poniedziałek, 15 lipca 2013

Czy nasz Kościół zejdzie do katakumb?

P1430070m

„Kościół zejdzie do katakumb gdy nie będzie miał dość sił, by bronić systemu wartości wpisanego w jego istotę. Gdyby odszedł od choćby jednego z przykazań Dekalogu, od zasad Ewangelii, to zszedłby do katakumb.”
O tym, czy tak się stanie dyskutowali w Hybrydach w jednej z ważniejszych w tym roku debat Klubu Ronina ksiądz profesor Waldemar Chrostowski, Marcin Więcław autor książki „Quo Vadis. Trzecie Tysiąclecie” oraz publicyści Tomasz Wiścicki i Tomasz Terlikowski.

Odpowiadając na postawione w tytule dyskusji pytanie ksiądz profesor Waldemar Chrostowski stwierdził, że wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez to, że „Kościół zejdzie do katakumb”. Przypomniał, że Kościół w katakumbach już był w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Nie zaszkodziło mu to, przeciwnie pozwoliło przetrwać i się umocnić. Jak powiedział Tertulian „Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan.” Także i później w różnych częściach świata Kościół schodził do katakumb, po części, by przetrwać, po części, by się umocnić. Katakumby dawały poczucie izolacji, ale także poczucie bezpieczeństwa.

Wyjściowe pytanie można jednak rozumieć zupełnie inaczej – jako wyraz pewnej tchórzliwości. Kościół, który „schodzi do katakumb” może oznaczać Kościół, który nie tyle nie może realizować swego posłannictwa, co nie chce, nie potrafi albo nie ma dość odwagi tego otwarcie robić, nie chce stanąć wobec świata takiego, jaki on jest. Żadne inne pokolenie w historii nie przeżyło tak dynamicznych i głębokich zmian, nigdy nie było takiej łatwości podróżowania, takich środków komunikacji, tak szybkiej informacji. I właśnie dlatego, że świat się zmienił, i my wraz nim, Kościół jest jeszcze ważniejszy niż do tej pory. Ponadto powstanie bogatych możliwości komunikacji spowodowało, że Kościół przesunął się z peryferii do samego środka współczesnej rzeczywistości, znalazł się w samym jej centrum.


P1430037m

Kościół jest obecnie w samym centrum historii świata i wszystko, co się w nim dzieje bardzo żywo świat obchodzi. Świadczy to, że Kościół żyje i jest bardzo ważną instytucją. Wśród różnych religii Kościół katolicki zarówno jako instytucja, ale także w kategoriach duchowych jest rzeczywistością, która liczy się najbardziej. Jednocześnie Kościół wraz ze swoim nauczaniem wzbudza wrogość, jakiej nie wzbudza żadna inna religia (wyłączywszy islam, ale sprzeciw przeciwko niemu ma głównie charakter polityczny). Kościół katolicki wyznaje i posiada określony system wartości i go broni. Żadna inna religia nie czyni tego z takim przekonaniem i z taką siłą świadectwa. Gdyby Kościół przyjął inny system wartości lub swoich wartości nie bronił, przestałby być sobą. Jeśli w moralności, czy w zakresie systemu etycznego nie jesteśmy w stanie być wierni temu, co uznajemy za prawdę, to nie wolno nam zmieniać czy wypaczać tej prawdy, możemy jednak wyznać naszą słabość. W wyznaniu słabości jeszcze bardziej odkrywa się prawda o nas samych. Właśnie te zasady budzą wrogość i wściekłość przeciwników Kościoła, który jest przedmiotem bezprzykładnych ataków


Kościół skończyłby w katakumbach, gdyby nie miał dość sił, by bronić podstawowego systemu wartości wpisanego w samą jego istotę, gdyby odszedł od choćby jednego z przykazań Dekalogu, od jednej z fundamentalnych zasad Ewangelii, od ducha ośmiu błogosławieństw.  Kościół ma być świadkiem Boga, który objawił siebie w Jezusie Chrystusie i ukazał w ten sposób swe wewnętrzne bogactwo, Boga, który był i jest obecny w Starym i Nowym Testamencie, a także dziejach Kościoła. To jest podstawowa powinność Kościoła. Nie służy on bowiem zadowoleniu tych, który go tworzą, ale prawdzie o Bogu. Tak rozumiany Kościół był, jest i zawsze będzie bardzo potrzebny. I trzeba sobie zadać pytanie, po której stronie ja jestem, nie robić rachunku sumienia innym, ale spojrzeć na siebie samego.

