środa, 17 lipca 2013

Atak na abp. Hosera wstępem do ataku na Jana Pawła II? - Przegląd tygodnia w Klubie Ronina

Przegląd tygodnia w Klubie Ronina tradycyjnie poprowadził Rafał Ziemkiewicz, a towarzyszyli mu Cezary Gmyz i Łukasz Warzecha. Dyskutowano o „matce małej Madzi w sutannie”, uboju rytualnym, Trybunale Konstytucyjnym i prokuratorze Seremecie.
IMG_3564m


Zdaniem Rafała Ziemkiewicza, historia „matki małej Madzi w sutannie”, czyli ks. Lemańskiego była swoistą przykrywką, dlatego pierwszym tematem poruszonym w czasie Przeglądu był niemal niezauważony wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie podniesienia składki rentowej, którego tryb wprowadzenia został zaskarżony. Trybunał uznał takie działania za zgodne z konstytucją, stosując się do „dyrektywy” wygłoszonej jakiś czas temu ustami przewodniczącego Trybunału, że stabilność budżetowa jest również wartością konstytucyjną. Pan Rzepliński powiedział, że Trybunał Konstytucyjny musi orzekając brać pod uwagę, jakie skutki dla budżetu niosą jego orzeczenia”, spuentował Ziemkiewicz. Publicyści nie mogli jednak doszukać się w konstytucji stosownych artykułów podtrzymujących tę tezę.

Przechodząc do sprawy ks. Lemańskiego, Łukasz Warzecha powiedział: „Nie zgadzam się z tym, że to jest temat zastępczy. [...] To jest ta sama metoda, którą się stosuje od bardzo dawna. Wyłuskuje się z Kościoła jakąś osobę, która się nadaje, żeby ją podpompować, potem się ją pompuje ponad miarę i przedstawia jako tego szlachetnego. [...] Schemat jest doskonale znany, to jest kolejna próba i mam wrażenie, że ta jest wyjątkowo intensywnie ciągnięta i wyjątkowo długo jak na ubóstwo substancji, która w tej całej sytuacji tkwi.”

Publicyści zwrócili uwagę na nietypową biografię arcybiskupa Hosera – lekarza, misjonarza, człowieka posługującego się wieloma językami, w tym afrykańskimi.

Rafał Ziemkiewicz komentując coraz bardziej kuriozalne, nieprawdziwe zarzuty pod adresem abp. Hosera, m.in. o odpowiedzialność za ludobójstwo w Rwandzie, powiedział: „Takie oskarżenie padło – że jest winien ludobójstwa, bo mógł powstrzymać, ale arcybiskup Hoser jest tylko, mówiąc językiem policyjnym, wyjściem na Jana Pawła II, którego oskarżono i to zupełnie niedwuznacznie w radiu Tok FM przy okazji zapowiadanej kanonizacji, że właściwie to on jest odpowiedzialny za to ludobójstwo w Rwandzie.”

Cezary Gmyz: „To jest tak naprawdę efekt zawiedzionej miłości Gazety Wyborczej do abp. Hosera.[...] Wyborcza na początku liczyła, że on będzie troszeczkę przeciwwagą dla Wielgusa, który miał obejmować stanowisko metropolity warszawskiego.”

IMG_3575m

Przechodząc do bieżącej polityki, Ziemkiewicz zauważył: „Jednego dnia mieliśmy w Sejmie trzy głosowania, w których Platforma Obywatelska głosowała inaczej niż koalicyjny PSL. [...] Pojawiła się nowa koalicja rządząca – Platformy Obywatelskiej z SLD i Ruchem Palikota.”

Jedną z tych spraw było głosowanie nad ubojem rytualnym. Publicyści opowiedzieli się za ubojem, uznając blokadę tej formy zabijania zwierząt za skuteczną formę lobbingu, która jest na rękę pozostałym krajom Unii, które mogą zastąpić Polskę na rynku tego typu mięsa. Zdaniem Cezarego Gmyza, ubój rytualny w porównaniu z ubojem gospodarczym (np. tzw. świniobicie) jest metodą humanitarną.

Łukasz Warzecha: „Jeżeli przyjmujemy taki lewacki argument, że zwierzątka.., że nie można... to równią pochyłą jest zakazanie nie tylko wszelkich sytuacji, w których zwierzę doznaje jakiegoś cierpienia, albo zostanie zabite, ale też zakazanie wszelkich budzących jakiekolwiek wątpliwości rytuałów religijnych.”

Zdaniem publicystów, zaangażowanie się PiS-u po stronie zakazu uboju rytualnego było błędem politycznym. Rafał Ziemkiewicz: „otwierała się możliwość przejęcia znaczącej grupy elektoratu PSL-u. Elektorat rolniczy jest bardzo rozczarowany PSL-em.” a taka postawa Prawa i Sprawiedliwości, według niego, może być źle przyjęta przez mieszkańców wsi.

