poniedziałek, 23 stycznia 2012

Bóg jest po stronie prawdy - "Wdowy smoleńskie" Dariusza Walusiaka

"Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie ludzi prawych, szlachetnych, zdolnych oddać wszystkie swoje siły w służbie Rzeczypospolitej."

Nakładem wydawnictwa Rafael ukazała się książka „Wdowy Smoleńskie”. Jest to efekt rozmów Dariusza Walusiaka, historyka i dokumentalisty, z pięcioma dzielnymi kobietami – wdowami pod ofiarach smoleńskiej tragedii: Ewą Błasik, Beatą Gosiewską, Ewą Kochanowską, Zuzanną Kurtyką i Magdaleną Mertą.

Mottem tej książki są słowa z Księgi Wyjścia, które zaczynają się zdaniem: ”To mówi Pan: Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty”.

Książka „Wdowy smoleńskie” jest właśnie świadectwem krzywdy, jakiej doznały w wyniku samej katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku i straty najbliższych, a także wynikającej z tego, że państwo je w tej dramatycznej sytuacji opuściło. Ich mężowie byli wybitnymi postaciami, oddali się służbie publicznej i w tej publicznej służbie ponieśli śmierć.

Nieprzypadkowo na pomniku w amerykańskiej bazie w Ramstein poświęconym gen. Andrzejowi Błasikowi i na rodzinnym grobowcu Kochanowskich w Częstochowie jest ten sam cytat z Jana Kochanowskiego: "A jeśli komu droga otwarta do nieba, tym co służą Ojczyźnie".

Wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich, Ewa Kochanowska mówi: .Trzeba przyznać, że pomimo powiedzenia, iż nie ma ludzi niezastąpionych, ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem, w większości okazali się jednak nie do zastąpienia (..) Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, Janusz Kurtyka, prezes IPN, generałowie, wspaniali dowódcy, i oczywiście prezydent Lech Kaczyński, którego wielkość wielu doceniło dopiero po jego śmierci, i tylu, tylu innych. Bez nich to już jest inny świat”.

A wdowy nie tylko musiały uporać się z bólem po ich utracie, ale także walczyć o prawdę, a nawet upomnieć się o to, co ich mężom i im samym się należało – traktowania z godnością. Stały się, jak pisze autor, sumieniem narodu.

Autor książki przeprowadził rozmowy ze swoimi bohaterkami w marcu 2011 roku czyli tuż przed pierwszą rocznicą tragedii smoleńskiej i przed ogłoszeniem raportu Jerzego Millera i ponownie w październiku 2011 roku, już po przegranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach, w których trzy z nich wzięły czynnie udział, startując z list tej partii. Warto przypomnieć, że tylko Beacie Gosiewskiej udało się dostać do parlamentu. Dlaczego z list PiS? Według bohaterek książki tylko PiS gwarantuje walkę o prawdę o smoleńskiej tragedii, a także odnowę Polski.

Beata Gosiewska: „Zastanawiam się, jak funkcjonuje nasz kraj. Cały przemysł, wszystkie zakłady przetwórcze po latach komunizmu zniszczone albo wykupione przez obcy kapitał. Zyski wypływają gdzieś z Polski. (..) Można to obserwować z założonymi rękami albo próbować odsunąć od władzy tych zdemoralizowanych ludzi. Uznałam, że ta druga metoda jest bardziej skuteczna”.

O swoim wyborze mówi Zuzanna Kurtyka : Jeżeli chodzi o nasze rozmowy, to [Janusz] zawsze stawiał się po stronie Prawa i Sprawiedliwości i nie było żadnej dyskusji. Wyłącznie dla tej partii liczą się takie wartości, jak suwerenność Polski czy tożsamość narodowa. Dla innych jest to zupełnie bez znaczenia”.

Magdalena Merta: Parlamentarzyści PiS-u są jedynymi, którzy interesują się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej”.

Wydaje się, że jeszcze przed rocznicą bohaterki miały cień nadziei, że śledztwo posunie sprawy naprzód, a przynajmniej państwo polskie stanie w obronie honoru polskich oficerów i wszystkich poległych w katastrofie. Z ponownej rozmowy wynika, że wdowy pozbyły się złudzeń, zarówno co do intencji rządu, jak i rzetelności prowadzonego śledztwa i niestety także postawy części społeczeństwa. Z żalem odnoszą się do tego, że wynik wyborów nie pozwolił dojść do władzy ludziom, którzy zabiegaliby o poznanie prawdy o tej tragedii.

