wtorek, 27 stycznia 2015

Przegląd Tygodnia w Klubie Ronina (Świrski, Piekarczyk, Pereira – wideorelacja)

Przegląd tygodnia prowadził Maciej Świrski, towarzyszyli mu Paweł Piekarczyk i Samuel Pereira. Tematami spotkania było górnictwo, petycja w sprawie filmu "Ida" oraz sytuacja polityczna wokół premier Kopacz. Mówiono też o „frankowiczach”. Na zapowiedziany temat raportu smoleńskiego nie wystarczyło publicystom już czasu.
IMG_2137m

Paweł Piekarczyk opowiedział o protestach górniczych. W czasie ostatnich strajków był na Śląsku, uzyskał zgodę na zjechanie pod ziemię, gdzie odbyły się jego improwizowane, bez nagłośnienia (w kopalniach, ze względu na zagrożenie metanowe, nie można używać żadnych urządzeń elektrycznych, które nie mają odpowiedniego certyfikatu bezpieczeństwa) koncerty dla protestujących górników.


Maciej Świrski opowiedział o petycji skierowanej do PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej), współfinansującego produkcję nominowanego do Oskara filmu „Ida”. Reduta Dobrego Imienia domaga się poprzedzenia filmu planszą wyjaśniającą zagranicznym widzom, że holocaustu dokonali Niemcy, a Polska wówczas znajdowała się pod niemiecką okupacją, oraz informującą o represjach, jakie spotykały Polaków ratujących Żydów.

Samuel Pereira omówił zaś kontekst polityczny, w jakim znalazła się obecnie premier Kopacz i rząd Platformy.

Mówiono też o "frankowiczach" i "wściekłych lemingach".



Relacja: Bernard i Margotte


IMG_2128m

IMG_2140m

P1330179m

IMG_2114m

IMG_2134m

IMG_2136m

IMG_2103m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157650491294832/

niedziela, 25 stycznia 2015

Wrzesień 1939 – Prof. Grzegorz Górski i Rafał Ziemkiewicz w Klubie Ronina

IMG_0196m
Gościem warszawskiego Klubu Ronina i Rafała Ziemkiewicza był profesor Grzegorz Górski, historyk dyplomacji, wykładowca i prawnik. Powodem była książka „Wrzesień 1939 - nowe spojrzenie” korelująca z głośnymi najnowszymi książkami Ziemkiewicza i Piotra Zychowicza. „W moim przekonaniu, nie Gdańsk był problemem w stosunkach polsko-niemieckich i nie autostrada (..) Głównym problemem było rozwiązanie kwestii słowackiej, kiedy stało się jasne, że dojdzie do likwidacji państwa czechosłowackiego" - podkreślił prof. Górski.

IMG_0196m

Gościem warszawskiego Klubu Ronina i Rafała Ziemkiewicza był profesor Grzegorz Górski, historyk dyplomacji, wykładowca i prawnik. Powodem była książka  „Wrzesień 1939 - nowe spojrzenie” korelująca z głośnymi najnowszymi książkami R. Ziemkiewicza i Piotra Zychowicza. Prowadzący spotkanie pisarz i publicysta tygodnika Do Rzeczy na wstępie zaznaczył, iż jest przeciwny „kanonicznej i heroicznej” narracji dziejów polskich. Nowe spojrzenie na historię jest potrzebne, bez uprzedzeń i bez założeń dominujących z różnych powodów w ostatnim 50-leciu.

„Spór toczy się od ładnych paru lat (...) Jeżeli przyjmiemy założenie, jakie dominuje w tzw. oficjalnej narracji, że Polska nie miała innego wyjścia i że nic nie mogło pójść inaczej, to zdejmujemy całkowicie winę z naszych wiarołomnych sojuszników, którzy nas do tej wojny wpuścili w swoim interesie” – mówił autor książki „Jakie piękne samobójstwo”. Redaktor Ziemkiewicz ciągnął dalej, m.in., że jeśli sami Polacy mówią, że nie było innego wyjścia i, że Polska jako pierwsza przystąpi do wojny, aby powstrzymać podboje III Rzeszy, to Anglicy i Francuzi czy później Amerykanie mogą powiedzieć „to jakie macie prawo do roszczeń, zrobiliście to we własnym interesie, zrobiliście to coście musieli (..) w związku z czym spadajcie na bambus”. W konsekwencji Abeville czy Jałta nie miały tu żadnego znaczenia, skoro rzekomo nie było alternatywy. Rafał Ziemkiewicz uważa jednak, że była alternatywa, a Polska swoimi decyzjami coś straciła i komuś się przysłużyła.

Na micie roku 1939 i prowadzeniu wojny w sposób właściwy bazuje nasze dzisiejsze wyobrażenie o polityce międzynarodowej i obecnej w niej roli Polski. Słowa Marszałka Edwarda Rydza Śmigłego „o nieoddaniu guzika” wywodzą się z tradycji powstańczej – pieśni „Albo tryumf, albo zgon” i są te słowa - zdaniem publicysty – zaprzeczeniem jakiejkolwiek polityki, bo polityka polega na szukaniu wyjść, alternatyw, kompromisów. „W 1939 roku nasza polityka prowadzona była z pozycji siły przez państwo, które siły nie miało”. O ile jednak w 1939 r. polityka „wszystko albo nic” była wynikiem mocarstwowych aspiracji, o tyle dzisiaj czujemy się (wg słów Władysława Bartoszewskiego) „brzydką panną bez posagu” i uważamy, że nie należy nam się nic. W związku z tym nasza polityka sprowadza się do płaszczenia się, spływania z głównym nurtem; kwintesencją takiej polityki jest wypowiedź sejmowa Donalda Tuska w sprawie katastrofy smoleńskiej, że przecież Rosji wojny nie wypowiemy – twierdzi autor „Polactwa”

Inny szkodliwy mit, to przeświadczenie Polaków, że w polityce międzynarodowej jakieś znaczenie ma słuszność czy godziwość. Jest to mit pozostawiony właśnie przez Józefa Becka. W polityce liczą się interesy a nie moralność czy słuszność, „liczy się siła lub brak siły” – jak to napisał Roman Dmowski. Polityka korzyści i strat – dodał od siebie Rafał Ziemkiewicz, powołując się na doniesienia New York Times, że administracja USA „sprzedała Ukrainę” w zamian za wsparcie Rosji przeciwko aspiracjom nuklearnym Iranu, co nikogo na świecie by nie zdziwiło, jak nie zdziwiła zapłata Stalinowi za sojusz wojenny kosztem Polski i krajów Europy Środkowo-Wschodniej.