Ostatnim tematem była zmiana podejścia rządzącej PO do tzw. niezależności prokuratury.
Rafał Ziemkiewicz pytał: „Co sprawiło, że prokurator Seremet jako prokurator „niezależny” był dobry jeszcze rok temu (mimo że sprawozdanie z jego działalności było identyczne jak w tym roku), a w tym roku okazało się, że musi odejść?”.

Znany z zamiłowania do teorii spiskowych Cezary Gmyz znalazł powód, potwierdzony przez prokuratorów, z którymi redaktor miał kontakt: „Platforma Obywatelska planowała wskrzeszenie sprawy Barbary Blidy i od połowy czerwca trwały nieformalne naciski na prokuraturę. [...] Chciano znaleźć wsparcie w prokuraturze dla tej nowej koalicji PO-SLD, a konkretnie dla Kalisza, który był przewodniczącym komisji do zbadania śmierci Barbary Blidy i usiłowano na Andrzeju Seremecie wywrzeć nacisk, żeby wznowił umorzone już postępowanie.” Seremet jednak nie chciał się na to zgodzić, opierając się na ekspertyzach wykluczających takie działania.


O niekorzystnych dla ofiar przestępstw planowanych zmianach w KPK, komendancie drogówki z Torunia i 17 mandatach „na łeb”, Obirku, Bartosiu, przemysłowym tuczu gęsi, filmie „Układ”, dwuznacznej postawie niektórych bohaterów „Niepokonanych”, wpadkach Komorowskiego, incydencie z jajkiem, BOR-ze, i jego byłym szefie - inżynierze ceramiku (bez magistra) Janickim w filmie poniżej.




IMG_3543m

IMG_3545m

IMG_3587m

IMG_3622m

IMG_3597m

IMG_3537m

IMG_3598m

IMG_3569m

IMG_3619m

P1440615m

IMG_3556m

Relacja: Bernard i Margotte

poniedziałek, 15 lipca 2013

„Żeby zrozumieć katastrofy III RP, trzeba poczytać o katastrofach PRL-u" - Paweł Zyzak: "Tajemnica Wilczego Jaru"

W klubie Ronina gościł „gorszy od faszysty” Paweł Zyzak. Spotkanie było poświęcone nowej książce autora słynnej biografii Lecha Wałęsy. W „Tajemnicy Wilczego Jaru” zajął się jedną z największych katastrof komunikacyjnych PRL-u. Historyk, stosując aparat naukowy, opisał nie tylko samą katastrofę, w której zginęło 30 osób – górali-górników jadących do pracy, ale zajął się również działaniami służb specjalnych PRL, które chciały sprawę zatuszować, a które przypominają jako żywo działania władz polskich obecnie...

IMG_2912m

W klubie Ronina gościł „gorszy od faszysty” Paweł Zyzak. Spotkanie było poświęcone nowej książce autora słynnej biografii Lecha Wałęsy. W „Tajemnicy Wilczego Jaru” zajął się jedną z największych katastrof komunikacyjnych PRL-u. Historyk, stosując aparat naukowy, opisał nie tylko samą katastrofę, w której zginęło 30 osób – górali-górników jadących do pracy, ale zajął się również działaniami służb specjalnych PRL, które chciały sprawę zatuszować, a które przypominają jako żywo działania władz polskich obecnie... „Żeby zrozumieć katastrofy III RP, trzeba poczytać o katastrofach PRL-u". - powiedział autor. Celem Zyzaka było nie tylko przedstawienie samej katastrofy, ale poprzez wierność szczegółom danie satysfakcji członkom rodzin ofiar tragedii.

Historyk pytany o motywy zajęcia się tą konkretną katastrofą odpowiedział:
„Jest oczywiście wątek poniekąd rodzinny. Katastrofa wydarzyła się w 1978 roku w Oczkowie w Żywcu [dziś dzielnica miasta], moja rodzina pochodzi z Oczkowa. Ojciec, jak i jego bracia byli górnikami, pochodzili z tamtych regionów i jeździli tymi kopalniakami. Znam się z panem Adamkiem, który w naszych rozmowach wspominał również o tym co go trapi, czyli o tej katastrofie i że ta sprawa wciąż jest niewyjaśniona, a pojawiają się głosy, wciąż, po latach, że jego ojciec jest winny tej katastrofie. Próba uczynienia trybutu dla mojej społeczności, czuję się góralem, czuję się Podbeskidzianinem, Żywczaninem i chciałem coś wnieść dla swojej społeczności, dla swojego regionu.”

Na kanwie całego wydarzenia udało mi się naszkicować proces zarówno dochodzenia do katastrofy, jak i jej tuszowania. Jest to pewien schemat, który został wypracowany w państwach komunistycznych, ale istnieje po dziś dzień, przeniknął do III RP z całym dorobkiem PRL-u i wszelkie katastrofy, jakie miały miejsce, zawierają w sobie choćby cząstkę tego schematu, który wtedy zaistniał. [...] Starałem się pokazać cały mechanizm tuszowania tej katastrofy, punkt po punkcie, jego podobieństwa do największych katastrof III RP. Sami państwo zobaczycie jak tych podobieństw jest wiele, jakie nieodparte wrażenie wszystkie nasuwają. Katastrofa nastąpiła w okresie, kiedy wystąpiło kilka katastrof o podobnych rozmiarach - kolejowa, a także lotnicza. Wystąpiły w tym okresie, kiedy wydawało się, ze PRL już jest w stanie upadku i poniekąd znamionowały stan gospodarki PRL. Myślę, ze to ciekawe zjawisko również nasuwające pewne skojarzenia z czasami późniejszymi.”

Mówiąc o śledztwie podkreślił: „Śledztwo zostało tak poprowadzone, aby tej katastrofy nie wyjaśnić. Natychmiast po katastrofie powołano komisję rządową, która zadbała o to, aby prokuratura kroczyła pewnymi śladami i ona nimi podążyła. [...] Starałem się również pokazać sam PR, czyli jak media reagowały na samą katastrofę, i na ile były, i czy były orężem władzy w tym wypadku. Macie państwo cały zestaw czynników, który działał przy okazji największych katastrof III RP. Żeby, jak sądzę, zrozumieć katastrofy III RP trzeba poczytać o katastrofach PRL-u.”

Ofiarami tej tragedii byli górnicy: „Byli to górale, którzy pracowali na kopalniach jako górnicy. Upadek dwóch autokarów w przepaść z wysokości ok. 20 metrów do Jeziora Żywieckiego spowodował traumatyczny oddźwięk na całej społeczności. Mieliśmy do czynienia z ludźmi, których znał każdy, każdy miał kogoś rodzinnie powiązanego z danym górnikiem, czy też miał znajomego, który miał znajomego, bądź był znajomym bezpośrednio tego górnika. [...] Jechali rano do pracy, wracali z tej pracy i prosto z pracy szli na rolę, byli to rolnicy. Byli to ludzie, którzy posiadali wielodzietne rodziny, więc tragedia dotykała dzieci.”

IMG_2930m

Wyjaśnił:„Książka posiada swoją tajemnicę, tą tajemnicą jest pewna plotka, która pojawiła się już minuty po katastrofie od górników, którzy przyjeżdżali na miejsce z innych kopalniaków. Twierdzili oni, że na moście stała nysa milicyjna i to ona spowodowała katastrofę. Oczywiście w ostatecznej wersji prokuratury taka informacja się nie znalazła.”

Publikacja dzieli się na cztery części – pierwsza to opis PRL-u drugiej połowy lat 70., oraz opis regionu – Beskidów zamieszkanych przez konserwatywnych górali. Druga część to szczegółowy zapis przebiegu katastrofy. Trzecia część to próba pokazania, jak całą katastrofę tuszowano (co w znacznej mierze się udało – pomimo, że była to największa katastrofa drogowa PRL-u, w której zginęło 30 osób, Wolna Europa o tym nie wspomniała - tragedia pozostała wydarzeniem lokalnym). Ta część stanowi swoiste śledztwo dziennikarskie. Czwarta część zawiera wyjaśnienie całego wydarzenia „na tyle na ile się dało – ok. 90-95%” - powiedział autor.

O ówczesnych lękach władz i dzisiejszym zainteresowaniu mediów Paweł Zyzak powiedział: „Zainteresowanie mediów lokalnych jest dużo większe niż mediów czołowych. [...] Górnicy z Beskidów zawieźli w końcu informacje o tym nieszczęściu do kopalń i tutaj również zadziałały macki władz administracyjnych i politycznych, aby odciąć tych górników od ich kolegów, aby ta informacja nie rozprzestrzeniała się, nie spowodowała jakiegoś buntu antykomunistycznego. 78 rok to jest moment powstawania niezależnych komitetów związkowych w Katowicach i w Trójmieście. Pojawił się zaczyn buntu. Komuniści starali się przeciwdziałać takiej aktywności górników.”

Autora „Tajemnicy Wilczego Jaru” pytano również tradycyjnie o książkę o Lechu Wąłęsie, finał sprawy katastrofy, o tematykę doktoratu (są to stosunki polsko-amerykańskie w latach 80., jak doszło do transformacji ustrojowej z punktu widzenia Amerykanów i Zachodu), o inne tego typu katastrofy w PRL i krajach ościennych.

Pytany o tragedię smoleńską Paweł Zyzak odpowiedział:
„Skoro mnie udało się w 90-95% wyjaśnić tego, co się zdarzyło w przypadku katastrofy w Wilczym Jarze, to tym bardziej wyjaśnimy, to co zdarzyło się w Smoleńsku, tym bardziej, że dowody będą i będą prawdopodobnie żelazne.



Książka jest do nabycia m.in w księgarni Multibook

Relacja: Bernard i Margotte

IMG_2923m

IMG_2920m

IMG_2943m

IMG_2945m

IMG_2969m

IMG_2948m

IMG_2995m

IMG_3006m

Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157634615675677/

Ostatnie wielkie powstanie narodowe

Żebrowski

Walka podziemia antykomunistycznego z sowieckim okupantem i jego kolaborantami po II wojnie światowej to ostatnie wielkie polskie powstanie narodowe. Komunistyczna propaganda nazywała to walką o utrwalenie władzy ludowej, walką z reakcją, z bandami. A to jest takie samo powstanie jak Styczniowe – około 250 tys. ludzi w konspiracji, z tego kilkadziesiąt tysięcy ludzi zbrojnych w lasach w oddziałach partyzanckich, ponad 100 tys. ofiar. O powstaniu antykomunistycznym 1944-1963 i jego uczestnikach – Żołnierzach Wyklętych opowiadał w Milanówku historyk Leszek Żebrowski.