Bohaterki książki opowiadają o swoich mężach, czasem ich tradycjach rodzinnych, zawsze o zamiłowaniach i pracy publicznej. Z tych rozmów wyłania się obraz szczęśliwego małżeństwa, w którym żona wspiera męża w jego poczynaniach i pracy. W tych rozmowach pojawia się także słowo Katyń, bo z tą tragedią wszyscy byli emocjonalnie związani, 10 kwietnia polecieli do Smoleńska, by oddać hołd ofiarom tamtego ludobójstwa.

Ewa Błasik: „Oboje interesowaliśmy się historią. Oboje pochodzimy z rodzin prawicowo-katolickich. Tak się cudownie dobraliśmy. Mama męża była nauczycielką. Uczyła prawdziwej, wówczas zakazanej historii.(..) Wychowała wielu księży, prawych Polaków. (..) dziadek niezwykle kochający Polskę (..) Nienawidził komuny. Płakał, gdy opowiadał mi o Katyniu”.

Beata Gosiewska: Bardzo interesował się sprawami mordu katyńskiego.(..). Organizował różnego rodzaju uroczystości patriotyczne z udziałem osób związanych z rodzinami ofiar. Zależało mu, żeby w takich spotkaniach uczestniczyła młodzież. Był również inicjatorem sadzenia dębów katyńskich”.

Ewa Kochanowska: „Mój mąż urodził się wiosną 1940 roku, w tym samym czasie, kiedy w Katyniu rozstrzeliwano polskich jeńców wojennych. Przyszedł na świat jakby z piętnem Katynia. Dla niego jako Polaka i patrioty była to niespotykana zbrodnia, mord dokonany na narodzie [Bóg, Honor, Ojczyzna] Te trzy słowa dziedziczone przez pokolenia Kochanowskich były bardzo ważne, najważniejsze dla mojego męża. Przy każdej okazji mówił o Polsce”.

Zuzanna Kurtyka: Jego zaangażowanie w sprawę Katynia było ogromne. Świadczą o tym chociażby liczne książki i prowadzone przez IPN śledztwo”.

Magdalena Merta: „Katyń dla Tomka był niezwykle ważny. Uważał go za symbol, który buduje naszą tożsamość narodową. „Katyń jest dla nas tym, czym dla Żydów Auschwitz” – mówił. (..) Czy tego chcemy, czy nie, to Smoleńsk jest wpisany w historię Katynia, Chociażby przez to, że oni zginęli, jadąc do Katynia, nie do Smoleńska, który jest tu przypadkowym miejscem tragedii”.

Ewa Błasik, która samotnie stanęła w obronie honoru swojego męża, generała opowiada w książce o tym, jak poznała męża:

„Niezwykle szybko zrozumieliśmy, że jesteśmy – jak to się mówi – stworzeni dla siebie. To była miłość od pierwszego wejrzenia". I podkreśla: "Mąż był pilotem „z krwi i kości”. Nie dlatego poszedł do wojska, że chciał robić karierę".

W wypowiedziach bohaterek książki pojawia się również słowo „misja”, na określenie tego, czym zajmowali się ich mężowie, a czasem także tego, co same mają do wykonania.

Beata Gosiewska.:Uwielbiał to, co robił. Jego życiową pasją była działalność społeczna. Politykę rozumiał jako pracę na rzecz dobra wspólnego. (..). Potrafił uczestniczyć w kilku czy kilkunastu spotkaniach dziennie, często jeżdżąc od jednej miejscowości do drugiej, od świtu do nocy. Dawało mu to szaloną satysfakcję. Jeżeli mógł załatwić jakąś ludzką sprawę, jeżeli mógł coś dobrego zrobić dla swoich wyborców, dla swojego województwa, on się tym cieszył jak dziecko z nowej zabawki”.

Zuzanna Kurtyka: Janusz był świadomy, więcej – miał pewność, że to, co za jego kadencji realizował IPN, nie będzie kontynuowane. Dlatego chciał zrobić jak najwięcej. Stąd taki ogrom pracy, publikacji w ciągu tych pięciu lat. Chodziło o to, żeby zdążyć zrobić jak najwięcej, zanim stanie się to niemożliwe. (..) Stale o tym wszystkim rozmawialiśmy. Doskonale się rozumieliśmy. (..) Tych rozmów mi strasznie brakuje”.

Wdowy wspominają, w jaki sposób dowiedziały o tym, że ich mężowie polecą do Katynia z prezydentem, a także ostatni dzień, w którym mogły jeszcze z mężami rozmawiać, przytaczają ich słowa, które stają się tak ważne, właśnie z tego powodu, że były ostatnimi. Zwykle to było takie pożegnanie jak na co dzień, jakby mieli się za kilka godzin zobaczyć. Czasem jednak towarzyszyło temu jakieś dziwne przeczucie, że może coś się stać…

Ewa Błasik: Dwa tygodnie przed tą tragedią mąż miał sen. Mówił mi kiedy się obudził, że śniło mu się, jego ciało rozrywa się na części. (..) Tego ranka wszystko odbyło się jak zwykle. Pożegnałam męża. (..) założył galowy mundur, ubrał białą koszulę”.

Beata Gosiewska: W przeddzień wylotu wrócił do domu nieco wcześniej. Zrobił jeszcze po drodze zakupy. (..) Bardzo się bał, że nie wstanie o piątej rano, żeby bez problemu dojechać na lotnisko. Poprosił mnie, abym nastawiła budzik. Gdy budzik zadzwonił, obudziłam męża i położyłam się spać. Rano zadzwonił telefon”.

Ewa Kochanowska: Kiedy mąż tuż przed Świętami Wielkanocnymi, w Wielki Czwartek, przyniósł wiadomość, że będzie w samolocie prezydenckim lecącym do Katynia, bardzo był z tego zadowolony, po czym z właściwym sobie sarkazmem powiedział: „Żeby nam się tylko ten number one nie roztrzaskał. (..) Wychylona przez balustradę balkonu wołałam za mężem: „Masz wszystko? Paszport?”. (..) Odpowiedział tylko: „Tak, tak”, i zbiegł po schodach”.

Zuzanna Kurtyka: „Janusz jeździł wszędzie na wschód: na Ukrainę, Litwę, Białoruś, natomiast do Rosji nigdy nie pojechał. To był jego pierwszy i ostatni raz. (..) Mówił, że do Rosji nie pojedzie, bo nigdy by stamtąd nie wrócił. (..) 9 i 10 kwietnia miałam konferencję naukową w Mszanie Dolnej i ze względu na niedużą odległość nie spałam tam, tylko wróciłam w piątek wieczorem do domu. Minęliśmy się w drzwiach, pożegnaliśmy się. On przez noc z piątku na sobotę jechał do Warszawy. Czekał na mnie, żeby Krzyś nie został sam”.

Magdalena Merta: „Tym razem miałam na ósmą rano umówioną wizytę z dzieckiem u lekarza. Musiałam także wcześnie wstać. To – jak się później okazało – dało nam szansę pożegnania się. Wtedy widziałam Tomka po raz ostatni rano. Było to takie zwyczajne pożegnanie na parę godzin”.

Wspominają chwilę, gdy dowiedziały się o katastrofie polskiego samolotu, pierwsze dni po tej tragedii, bardzo trudne decyzje podejmowane w tych dniach np. te związane w wyjazdem do Moskwy, identyfikacje zwłok, wreszcie pogrzeby. I dziwne zachowanie polskich władz wobec tego zdarzenia. Najbardziej bolało to co nie powinno boleć w takiej sytuacji: obojętność, zła wola, lekceważenie. Przytaczają znane już fakty, ale również takie, o których opinia publiczna nie wie albo wie niewiele, np. to, że w dniu mszy na placu Piłsudskiego z niewiadomych powodów rodzinom kazano czekać kilka godzin na rozpoczęcie uroczystości.