Tomasz Terlikowski dodał, że wydaje się, iż we współczesnym świecie nie brak takich części kościoła, które już zrezygnowały z głoszenia części Ewangelii. Na przykład w Kanadzie, gdzie biskupi przyjęli dokument mówiący, że na jej terytorium Humanum Vitae nie obowiązuje.


P1430102m

Tytułową metaforę katakumb inaczej rozumiał Tomasz Wiścicki. Według niego zaczynamy do katakumb schodzić sami, bez użycia siły. Udajemy się do nich dla własnego bezpieczeństwa, bowiem jeśli się głosi prawdę, można być wyśmianym, wyszydzonym, zwolnionym z pracy, nie przyjętym do pewnych środowisk i towarzystw. Są to wprawdzie katakumby „pluszowe”, gdzie nie grozi nam rozszarpanie przez lwy, ale istnieje zagrożenie, że się nam w tych katakumbach tak spodoba, że postanowimy w nich siedzieć, nie wychylać się, mieć poczucie bezpieczeństwa, ale za cenę nie głoszenia Ewangelii. Możemy się nawet twardo trzymać naszych poglądów, ale nie będziemy ich głosić.


P1430054m

Tomasz Terlikowski przywołał przykład odwagi dawania świadectwa z Niemiec, gdzie ośmiu ojców w jednym z miast co roku spędza kilka miesięcy w więzieniu za to, że się nie zgadzają, by ich dzieci brały udział w obowiązkowych lekcjach wychowania seksualnego. Nie zawsze więc katakumby są „pluszowe”, skoro ludzie stają przed dylematem – głosić i świadczyć, i pójść do więzienia, czy nie głosić i mieć święty spokój.  


Marcin Więcław dodał, że wprawdzie chyba jesteśmy już w katakumbach, ale sytuacja jest być może lepsza niż dziesięć lat temu, kiedy nie było alternatywy dla konsumpcyjnego stylu życia. Pewne wartości, są wartościami prawdziwymi i może stać się tak, że świat poczuje, iż czegoś mu brak i do tych wartości powróci.


P1430065m

Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski podkreślił, że zdarzały już się czasy, kiedy chrześcijanom było jeszcze trudniej, choćby w okresie stalinowskim, w okresie zaborów, w okresie niemieckiego hitleryzmu. Chrześcijanin jeśli chce być sobą, musi stawać wobec wyzwań. Ksiądz profesor podał przykład własnych rodziców, którzy w podzięce za to, że ich dom na początku lat 60. ocalał z pożaru postanowili zbudować wotywną kapliczkę. Nie pytając o pozwolenie, które było wówczas konieczne, wybudowali tę kapliczkę, jednak kierownik miejscowej szkoły doniósł o tym władzom i rodzice księdza musieli wciąż płacić grzywny. W końcu sprawa trafiła do sądu i nakazano kapliczkę rozebrać. W tym celu z więzienia w Ostrołęce przysłano więźniów wraz z nadzorcą. Jednak kiedy ten kazał kapliczkę rozebrać, więźniowie odmówili i zwrócili się przeciw niemu. Ksiądz profesor z naciskiem dodał, że świadectwa dawane Bogu mogą mieć różne oblicza i przychodzić ze strony, z której się go najmniej spodziewamy.


Kontynuując wywód, ksiądz Waldemar Chrostowski wyraził przekonanie, że w naszych czasach do katakumb schodzą ci, którzy chcą tam być (chociaż są też kraje, jak Nigeria, gdzie prześladowania są rzeczywiste.) W Polsce czy w Europie, jeśli ktoś chce być chrześcijaninem, także katolikiem, musi wprawdzie zapłacić cenę, ale nie tak wielką. Trzeba więc być sobą; zasada jest taka: żeby być kimś, trzeba być sobą.