IMG_0193m

Profesor Grzegorz Górski przedstawił motywy napisania swojej książki, awizując jej strukturę. Pierwszą przyczyną była chęć oderwania się od historycznych mitów i schematów, w których tkwi polska historiografia krajowa i emigracyjna od lat. Uczony przyznał, że tematyką zajął się przypadkowo, ponieważ specjalizuje się w historii ustrojów i prawa, dyplomacji. Jednakże przebywając w Wielkiej Brytanii miał dostęp przez dłuższy czas do archiwów dyplomacji brytyjskiej z końca lat 30. XX wieku i postanowił to wykorzystać. Zaczęło się przed 10 laty niewielką publikacją dla Bellony o rozważaniach alternatywnych sytuacji międzynarodowej przedwojnia. Kiedy jednak Rafał Ziemkiewicz i Piotr Zychowicz zaczęli wydawać książki związane z tą dziedziną, wtedy zachęcony tym faktem wrócił do tematu i ukazała się pozycja większa. Profesor zaznaczył jednak w swojej pracy, że chciał się oderwać od zagadnień alternatywnej historii.

Pierwsza kwestia wydarzeń z 1938 i 1939 roku, pomijana w historiografii, to sprawa przełożenia polityki wewnętrznej Polski na politykę zagraniczną. Podstawową konstatacją jest fakt, że w kalendarzu wyborczym II Rzeczypospolitej były zapisane wybory prezydenckie na 1940 rok i miał się zmienić Prezydent RP. Zgodnie z Konstytucją Kwietniową prezydentura była głównym urzędem. Po śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego oszukano jednak naturalnego kandydata - Walerego Sławka, zawiązały się dwa obozy: zamkowy i związany z Głównym Inspektoratem Sił Zbrojnych. W efekcie profesor Ignacy Mościcki nie złożył urzędu. Problem pojawił się w 1938 r. kiedy Prezydent Mościcki wszedł w fazę dużych problemów zdrowotnych, z przygotowaną dymisją włącznie. Kryzysy zdrowotne Prezydenta RP zbiegały się z ważkimi wydarzeniami na arenie międzynarodowej.

„To uruchomiło szereg mechanizmów politycznych związanych z fundamentalnymi przegrupowaniami wewnątrz obozu piłsudczykowskiego, zmian sojuszy wewnątrz tego obozu, co jest rzeczą zupełnie oczywistą. To się łączy z wyborami parlamentarnymi przeprowadzonymi na jesieni”. Wybory były z jednej strony potężną legitymizacją obozu piłsudczykowskiego [mimo nawoływania całej opozycji do bojkotu, do wyborów poszło 70% wyborców – dodał prof. G. Górski], z drugiej strony dotychczasowy sojusz frakcji zamkowej z frakcją wojskową Śmigłego-Rydza uległ dekompozycji, gdyż Eugeniusz Kwiatkowski (faktyczny kierownik polityki obozu zamkowego) związał się z grupą „pułkowników” Józefa Becka. Na prezydenturę liczył Marszałek Edward Rydz – Śmigły. Obóz sanacyjny nie był jednak monolitem. Z powodu rozgrywek wewnętrznych, w rachubę wchodziły wybory prezydenckie powszechne, a nie przeprowadzenie ich zgodne w Zgromadzeniu Narodowym.


IMG_0176m

„To tak jakby dzisiaj powiedzieć, że Donald Tusk i Grzegorz Schetyna pozostają w daleko idącej zgodności poglądów”. Minister Beck nie lubił, aby o polityce decydowała „ulica”, gardził opinią publiczną i nie dopuszczał, aby miała ona wpływ na dyplomację polską. Józef Beck stał się głównym konkurentem do prezydentury Marszałka Śmigłego Rydza i obaj politycy weszli w logikę wykorzystywania sytuacji międzynarodowej w ewentualnym starciu powszechnym o najwyższy urząd w państwie. Zdaniem profesora, słynne przemówienie sejmowe ministra Becka odnoszące się do honoru Polski, było elementem tej rozgrywki, bo nie było przemówieniem dyplomaty, lecz początkiem kampanii wyborczej – „tego przemówienia słuchał cały naród z uchem przy radio”. Jednak skutkiem tego przemówienia była za kilka dni dyrektywa Hitlera o wdrożeniu planu Fall Weiss - inwazji na Polskę. Bez kontekstu rozgrywki wewnątrz obozu sanacyjnego, trudno bowiem zrozumieć dotychczasową (proniemiecką) politykę międzynarodową ministra Becka i nagły jej zwrot. Według profesora, mimo różnych ocen, do jesieni 1938 roku działania szefa MSZ były pragmatyczne i przyniosły duże sukcesy państwu.

Drugi element zerwania polsko – niemieckiego (wbrew tezie red. Piotra Zychowicza) jest taki, że nie trzeba było zawierać w cudzysłowiu „Paktu Ribbentrop–Beck”, ponieważ zawarliśmy takie porozumienie w 1934 roku. W ocenie profesora Górskiego, ten pakt z Niemcami był bardzo korzystny dla Polski.

„Nie zrozumiemy tego, co się działo w polskiej polityce w 1938 i 1939 roku, jeżeli nie sięgniemy pamięcią przede wszystkim do tego, jak tragiczne były dla pozycji międzynarodowej Polski do 1934 roku konsekwentne działania Niemiec weimarskich, demokratycznych, personifikowanych polityką Stresemanna i socjaldemokracji niemieckiej”.

