W kinie Elektronik odbyło się spotkanie z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem i Tadeuszem Płużańskim, zorganizowane przez Fundację „Łączka” oraz Urząd Dzielnicy Żoliborz, związane z 68 rocznicą zamordowania rotmistrza Witolda Pileckiego.
Prof. Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego opowiadał o poszukiwaniach miejsca pogrzebania rotmistrza Witolda Pileckiego oraz innych zamordowanych w okresie stalinowskim Żołnierzy Wyklętych.
Mówił o pracach archeologicznych i ekshumacyjnych prowadzonych na jesieni 2015 roku i na wiosnę tego roku, m.in. w Tarnowie, Rzeszowie, w Sztumie i Płocku, oraz o poszukiwaniach miejsca śmierci Henryka Flame ps. Bartek: w Barucie odnaleziono fundamentu budynku, w którym znajdowały się zniszczone ryngrafy, medaliki, sprzączki itd., a na wiosnę b.r. w Starym Grodkowie odsłonięto dół z porozrywanymi szczątkami ludzi, które prawdopodobnie są szczątkami żołnierzy jego oddziału.
Prof. Szwagrzyk mówił także o poszukiwaniach na warszawskiej Łączce. Jak zaznaczył, w sprawie miejsca pochowania rotmistrza Witolda Pileckiego należy rozważyć różne hipotezy, jednak jego zdaniem, ciało rotmistrza nie zostało skremowane, gdyż na protokole wykonania wyroku w roku 1948 jest zapis: "Ciało należy pochować".
Według niego, cmentarz bródzieński należy wykluczyć (choć wstępne prace poszukiwawcze były tam prowadzone w lipcu 2015 roku), gdyż pochówki na Bródnie odbywały się do 1946 roku, a rotmistrz Witold Pilecki został zamordowany w maju 1948 roku.
"Na Łączce są miejsca, gdzie na jednej przestrzeni mamy ludzi uśmierconych w obrębie 2, albo nawet 3 lat. to oznacza, że to co mówił Turczyński (odpowiedzialny za pochówki na Łączce), istotnie miało miejsce. W zimie rozkopywano groby, które już istniały od 2-3 lat". - stwierdził profesor. W związku z tym szczątki rotmistrza Pileckiego mogą znajdować się w miejscu, gdzie dokonywało ponownych pochówków w latach 50. i 80.
Jednak nie wyklucza się innej możliwości - pogrzebania ciała Witolda Pileckiego na terenie więzienia przy ul. Rakowieckiej, tam w latach 70. odnaleziono dwa ciała.
Jak ujawnił prof. Szwagrzyk latem będą prowadzone ziemne prace poszukiwawcze właśnie na terenie więzienia przy Rakowieckiej. "Kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Dziś mamy wielką przychylność władz więzienia". - zaznaczył pełnomocnik Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego.
"Każde z tych miejsc musimy zbadać. Ja osobiście uważam, że to Łączka jest tym miejscem, które kryje szczątki pana rotmistrza Witolda Pileckiego. Nie wykluczam jednak, że tak się nie stało. Wierzę, że wszystkie trudności, które przy tych działaniach występują, uda się pokonać. Jestem o tym głęboko przekonany, że szczątki pana rotmistrza zostaną odnalezione. to tylko kwestia czasu". - podkreślił prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Jeśli chodzi o dalsze prace na Łączce, urzędnicy Urzędu Wojewódzkiego zakończyli już rozmowy z rodzinami osób pochowanych na tym terenie w latach 80. - spadkobiercami grobów. Zostaną one przeniesione w inne miejsca, nie tylko na terenie Powązek. Przenosinom tych grobów towarzyszy w roli obserwatora członek ekipy prof. Szwagrzyka.
Gdy te prace zostaną sfinalizowane, ekipa archeologiczno-ekshumacyjna IPN będzie mogła wrócić na Łączkę.
Jak podkreślił prof. Szwagrzyk, poszukiwanych jest jeszcze ok. 90-100 osób, dotychczas odnaleziono 202 osoby.
Jednak kwater, na których grzebano ofiary systemu komunistycznego jest na Powązkach Wojskowych więcej, należy do nich kwatera F, w której pochowani są m.in. twórcy stanu wojennego. Jednak tam nie grzebano ludzi na których wykonywano wyroki śmierci, ale zmarłych np. w czasie śledztwa.
Odpowiadając na jedno z pytań profesor powiedział: "To co zrobił ks. prafał Maj i jego współpracownicy, gromadząc materiały w tym tak strasznym okresie, spisując bezcenne relacje ludzi, którzy już dziś nie żyją, zasługuje na najwyższy szacunek".
Tadeusz Płużański opowiadał o okolicznościach i miejscu śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego. Według niego, to nie w piwnicy (gdzie powstanie Muzeum Żołnierzy Wyklętych) wykonano wyrok śmierci, ale w budynku starej kotłowni. Są relacje ten fakt potwierdzające. Według jednej z nich rotmistrz Pilecki nie szedł na egzekucję o własnych siłach, być może był nieprzytomny.
"Bardzo często jeszcze gorsze śledztwo niż przed procesem, prowadzono już po wydaniu wyroku śmierci. Tych ludzi trzeba było pokazać opinii publicznej w czasie procesu".
Tadeusz Płużański skupił się z kolei na oprawcach: prokuratorach, oficerach śledczych, przesłuchujących żołnierzy podziemia antykomunistycznego, podpisujących wyroki śmierci, ale także bezpośrednio je wykonujących. Wśród nich byli: kaci Piotr Śmietański i Aleksander Drej, a także prokurator Czesław Łapiński, zmarły trzy lata temu oficer śledczy Eugeniusz Chimczak oraz zastępca naczelnika więzienia mokotowskiego Ryszard Mońko - ostatni do niedawna żyjący świadek śmierci Witolda Pileckiego.
Ten ostatni w rozmowie z Płużańskim zasłaniał się niepamięcią, rozkazami przełożonych, przyznał, że pod wykonaniem wyroku śmierci jest jego podpis, ale twierdził, że wykonywał tylko czynności administracyjne, a przecież to on zarządził egzekucję rotmistrza Witolda Pileckiego. Prokuratura IPN nie chciała go ścigać, ani przesłuchać, gdyż nie było ku temu podstaw prawnych. Do śmierci jako emerytowany pracownik służby więziennej pobierał wysoką emeryturę (zwaloryzowaną, jak sam mówił, przez Lecha Wałęsę) w wysokości prawie 10 tys. zł.
Warto przypomnieć, że wyrok śmierci na rotmistrzu wykonał Piotr Śmietański (zm. w 1950). Świadkami byli, prócz Mońki, ks. Wincenty M. Martusiewicz (zm. w 1969), prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej Stanisław Cypryszewski (zm w 1983) i lekarz Kazimierz Jezierski (zm. w 1994).
Relacja: Margotte i Bernard
Zapis spotkania: