej nie zmienił.
I mamy, proszę Państwa, kolejny szczególny rys smoleńskiej wyprawy, tego wszystkiego co łączy się z wylotem do Smoleńska i co łączy się z tragedią. To jest sprawa wprowadzenia do gry przeciwko Prezydentowi Rzeczypospolitej - obcego państwa, w tym wypadku Rosji. Ta gra…
[Brawa]
Ta gra toczyła się przez miesiące, i to była gra, w ramach której polski rząd, używając skądinąd tego właśnie nie uznającego respektu języka, prowadził różnego rodzaju działania przeciw własnemu Prezydentowi, przeciwko temu, by Prezydent uczestniczył w uroczystościach w 70. rocznicę ludobójstwa popełnionego na Polakach, a więc żeby nie wykonał swoich zupełnie oczywistych obowiązków. Skutki tej gry były wielorakie.
Po pierwsze, doprowadziło to do rozdzielenia wizyt. Mieliśmy oddzielną wizytę 7 kwietnia i oddzielną 10 kwietnia. Otóż można spokojnie powiedzieć, że już tylko ten sam fakt - a było wiele innych - gdyby go zmienić, zapobiegłby katastrofie. Gdyby 10 kwietnia do Smoleńska leciało prawdopodobnie 5, a być może nawet 6 samolotów delegacji prezydencko-rządowej, to wyjąwszy hipotezę, której w tej chwili nie rozważamy, a więc hipotezę zamachu,. okoliczności tego lotu musiałyby być na tyle inne, że biorąc pod uwagę wspomnianą już przeze mnie już ogromną rzadkość wypadków lotniczych, nie mógłby się powtórzyć splot okoliczności, który do wypadku doprowadził. Czyli katastrofy by nie było. Tylko z tego jednego względu.
[Brawa]
Ale tych względów było, proszę Państwa, dużo więcej. Wprowadzono zamieszanie, zrezygnowano z tzw. liderów, czyli rosyjskich pilotów, którzy mieli pomagać w pilotowaniu i lądowaniu na tym trudnym lotnisku, zmieniono załogę, bo inna załoga byłaby, gdyby ta wyprawa była jedna, było szereg innych zaniedbań. Kancelaria Prezydenta nie była o wielu sprawach, które wskazywałyby na wyraźnie złą wolę Rosjan informowana. O jednej z nich została poinformowana 12 kwietnia, a więc 2 dni po katastrofie. To też Państwo odnajdą w tym Memoriale.
Mamy tutaj więc sytuację zupełnie nie podlegającą dyskusji. Gdyby nie te działania nie mielibyśmy tej katastrofy. Ale jest, proszę Państwa, jeszcze jedno pytanie, jeszcze jeden zespół zdarzeń, które trzeba wziąć pod uwagę. Mianowicie to wszystko co nastąpiło po katastrofie. Można powiedzieć, że jest właściwym pytanie o to, czy wydarzenia po katastrofie weryfikowały to wszystko, co działo się przed katastrofą. Czy ta diagnoza, która została tutaj postawiona w odniesieniu do wydarzeń przed katastrofą, została zweryfikowana przez wydarzenia po katastrofie.
Otóż, Szanowni Państwo, można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że została zweryfikowana.
Poza niechętnie zresztą czynionymi gestami, które wobec postawy społeczeństwa rząd musiał uczynić, mieliśmy do czynienia: po pierwsze, z całą falą po dzisiejszy dzień trwającą pomówień zmierzających do tego, żeby całkowicie wprowadzić w błąd opinię publiczną i obciążyć odpowiedzialnością za katastrofę czy to samego Prezydenta, to szczególnie na początku, czy też Kancelarię Prezydenta, która na przebieg spraw technicznych związanych z lotem nie miała najmniejszego nawet wpływu. I powtarzam - do tego ciągle się wraca, chociaż poszczególne fakty, które próbowano podnosić, zostały już zweryfikowane. Już nie można się do nich odwoływać. Bo przecież posuwano się do tego nawet, że twierdzono, że Prezydent był pijany i to z tego powodu doszło do katastrofy. To po pierwsze.
Po drugie.