Z tego punktu widzenia pakt, który zawarł Piłsudski z III Rzeszą był w pewnym sensie dla Polski zbawienny, dlatego że oczyszczał politykę polską z balastu 14 lat. Ten pakt dał Polsce wiele wymiernych korzyści, np. dosyć łatwe odebranie haniebnie nam zabranego Śląska Cieszyńskiego przez Czechów czy uzyskanie wspólnej granicy z Węgrami wobec chwiejnej postawy Rumunii, czy też de facto podporządkowanie Litwy.

„W moim przekonaniu, nie Gdańsk był problemem w stosunkach polsko-niemieckich i nie autostrada (..) Głównym problemem było rozwiązanie kwestii słowackiej, kiedy stało się jasne, że dojdzie do likwidacji państwa czechosłowackiego (...) jak będzie funkcjonować emancypujące się państwo słowackie”.

Kiedy na początku 1938 roku, kiedy doszło do spotkań Becka z Hitlerem, Göringiem czy von Neurathem w sprawie Austrii czy dekonstrukcji Czechosłowacji, jak wynika z archiwów dyplomatycznych, to warunkiem na to było objęcie przez Polskę protektoratem nowego państwa słowackiego. Ponieważ Hitler późną jesienią 1938 roku został przekonany przez niemiecki sztab generalny [OKH - Oberkommando des Heeres, dop. Jakub S. Pomorski], że zgoda na polski protektorat nad Słowacją niweluje niemiecki protektorat nad Czechami i nie pozwala im na dostęp do Ukrainy i Rumunii, to zaczęły się nerwowe negocjacje. Niemiecki sztab generalny przekonał Hitlera do wycofania się z deklaracji słowackiej wobec ministra Becka. „ I to był główny problem w marcu 1939 roku” – twierdzi gość Klubu Ronina. Hitler zaproponował Polsce współprotektorat nad Słowacją, którego Józef Beck nie chciał przyjąć.


Polska odczytała działania niemieckie (m.in. odzyskanie Kłajpedy) jako odejście od dotychczasowej polityki współpracy. "Beck uznał, że Niemcy dążą zdecydowanie do sprowadzenia Polski do pozycji junior-partner" - stwierdził prof. Górski. W ten sposób przesądzony został dalszy kierunek jego polityki.
Jak zaznaczył autor książki "Wrzesień 1939", podstawą myślenia polskiego Sztabu Generalnego i polskich kół wojskowych co do projekcji ewentualnego konfliktu z Niemcami było studium gen. Tadeusza Kutrzeby z 1937 roku, z którego wynikało, że w połowie 1940 roku Niemcy uzyskają nad Polską trzykrotną przewagę we wszystkich rodzajach sił zbrojnych. Skoro więc sytuacja się zaostrza, skoro do wojny dojdzie, to w naszym interesie nie leży odwlekanie wojny, z uwagi na zmieniającą się na naszą niekorzyść proporcję sił. W przeciwieństwie do Anglików czy Francuzów, dla których czas pracował na ich korzyść.

Trzecim elementem odnoszącym się już do września 1939 r. jest postawa Marszałka Rydza-Śmigłego i błędy w prowadzeniu kampanii wrześniowej. Prof. Górski zwrócił uwagę na to, w jakich warunkach pracował Sztab Generalny WP w Warszawie. Kiedy zapadły decyzje mobilizacyjne podjęto decyzje o stworzeniu nowoczesnego ośrodka dowodzenia na wypadek wojny. Zbudowano supernowoczesne, komfortowe bunkry na ulicy Rakowieckiej, które nie zostały wykończone do wybuchu wojny. Nie miały systemu wentylacyjnego ani klimatyzacyjnego. Kwatera główna (grupa 600-700 oficerów) musiała więc funkcjonować w tych warunkach - bardzo nerwowej pracy i w dużych temperaturach. Kiedy udało się sformować główną kwaterę, rankiem 6 września Marszałek Rydz-Śmigły opuścił Warszawę, udając się do Brześcia, całe dowiedzenie armią polską właściwie się zakończyło. Jedynym rozkazem, jaki żołnierze otrzymywali przez cały wrzesień 1939 r. było: maszerować.
Prof. Górski wymienia z swojej książce karygodne błędy popełnione między 6 a 12 września, w powiązaniu z konferencją w Abbeville (brytyjsko-francuska konferencja, na której zdecydowano o nieudzielaniu Polsce pomocy w walce z Niemcami).

Czy Polska mogła uniknąć wojny z Niemcami, w czym tkwił błąd studium strategicznego grupy gen. Kutrzeby czy były w Polsce alternatywne propozycje związane z zagrożeniem niemieckim, czy mogliśmy wygrać wojnę prewencyjną z Niemcami dogadując się z Anglią i Francją czy bój o Gdańsk rozegrał się na Zaolziu i jaki wpływ miała agentura sowiecka? Odpowiedzi na te pytania i dalsza część dyskusji na filmie:



Relacja: Jabub Pomorski

Wideo: Bernard

Foto: Margotte


IMG_0183m

IMG_0212m

IMG_0208m

IMG_0205m

IMG_0157m

środa, 21 stycznia 2015

Andrzej Duda ma wygrać wybory! – Przegląd Tygodnia w Klubie Ronina (Lichocka, Skwieciński, Wolski)

Joanna Lichocka: „Andrzej Duda ma przekonać tych, którzy do tej pory nie głosowali, lub nie mieli ochoty głosować na PiS. Tylko wtedy wygra wybory. Andrzej Duda ma wygrać te wybory! Nie ma zdobyć sławy, nie ma wyraźnie się zaznaczyć, nie ma się awanturować. Ma skłonić te wszystkie rozczarowane lemingi do głosowania na niego. Tych wszystkich wyborców, którzy nie chcą awantury, nie chcą Majdanu, a chcą normalności. I oni mogą nie chcieć głosować na Komorowskiego, ponieważ Komorowski, i to też jest zadanie tej kampanii, jest symbolem postkomunistycznego status quo, w którym ludzie muszą wyjeżdżać z kraju, w którym nie ma pracy, a są umowy śmieciowe. I to jest cel tej kampanii!”.
IMG_1787m

Przed Przeglądem Tygodnia Maciej Świrski zaapelował o podpisywanie petycji w sprawie filmu „Ida”, który wprowadza nieznającego historii widza na Zachodzie w błąd odnośnie tego, kto był sprawcą holocaustu.

