poniedziałek, 15 lipca 2013

Prezydenta Lecha Kaczyńskiego spotkania z historią i historykami

IMG_1313m
„Nigdy w życiu go nie widziałem z kartką. Każda jego wypowiedź miała wewnętrzny sens. Było widać, że ten człowiek mówi to, co myśli. Ten prezydent stale pogłębiał swoją wiedzę. On chciał się cały czas uczyć” – mówił o Lechu Kaczyńskim w trakcie swojego wykładu poświęconego polityce historycznej tragicznie zmarłego prezydenta RP prezes Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza i redaktor naczelny „Sieci Historii” prof. Jan Żaryn. Wykład odbył się w ramach prowadzonej przez SPJN serii „Sylwetki niezwykłe”.


Nigdy w życiu go nie widziałem z kartką. Każda jego wypowiedź miała wewnętrzny sens. Było widać, że ten człowiek mówi to, co myśli. Ten prezydent stale pogłębiał swoją wiedzę. On chciał się cały czas uczyć” – mówił o Lechu Kaczyńskim w trakcie swojego wykładu poświęconego polityce historycznej tragicznie zmarłego prezydenta RP prezes Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza i redaktor naczelny „Sieci Historii” prof. Jan Żaryn. Wykład odbył się w ramach prowadzonej przez SPJN serii „Sylwetki niezwykłe”.

W czasie swojego wystąpienia historyk mówił o tym, jak prezydent Lech Kaczyński podchodził do spraw związanych z historią, pamięcią i dziedzictwem narodowym, ale także odnosił się do innych obszarów jego aktywności m.in. polityki zagranicznej.


IMG_1297m

Jak podkreślał prof. Żaryn, Lech Kaczyński był politykiem, który chciał nieustannie poszerzać swoją wiedzę w sprawach, które są związane z prowadzeniem państwa. W tym celu systematycznie  rozmawiał z ekspertami. Miało to miejsce m.in. na odbywających się w Lucieniu cyklicznych seminariach.

Prezydent zapraszał do Lucienia ludzi nauki, którzy wywodzili się przede wszystkim z humanistyki polskiej. Najczęstszymi gośćmi pana prezydenta byli Barbara Fedyszak-Radziejowska, Andrzej Nowak i Zdzisław Krasnodębski. W zasadzie ta trójka była zawsze. Bardzo częstym gościem był także publicysta Maciej Rybiński. Jako ramię intelektualno-organizacyjne obecni byli ludzie z kręgu Muzeum Powstania Warszawskiego. Oni przygotowywali prezydencki zamysł tych spotkań” - mówił historyk.

Treścią seminariów były bardzo konkretne tematy. Dwie osoby miały dłuższe wystąpienia na dany temat, a pozostali otrzymywali po 5 minut na komentarz. Prezydent Kaczyński siadał z boku - na ławeczce przynależnej uczniowi. Sam siebie widział jako tego, który ma być odbiorcą pewnej lekcji. Po zakończeniu dyskusji zamykał spotkanie dokonując podsumowania, w którym odnosił się do wybranych wystąpień” - kontynuował.

Prof. Żaryn opowiedział szerzej o dwóch spotkaniach, na które został zaproszony. Pierwsze z nich dotyczyło uwarunkowań historycznych relacji polsko-niemieckich. Głównym kontekstem tego seminarium była aktywność Eriki Steinbach. Spośród dwóch osób, które poproszono o wygłoszenie wówczas referatów, jedna wzrastała w swoim naukowym dorobku dzięki fundacjom niemieckim, przez co prezydent chciał dokonać konfrontacji poglądów dwóch mówców, zwracając uwagę na to, jak na poglądy jednego z panelistów wpłynęły finansowe związki z instytucjami niemieckimi.

Drugie z omówionych szerzej przez prelegenta spotkań odbywało się wokół tematu mitu w polityce historycznej. Jednym z mówców, którzy wypowiadali się w tej kwestii był Aleksander Smolar. Jak podkreślał prof. Żaryn, na seminaria zapraszani byli bowiem naukowcy często bardzo odlegli  politycznie od Lecha Kaczyńskiego. Historyk zaznaczył również, że szczególnie często prezydent spotykał się z historykami, których zapraszał nie tylko do Lucienia.

Drugim miejscem, w którym prezydent spotykał się z historykami był Pałac Prezydencki. W sposób specjalny trzeba było wówczas zająć się historią dziejów najnowszych. W Pałacu odbywały się, więc debaty dotyczące konkretnych wątków z tej historii. Było to związane także z budowaniem pamięci o pokoleniu, do którego należał sam Lech Kaczyński – pokoleniu ludzi tworzących Solidarność” - kontynuował prof. Żaryn.