Podnoszona już tutaj całkowita abdykacja, jeżeli chodzi o udział w śledztwie, bo tylko tak to można określić. Całkowita abdykacja.
[Brawa]
I wreszcie, proszę Państwa, po trzecie.
Walka z tym wszystkim, co zmierza do tego, by pamięć Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wszystkich ofiar katastrofy - bo powtarzam - tych bardzo różnych, często skłóconych nawet ze sobą ludzi, połączył jednak jeden cel: chęć wzięcia udziału w tej wspólnej uroczystości, można powiedzieć wspólnej manifestacji. Wspólnej manifestacji przywiązania do polskiej tradycji, polskiego patriotyzmu. Otóż niechęć do tego uczczenia, która przybiera często, niebywałe, wręcz niebywale drastyczne formy, to kolejny dowód na to, że wojna z Prezydentem trwa, nawet gdy On już nie żyje. Kiedyś walczono z Nim…
[Brawa]
Kiedyś walczono z Nim jako żywym człowiekiem, który pełni najważniejszy urząd w państwie, dzisiaj walczy się z Nim jako symbolem. Powtarzam, ta walka trwa. I teraz, proszę Państwa, pozostało mi jeszcze przyłożyć do tego wszystkiego, o czym w ogromnym skrócie mówiłem, a co Państwo mogą w dużo bardziej rozbudowanej formie przeczytać w Memoriale, model przeciętnego państwa demokratycznego. Mówię o przeciętnym, bo poziom odpowiedzialności moralnej i politycznej, egzekwowanej odpowiedzialności moralnej i politycznej w różnych krajach jest różny. Dużo wyższy jest w Stanach Zjednoczonych niż w krajach europejskich, a i w krajach europejskich bywa pod tym względem różnie. Są państwa, gdzie minister podaje się do dymisji wtedy gdy jakiś urzędnik, o którego istnieniu nawet nie wiedział, popełni jakiś drastyczny błąd o poważnych następstwach. Bywają także przykłady państw, gdzie ten poziom egzekwowania odpowiedzialności jest znacznie niższy.
Ale tu - proszę Państwa - chodzi o największą tragedie po 1945 roku - to jest Uchwała Sejmu i Senatu - tu chodzi o odpowiedzialność za taką tragedię. I jeśli mamy być państwem demokratycznym, państwem prawa, państwem elementarnej sprawiedliwości, to w Polsce ta odpowiedzialność, odpowiedzialność moralna i polityczna, jej efektem musi być pozbawianie stanowisk, a w tym wypadku także pełne zejście z politycznej sceny musi być wyegzekwowane.
[Brawa]
Tak, proszę Państwa. Niezależnie od wyników badań, o których tutaj mówimy, tacy ludzie jak Donald Tusk, jak Bronisław Komorowski, jak Radosław Sikorski, jak.....Klich .. przepraszam, bo imienia w tej chwili zapomniałem..... Bogdan, jak Tadeusz [Tomasz - dopisek mój] Arabski, muszą zejść z polskiej sceny politycznej. Raz na zawsze.
[Brawa]
Szanowni Państwo. Ja wiem, że teraz nie zejdą, ja wiem, że odpowiedzią na moje wystąpienie będzie atak, będzie furia, będzie uderzenie potężnego frontu medialnego, który wspiera tych panów, niezależnie od tego co by nie zrobili.
[Brawa]
Ale trzeba to powiedzieć, ale trzeba to powiedzieć w imię przyszłości.
W imię przyszłości Polski jako państwa demokratycznego.
[Brawa]
Trzeba to powiedzieć w imię sprawiedliwości, trzeba to powiedzieć w imię uczciwości, w imię honoru Polaków i Polski.
[Brawa]
Ale trzeba to powiedzieć także w imię tego i dlatego, by nadszedł dzień prawdy, o którym tu wszyscy mówiliśmy. Ja, choć jestem na pewno dużo starszy niż pani Merta, wierzę, że nie będzie trzeba całego życia, mojego na pewno dużo krótszego niż w wypadku Pani, jeżeli chodzi o te lata, które mamy przed sobą, by ta prawda wyszła na jaw. Ze wszystkimi konsekwencjami.
Dziękuję.
[Brawa]