Przegląd Tygodnia w Klubie Ronina prowadziła Joanna Lichocka, a towarzyszyli jej Marcin Wolski i Piotr Skwieciński. Pierwszym tematem, który zaproponowała Joanna Lichocka było zamieszanie wokół likwidacji/nielikwidacji kopalń. „Co to było? Z czym wyszła Ewa Kopacz? Czy to była przemyślana strategia i przemyślana pointa?” Czy też stało się to przypadkiem, „czy pani premier nie została wprowadzona w pułapkę przez prezesa Kompanii Węglowej i tych ludzi, którzy w Ministerstwie Gospodarki i poza nim pracowali nad projektem likwidacji części kopalń.”

Marcin Wolski doszukiwał się podobieństw „wpadki” premier Kopacz z wycofywania się z ogłoszonego planu likwidacji kopalń do czasów premiera Jaroszewicza i wycofywania się tegoż w 1976 r. z zapowiedzianej wcześniej podwyżki cen żywności. >i>„Był to punkt zwrotny, potem już było tylko gorzej, potem była Solidarność.” Dla Marcina Wolskiego była to „bezprzykładna klęska” rządu i premier Ewy Kopacz. Jego zdaniem władza pokazała słabość, co dla władzy nigdy nie jest dobre.

IMG_1779m

Zdaniem Piotra Skwiecińskiego Kopacz stała się „ofiarą jakichś socjotechników, PR-owców którzy wymyślili dla niej rolę, do której, ani się nie nadaje intelektualnie, ani stan państwa i partii, którą kieruje, do tego się nie nadaje.” - Kopacz miała pokazać się jako twardy przywódca, polska Thatcher. „Zaistniał ewidentny, oczywisty efekt przymusu, tzn. widać, że władza z Ewą Kopacz na czele nie miała takich intencji i została do tego porozumienia przymuszona.”

Joanna Lichocka: „Jestem daleka od twierdzenia, że po tym co się wydarzyło na Śląsku, Ewa Kopacz jest skompromitowana, i rząd jest ośmieszony. Wydaje mi się, że nie doceniamy takiego czynnika jak zapotrzebowanie Polaków na zgodę, na porozumienie, na zażegnanie wojny.”

Lichocka zwróciła uwagę na postawę głównych mediów, które podobnie jak w PRL-u, starały się nie informować o protestach i strajkach na Śląsku, oraz na próbę szczucia opinii publicznej na górników (instrukcje w dokumencie Ministerstwa Gospodarki, współtworzonym przez międzynarodową firmę konsultingową, jak propagandowo przedstawiać koszty trwania przeznaczonych do likwidacji kopalń).

Joanna Lichocka przeanalizowała przekaz medialny, jaki sączył się do przeciętnego odbiorcy, po tym gdy Kopacz wysłała negocjatorów i zawarto a potem podpisano w jej obecności porozumienie. „Udało jej się wypracować takie porozumienia, że związkowcy śpiewali 100 lat i byli szczęśliwi. I okazuje się, że to jest premier, który znajduje porozumienie i jest premierem, który buduje. [...] W oczach Śląska i w oczach Kowalskiego to jest rozsądne działanie, ona zdobyła punkty.”

Mówiono też o toczącej się wewnątrz Platformy wojnie, której efektem, zdaniem Skwiecińskiego, jest dymisja Jacka Cichockiego. Jest to element rozmontowywania układu Tuska. Joanna Lichocka stwierdziła, że wojna toczy się między budowanym stronnictwem Ewy Kopacz, obozem Grzegorza Schetyny i Bronisławem Komorowskim. „Wydaje mi się, że jeżeli doszłoby do takiego przesilenia, że Ewa Kopacz zostałaby wymieniona, to może zostać wymieniona na ministra Siemoniaka”.

P1330126m

Kolejnym ważkim tematem była sytuacja przed wyborami prezydenckimi oraz kampania wyborcza Andrzeja Dudy. Publicyści zwrócili uwagę na fakt, że Andrzej Duda jest słabo rozpoznawalny, główne media przemilczają jego działania, a dodatkowo obecny w sferze publicznej jest jeszcze inny Duda – szef Solidarności – Piotr Duda. Doszło też do sporu o to jak kampania wyborcza powinna wyglądać.

Marcin Wolski: „Kampania Dudy jest żadna. Podoba mi się człowiek, podoba mi się nawet pomysł, ale..."./i> Tu Wolski zwrócił uwagę na to, że jest w tej chwili „dwóch Dudów”, którzy mylą się potencjalnym wyborcom, więc Andrzej Duda w takiej sytuacji powinien „na to grać” i powinien „siedzieć na dnie kopalni, razem z drugim Dudą.” Gdy słabnie władza, Andrzej Duda powinien zaistnieć, a jako kandydat nieznany musi dokonać czegoś takiego, co przebije się do mediów ogólnopolskich „musi zacząć się pojawiać i to w takich kontekstach, w których nie da się go wyciąć i przemilczeć”.

Joanna Lichocka miała odmienne zdanie: „Nie powinien Duda być pod ziemią, nie powinien być na manifestacji wśród górników, nie powinien być w kopalni wśród protestujących, ponieważ nie jest, ani górnikiem, ani związkowcem, i nie walczy o stanowisko premiera, ani żeby jego partia zdobyła 30%, ale walczy o stanowisko prezydenta, czyli osoby, która nie jest zaangażowana bezpośrednio w bardzo ostrym konflikcie po jednej stronie. Wtedy można zdobyć 30-40% głosów, ale nie ponad 50%. Jeżeli Duda ma zostać prezydentem powinien unikać występowania w bezpośredniej awanturze.” Zdaniem Lichockiej dobrze, że Duda zabrał w tej sprawie głos, pojawił się przed kopalnią, zaapelował do Komorowskiego o zawetowanie ustawy, ale jednocześnie nie zaangażował się bezpośrednio w konflikt, co zresztą jej zdaniem części protestujących związkowcom wcale nie musiałoby się spodobać.