IMG_1307m

Lech Kaczyński bardzo szybko zdał sobie sprawę, że dotychczasowa polityka historyczna dotycząca tego pokolenia jest w gruncie rzeczy skażona jednokierunkowym przepływem informacji, który nie oddaje prawdy o złożonym procesie odzyskiwania niepodległości. W dużej mierze na poziomie zarówno edukacji powszechnej, jak i w dyskusjach medialnych istniała bowiem narracja, która zdominowała jakiekolwiek inne. Polegała ona na tym, by uznać w sposób kanoniczny, że wszystko się zaczęło od powstania Komitetu Obrony Robotników czyli od 1976 roku i od środowiska, które wewnątrz KOR stało się dominującym czyli „lewicy laickiej”, której obrazem była potem Unia Demokratyczna i później Unia Wolności. Ten przekaz polityczno-historyczny, który był dominujący w latach 90. pomijał nie tylko olbrzymią rolę Kościoła, ale i zmarginalizował inne środowiska opozycyjne, które nie mieściły się w mainstreamowym nurcie” - mówił dalej historyk.

Lech Kaczyński zapraszał nas po to, aby uzbroić się w wiedzę dotyczącą tej całej wielkiej historii, która rozpoczęła się nie w 1976 roku, ale 1 września 1939 roku. To jest zupełnie inny akcent historyczny. Z tego akcentu wyrosła cała polityka historyczna prezydenta prowadząca do uznania, że pierwszymi budowniczymi polski niepodległej byli Żołnierze Wyklęci” – podkreślał, przypominając jednocześnie, z jak wielkim zakłamaniem mieliśmy do czynienia w polityce historycznej prowadzonej przed 2005 rokiem.

Okazywało się, że przestrzeń lat 1944-1956 nie przez przypadek była ukryta, ponieważ środowiska budujące opozycję w 1976 roku też miały swoje życiorysy. To nie byli ludzie znikąd. Ludzie, którzy w znacznej mierze dominowali w KOR wywodzili się z brzegu pod tytułem „Polska Zjednoczona Partia Robotnicza”. To byli beneficjenci przemian systemowych, którzy stanowili nową inteligencję powojenną, która mogła czuć w sobie kompleks swojego narodzenia, ponieważ to narodzenie było na trupie Fieldorfa, Pileckiego, Kasznicy, a więc całej tej grupy wielkich Polaków, których po roku 1944 komuniści systematycznie dorzynali” – zaznaczał prof. Żaryn.

Te spotkania z historykami doprowadziły Lecha Kaczyńskiego do wniosków, które zaowocowały polityką orderową prezydenta. On pokazywał w ten sposób jak rozumie drogę do niepodległości. Widać tam wyraźnie co najmniej dwie wiodące ścieżki. Pierwsza to jest uhonorowanie, często pośmiertnie, ludzi zamęczanych w więzieniach stalinowskich, którzy nawet jeżeli wychodzili z tych więzień, to już nigdy nie stawali się beneficjentami systemu, nie mieli nawet prawa do dalszej edukacji, do awansu społecznego i stanowili margines, a zatem nie znajdowali się w establishmencie, w grupie inteligencji, np. w grupie pisarzy tworzących opozycję w latach 70. - zaakcentował.


IMG_1304m

Jak mówił dalej prelegent, Lech Kaczyński wyciągając biografię tych ludzi poturbowanych przez PRL nadał im prawo głosu. Podał tu przykład nieformalnej doradczyni prezydenta prof. Barbary Otwinowskiej, jednej z twórczyń środowiska fordonianek czyli więźniarek Fordonu i innych więzień kobiecych czasów stalinowskich.

To były uczestniczki konspiracji, ale w wielu przypadkach jedynie siostry, matki lub córki działaczy niepodległościowych, które nie chciały donosić na swoich bliskich, jak np. Jadwiga Malkiewicz - siostra Adama Doboszyńskiego, która została skazana na 10 lat więzienia, bo nie powiedziała UB, że jej brat wrócił do Polski. Podobnie było z kobietami z rodziny płk Abakanowicza, którego żonę aresztowano, a córkę oddano do domu dziecka. Wiele z tych więźniarek rodziło za kratami dzieci. To były tragedie, których nie byliśmy świadomi, a państwo polskie do 2005 roku nie było zainteresowane tym, żeby nam to uświadomić. Polityka Lecha Kaczyńskiego wydobywała tych ludzi na powierzchnię” - stwierdził prof. Żaryn.

