sobota, 30 marca 2013

Strzelano im w potylicę i wrzucano do dołów - wykład dr Krzysztofa Szwagrzyka

Szwagrzyk w IPN
Co jakiś czas słyszymy, że my, Polacy, jesteśmy narodem zapatrzonym w przeszłość, ciągle wracamy do historii, ciągle rozdrapujemy rany, ciągle nie możemy żyć współczesnością. Ale pojawia się pytanie – jak żyć normalnie w kraju, w którym w latach 40. i 50. zamordowano około 50 tysięcy ludzi? Jak nie wracać do historii w sytuacji, kiedy ogromna większość tych ludzi nie ma (ustalonych) miejsc pochówku? – takie retoryczne, lecz dramatyczne pytania postawił dr Krzysztof Szwagrzyk na wstępie swojego wykładu.


Co jakiś czas słyszymy, że my, Polacy, jesteśmy narodem zapatrzonym w przeszłość, ciągle wracamy do historii, ciągle rozdrapujemy rany, ciągle nie możemy żyć współczesnością. Ale pojawia się pytanie – jak żyć normalnie w kraju, w którym w latach czterdziestych i pięćdziesiątych (chodzi głównie o lata 1944-56) zamordowano około 50. tysięcy ludzi? Jak nie wracać do historii w sytuacji, kiedy ogromna większość tych ludzi nie ma (ustalonych) miejsc pochówku?   takie retoryczne, lecz dramatyczne pytania postawił dr Krzysztof Szwagrzyk z Instytutu Pamięci Narodowej na wstępie swego wykładu w Klubie Historycznym im. gen. Stefana Grota – Roweckiego.

 




Spotkanie, które odbyło się 14 lutego 2013 w  stołecznym Centrum Edukacyjnym IPN Przystanek Historia, moderowane przez dr Kazimierza Krajewskiego, dotyczyło podjętych przez IPN na szeroką skalę poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego zgładzonych w latach 1944-1956.

Zorganizowany przez dr Szwagrzyka zespół prowadzi badania na terenie całego kraju, między innymi na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu czy na tzw. „Łączce”  na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim. We wszystkich przypadkach odbywa się to w ścisłej współpracy z żyjącymi krewnymi pomordowanych. Rozpoczynając swoje wystąpienie prelegent szczególnie serdecznie pozdrowił obecne na spotkaniu rodziny straconych przez bezpiekę ofiar, wśród których przeważali żołnierze Armii Krajowej i antykomunistycznego podziemia.

 


IPN

„Co jakiś czas słyszę takie pytanie – dlaczego tak późno to robicie. Dlaczego nie zrobiliście tego w latach 90.?” - odnosząc się do tego zarzutu dr Szwagrzyk tłumaczył, że do wszczęcia poszukiwań była niezbędna odpowiednia atmosfera polityczna, a także pieniądze oraz istnienie pewnych instytucji. Dopiero w listopadzie 2011 roku udało się podpisać porozumienie między Ministerstwem Sprawiedliwości, Instytutem Pamięci Narodowej oraz Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, w którym podjęto zobowiązanie, by dążyć do ustalenia miejsc pochówku ofiar czerwonego terroru.

 

Wykład dr Szwagrzyka rozpoczął się od prezentacji zdjęć obrazujących działania IPN. Na początku zebrani zobaczyli wstrząsający dokument - list z 1947 roku napisany przez skazańca oczekującego na wykonanie wyroku śmierci. „Ostatni list z tego świata do Was piszę. Nic nie mówią, czy mnie zastrzelą, czy nie zastrzelą. Czekam każdej godziny, kiedy zawołają i zastrzelą. Proszę Pana Boga, żeby ze mną stało się albo tak, albo tak, już nie mogę dłużej wytrzymać.”.