IMG_1794m

Publicyści różnili się też w ocenie sposobu na przebicie się do świadomości ludzi i zaistnienia w mediach, które Dudę ignorują. Piotr Skwieciński zastanawiał się czy objeżdżanie wszystkich powiatów ma sens? Według dziennikarza w pośpiechu tych podróży nie jest on w stanie spotykać się z ludźmi, a tylko z aktywistami Prawa i Sprawiedliwości, a media mogą to z łatwością przemilczeć, a co najważniejsze - zdaniem Skwiecińskiego - zabiera to Andrzejowi Dudzie czas, który mógłby wykorzystać bardziej efektywnie. Jego zdaniem zwycięstwo Komorowskiego w pierwszej turze jest wciąż realne. „Trzeba stwierdzić, że kampania istotnie kuleje. [...] Wydaje mi się, że ta kampania PiS-u jest kampanią niemrawą, a po drugie niesłychanie standardową.” - mówił Skwieciński.

Joanna Lichocka miała diametralnie odmienne zdanie : „Andrzej Duda ma przekonać tych, którzy do tej pory nie głosowali lub nie mieli ochoty głosować na PiS. Tylko wtedy wygra wybory. A jeżeli państwo uważacie, że celem tej kampanii nie jest wygranie wyborów tylko rozsławienie tej kampanii i zdobycie 30% i do domu, to proponujcie: zadymy, awantury, jak najbardziej wyraziste prowokacje, tak, żeby jak najwięcej było huku w mediach i jak najbardziej było to wyraziste. Proszę państwa! Andrzej Duda ma wygrać te wybory! Nie ma zdobyć sławy, nie ma wyraźnie się zaznaczyć, nie ma się awanturować. Ma skłonić te wszystkie rozczarowane lemingi do głosowania na niego. Tych wszystkich wyborców, którzy nie chcą awantury, którzy nie chcą Majdanu, a chcą normalności. I oni mogą nie chcieć głosować na Komorowskiego, ponieważ Komorowski, i to też jest zadanie tej kampanii, jest symbolem postkomunistycznego status quo, w którym ludzie muszą wyjeżdżać z kraju, w którym nie ma pracy, a są umowy śmieciowe. I to jest cel tej kampanii! Natomiast postulaty Marcina Wolskiego i Piotra Skwiecińskiego są bardzo dobre, ale na kampanię parlamentarną.” - przekonywała publicystka.

IMG_1800m

Dyskusję podsumował gospodarz Klubu - Józef Orzeł. Jego zdaniem Duda powinien organizować imprezy na poziomie krajowym - czyli duże spotkania wojewódzkie, które będą musiały być pokazane przez media regionalne, a co za tym idzie również ogólnokrajowe. Spotkania powiatowe zaś mogą być przez nie skutecznie ignorowane.




Relacja: Bernard i Margotte


IMG_1782m


IMG_1765m

Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157649961697507/

wtorek, 20 stycznia 2015

Sodoma - wideorelacja z promocji najnowszej powieści Marcina Wolskiego



Przedstawiamy wideorelację z promocyjnego spotkania poświęconego nowej książce Marcina Wolskiego "Sodoma" (Amodos). Spotkanie odbyło się w Klubie Ronina 29 grudnia i poprzedziło pokaz noworocznej szopki. Uczestnikiem spotkania a jednocześnie recenzentem książki był Tomasz Terlikowski. Powieść nawiązuje do biblijnej historii o Locie i poszukiwaniu dziesięciu sprawiedliwych w upadłym mieście. Czy uda się to bohaterowi książki Wolskiego?


IMG_1062m

Przedstawiamy wideorelację z promocyjnego spotkania poświęconego nowej książce Marcina Wolskiego "Sodoma" (Amodos). Spotkanie odbyło się w Klubie Ronina 29 grudnia i poprzedziło pokaz noworocznej szopki. Uczestnikiem spotkania a jednocześnie recenzentem książki był Tomasz Terlikowski. Powieść nawiązuje do biblijnej historii o Locie i poszukiwaniu dziesięciu sprawiedliwych w upadłym mieście. Czy uda się to bohaterowi książki Wolskiego?

IMG_1057m

Mimo zapewne "wielu herezji", jakie znalazły się w książce, "asystent duszpasterski" czyli Tomasz Terlikowski, który został poproszony o zdjęcie "możliwej anatemy" z powieści, wyznał, że przeczytał ją w jedną noc, i że jest ona "znakomicie napisana, z wartką akcją".

O czym jest "Sodoma"? Co zachwyciło Terlikowskiego? Co zagraża literackiej Sodomie? Ale też jak wygląda sytuacja chrześcijan we współczesnym świecie, a zwłaszcza na Zachodzie? Te i inne pytania, a nawet odpowiedzi, w filmie poniżej:


Relacja: Bernard i Margotte

IMG_1056m

IMG_1064m

Więcej zdjęć: https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157649929158950/

niedziela, 18 stycznia 2015

Henryk Sienkiewicz potrzebny od zaraz!



Wzywali go Jacek Wegner i Tomasz Łysiak. Spotkanie miało miejsce w Klubie Ronina.

P1310589m

Wzywali go Jacek Wegner i Tomasz Łysiak. Spotkanie miało miejsce w Klubie Ronina.

Od małego czytałem różne książki, w tym oczywiście „W pustyni i w puszczy”, ale jeszcze „nie zauważałem” Henryka Sienkiewicza. Nawet wtedy, kiedy raz tata czytał nam fragment „Ogniem i mieczem” (pojedynek Wołodyjowskiego z Bohunem). Aż , będąc w szóstej klasie rozchorowałem się. Po dwóch, trzech dniach poczułem się lepiej, zacząłem się nudzić, więc sięgnąłem na półkę, gdzie stała Trylogia. W czwartek przed południem zacząłem „Ogniem i mieczem”, w sobotę wieczorem skończyłem „Pana Wołodyjowskiego”. To było moje pierwsze „bliskie spotkanie” z panem Henrykiem.