Nawiązując do miejsca spotkania, Leszek Żebrowski mówił, że w okresie po Powstaniu Warszawskim Milanówek był „małym Londynem”:

– W Milanówku konspirowały najwyższe władze polskiego Państwa Podziemnego, tu przebywali funkcjonariusze tego państwa, wojskowi i ze struktur politycznych, tu się odbywały aresztowania, obławy i łapanki, stąd wychodziły zarządzenia i rozkazy dla polskiego podziemia antykomunistycznego już pod okupacją sowiecką.

Na początku swojego wykładu historyk wyjaśnił skąd wzięło się określenie „Żołnierze Wyklęci”.

– Gdy na początku lat 90. zacząłem nagłaśniać losy ludzi z tego podziemia, które komuniści mieli całkowicie zabić, wymyśliliśmy wraz z grupą młodych pasjonatów termin „Żołnierze Wyklęci”. To do tych ludzi pasowało szczególnie, bo oni byli naprawdę wyklęci. Komuniści nie tylko ich zabijali, ale ich zwłoki chowali anonimowo w odludnych miejscach a do rodzin pisali listy, że mają się ich wyrzec. Za to, że Polska została zdobyta przez Związek Sowiecki a oni się tej okupacji przeciwstawiali. Później, po wielu latach, po wejściu w życie ustawy o Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych, wydawało się, że ta nazwa już będzie nieadekwatna. Padały nawet głosy, że ta nazwa może być dla tych ludzi nawet obraźliwa, że może powinniśmy mówić „żołnierze niezłomni”. Nie wszystko się jednak zmieniło..

IMAG0212

Żebrowski mówił, że zamierzenie komunistów, chcących na zawsze wymazać pamięć o bohaterach polskiego podziemia niepodległościowego albo ich zohydzić społeczeństwu nie straciło niestety całkiem na aktualności.

– 1 marca tego roku w Narodowe Święto Żołnierzy Wyklętych w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł o ludziach z ostatniego podziemia, dzielący ich na pół: na dobrych i niedobrych Żołnierzy Wyklętych. Ci z tego podziemia narodowego, którzy działali najdłużej i byli najtwardsi, mieli największe zasługi, dalej są wyklinani. Nie tylko pojedynczy żołnierze ale całe formacje.

– Gdy sejm III Rzeczpospolitej wreszcie po dwudziestu kilku latach raczył uznać zasługi Narodowych Sił Zbrojnych, przywrócić ich do oficjalnej pamięci, to towarzysz Leszek Miller, były członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR, od razu wrzeszczał, że to są żydobójcy, hitlerowcy, zdrajcy itd. tak jakby w Polsce nic się nie zmieniło. (..) To jest niegodne, aby wobec ludzi, którzy oddali swoje życie w najbardziej szlachetny sposób, ofiarowali wszystko co mieli, młodość życia, żeby jeszcze dzisiaj ich wyzywać i prześladować po śmierci. Czyli dalej są wyklęci.

W ocenie historyka w społeczeństwie pokutują dalej pewne stereotypy i mamy do czynienia z niewiedzą czy wręcz z kompletną ignorancją dotyczącą podziemia antykomunistycznego. Jednak jego zdaniem pozytywne jest to, że coraz więcej młodych ludzi szuka tożsamości narodowej, do której chcą się odnieść.

– Nie ma dla młodych pracy w Polsce. Premier, który uważa, że mogą jechać do Irlandii na zmywak czy do Niemiec do domów starców, być może jeszcze nazistom tyłki podcierać, to jest hańba. Nasze państwo stać na więcej. Jeśli nie będziemy dbać o młode pokolenie, o swoje tradycje, to się w Europie rozpuścimy. Czy mamy być Cyganami w taborach, czy mamy pozostać Polakami? Żeby przyszłość należała do nas, musimy pamiętać o przeszłości.

IMAG0207

Historia Żołnierzy Wyklętych rozpoczyna się w momencie, kiedy w styczniu 1944 Armia Czerwona ponownie wkroczyła na ziemie polskie.

– W pierwszych dniach stycznia 1944 Sowieci wkroczyli formalnie jako sojusznicy naszych sojuszników. Przywódcy polskiego Państwa Podziemnego liczyli na przyjazne zamiary albo co najmniej neutralność ZSRS. Rozpoczęła się akcja „Burza”: ujawnianie struktur niepodległościowych, współdziałanie z Armią Czerwoną, pomoc w zdobywaniu miejscowości, wskazywanie ugrupowań niemieckich. Na Kresach wybuchło wywołane przez AK powstanie we Lwowie oraz w Wilnie. Jednak po zdobyciu tych miast przez Armię Czerwoną polskich żołnierzy z podziemia niepodległościowego aresztowano, niektórych rozstrzeliwano na miejscu, resztę albo wywożono na Syberię, albo wcielano do Armii Berlinga. Niektórych trzymano jako jeńców po dwa, trzy tygodnie w dołach wykopanych w ziemi.