Ten fragment listu wskazuje, że skazanych na karę śmierci dodatkowo dręczono, trzymając ich w stałej niepewności jutra. W celi śmierci przebywali średnio około 90 dni, niektórzy oczekiwali na zgładzenie nawet dwa lata. Nigdy nie mieli więc pewności, czy wejście strażników do ich celi oznacza egzekucję, czy ułaskawienie, przeżywali więc zapowiedź własnej śmierci wiele razy, zanim naprawdę ich zamordowano. Wielu niewinnie skazanych prosiło w listach swe rodziny, by odnalazły ich ciała i zapewniły im godny pogrzeb. Nie można było tego uczynić przez kilkadziesiąt lat, a dziś też jest to bardzo trudne. W całym kraju są setki miejsc, gdzie chowano ofiary komunistycznych zbrodniarzy. W wielu wypadkach kwatery cmentarne, gdzie kopano doły, do których wrzucano ciała straconych, zostały w późniejszych latach przeznaczone do zwykłych pochówków. Wynika z tego konieczność poszukiwań pod alejkami, dróżkami, ławeczkami, a nawet  pod późniejszymi mogiłami.

 

Pokazując zdjęcia z poszukiwań, dr Szwagrzyk relacjonował wiele konkretnych przykładów zbrodni na żołnierzach AK, NSZ i oraz różnych antykomunistycznych organizacji, m.in. sprawę prowokacji dokonanej przez UB na Opolszczyźnie, gdzie część ofiar po prostu wysadzono w powietrze, a cześć zabito katyńskim strzałem  w tył głowy.

Oprócz zdjęć z Opolszczyzny prelegent zaprezentował m.in. zdjęcia z poszukiwań ciała Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, z lasu w Gądkach pod Poznaniem czy z Cmentarza Osobowickiego we Wrocławiu. Zabójcom zwykle nie wystarczała sama zbrodnia, dążono też do pohańbienia ciał. Na przykład  niedaleko Łambinowic odkryto szczątki co najmniej trzynastu osób wrzucone do szamba. Część szkieletów jest znajdowana w mundurach Wermachtu lub z niemieckimi nieśmiertelnikami. Przebranie w mundur wroga również miało na celu pośmiertne zhańbienie tych, którzy za życia z Niemcami walczyli oraz stanowiło perfidną metodę zacierania śladów. W Siedlcach odkryto rząd ciał żołnierzy niemieckich, na których znaleziono pięć innych ciał też w mundurach niemieckich. Jeden z rzekomych Niemców miał przy sobie sygnet z orłem w koronie i z napisem „Boże Chroń Polskę”.

 


IMG_5061m

Szczególnie istotna jest sprawa „Łączki” na warszawskich Powązkach, gdzie pogrzebano potajemnie najwybitniejszych przedstawicieli polskiego podziemia zamordowanych przez komunistów: generała Emila Fieldorfa, rotmistrza Witolda Pileckiego, Adama Lazarowicza, pułkownika Łukasza Cieplińskiego, pułkownika Antoniego Olechnowicza, majora Zygmunta Szendzielarza, „Łupaszkę” i innych.  Tu włożono najwięcej wysiłku, żeby zatrzeć ślady, nawieziono tam dodatkową grubą warstwę ziemi i pokryto nią teren. Potem właśnie tam chowano innych zmarłych, w tym osoby „zasłużone” dla systemu komunistycznego terroru, jak Julia Brystygierowa, Roman Kryże, o którym więźniowie mówili „Sądzi Kryże, będą krzyże”czy Ilia Rubinow. Część szczątków ofiar znajduje się pod nagrobkami oprawców, część w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Prace poszukiwawcze na „Łączce” utrudnia fakt, że ciała nie były tam chowane pojedynczo, ale wrzucane po kilka do jednej jamy grobowej.

 