P1310606m

Od tego czasu przeżywałem oczywiście różne fazy, od fascynacji do lekkiego sceptycyzmu. Ale nigdy nie przestałem go uważać za fantastycznego scenografa. A sensacyjna akcja jego powieści jest ciekawsza i bardziej wartka od „Trzech muszkieterów” czy innych tego typu sławnych na całym świecie powieści. Nie mówiąc już o częstym infantylizmie ich fabuły.

Moim zdaniem, zarówno postacie Sienkiewicza, jak i przedstawiana przez niego historia są bliższe prawdy niż szczegółowe historie opisywane przez „zawodowych” historyków. Poza tym z założenia miały pełnić funkcję mitu narodowego. Oczywiście dla narodu rozumianego jako świadomy wybór tradycji i wartości, a nie przynależności etnicznej.

Jednak nie wszyscy są tego zdania.

I o tym opowiadali Jacek Wegner i Tomasz Łysiak (wedle wieku i urzędu).

Henryk Sienkiewicz od dawna miał, i w dalszym ciągu ma, wielu „osobistych wrogów”. Należy do nich np. „powszechnie znany” Roman Pawłowski z GW (nie wypada, w dobrym towarzystwie wymieniać pełnej nazwy). Swój komentarz do „Narodowego Czytania Trylogii” zatytułował on: "Sienkiewicz to klasyk polskiej ciemnoty i nieuctwa". W swej opinii pisze:
„Piękne komunały nie mogą jednak zasłonić szkodliwości dzieł tego «pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego», jak autora «Potopu» nazywał Gombrowicz. To, czym Sienkiewicz pokrzepia, to nie jest bynajmniej wino z omszałego gąsiorka Zagłoby, ale bezkrytyczne uwielbienie przeszłości. To utożsamienie katolicyzmu z patriotyzmem i tożsamością narodową, ksenofobia i zaściankowość, mitomania i megalomania. To wreszcie stereotyp polskości oblężonej, która w każdym obcym upatruje wroga."

Każdy samodzielnie myślący, kto czytał Trylogię, od razu widzi, ile w powyższych zdaniach jest prawdy, a ile mało skrywanej nienawiści. Dalej on pisze:
„Ta piekielna mieszanka, która miała Polakom przywrócić poczucie wartości w dobie zaborów, dzisiaj okazuje się jadem, zatruwającym życie publiczne i zbiorową wyobraźnię. Mentalny wąs naszych polityków, sarmackie postaw się, a zastaw się, skrajny indywidualizm, licytacja, kto jest Polakiem bardziej - to wszystko fatalne dziedzictwo popularnych powieści Sienkiewicza."

P1310587m

Czyż to nie typowa wypowiedź dla ludzi „zdrowych z nienawiści”?
I na koniec „dobra rada”:

„Już lepiej przeczytajmy w ramach ogólnopolskiej akcji «Grę o tron». Krwi i przygód tyle samo, za to nie ma ani śladu narodowej megalomanii.”

Z zacytowanego zakończenia widać, że Romanowi Pawłowskiemu, wbrew temu co pisze, nie przeszkadza na kartach powieści Sienkiewicza żadna przemoc (we współczesnych mediach jest jej bez porównania więcej, tak jak w polecanym „dziele”), lecz tzw. „narodowa megalomania", czyli właśnie tradycyjne umiłowanie ojczyzny wraz z jej kulturą i tradycją.

To oczywiście nic nowego. Ponad sto lat wcześniej Wacław Nałkowski pisał: "Po stronie Sienkiewicza staje wszystko co posiada władzę i pieniądze, co się tuczy ludzką krzywdą i ciemnotą, co zatrzymuje rozwój ludzkości". Można powiedzieć, że Nałkowski jest dalekim prekursorem Niesiołowskiego.

Tak naprawdę przeciwko Sienkiewiczowi są wszyscy, którzy zatrzymują rozwój ludzkości w sensie moralnym, twierdząc że to oni tworzą postęp starając się zniszczyć tradycyjne wartości, takie jak rodzina i ojczyzna.

Arcybiskup Teodorowicz w czasie mszy żałobnej tak między innymi charakteryzował powieści Sienkiewicza:
„Prawdziwy czyn narodowy jest zawsze w powieści Sienkiewicza dzieckiem cnoty. Wyrzeczenie się prywaty, poświęcenie całopalne dla dobra ojczyzny, to są te moralne wartości z których bucha płomieniem miłość ojczyzny. Jak z wosku świece tak z cnót tych przetapiają się żywe, płonące narodowe czyny.”

P1310586m

Sienkiewicz bardzo przeszkadza wszelkim „naprawiaczom ludzkości” i tym „którzy wiedzą lepiej” na czym polega prawdziwe szczęście ludzkości. W tej chwili trwa w Polsce bój o obecność Sienkiewicza w świadomości młodego pokolenia Polaków, w świadomości dzieci i młodzieży.
Prof. Stanisław Tarnowski pisał kiedyś o Trylogii: "Każdy ojciec szczęśliwy będzie, jeżeli syn czytać ją będzie z zapałem. Bo znajdzie w tym dowód, że chłopcu do wyobraźni i do serca przemawia to co szlachetne: honor, poświęcenie, obowiązek, waleczność, miłość ojczyzny, wiara. Taka powieść to nie jest tylko ozdoba i chluba dla literatury. Nie tylko arcydzieło sztuki. Nie tylko nauka historii każdemu przystępna a nie sfałszowana. Ale kordiał zdrowia dla społeczeństwa, a przez to dobry i powiedzmy otwarcie wielki czyn." A po co nam jakieś „wielkie czyny”? Ma wszystkim wystarczyć „ciepła woda w kranie”, lub w razie zagrożenia „zamknięcie się w kuchni”. Może do naszej kuchni żaden bandyta nie wejdzie? Pod warunkiem, że będzie ona wystarczająco biedna.