– Armia sowiecka podbijała Polskę w 1939 roku wespół z Hitlerem. Do 1941 roku stosowała nawet większe represje niż te prowadzone jeszcze wówczas pod okupacją niemiecką. Także w 1944 Sowieci nie wkraczali z zamiarami przyjaznymi. W ich planach w dalszym ciągu było wcielenie naszych kresów wschodnich. Zainstalowali swój własny fikcyjny rząd a Polska była de facto sowiecką republiką.

– Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, do którego Sowieci zachęcali, natychmiast wstrzymali ofensywę. Chodziło im o to, żeby Polska Podziemna wykrwawiła się z rąk niemieckich, żeby im było łatwiej. Dzisiaj mając dostęp do wielu dokumentów widzimy całą grozę i perfidię tego postępowania. Sowieckie oddziały partyzanckie w okresie okupacji niemieckiej dostawały instrukcje żeby działać na ziemiach polskich tak, żeby powodować jak największe straty ludności cywilnej. Chodziło o to, żeby atakować Niemców w miejscowościach przez co niemiecka zemsta spadnie na ludność cywilną. W ich zamierzeniu, gdy Niemcy wyniszczą żywioł Polski, będzie im łatwiej nad danym terenem zapanować. Nie mieli żadnych skrupułów.

Alianci zachodni od sprawy polskiej umywają ręce. Decydowanie o terenach Rzeczypospolitej pozostawili Józefowi Stalinowi. Miał on do pomocy zdrajców i kolaborantów – polskich komunistów, którzy choć nie byli liczni to stanowili przyczółek dla Sowietów. Mieli pokazać, że Polska nie jest żadną sowiecką republiką, że to sami Polacy urządzają swoje państwo a Sowieci im tylko pomagają.


P6080003

Zdaniem historyka w takich warunkach konspiracji z okresu okupacji hitlerowskiej nie można było zakończyć.

– Gdy AK-owcy, NSZ-owcy i inne formacje niepodległościowe chcą zaprzestać działalności, to nie mogą tego zrobić. Ich koledzy są aresztowani, rodziny są represjonowane, muszą pozostać w konspiracji aby walczyć o godność, honor, o życie, o własność, o wolność religii, o wszystko to, co jest człowiekowi przypisane z natury rzeczy, co im się zabiera. To nie jest tak, że oni chcą walczyć. Wszystkie rozkazy formacji niepodległościowych już pod okupacją sowiecką mówią o samoobronie: o odbijaniu więźniów, o obronie ludności cywilnej a nie o atakowaniu komunistów i Sowietów. (..) Ci, którzy zaprzestali działalności, wyszli z konspiracji, byli tak samo mordowani i prześladowani jak ci, którzy w tej konspiracji pozostali. W związku z tym woleli ginąć z bronią w ręku na polu walki niż dać się zabić komunistom jako bezbronne ofiary.

Żebrowski podał przykłady tych, którzy mimo zaprzestania działalności i ujawnienia się władzom komunistycznym zostali zamordowani.

Generał August Emil Fieldorf ps. Nil, bohaterski dowódca Kedywu Armii Krajowej, po ujawnieniu się został aresztowany. Przeżył bardzo brutalne śledztwo, po którym został powieszony w więzieniu na Mokotowie w Warszawie jak pospolity przestępca, jako zdrajca, jako wróg Polski Ludowej, jako kolaborant niemiecki. Temu jednemu z najlepszych oficerów II Rzeczpospolitej i Polski Podziemnej przypisano wszystko co najgorsze.

– Innym przykładem jest porucznik Jan Rodowicz „Anoda”, bohater batalionu „Zośka” AK, uczestnik akcji pod Arsenałem, wybitny dowódca w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie nie był w konspiracji. Jedyną działalnością jaką prowadził były ekshumacje w Warszawie. Z piwnic, z gruzów wydobywał szczątki swoich koleżanek i kolegów poległych w czasie powstania żeby zapewnić im godziwe pochówki. Było to solą w oku komunistów, bo to nie komuniści byli ekshumowani – ich w powstaniu tak naprawdę nie było. To byli żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Przypominanie zaraz po wojnie, że było Państwo Podziemne, że była inna Polska było dla komunistów działaniem wrogim. Jan Rodowicz został aresztowany, był przesłuchiwany i jakoś tak się dziwnie złożyło, że wypadł z okna z czwartego piętra… gdzie okna były zamykane, okratowane, a każdy więzień szedł z rękami z tyłu skutymi kajdankami i w asyście funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Anoda konał kilkanaście godzin. Czyli ta droga zaniechania działalności była drogą prowadzącą także do śmierci.