Ewa Kochanowska. „Późno w nocy w przeddzień tych uroczystości zawiadomiono rodziny, gdzie mają się stawić rano o godzinie siódmej. Powiedziano, że stamtąd zostaniemy dowiezieni na plac, gdzie będziemy czekać na rozpoczęcie Mszy zaplanowanej na dwunastą. (..) Mieliśmy siedzieć, dekorować pusty plac i czekać na oficjalne rządowe czynniki? To po prostu absurd. Oczywiście zrobiłam po swojemu. Najpierw pojechałam na Torwar, gdzie byliśmy jedyną rodziną. Odmówiliśmy tam krótką modlitwę. Bardzo to było wzruszające. Było smutno, ale bardzo godnie. Dopiero potem przedzierałam się przez Krakowskie Przedmieście i okolice, żeby dostać się na swoje miejsce na placu Piłsudskiego. Zastałam tam dygocące z zimna rodziny, które czekały na rozpoczęcie Mszy już od dziesiątej”.

Takich przykładów świadczących o nieliczeniu się z rodzinami ofiar jest w tej książce więcej. Trudno tu wszystkie przytaczać. Wdowy z rozgoryczeniem odnoszą się do śledztwa w sprawie katastrofy, medialnych manipulacji i dezinformacji, kłamstw oraz trudności w dostępie do dokumentów, a także do ich fałszowania. Jednak widać z jaką determinacją dążą do prawdy. Zakładają Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010, przybijają na miejscu katastrofy tablicę informującą o celu katyńskiej pielgrzymki, organizują wysłuchanie w Brukseli, wnioskują o ekshumację lub ją rozważają, każdego dnia borykają się z problemami życia po 10 kwietnia. Na pewno pomaga im modlitwa, wiara w Boga. To wszystko jest z pewnością bardzo trudne i czasem nie starcza sił.

Ewa Kochanowska wręcz mówi o sobie „Jestem jak Hiob. Doznałam tylu nieszczęść, że nie mogę już tego udźwignąć”.

Bohaterki książki mówią wiele o indolencji czy złej woli urzędników, polityków czy prawników, o tym, że często szukały bez skutku pomocy. Ewa Kochanowska opowiada wiele szczegółów związanych z walką o umiędzynarodowienie śledztwa, o dostęp do akt sprawy, mówi o problemach dotyczących poszukiwania pełnomocnika prawnego. Czy tym ludziom brakuje wiedzy czy boją się podejmować takiej sprawy, w dodatku niewygodnej politycznie? A może to obecne pokolenie prawników woli zajmować się tylko tym, co przynosi duży zysk? Wyrażają swoje oburzenie i gorycz. Zuzanna Kurtyka wspomina procedurę identyfikacji przeprowadzanej w Moskwie, mówi także o sfałszowanej dokumentacji medycznej. Magdalena Merta opowiada o niejasnościach związanych z odzyskanymi dokumentami jej męża.

Z wielkim żalem mówi wdowa po gen. Andrzeju Błasiku: „Rosjanie kłamią nam prosto w twarz. (..) Oczerniają nas przed całym światem, a my w żaden sposób na to nie reagujemy”. (..) Po tej katastrofie często zastanawiam się, właściwie w jakim kraju żyję. Chyba rząd żadnego cywilizowanego kraju nie pozwoliłby sobie na takie bezpodstawne upokorzenia. (..) Na obecnej [władzy] strasznie się zawiodłam. Czuję się zdradzona, opuszczona. Mąż oddał całe życie dla ojczyzny i co go spotyka po śmierci?” (..). Rosjanie obrażają honor żołnierza polskiego i nikt nie reaguje! (..)  Zostaliśmy skrzywdzeni, cała nasza rodzina! Zhańbiono polskiego generała! (..) Głęboko wierzę, że prawda wyjdzie kiedyś na światło dzienne i w końcu powiedzą, że mojego męża nie było w kokpicie. Tylko czy oni się przyznają do tego?”.

Beata Gosiewska: Bardzo szybko zorientowałam się, że jesteśmy jako rodziny okłamywani. (..) Na każdym kroku było widać, że nasz rząd nie dba o interes polskich obywateli. Tuż po katastrofie wydawało mi się, w mojej naiwności chyba, że żyjemy w „normalnym kraju” i obowiązkiem rządu polskiego jest wyjaśnienie przyczyn tej tragedii. (..) Jednak z każdym dniem widziałam, jak dla rządu polski honor, polska racja stanu nie istnieją”.