Kolejną grupą, która przez prezydenta została doceniona, a wcześniej była zmarginalizowana, ponieważ kontestowała Okrągły Stół i nie zmieściła się w układzie mainstreamowym była Solidarność Walcząca. Nikt wcześniej nie był też zainteresowany tymi, którzy stali w drugim, trzecim szeregu działaczy Solidarności, ale byli autentycznymi uczestnikami strajku stoczni w Gdańsku czy Szczecinie, a ponieważ nie stanowili siły politycznej po 1989 roku zostali zapomniani. Nikt tych ludzi nie pytał potem nawet o to, czy mają z czego żyć. Lech Kaczyński ich docenił” – mówił prelegent.

Profesor przypomniał również, że przed 2005 rokiem zapomniane pozostawały także niektóre pierwszoplanowe postaci Solidarności. Jedną z takich osób była Anna Walentynowicz, która nie pasowała do narracji Lechowi Wałęsie. Jak zaznaczył historyk, Lech Kaczyński miał ogromną zasługę poprzez przywrócenie jej naszej pamięci. Prezydent nie tylko odznaczył ją Orderem Orła Białego, ale także wspomagał instytucjonalnie prowadzone przez nią działania na rzecz pamięci historycznej w społeczeństwie. W projektach tych brał także udział prof. Żaryn.


IMG_1325m

Anna Walentynowicz rozpoznała pewne środowisko, o którym III Rzeczypospolita totalnie zapomniała. Ona miała przyjaciółkę – Janinę Natusiewicz-Mirer, która pomagała jej w podróżach. Ta pani wywodziła się ze środowiska tzw. „dzieci tułaczych”. To było wiele tysięcy dzieci, często sierot, którymi zaopiekował się gen. Władysław Anders. One wyszły ze Związku Sowieckiego wraz z jego armią. Te dzieci trafiały potem do bardzo różnych stron świata. Były przyjęte głównie przez administracje krajów należących do brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Ci ludzie w roku 2008 po raz pierwszy zostali zaproszeni do Polski i to tylko dlatego, że pomyślała o nich pani Ania Walentynowicz. Ona stwierdziła, że to jest karygodne zapomnienie. I to zdanie podzielił Lech Kaczyński. Rozpoczęła się wielka akcja odszukiwania tych ludzi. Doprowadziliśmy do spotkania w Belwederze. Przyjechało kilkadziesiąt osób z różnych części świata. I przyjechał także, bo go odnaleźliśmy, ojciec Łucjan Królikowski, franciszkanin, który był jednym z kapelanów wojskowych, który towarzyszył dzieciom, jakie trafiły do Afryki Środkowej. To było bardzo wzruszające spotkanie. 250 jego uczestników płakało. Ojciec Królikowski został potem zachęcony do opisania swoich wspomnień i wydał dwie książki. Na uroczystości obecni byli także ambasadorowie krajów, które przyjęły polskie dzieci: Persji, Indii, Nowej Zelandii, Australii, Meksyku i Kanady. Byli oni wzruszeni tym, że polski prezydent również i o nich pamiętał i powiedział im po latach słowo „dziękuję”” - relacjonował historyk.

Nie było by tego, gdyby Lech Kaczyński uważał, że zdobycie stołka prezydenckiego to jest finał jego kariery. Dla niego prezydentura to był moment, w którym włączył się w aktywne rozwiązywanie problemów” – podsumował.

Prof. Żaryn odniósł się także do polityki zagranicznej prezydenta Kaczyńskiego, na której kształt duży wpływ miał głos prof. Andrzeja Nowaka. Prezydent wpisał się w jedną z kilku najważniejszych koncepcji prowadzenia polskiej polityki zagranicznej – idei federalizmu, której przedstawicielami byli ks. Adam Czartoryski i marszałek Józef Piłsudski. Polega ona na dążeniu do nawiązania szeregu sojuszy w Europie Środkowo-Wschodniej i stworzeniu w ten sposób nowego bytu geopolitycznego pomiędzy Niemcami, a Rosją. Podmiot ten mógłby stać się siłą równoważącą wpływy potężnych sąsiadów Polski i w sojuszu np. ze Stanami Zjednoczonymi zapewnić bezpieczeństwo tej części Europy.

Niezależnie od ewentualnych słabości tego projektu, był to ostatni projekt geopolityczny suwerennej Polski. Od tamtej pory my nie znaczymy w geopolityce nic. Czy dzisiaj bowiem znacie państwo jakąś poważną ofertę międzynarodową związaną z Polską? Może kiedyś pojawi się oferta ze strony Chin, ale na razie Węgrzy szybciej zauważyli tą drogę i Chińczycy skierowali strumień ofert tam, bo teraz tam jest polityk, który rozumie, że ma rządzić swoim krajem, a nie zajmować się cudzymi projektami” – zakończył swój wykład prof. Jan Żaryn.


cz. 1 Wykład


cz. 2 Odpowiedzi na pytania


Relacja:

Piotr Mazurek (tekst), Margotte (foto i wideo)


IMG_1289m

IMG_1299m

IMG_1271m