P6080004

Jana Rodowicza przesłuchiwał major Wiktor Heller, naczelnik wydziału śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, najbardziej zbrodniczej struktury komunistycznej. W Urzędzie Bezpieczeństwa doszedł do stopnia pułkownika. Interesujące są dalsze losy śledczego, które Żebrowski przytacza zgodnie z relacją profesora Wiesława Chrzanowskiego, wieloletniego więźnia politycznego okresu stalinowskiego, wcześniej ciężko rannego w walkach w Powstaniu Warszawskim.

– W 1981 roku na posiedzeniu Komisji Krajowej Solidarności w Gdańsku Jacek Kuroń przyprowadził nową grupę doradców. Opowiadał to prof. Wiesław Chrzanowski, współtwórca statutu związku. Usiadł koło niego starszy pan, który wydał się Chrzanowskiemu znajomy, jednak skojarzenia wydawały się niemożliwe. Gdy Jacek Kuroń przedstawił ekspertów okazało się, że to Wiktor Heller… nowy specjalista od rolnictwa. Tu profesor Chrzanowski nie wytrzymał. Wstał i powiedział, że „przecież ten człowiek to jest ubek, który nas przesłuchiwał”. Kuroń na to odpowiedział: „jak wam się nie podoba, to możecie wyjść”. Podczas przesłuchania Heller powiedział Chrzanowskiemu, że jego i jego kolegów chce nie tylko unicestwić fizycznie ale i pohańbić w oczach społeczeństwa, zohydzić moralnie. To był ten symbol zmian, nowej Polski, która miała przyjść wraz z „Solidarnością”, a która była tą dawną Polską stalinowską. Ci ludzie nie zniknęli, byli dalej, tylko na nowych miejscach.

W opinii Leszka Żebrowskiego powstanie antykomunistyczne po II wojnie światowej może się równać z Powstaniem Styczniowym.

– Armia Czerwona po wkroczeniu do Polski w 1944 roku dokonuje represji, aresztowań, rozstrzeliwań. Niemieckie więzienia takie jak na Zamku Lubelskim zamieniane są na więzienia komunistyczne, obozy koncentracyjne, takie jak Majdanek, zamieniane są na obozy koncentracyjne NKWD (Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR – przyp. red.). W związku z tym ludzie, którzy są w strukturach niepodległościowych, którzy kontynuują działalność polskiego Państwa Podziemnego wywołują powstanie antykomunistyczne. To jest ostatnie wielkie polskie powstanie narodowe, o którym nie było mowy. Nazywano to walką o utrwalenie władzy ludowej, walki z reakcją, z bandami. A to jest takie samo powstanie jak Styczniowe – około 250 tys. ludzi w konspiracji, z tego kilkadziesiąt tysięcy ludzi zbrojnych w lasach w oddziałach partyzanckich. Powstanie Styczniowe trwało krótko. Powstanie antykomunistyczne trwa do 1963 roku, kiedy 21 października na Lubelszczyźnie ginie ostatni partyzant sierżant Józef Franczak ps. Lalek. To jest ten symboliczny kres powstania. Struktury formacji niepodległościowych, komendy okręgów i powiatów, istnieją do przełomu lat 49/50.

P6080013

Były trzy główne organizacje podziemia antykomunistycznego: Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, Narodowe Siły Zbrojne i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, które powstały na bazie rozwiązanych po wojnie organizacji. Z Armii Krajowej wyłania się zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, z formacji narodowych okresu wojennego powstaje w lutym 1945 Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Do początku 1947 roku istnieją resztki Narodowych Sił Zbrojnych. Historyk podkreślił, że największe walki toczone były z radzieckimi oddziałami NKWD.

– Sowieci nie po to weszli do Polski żeby nas wyzwolić, tylko po to, żeby Polskę ponownie zdobyć. I dlatego istniało Podziemie jako wyraz sprzeciwu na taką Polskę, którą nazwano Polską Ludową, niezgody na mordowanie najlepszych Polaków. W latach 1944-46 wszystkie większe walki polskie podziemie niepodległościowe toczyło nie z UB, milicją czy ludowym wojskiem polskim, lecz z formalnymi strukturami NKWD. Dywizje NKWD stacjonowały na ziemiach polskich do 1947 roku i to one utrwalały władzę ludową, dokonywały największych pacyfikacji i egzekucji. Rodzimi komuniści byli za słabi. Jak się czyta protokoły biura politycznego, komitetu centralnego z lat 1944-45, to oni cały czas się boją, żeby Stalin nie zabrał Armii Czerwonej z ziem polskich. To nie była żadna wojna domowa, jak niektórzy chcą wmówić. To była walka z okupantem, który pomagał rodzimym kolaborantom.

Żebrowski przytoczył porażającą statystykę ofiar powojennego terroru komunistycznego.

– W latach 1944-55 tylko samych wyroków śmierci wykonano ok. 5 tys. Były to zbrodnie sądowe – wyroki śmierci wydane przez sądy Polski Ludowej na elitę antykomunistycznego podziemia. Ponad 20 tys. ludzi zabito w aresztach i więzieniach bez sądów, przed rozprawami, przed postawieniem aktu oskarżenia. Około 10 tys. zginęło w lasach z bronią w ręku. Kilkadziesiąt tysięcy zabito w obławach i pacyfikacjach. Bywało, że jednorazowo mordowano po kilkadziesiąt i więcej osób. Przykładem jest obława augustowska, w której zabito kilkaset osób i nie wiemy nawet, gdzie są pochowane.