Oczywiście niektórym przeszkadza także język, o którym tak pisał Stanisław Cat-Mackiewicz: „Sienkiewicz jako język, to najczystszy renesans. Sienkiewicz jako fabuła, koloryt, konstrukcja to barok. Sienkiewiczowska proza to podniesienie polszczyzny do godności i majestatu łaciny. tylko rzymskie atrium z jego kamienną posadzką, ciepłymi kwiatami i chłodzącą fontanną ma tyle godności i prostoty jednocześnie co sienkiewiczowskie zdanie. owo proste, zwykłe, dostojne, piękne kładzenie orzeczenia po podmiocie w konstrukcji swego zdania Sienkiewicz jest renesansem, miłym, pięknym, świeżym renesansem o znakomitej czystości i prostocie linii.”

P1310583m

Jako piękny przykład takiego języka zacytujmy wstęp do Potopu:
„Był na Żmudzi ród możny Billewiczów, od Mendoga się wywodzący, wielce skoligacony i w całym Rosieńskiem nad wszystkie inne szanowany. Do urzędów wielkich nigdy Billewiczowie nie doszli, co najwięcej powiatowe piastując, ale na polu Marsa niepożyte krajowi oddali usługi, za które różnymi czasami hojnie bywali nagradzani.”

To tylko niektóre z tematów poruszanych przez prowadzących. Było jeszcze o zdradzie, honorze, współczesnym barbarzyństwie etc. Wydaje się, że warto obejrzeć ten materiał, aby przekonać się raz jeszcze, do czego potrzebny jest nam „od zaraz” Henryk Sienkiewicz i jego dzieła.



Relacja:
tekst - Suseł Junior,
foto i wideo - Bernard



P1310601m

P1310614m

P1310608m

Więcej zdjęć: https://www.flickr.com/photos/113180435@N07/sets/72157647429177933/

piątek, 16 stycznia 2015

Panel dyskusyjny wokół książki Janiny Hery "Polacy ratujący Żydów: słownik"

IMG_0296m
"Jedna osoba mogła wydać poprzez donos i spowodować śmierć Żyda i rodziny, która go przechowywała, ale przetrwać Żydowi pomagało wiele osób. Być przyzwoitym w niewoli sowieckiej czy niemieckiej oznaczało być bohaterem". W kościele Wszystkich Świętych w Warszawie odbyło się spotkanie wokół książki Janiny Hery "Polacy ratujący Żydów: słownik". W dyskusji udział wzięli: prof. Adam Strzembosz przewodniczący Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów i prof. Jan Żaryn przewodniczący komisji historycznej. Spotkanie prowadził dyrektor wydawnictwa Neriton dr Andrzej Wroński.


Komitet dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, powstały w 1998 r. jest stowarzyszeniem apolitycznym, którego zadaniem jest zgromadzenie możliwie pełnego wykazu osób, które w czasie okupacji niemieckiej 1939-45 ratowały przeznaczonych na śmierć obywateli polskich żydowskiego pochodzenia i Żydów - obywateli innych państw, przebywających wówczas na obszarze państwa polskiego oraz ich uhonorowanie.

Nasza relacja z konferencji prasowej Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów:
http://blogpress.pl/node/17886

"W specjalnej atmosferze okupacyjnej, gdzie właściwie każdy, kto nie był Niemcem był narażony na poważne niebezpieczeństwo, w sytuacji, gdzie wiele środowisk polskich cechował wyraźny antysemityzm - podżegany przez Niemców lumpenproletariat i różne środowiska przyjmowały nieraz w stosunku do Żydów postawę agresywną, ratowanie Żydów było rzeczą niezwykle trudną. Nie tylko dlatego, że narażano życie (..) , ale ci, którzy ratowali i przechowywali Żydów żyli w stałym napięciu, w bezpośrednim zagrożeniu życia, każdego dnia, każdej nocy. (..) Tym bardziej te osoby wymagają specjalnego wyeksponowania".
- mówił prof. Adam Strzembosz.

IMG_0237m

Wymienił również niektóre instytucje, które zajmowały się ratowaniem Żydów, były to: Rada Główna Opiekuńcza, Żegota, a także zakony i parafie - jedną z nich była parafia pw. Wszystkich Świętych w Warszawie, znajdująca się wówczas na granicy getta i strony aryjskiej.
"Naszym zadaniem jest uhonorowanie zarówno osób, jak i tych instytucji, bez których działalność związana z ratowaniem Żydów nie byłaby owocna".
- podkreślił przewodniczący komitetu.

Głównym celem komitetu jest budowa pomnika Polaków ratujących Żydów, który stanie na terenie kościoła Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim w Warszawie. W konkursie na projekt architektoniczny wybrano propozycję pomnika w formie zawijającej się wstęgi, na której znajdzie się ok. 10 000 nazwisk osób, którzy pomagały Żydom podczas II wojny światowej, a także instytucji. Stroną finansującą ten pomnik jest miasto.
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,15732708,Final_konkursu_na_Pomnik_Polakow_Ratujacych_Zydow.html

W ramach Komitetu działa także komisja historyczna, której przewodniczącym jest prof. Jan Żaryn. Zajmuje się ona zbiorem aktowym, który w formie depozytu znajduje się w Archiwum Akt Nowych i liczy ok. 900 teczek z nazwiskami oraz opisami zdarzeń, opowiadających o ratowaniu Żydów przez Polaków. Są to świadectwa gromadzone od lat 90., w tym m.in. ankiety zbierane przez zgromadzenia zakonne czy materiały na ten temat gromadzone przez Ewę Siemaszko z terenu Wołynia.

IMG_0247m

"Jedną z osób, które najdzielniej włączyły się do tej komisji jest Janina Hera, która postanowiła wykonać niesamowitą kwerendę biblioteczną i archiwalną, której nie potrafiła wykonać dotąd żadna instytucja".
- mówił profesor Jan Żaryn. Plonem tej pracy jest słownik Polaków ratujących Żydów.
"Jest to praca z jednej strony indywidualna, ale jest to także praca, która jest częścią tego pomnika, który stanie na placu Grzybowskim".
- zaznaczył profesor.

Autorkę książki, Janinę Herę, zmotywowały do podjęcia tej pracy kłamliwe artykuły, które pojawiają się w prasie m.in. szwedzkiej, na temat polskiego antysemityzmu, Auschwitz i Jedwabnego, na które instytucje polskie nie reagują. Np. opublikowano informację, że to katolicy wymordowali Żydów.
"Najważniejsza broń współczesna to jest słowo". - podkreśliła.

IMG_0275m

Następnie wyjaśniła:
"Jedna osoba mogła wydać poprzez donos i spowodować śmierć Żyda (czy żydowskiej rodziny) i rodziny, która go przechowywała, ale przetrwać im pomagało wiele osób. Być przyzwoitym w niewoli sowieckiej czy niemieckiej oznaczało być bohaterem".

Janina Hera wymieniła inne powody, które stawały na przeszkodzie akcji pomocy Żydom:
- wielu Żydów to byli Żydzi ortodoksyjni, którzy nie znali języka polskiego, a często nie chcieli być ratowani przez chrześcijan,
- postawa Żydów skomunizowanych, którzy w 1939 r. witali Sowietów pod Lublinem, na kresach polskich, w Wilnie i we Lwowie i donosili na Polaków,
- niektórzy Żydzi współpracowali z Niemcami, donosząc na własnych pobratymców.

"Wszystkie instytucje państwa polskiego, polskiego państwa podziemnego i rządu na uchodźstwie, od końca 1942 r.zostały zaangażowane w pomoc Żydom"
- mówił prof. Jan Żaryn. -
"W żadnym innym okupowanym przez Niemców kraju nie było takich struktur".

W odpowiedzi na pytanie ks. dr. hab. Pawła Mazanka o liczbę uratowanych Żydów w czasie II wojny światowej oraz liczbę Polaków ratujących Żydów, prof. Jan Żaryn stwierdził, że według wiedzy Polskiego Państwa Podziemnego, w marcu 1944 r. na ziemiach polskich po stronie aryjskiej znajdowało się 250 tys. Żydów, być może są to jednak liczby zawyżone. Część z nich przebywała w oddziałach partyzanckich sowiecko-komunistycznych, które były określane jako bandyckie, gdyż napadały na wsie polskie. W związku z tym ich nie obejmowała działalność pomocowa Polskiego Państwa Podziemnego.
Jednak zdecydowana większość Żydów to osoby, które żyły wśród społeczeństwa polskiego i były przez Polaków chronione.


IMG_0261m

Obliczenia powojenne dotyczące uratowanych Żydów prowadzone przez stronę żydowską gubią kategorię Polaków żydowskiego pochodzenia, którzy dla Niemców byli Żydami, a z punktu widzenia Żydów nimi nie byli.
- mówił prof. Żaryn.- Stąd też daleko idące kłopoty w dialogu pomiędzy historykami polskimi i żydowskimi.
"My obracamy się w kręgu relacji, które opowiadają nam o większej liczbie Żydów uratowanych, bo słowo Żyd oznacza to, co z perspektywy niemieckiej wówczas oznaczało, a z punktu widzenia Żydów jest to ta społeczność, która po wojnie zgłaszała się do Centralnego Komitetu Żydów Polskich jako uratowani z holocaustu. No to jaki procent Polaków żydowskiego pochodzenia zgłaszał się do obcej sobie struktury? To było dla nich obce stowarzyszenie, gdyż oni byli Polakami".
- zaznaczył profesor.

Dużą grupę uratowanych stanowiły dzieci żydowskie przechowywane w żeńskich zgromadzeniach zakonnych, które były wychowywane w polskich warunkach. W związku z tym dziś wiele z tych osób nawet nie wie o swoim pochodzeniu. Były też dramaty rodzinne, gdyż krewni żydowscy zgłaszali się po wojnie do polskich rodzin o zwrot dziecka wychowanego przez nich jak własne.

W związku z tym nie można stwierdzić, ilu Żydów uratowało się w czasie wojny. Szacunki wynoszą od 30-120 tys.

Natomiast jeśli chodzi o liczbę Polaków ratujących Żydów:
10 lat temu strona żydowska definiowała pomoc według kategorii prawnej Yad Vashem z 1954 r. Kryteria były restrykcyjne:
- osoba musiała być uratowana (a nie ratowana),
- musiała się zgłosić do instytutu,
- musiała udowodnić, że konkretna osoba z imienia i nazwiska ją uratowała, co w warunkach konspiracji jest trudne - możliwości identyfikacyjne były wówczas ograniczone.
- pomoc musiała być bezinteresowna. To też kwestia wątpliwa, bo za coś rodzinę żydowską trzeba było utrzymać. Z kolei dla Żydów płacenie było gwarancją bezpieczeństwa.
Warunki, które postawił tu Yad Vashem nie odnosiły się do sytuacji na ziemiach polskich, zostały one później nieco zliberalizowane.

Sprawiedliwi wśród narodów świata to dziś ok. 6500 osób. Jednak strona polska liczy w setkach tysięcy Polaków, którzy w różnych formach udzielali pomocy Żydom.
Według prof. Żaryna, ok. miliona Polaków pomagało Żydom, prof. Israel Gutman z Yad Vashem mówi obecnie o 200 tys. Polaków.


Odpowiedzi na wszystkie pytania i wiele szczegółów dotyczących tej kwestii - na filmie:



Relacja: Margotte i Bernard


IMG_0294m

IMG_0307m

IMG_0301m

IMG_0312m

IMG_0262m

IMG_0270m

IMG_0248m

IMG_0227m

Książkę Janiny Hery "Polacy ratujący Żydów: słownik" wydało wydawnictwo Neriton

IMG_0291m


Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/sets/72157650245811466/