Relacjonując prace ekshumacyjne dr Szwagrzyk opowiadał o trudnych sytuacjach, z jakimi stykali się badacze. Na przykład na „Łączce”, korzenie rosnącego tam modrzewia ściśle splotły się ze szkieletem tak, że korzeń wrósł w czaszkę, a potem rozrastał się wzdłuż kręgosłupa, w wyniku czego, by wydostać ciało, trzeba było dokonać wycinki drzew. W niektórych wypadkach w celu zatarcia śladów po pochówkach stosowano środki chemiczne – udokumentowano użycie gaszonego wapna. Wszystkie odnalezione  szkielety są odpowiednio oczyszczane, znakowane, a następnie każdy z nich osobno wydobywany. W szczególnych okolicznościach, gdy odnajdywano  jedynie fragmenty ciał lub gdy szczątki znajdowały się częściowo pod alejkami, pozostawiano je tymczasowo na miejscu. Dr Szwagrzyk dodał, że dość często odnajdywano guziki, czasem fragmenty tkanin, co przeczy przypuszczeniom, że ofiary były grzebane nago, natomiast bardzo rzadko są odkrywane przedmioty osobiste należące do zamordowanych, np. krzyżyki czy medaliki (tylko sześć takich wypadków na „Łączce”). Takie znaleziska mogą stanowić nowy trop, bowiem na przykład medalik z Matką Boską Kodeńską oznacza, że ofiara pochodziła prawdopodobnie z południowego Podlasia. Znajdowane przy zwłokach sporadycznie takie przedmioty, jak okulary czy pusty portfel świadczą o tym, że grzebano tam także osoby, których nie osadzono w więzieniu, lecz zamordowano wkrótce po zatrzymaniu. Wtedy ustalenie tożsamości jest praktycznie niemożliwe.


IMG_5052m

 

Po wydobyciu z jam grobowych szkielety układa się na specjalnych stołach, gdzie są badane przez specjalistów medycyny sądowej. Eksperci potrafią stwierdzić, w jaki sposób zadawano śmierć (metodą katyńską, czyli strzałem w potylicę, co dotyczy dwóch trzecich ofiar znalezionych na „Łączce”, czy też przez powieszenie), czy ofiary torturowano (wybite zęby, złamane ręce i żebra, przestrzelone ręce). W jednym ze szkieletów znaleziono aż 11 kul, które tkwiły w całym ciele od stóp do głowy – ta osoba prawdopodobnie zginęła w inny sposób niż egzekucja w więzieniu. Badania medyczne są niesłychanie ważne dla zebrania jak największej liczby informacji na temat poszczególnych ofiar, co może ułatwić późniejszą identyfikację.

 

Czasami już po otwarciu jamy grobowej naukowcy mogą się domyślać, kto tam jest pochowany, jednak ogłoszenie tożsamości zidentyfikowanych osób następuje dopiero wtedy, kiedy uda się ją genetycznie potwierdzić. Najważniejsze badania są wykonywane w Szczecinie, gdzie naukowcy wielokrotnie porównują materiał genetyczny pobrany ze szczątków ofiar z materiałem uzyskanym od rodzin (w jednym wypadku był to zachowany ząb samej ofiary). W 2012 roku powstała Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów, gdzie gromadzony jest materiał DNA pozyskany od najbliższych członków rodzin oraz pochodzący z rzeczy osobistych ofiar.


IMG_5056m

 

Szczątki ofiar komunistycznego terroru wydobyte dotychczas na Powązkach zostały umieszczone w małych trumienkach i po uroczystej mszy przewiezione na Cmentarz Północny, gdzie będą kontynuowane procedury identyfikacyjne. Symboliczny jest fakt, że pierwsze wydobyte na Powązkach zwłoki okazały się też pierwszymi, których tożsamość ustalono. Były to szczątki Edmunda Bukowskiego,  porucznika AK, ps. „Edmund”. Udało się także zidentyfikować  Eugeniusza Smolińskiego ps. „Kazimierz Staniszewski”, kapitana AK i WiN Stanisława Łukasika, ps. „Ryś" - żołnierza mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Tego ostatniego znaleziono w jamie w kilkoma innymi ciałami, co wskazuje na możliwość, że pochowano tam całą zgładzoną jednego dnia grupę “Zapory”. Prelegent zademonstrował też zdjęcie, na którym uchwycono moment, gdy córki Eugeniusza Smolińskiego oddają materiał genetyczny siedząc tuż obok stołu, na którym leży nierozpoznany jeszcze wtedy szkielet ich ojca. Natomiast pogłoskę o tym, że zidentyfikowano szczątki rotmistrza Witolda Pileckiego dr Szwagrzyk zdementował, wyjaśniając przy tym, że o ustaleniu tożsamości danego ciała najpierw informuje się rodziny, dopiero potem, na konferencji prasowej, wszystkich innych.