Łącznie jest ok. 100 tys. ofiar. Dokładna liczba nie jest znana, bowiem w wielu przypadkach zabijano bez pozostawiania jakichkolwiek śladów, bez żadnej dokumentacji, zwłoki zakopywano w lesie nawet bez zapisywania danych personalnych. Nie znamy miejsc pochówku olbrzymiej części ofiar pierwszych lat komunizmu w Polsce. Chowano ich na wysypiskach śmieci, w lasach, na uroczyskach, w jakichś wyrobiskach żeby zatrzeć po nich ślady. Żeby było to, co obiecał major Heller Wiesławowi Chrzanowskiemu – „żeby was obrzydzić moralnie, żeby was nie było”. To jest los Polski Podziemnej.



Relacja: Czarek Czerwiński

Przepraszamy za słabą jakość zapisu dźwiękowego drugiej części spotkania wynikającą z niedostatków technicznych sprzętu jaki posiadamy

Nigdy nie powinniśmy się godzić na to, by nas dzielono - 39 miesięcznica tragedii smoleńskiej

"Warunkiem zwycięstwa jest jedność. Nigdy nie powinniśmy się godzić na to, by nas dzielono, by jeden był przeciw drugiemu, a nie jeden z drugim. Musimy umieć odróżniać naturalne różnice w obrębie naszego wielkiego obozu patriotycznego od tych wszystkich, którzy tego zwycięstwa nie chcą, kierując się jakimiś innymi celami, a czasami kierując się wyłącznie własną ambicją i interesem." - mówił Jarosław Kaczyński pod Pałacem Prezydenckim po zakończeniu Marszu Pamięci w 39 miesięcznicę tragedii smoleńskiej.
P1190447m

W 39 miesięcznicę katastrofy pod Smoleńskiem w Archikatedrze Warszawskiej odprawiona została msza św. w intencji Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jego Małżonki i wszystkich ofiar tej tragedii, w której wzięły udział rodziny, parlamentarzyści, górnicy z kopalni Mysłowice oraz tysiące mieszkańców Warszawy i jej okolic.

Jak co miesiąc uczestniczyły w niej także poczty sztandarowe, m.in. Armii Krajowej, Ruchu Katolicko-Narodowego oraz Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. Eucharystię transmitowały media: Radio Maryja, Telewizja Trwam i TV Republika.

IMG_3042m

IMG_3028m

IMG_3034m

IMG_3094m

IMG_3070m

IMG_3072m

P1190405m

Homilię do wiernych wypełniających warszawską świątynię wygłosił o. Gabriel Bartoszewski, który powiedział m.in.:

IMG_3052m

"Prezydent i towarzyszący mu nasi rodacy nie mogli zapomnieć o 70. rocznicy męczeństwa tysięcy Polaków, którzy oddali swoje życie za Polskę Piastów i Jagiellonów, czasów elekcji i rozbiorów, wszystkich powstań i wszystkich wojen, wszystkich wygnańców i zesłańców, wszystkich rozstrzelanych, powieszonych i zagłodzonych? Za Polskę jakże wspaniałej kultury, za Polskę świętych matek i ojców i za tych, co będą ginęli w przyszłości".

Homilia o. Gabriela Bartoszewskiego



P1440516m

IMG_3182m

Msza święta w intencji ofiar tragedii smoleńskiej - migawki




Po mszy św. wyruszył Marsz Pamięci, na którego czele znajdował się transparent "Smoleńsk - pamiętamy". Uczestnicy nieśli flagi narodowe, znicze i kwiaty, a także wizerunki Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

IMG_3216m

IMG_3246m

P1440562mm

P1190448m

P1190452m

P1190433m

IMG_3272m

P1190442m

IMG_3301m

Pod Pałacem Prezydenckim odśpiewano wspólnie hymn narodowy, prezes PiS złożył kwiaty pod drewnianym krzyżem, obok wieńca od klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, i przemówił do zebranych:

Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego


"Idziemy w tym marszu już 39 miesięcy. Przez te 39 miesięcy ciągle zbliżamy się do naszych celów - do prawdy, do tego momentu, w którym ci, którzy polegli, w tym Prezydent Rzeczypospolitej, zostaną odpowiednio uczczeni, gdy zostanie zrobione to wszystko, co powinno być zrobione od razu.

Dziś w kazaniu słyszeliśmy słowa pocieszenia. Słowa, w których była mowa o tym, że dobro zwycięża, że dobrych jest więcej niż złych i że trzeba tylko doprowadzić do tego, by mogli oni być górą. Tak. Musimy być górą! Górą muszą być dobrzy Polacy, ci, którzy chcą dobra naszej Ojczyzny. Którzy chcą Polski niepodległej, wolnej i godnej. A tej Polski wolnej, godnej, niepodległej nie będzie bez Prawdy - o tym też była mowa - nie będzie bez uczczenia pamięci tych, którzy oddali życie w służbie Ojczyzny. Ale jest jeden warunek owego zwycięstwa, bo przecież idąc tu, zawsze myślimy o dniu, w którym będziemy mogli powiedzieć: zwyciężyliśmy. Mamy prawo tak myśleć. Co więcej, powinniśmy tak myśleć.

