Antoni Trzmiel rozpoczynając dyskusję powołał się na słowa prof. Andrzeja Nowaka, który stwierdził, że
"gdyby nie polska awantura na wschodzie, gdyby nie polskie wyjście na tereny dzisiejszej Białorusi i Ukrainy, Polska prawdopodobnie nigdy nie byłaby średnim, jeśli chodzi o pozycję gospodarczą czy polityczną, a wielkim, jeśli chodzi o pozycję duchową, narodem, byłaby jedynie takimi Czechami. I bez tego nie dałaby sobie rady także biologicznie"
Cezary Kaźmierczak zwrócił uwagę na zagrożenie dla Polski, jakim jest katastrofa demograficzna, co sprawia, że brakuje rąk do pracy. W tej chwili w Polsce pracuje legalnie ok. 600 tys. Ukraińców, nielegalnie od 30 do 270 tys. Ukraińców. Jego zdaniem powinniśmy postawić na trzy narody, które - jeśli chodzi o pracę - sprawdziły się w Polsce, są to: Białorusini, Wietnamczycy i Ukraińcy. Najistotniejsze zadania w kwestii poprawy sytuacji demograficznej to ściąganie Polaków z zachodu, agresywna prorodzinna polityka demograficzna oraz osiedlanie imigrantów ze wschodu.
Andżelika Borys przypomniała, że zadaniem Związku Polaków na Białorusi jest obrona wartości polskich i chrześcijańskich na Białorusi, niedopuszczenie do zniszczenia języka i kultury polskiej na tych terenach. W przyszłym roku związek będzie obchodził 30 lat swego istnienia.
"12 lat pracujemy w warunkach nieuznawania przez władze Białorusi. W warunkach bardzo trudnych"- podkreśliła. -
"Trzeba pamiętać, że Białoruś to mentalność kultura Związku Radzieckiego, najwięcej pomników Lenina, ja mówię: wiecznie żywy Lenin i wiecznie aktywne KGB. Władze Białorusi nie miały i nie mają wielkiej miłości do Polaków, są czasy lżejsze i są czasy trudniejsze. I te 12 lat, gdy związek musiał przetrwać atak ze strony służb specjalnych prowadzony po to, by zniszczyć największą polską organizację. Były okresy bardzo trudne, ostrych represji".W okresach lżejszych służby dalej pracują nad zmniejszeniem aktywności Związku Polaków. Władze Białorusi stosowały metodę: dziel i rządź - formułę wypróbowaną przez KGB.
Związek ma obecnie 90 struktur na całej Białorusi, ok. 9 tys. członków, najwięcej jest na Grodzieńszczyźnie - 62 oddziały, obwód miński - 14, obwód brzeski - 7, są oddziały w Homlu, Witebsku i Mohylewie. To największa organizacja niezależna polskiej mniejszości na Białorusi.
"Nikt z nas nie uprawił czystej polityki, nikt nie angażował się w wybory: parlamentarne czy prezydenckie, nie wspieraliśmy nikogo. Jednak samo nasze istnienie na kresach wschodnich, na obecnej Białorusi jest historycznie sprawą polityczną"- zaznaczyła Andżelika Borys. -
"I co byśmy nie robili - a na dziś największym zadaniem związku jest obrona szkolnictwa, obrona dwóch polskich szkół - każdy nasz krok w obronie języka, wiary i historii - jest traktowany jako działalność polityczna".Wszyscy czołowi działacze Związku Polaków na Białorusi mają za sobą represje, aresztowania, sądy. Dziś tego nie ma, bo sytuacja ekonomiczna na Białorusi jest zła, a władze na Białorusi potrzebują pieniędzy.
"To że związek przetrwał trudne czasy represji w latach 2005-2007 zawdzięczamy rządowi Prawa i Sprawiedliwości, premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i minister spraw zagranicznych Annie Fotydze, których twarda postawa nie pozwoliła na jego zniszczenie".Dziś przy związku działa szereg stowarzyszeń, m.in. stowarzyszenie nauczycieli.
Jak zauważyła Borys, Polacy wyjeżdżają z Białorusi z powodów ekonomicznych, wzrasta zainteresowanie Kartą Polaka.
Według :
"Nie możemy pozwolić na depolonizację kresów. Mamy obowiązek utrzymania tam ośrodków polskich. Naszym zdaniem najlepszą metodą polityki wschodniej byłoby wzmacnianie środowisk polskich, choćby poprzez dawanie stypendiów na naukę pod warunkiem powrotu do domu czy pożyczek dla młodych przedsiębiorców.
Jeśli chodzi o postulaty dotyczące sprowadzania Polaków z Białorusi do Polski, podkreśliła, że dla ludzi, którzy tam mieszkają kresy to ich ojczyzna, ich ziemia rodzinna.
"Oni próbują w tych warunkach, w jakich są, odnaleźć się. Oni są u siebie".Powinniśmy więc im w tym pomóc.
Odnosząc się do kwestii sprowadzania Ukraińców do Polski, stwierdziła, że w ten sposób budujemy sobie mniejszość narodową, większą niż przed wojną, z drugiej stronie nie pamięta się o Ormianach, którzy szybko się asymilują, a nigdy nie zdradzili Rzeczypospolitej.
Andrzej Poczobut, nawiązując co kwestii białorusko-rosyjskich, stwierdził, że wypowiedzi Łukaszenki świadczą o tym, że jego językiem ojczystym jest język rosyjski, a Moskwę uważa za swoją stolicę.
Przez ostatnie 23 lata Aleksdander Łukaszenka "nie budował niepodległej Białorusi, lecz drugą Rosję".
Według badań brytyjskich odnotowuje się na terenie Białorusi wzrost liczby osób, które deklarują, że język rosyjski jest ich językiem ojczystym. Jak zaznaczył Poczobut, podręczniki białoruskie do historii powstały na sowieckich wzorcach, to de facto historia fragmentu Związku Radzieckiegoa, a białoruska opinia publiczna wspiera agresywne działania Putina wobec Ukrainy.
W dalszej części dyskusji była mowa o tym, czy warto gospodarczo wejść na rynek białoruski i jaka jest sytuacja szkół polskich na Białorusi.
W odpowiedzi na pytanie dotyczące ataków na polskie szkoły na Białorusi, co może być efektem gry Łukaszenki prowadzonej po to, by zwiększyć postawę negocjacyjną wobec Polski, Andżelika Borys podkreśliła: Polska mniejszość na Białorusi nie może być przedmiotem handlu, nie może być prowadzony dialog tylko dla dialogu. Obecna sytuacja w stosunkach polsko-białoruskich to konsekwencja polityki z czasów ministra Sikorskiego, a przecież Związek Polaków na Białorusi przetrwał dzięki postawie twardej.
Relacja: Margotte i Bernard
Więcej zdjęć:
https://www.flickr.com/photos/55306383@N03/albums/72157680780437842