IMG_5055m

 

Wedle słów dr Szwagrzyka dotychczasowym pracom poszukiwawczo – ekshumacyjnym na warszawskiej „Łączce”, towarzyszyło ogromne zainteresowanie. Codziennie zapalano tam nowe znicze, składano kwiaty, ktoś napisał wiersz dla rotmistrza Pileckiego, kibice Legii Warszawa i Lecha Poznań zostawili swoje szaliki. Wiele osób pomaga w badaniach jako wolontariusze i wszyscy robią to ze względu na pasję poszukiwania prawdy.

 

Prace na Cmentarzu Powązkowskim zostaną wznowione w kwietniu 2013 roku. Pomocne będą tu wojskowe zdjęcia Warszawy z lat 1948, 1953, 1955, dzięki którym można określić obszar poszukiwań pod murem Cmentarza Powązkowskiego. Przeprowadzono już tam odwierty oraz tzw. działania sondażowe i odkryto szczątki niewątpliwie należące do więźniów. Wiadomo też, że będzie konieczny czasowy demontaż alejki oraz stojącej na „Łączce” ściany-pomnika ofiar komunizmu, bowiem i pod nimi znajdują się zwłoki pomordowanych. Są też prowadzone starania o rozpoczęcie prac na Służewie i na Bródnie

 

W podsumowaniu dr Szwagrzyk ocenił, że choć pracy jest na wiele lat, najważniejszy jest fakt przełamania muru niemocy. Dziś potrzeba identyfikacji szczątków narodowych bohaterów stała się oczywista. Warszawska „Łączka” powinna się stać prawdziwym, nie symbolicznym Mauzoleum ofiar komunistycznego terroru.

 


Szwagrzyk w IPN2

Po prezentacji dr Szwagrzyk odpowiadał na pytania zebranych. Potwierdził, że do chwili obecnej odkryto 109 pełnych szkieletów. Dodatkowych 7 odnalezionych ciał spoczywa jeszcze na „Łączce”, ponieważ na razie odsłonięto tylko ich fragment. Zostaną one wydobyte na wiosnę. Wyjaśnił też, że nie palono zwłok w celu zatarcia śladów, ponieważ po wojnie kremacja budziła bardzo złe skojarzenia.

Mówiąc o obawie komunistów przed odpowiedzialnością, badacz przypomniał, że o ile do połowy 1948 roku potajemnym grzebaniem wszystkich zwłok zajmował się grabarz z więzienia mokotowskiego Władysław Turczyński, to w 1948 r. MPB wydało rozporządzenie, by skończyć z procederem chowania zmarłych i straconych więźniów gdzie popadnie i stworzyć oznakowane kwatery na cmentarzach komunalnych i parafialnych. W wyniku tej decyzji w 1948 roku założono nowe kwatery na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu, a w Warszawie przestano wywozić zwłoki na Służew, lecz zaczęto chować na Powązkach, całkowicie wówczas niedostępnych. W 1956 roku przeprowadzono pozorowane poszukiwania miejsc pochówków ograniczone do straconych oficerów Ludowego Wojska Polskiego. Powołana do tego komisja nie miała jednak spraw wyjaśnić, raczej je „rozmydlić”, toteż nic dziwnego, iż mimo znalezienia przez nią na „Łączce” śladów pochówków, nie zrobiła nic, by tę kwaterę zachować. Wtedy też się okazało, że nigdy nie prowadzono żadnej, nawet wewnętrznej dokumentacji i ewidencji grzebanych ofiar, a Turczyński, mimo polecenia swego bezpośredniego szefa, nie umiał miejsc pochówku dokładnie wskazać.