IMG_3338m

Warunkiem dojścia do tego dnia, warunkiem zwycięstwa, jest jedność. Jest jedność, która powinna być niepodważalna. Nigdy nie powinniśmy się godzić na to, by nas dzielono, by jeden był przeciw drugiemu, a nie jeden z drugim. Są tacy, którzy próbują nas dzielić. Są jednocześnie naturalne różnice, różnego rodzaju konkurencje, które są zawsze, których nie można uniknąć, bo taka jest natura człowieka. Ta natura, którą dał nam Bóg. Musimy umieć to odróżniać. Musimy umieć odróżniać te naturalne różnice w obrębie naszego wielkiego obozu patriotycznego od tych wszystkich, którzy tego zwycięstwa nie chcą, kierując się jakimiś innymi celami, a czasami kierując się wyłącznie własną ambicją i interesem. Ta umiejętność oddzielania jest nam dzisiaj niezmiernie potrzebna, bo przychodzi czas decydujący.

Przyszły pierwsze, skromne jeszcze - pamiętajmy, skromne jeszcze - sukcesy. Muszą przyjść kolejne. A to jest droga do prawdy przez zmianę sytuacji w naszej Ojczyźnie. Zasadniczą zmianę sytuacji. Póki do tej zmiany nie dojdzie, nie dojdziemy też do prawdy. Nasze cele, cele tych wszystkich, którzy przychodzą tutaj na te comiesięczne manifestacje, dopiero wtedy zostaną spełnione.

Ale jeśli mamy myśleć, jeśli mamy marzyć, jeśli mamy te marzenia zmieniać w rzeczywistość, to jeszcze raz powtarzam - musimy wiedzieć, że to co za nami, to tylko część drogi, a to co przed nami, jest najtrudniejsze. Ten ostatni odcinek drogi musimy przejść w jedności. I to jest najważniejsze przesłanie dzisiejszego dnia, które będzie ważne dziś, za miesiąc, za rok i później. Bo trzeba zwyciężyć, a później trzeba zwycięstwo umocnić.

Musimy ostatecznie rozstrzygnąć spór o Polskę. Rozstrzygnąć na korzyść tych, którzy Polskę kochają, którzy chcą Polski wolnej, niepodległej, którzy chcą, by Polacy byli wolnym narodem. By nasza wielka tradycja wolności budowała nasze wspólne życie, naszą rzeczywistość, by budowała to wszystko, co wspólne, co publiczne, co stanowi Rzeczpospolitą.

P1190460m

IMG_3312m

IMG_3413m

Apel w imieniu organizatora wygłosiła szefowa warszawskiego klubu Gazety Polskiej, Anita Czerwińska.

"Od pierwszych chwil po smoleńskiej tragedii naszym najważniejszym żądaniem było dojście do prawdy o śmierci polskiego prezydenta i elity naszego narodu. Na setkach marszy organizowanych przez kluby „Gazety Polskiej” domagaliśmy się elementarnej uczciwości w ustalaniu faktów. Mimo fałszerstw i ukrywania dowodów przez Moskwę a także matactw polskich władz, udało się nakreślić niemal dokładny obraz przebiegu zdarzeń. Znaczna część opinii publicznej jest co do niego przekonana. Zdecydowana większość nie ufa rządowym ustaleniom. Tymczasem władze zamiast skorygować swoje badania o najbardziej oczywiste fakty coraz bardziej brną w kłamstwa podważając oczywiste dowody i kpiąc ze zdrowego rozsądku. Bez natychmiastowej zmiany władzy śledztwo w sprawie największej tragedii po 1945 r. nie zostanie zakończone a opinia publiczna będzie dalej karmiona kłamstwami. Ostatnie wydarzenia pokazują, że Polacy ponad wszystko chcą zmian i mają dosyć rządzących. Musimy stale przypominać, że rozliczać będziemy nie tylko odpowiedzialnych za katastrofę ale też i tych, którzy świadomie utrudniali jej wyjaśnienie. Tym razem nie uda się im uciec od odpowiedzialności".

IMG_3408m

Następnie do zgromadzonych przemówiła Ewa Szakalicka, przewodnicząca Społecznego Komitetu Organizacji Obchodów 70. Rocznicy Ludobójstwa na Wołyniu, podziękowała politykom PiS, na czele z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, za organizację wystawy poświęconej ofiarom Wołynia, która zostanie otwarta w Sejmie. Zabrał głoś także Andrzej Melak.

P1440580m

Na zakończenie modlitwę odmówił ks. Stanisław Małkowski.

IMG_3441m

Masz Pamięci i wszystkie przemówienia:



IMG_3286m

Relacja: Margotte i Bernard

Więcej zdjęć