Tomasz Terlikowski pytał jaką strategię powinien przyjąć chrześcijanin wobec tego, co się dzieje – pogodzić się i dać się zepchnąć do katakumb, czy dokonać własnej „Cristiady”, toutes proportions gardées.  Tomasz Wiścicki  odrzekł, że nie należy się nastawiać, że zostaniemy zepchnięci do katakumb. Trzeba jednak po prostu dawać świadectwo, tam gdzie jesteśmy postawieni, gdzie jest nasze powołanie. Jednym ludziom, na przykład pracującym w dziedzinach bardziej moralnie obojętnych, będzie łatwiej, innym, jak położnej, której każą asystować przy aborcji, będzie znacznie trudniej. Nie potrzebujemy wymyślać szczególnej strategii, trzeba po prostu słuchać Ducha Świętego i to wystarczy. Tomasz Terlikowski nie zgodził się z poglądem, że strategia nie jest potrzebna, twierdząc, że są dziedziny, choćby medycyna, gdzie okazuje się konieczna i spytał dyskutantów, czy według nich, są takie pola, gdzie działania są już w tej chwili niezbędne.

Tomasz Wiściski wymienił reklamę i dodał, że strategia ogólna nie jest jeszcze potrzebna, strategie szczegółowe – jak najbardziej, ale indywidualnie dostosowane do szczególnych dziedzin.


W kolejnym pytaniu Tomasz Terlikowski szukał odpowiedzi, czy metody wypracowane przez współczesną cywilizację do walki z chrześcijaństwem mogą być wykorzystywane do obrony chrześcijaństwa.

Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski nie miał wątpliwości, że choć, w przeciwieństwie do reklamy i polityki, w chrześcijaństwie nie chodzi o skuteczność, jednak pokusa chrześcijańskiej skuteczności istnieje. Jednak moralności nie da się wymusić prawem, tym co najlepiej zabezpiecza człowieka przed niemoralnym postępowaniem nie jest prawo, lecz sumienie. Obowiązkiem chrześcijanina jest formowanie dobrego sumienia. Ksiądz profesor podkreślił, że nie żyjemy w raju, gdzie ludzie nie ulegają żadnym pokusom i nie zbudujemy raju własnymi siłami. Chrześcijaństwo nie jest ideologią, bowiem w centrum chrześcijaństwa znajduje się Jezus Chrystus. Dobrze byłoby, gdyby chrześcijanie żyli na drodze niewinności i spotykali Jezusa Chrystusa na tej drodze, trzeba więc im w tym pomagać. Nie można mnożyć ludziom sytuacji, w których mogliby nie zdać egzaminu i stawiać ich wobec pokus większych, niż mogliby znieść. Obok drogi niewinności istnieje też droga nawrócenia, by do kościoła wracali ludzie, którzy odzyskują utraconą niewinność. Fundamentalną powinnością Kościoła jest wychowywanie, jednak są dziedziny, w których prawo powinno zabezpieczać moralność.


P1430069m

Chyba najważniejszym pytaniem ze strony publiczności było pytanie szukające odpowiedzi na to, jak się zorganizować przeciwko totalnemu zgorszeniu, którego jesteśmy świadkiem.


Ksiądz profesor Waldemar Chrostowski odrzekł, że w wypadku zgorszenia sianego przez media, mamy nad tym władzę w postaci pilota, można więc wyłączyć telewizor, co nie znaczy, że zagadnienie gorszącego wpływu mediów nie istnieje. Jednak prawdziwy problem z jakim mamy do czynienia, to parady równości, marsze "szmat", wyzywający sposób ubierania się. Zło zrobiło się w Polsce całkowicie bezczelne, co łączy się z poczuciem bezkarności. Istnieje potrzeba wyrazistego działania w obliczu tej bezczelności. Zło jest zaraźliwe, można się nim zarazić przez przypadek, dotyczy to na przykład pornografii. Dobro jest podzielne, podzielonego – nie ubywa. Żeby być człowiekiem złym, nie potrzeba żadnych działań, żeby być dobrym potrzebny jest wysiłek. Zło jest słabe, ale straszliwie głośne i zwielokrotniane w mediach. Potrzeba więc reakcji z naszej strony na zło i prowokacje. Gdybyśmy mocniej dawali poznać swój sprzeciw, ci którzy sprzyjają gorszącym inicjatywom, musieliby się z nami liczyć. Księża powinni być w ruchu sprzeciwu i to w pierwszym szeregu. Każdy i duchowny, i świecki może sobie zadać pytanie „Dlaczego w tym sprzeciwie nie ma mnie?”