 

Na pytanie o grupę zajmującą się badaniami i poszukiwaniami dr Szwagrzyk wyjaśnił, że w jej skład wchodzi sześć osób, specjalistów w dziedzinie genetyki, medycyny sądowej, antropologii i archeologii, ale gdyby stworzono nawet dziesięć takich zespołów, miałyby one co robić przez kilka lat, tak duża jest skala problemu. Badania przeprowadzone między innymi na Opolszczyźnie, w Warszawie i Wrocławiu zaowocowały odnalezieniem szczątków już 430 osób i mimo świadomości, że odnalezienie wszystkich nie jest możliwe, wynik ten cieszy, gdyż ludzie ci zostaną zwróceni pamięci narodowej. Dodał też, że jego zespół uzyskał właśnie wsparcie finansowe od Banku Zachodniego WBK, co świadczy o powstawaniu świadomości, że odkrycie miejsc pochówków ofiar komunistów to sprawa narodowa.

Odnosząc się do pytania o miejsca, gdzie mogą znajdować się ciała osób straconych w więzieniach innych niż Mokotów, dr Szwagrzyk skonstatował, że „Łączka” nie jest jedynym miejscem na Powązkach, gdzie zamordowanych więźniów grzebano. Chowano ich także na przykład w kwaterach od A do F1 ciągnących się równolegle do bocznego muru cmentarza. W całej Warszawie w latach 1944-56 zmarło w więzieniach co najmniej 1300 osób, w obozach na terenie miasta - około 1100, w więzieniach stracono około 400 osób. W niektórych miejscach na „Łączce” są być może  ciała ludzi innych, niż ci zastrzeleni lub powieszeni w więziennych egzekucjach, jednak znaczna większość, to więźniowie polityczni, straceni na Mokotowie lub na  Pradze. Dr Szwagrzyk dodał, że naukowcy spodziewają się odkryć na „Łączce” szczątki jeszcze około 200 osób, ale odpowiedź na pytanie, ilu tam naprawdę znajduje się ludzi,  mogą przynieść tylko prace archeologiczne. Obecnie badania koncentrują się na tzw. wolnych obszarach, pod alejkami czy dróżkami. Pozostaje jednak delikatna kwestia, jak wydobyć szczątki ofiar komunistycznego terroru, jeśli znajdują się pod pomnikiem nagrobnym osoby zasłużonej dla tamtego systemu. Działania będą prowadzone tak, by oszczędzić wszystkim cierpienia i bólu. Szokująca była przytoczona przez badacza informacja, że spośród 50 tysięcy wszystkich zgładzonych przez komunistycznych oprawców patriotów 80–90% spoczywa w nieznanym miejscu.

 

W kwestii budżetu przeznaczonego na badania, dr Szwagrzyk przypomniał, że na budżet ów składają się środki pochodzące od różnych instytucji (IPN, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Ministerstwo Sprawiedliwości), a ostatnio także od władz Warszawy. Dzięki temu należy żywić nadzieję, że nie pojawi się konieczność publicznych zbiórek w celu finansowania dalszych prac. Każdy naród powinien móc czcić swych bohaterów i jest to kwestia, której na pieniądze przeliczyć nie sposób.

 

Mówiąc o projekcie mauzoleum na „Łączce”, dr Szwagrzyk stwierdził, że kształt takich miejsc pozostaje w gestii Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jednocześnie wyraził głębokie przekonanie, że będzie to miejsce wyjątkowe, bowiem już obecnie jest odwiedzane przez liczne wycieczki i porusza sumienia. Za wcześnie jest jednak, by mówić o kształcie mauzoleum.

Na koniec dr Szwagrzyk podsumował: bezpieka była narzędziem w ręku partii, nie działała sama dla siebie, ale wykonywała konkretne polecenia, które przerabiała na konkretne zadania. Wytyczne w którą stronę iść, kogo trzeba aresztować, gdzie przykręcić, a gdzie poluzować, powstawały w gabinetach partyjnych. Jeżeli mówimy o odpowiedzialności to nie może być tak, że narzędzie (…) jest gorzej traktowane niż ten, który wydał mu rozkaz.


Relacja:
Emaus (tekst) i Włodzimierz Sobczyk (wideo)

IMG_5057m


P1300803m

Dołączone do relacji zdjęcia kwatery Ł pochodzą z sierpnia 2012 roku, kiedy trwały prace ekshumacyjne na Powązkach Wojskowych.

Spotkanie z dr Krzysztofem Szwagrzykiem odbyło się 21 lutego 2013 roku.