Ewa Kochanowska.: „To jest zdumiewający brak honoru. Wydaje się, że Polacy funkcjonują, czy też funkcjonowali, w świadomości innych narodów jako ludzie honoru. Okazuje się, że teraz czegoś takiego zabrakło. (..) Kilka tygodni po katastrofie pewien bardzo szanowany profesor, zwolennik obecnej partii rządzącej, powiedział do mnie: „A cóż takiego się stało? Zostało wyeliminowane parę zbędnych osób”. (..) Wydawało mi się nieprawdopodobne, że można coś takiego powiedzieć do wdowy, w ogóle do kogokolwiek”.

Magdalena Merta: „Zanim jeszcze zadano sobie pytanie, co się tak naprawdę stało, już postanowiono, że oficjalna wersja będzie na pewno wykluczała zamach. Do dziś budzi to niepokoi i karze się zastanawiać, dlaczego właściwie kładziono na to tak mocny nacisk. Potem, z każdą porcją kłamstw, przeinaczeń, wątpliwości było coraz więcej. Myślę, że dzisiaj będziemy chcieli wiedzieć nie tylko to, co się tak naprawdę stało w Smoleńsku, ale również dlaczego tak wielu zależało na ukryciu prawdziwej przyczyny katastrofy.”.

Ewa Kochanowska wspomina także o sytuacji na Krakowskim Przedmieściu i zachowaniu urzędników reprezentujących władze miejskie: „Wielokrotnie obserwowaliśmy, jak wyrzucano do śmieci portrety naszych bliskich. Dla mnie było to niedopuszczalne działanie władzy skierowane przeciwko obywatelom, których powinna chronić. (..) Nakazywano podjęcie ostrych działań przeciwko grupie modlących się, a chroniono bandytów". I dodaje z goryczą: "Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, słynna prezydent naszego stołecznego miasta, była studentką mojego męża. (..) nie złożyła mi nigdy kondolencji. (..) Widzi tylko tego prezydenta, którego nie znosiła, który był jej konkurentem. Ona gotowa jest położyć się w poprzek Krakowskiego Przedmieścia, żeby tylko nie stanął tam pomnik ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej”.

Jednak chyba wierzą, że to wszystko ma sens, a może mają nadzieję, że ofiara nie pójdzie na marne?

Zuzanna Kurtyka: „Proszę mnie nie pytać, na co poszła ta śmierć, bo nie wiem! To dopiero czas pokaże. Na pewno ta tragedia postawiła przed każdym z nas jakieś zadanie do wykonania. Niesamowity w tym zdarzeniu jest fakt, iż tak wiele osób ma poczucie, że ma coś do zrobienia, że czegoś się od nich wymaga, że dostali przez tę śmierć jakieś zadanie do wykonania”.

Magdalena Merta Etos tych, którzy zginęli siedemdziesiąt jeden lat temu w Katyniu, i tych, którzy skończyli życie w Smoleńsku, posłuży hartowaniu ducha i budowania mocy polskiego serca. Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie ludzi prawych, szlachetnych, zdolnych oddać wszystkie swoje siły w służbie Rzeczypospolitej. Wolę mieć taką nadzieję niż poczucie, że 10 kwietnia wszystko się skończyło”.

Są w tej książce też pozytywne spostrzeżenia. Wdowy smoleńskie mówią o życzliwości, z jaką się spotykają - nie ze strony czynników oficjalnych, ale środowisk, które stoją po stronie prawdy i ludzi, których spotykają w czasie spotkań w całej Polsce, także w czasie miesięcznic tragedii smoleńskiej. Ważne są dla nich także wszelkie godne formy upamiętnienia ofiar tej tragedii.

Ewa Błasik.: „PiS, Radio Maryja, duchowni zawsze byli ze mną. Gdziekolwiek byłam, nikt mi nie sprawił żadnej przykrości. Wojsko nie występuje oficjalnie, ale wiem, że także są ze mną”.

Beata Gosiewska: „Miłym zaskoczeniem dla mnie była ogromna życzliwość ludzka, jakiej tam doznałam, niewyobrażalny szacunek do mojego męża. W każdej najmniejszej wiosce, w której byłam, ludzie mówili, że mój mąż był tam wielokrotnie, i wymieniali, co dla nich zrobił”.