Na pytanie Wojciecha Kwiatka o obowiązek napominania osób czyniących zło, ksiądz Waldemar Chrostowski zgodził się, że taki obowiązek istnieje, podkreślił też, że mamy dwa rodzaje adresatów tych napomnień. Jedni to członkowie szeroko pojętej społeczności chrześcijańskiej, jednak tu napominanie niektórych grup protestanckich jest spóźnione, bo zalegalizowano już tam wiele występków. Drugą grupą są członkowie własnej wspólnoty religijnej. W tym wypadku najpierw powinniśmy ich napomnieć w cztery oczy, jeśli to nie podziała, można upomnieć w kilka osób, jeśli i to nie pomoże, należy napomnieć wobec kościoła, ale jeśli i to nie poskutkuje, niech ta osoba „będzie ci będzie jako poganin i celnik”. Oznacza to, że można się albo odseparować albo uznać, że teraz dopiero jest pole do ewangelizacji.

Jak napomnieć tych, którzy nie mają nic wspólnego z wiarą? Napomnienie w takim wypadku oznacza poruszenie spraw najbardziej podstawowych, co wymaga cierpliwości i otwarcia. Najbardziej dosadne napomnienie, to takie kiedy po prostu mówimy „Postępujesz źle.” Trzeba jednak szukać sposobów, żeby i takich napomnień udzielać oraz żeby były one publiczne i skuteczne.


W tym momencie Wiesław Graham opowiedział, jak bezskutecznie próbował napomnieć księdza Adama Bonieckiego, po jego bulwersujących na ustach księdza wypowiedziach, takich na przykład jak to, że „krzyż jest zjawiskiem kulturowym”.


Ksiądz Waldemar Chrostowski wyjaśnił, że autorytet księdza powinien pochodzić z nauczania Ewangelii. Jednak często jest tak, że jeśli ktoś poczuje siłę mikrofonu, ulega jej, bo przydaje mu to znaczenia. Pokusa dodania sobie znaczenia jest powszechna i niektórzy jej ulegają występując w mediach. W kościele nie brakuje niestety takich „swawolnych staruszków”, którzy ze swej słabości robią cnotę.

Józef Orzeł zauważył, że przecież im bliżej końca życia, tym bliżej Boga, zatem czy tacy ludzie wciąż wierzą w Boga?  Na co Tomasz Wiścicki wskazał, że zdarzają się i tacy księża, którzy po prostu stracili wiarę. Są też tacy, którzy uwierzyli, że są sędziami czy prorokami. Cierpią na tym wierni, bowiem kiedy pasterze błądzą, owcom jest szczególnie ciężko.


Podsumowując Marcin Więcław podkreślił, że dawanie świadectwa dawniej, teraz i w przyszłości ma swoją wartość i jest bliskie prawdy. Dawajmy więc świadectwo.

Tomasz Wiścicki przypomniał jeszcze raz, że każdy z nas powinien sobie sam postawić pytanie „Co ja na to?” Ataki na kościół, chrześcijaństwo i katolicyzm były są i będą. Pytanie do nas wszystkich jest – jak na to reagujemy.

Tomasz Terlikowski  dodał, że działanie społeczne, reagowanie jest konieczne. Nie ma zgody na zejście do katakumb, ale chrześcijanin musi wyjść na zewnątrz. W walce o prawo do obecności chrześcijan w życiu publicznym musimy się liczyć z tym, że chociaż walczymy za wszelką cenę, żeby nie dać się zepchnąć, po ludzku możemy przegrać. Trzeba być na to gotowym. Jednak w chrześcijaństwie nawet jeśli po ludzku przegramy, po chrześcijańsku możemy wygrać.

Możemy liczyć na jedno, że ostatecznie przyjdzie Chrystus, poradzi sobie z tą całą deprawacją i będzie królował. Żyjemy w czasach, kiedy konieczne jest opowiedzenie się po którejś ze stron.




Relacja: Emaus (tekst), Bernard (foto i wideo)




P1430023m

P1430043m

P1430082m

P1430083m

P1430085m

P1430100m

P1430074m

P1430097m

P1430094m

P1430040m

P1430003m

P1430016m

Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/95866624@N03/sets/72157634326839683/