Ewa Kochanowska: „Jeżdżę na odsłanianie tablic smoleńskich, miejsc pamięci – to jest krzepiące i daje nadzieję”.

Zuzanna Kurtyka: „Ogromna cześć społeczeństwa, dla której sprawa tragedii z 10 kwietnia nie jest obojętna. To jest dla nas niezwykle istotne, dodaje ducha i siły do dalszego działania”. (..) Bardzo poruszyło mnie to, co zobaczyłam w Częstochowie. Jednocześnie dotarło do mnie, że jest to ogromna siła społeczna, absolutnie niedoceniana przez tych, którzy chcą tę siłę niszczyć, poniżać i dezawuować. (..). Myślę, że takie ruchy społeczne będą powstawały. (..), teraz czuję się bezpiecznie, bardziej komfortowo, mając świadomość, że ludzie ci stoją za mną i mogę na nich zawsze liczyć. To jest ważne dla mnie. Z ich strony spotykam się z taką niczym niezafałszowaną życzliwością, ze słowami wsparcia.".

Magdalena Merta: „Zawsze będę wdzięczna mojemu miastu za te tłumy ludzi stojące wzdłuż trasy przejazdu konduktu. Te tłumy, które otaczały Torwar, gdzie wystawiono trumny. Ten wielki dar serca, tę ludzką solidarność (..) Pamiętajmy, że ci, którzy się wtedy modlili pod krzyżem i, ci, którzy wspólnie z nami płakali, nadal są wśród nas. To oni właśnie dziesiątego dnia każdego miesiąca przychodzą do katedry i na miejsce, gdzie stał krzyż. To oni otaczają nas modlitwą, dobrem i ciepłem. (..) Dla nas jest to szczególny dzień. Kiedy tylko mogę, biorę udział w tych uroczystościach. To jest rezerwuar sił, z którego my czerpiemy wiarę, że warto, że należy działać”.

W wypowiedziach tych mądrych i dzielnych kobiet pojawiają się także wnioski na przyszłość, wdowy mówią o konieczności zmiany polityki państwa, odwołania się do etyki w życiu publicznym i o własnej determinacji do działania, która mimo przeciwności nie słabnie.

Beata Gosiewska: "Ważne jest wychowanie młodych pokoleń Polaków, żeby wiedzieli, kim są, i znali historię swego kraju. (..) Chciałabym, żebym ja i moje dzieci, przyszłe pokolenia żyły w Polsce, w której obowiązuje prawo i bardzo klarowne zasady, dzięki którym ludzie mogą uczciwie kształcić się i pracować. Władze Polski powinny dbać o interesy obywateli”.

I dodaje: „Niezależnie od tego, kim będę, jaki będę wykonywać zawód, zawsze będę żądała wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. (..) W interesie Polski i Polaków jest wyjaśnienie przyczyn katastrofy”.

Ewa Kochanowska: "My się zakłamujemy w(..)  drobnych rzeczach, po czym to samo czynimy w większych. Potem odpuszczamy sobie jeszcze w innych. Tak z kręgosłupa robi się jakaś giętka witka. Można ją wygiąć w tę, można w tamtą stronę, jak komu wygodnie i co się bardziej opłaca. Dlatego trzeba jasnych określeń, co jest złe, a co dobre, co jest przyzwoitością, a co nieprzyzwoitością".

Magdalena Merta: „Teraz trzeba dążyć do zbudowania szkoły dobrej polityki. Od nowa wychować kadry, które zastąpią tych, których straciliśmy na pokładzie tupolewa. Uważam, że jest to możliwe".

I mówi jeszcze pod koniec te słowa, które świadczą o nadziei i wierze: "Prawda się obroni, zwłaszcza, że się o nią stale modlimy. Jeżeli już wspomnieliśmy o czynnikach nadprzyrodzonych, to nikt nie ma wątpliwości, że Bóg jest po stronie prawdy”.

Margotte

Polecamy tę książkę. Nasz portal Blogpress.pl objął "Wdowy Smoleńskie" patronatem medialnym. Książkę można nabyć wysyłkowo u wydawcy