poniedziałek, 17 listopada 2014

Niewygodny świadek 25-lecia. Dyskusja o "Drogach do Solidarności"

"Solidarność z jednej strony walczyła o zneutralizowanie liberalnego ostrza przemian gospodarczych, a z drugiej strony zaproponowała alternatywny program zmian w Polsce. Ta książka pokazuje na czym on polegał, dlaczego nie został wprowadzony w życie, kto się mu przeciwstawiał". - mówił Jerzy Kłosiński, autor książki "Drogi do Solidarności". "To bardzo przemyślany dobór tekstów, które opowiadają o splątanej historii Solidarności i III RP" - zaznaczyła dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. W klubie Ronina o Solidarności, polityce lat przełomu, Okrągłym Stole, wyborach kontraktowych, alternatywie wobec wybranego modelu transformacji dyskutowali: prof. Grażyna Ancyparowicz, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska oraz prof. Ryszard Bugaj.
IMG_8138m

"Solidarność z jednej strony walczyła o zneutralizowanie liberalnego ostrza przemian gospodarczych, a z drugiej strony zaproponowała alternatywny program zmian w Polsce. Ta książka pokazuje na czym on polegał, dlaczego nie został wprowadzony w życie, kto się mu przeciwstawiał". - mówił Jerzy Kłosiński, autor książki "Drogi do Solidarności". "To bardzo przemyślany dobór tekstów, które opowiadają o splątanej historii Solidarności i III RP" - zaznaczyła dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. W klubie Ronina o Solidarności, polityce lat przełomu, Okrągłym Stole, wyborach kontraktowych, alternatywie wobec wybranego modelu transformacji dyskutowali: prof. Grażyna Ancyparowicz, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska oraz prof. Ryszard Bugaj.
IMG_8138m

Książka "Drogi do Solidarności. Karty z historii NSZZ Solidarność 1989-2014" to zbiór tekstów red. nacz. "Tygodnika Solidarność" Jerzego Kłosińskiego, publikowanych od 1989 roku. Są wśród nich wywiady z ważnymi osobami tamtych czasów. Wówczas Solidarność aktywnie uczestniczyła w życiu politycznym, związek liczył w 1989 r. 2,5 mln. członków, była to więc najpoważniejsza siła społeczna. Szybko przeszła do opozycji wobec układu pomagdalenkowego.

Jak zaznaczył Jerzy Kłosiński, Okrągły Stół miał dwa wymiary: ten oficjalny, i ten nieoficjalny, który powoli zaczął obowiązywać i przeciwko któremu Solidarność zaczęła protestować. Był to bunt przeciwko radykalnym reformom według doktryny neoliberalnej.  

"Solidarność z jednej strony walczyła o zneutralizowanie tego ostrza liberalnego przemian gospodarczych, a z drugiej strony zaproponowała alternatywny program zmian w Polsce. Ta książka pokazuje na czym ten alternatywny program polegał, dlaczego nie został wprowadzony w życie, kto się temu programowi przeciwstawiał".

Jak wyjaśnił, inicjatywa polegała na stworzeniu pewnych projektów: konstytucji, powszechnego uwłaszczenia, wprowadzenia podatku prorodzinnego. To zmaterializowało się w programie AWS, ale ten program też miał swoich hamulcowych i nie został w całości wprowadzony w życie.

IMG_8099m

Socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska oceniła:
"To świetna książka. Niezwykle inspirująca, to bardzo przemyślany dobór tekstów, które opowiadają o splątanej historii Solidarności i III RP".
 Socjolog podkreśliła, że w 1988 roku w strajkach wiosenno-sierpniowych  uczestniczyło 100 tys. robotników z nowego o 10-15 lat pokolenia niż to z 1980 r. Byli to ludzie młodzi, pełni perspektyw i nierozpoznani dobrze przez SB. Zdaniem dr Fedyszak-Radziejowskiej, w interesie uczestników Okrągłego Stołu jest opowiadać, że wówczas Solidarność była słaba, gdyż to buduje prestiż elit III RP,  wywodzących się z władz PRL i "racjonalnych" przedstawicieli opozycji, którzy dogadali się w 1989 r.

"Ta książka jest, i smutna, i gorzka, gdyż czytając te rozmowy, wywiady, teksty, felietony, możemy się przekonać, że wszystko było opisywane na bieżąco: błędy, zaniechania, różnice zdań, nadużycia, manipulacje, i na bieżąco były stawiane diagnozy. Czy można było te 25 lat lepiej spożytkować? Zbudować lepszą, sprawniejszą, efektywniejszą gospodarkę, Stworzyć lepsze warunki, w których pracują ludzie? I czy demokracja mogła funkcjonować znacznie lepiej?".
- zastanawiała się.

Jak zauważyła socjolog, w książce są rozmowy Jerzego Kłosińskiego z wszystkimi czterema przewodniczącymi Solidarności: Lechem Wałęsą, Marianem Krzaklewskim, Januszem Śniadkiem i Piotrem Dudą.
"Lektura tych rozmów pokazuje, jak ewoluowali liderzy Solidarności. Pierwszy z nich nie był związkowcem, to był polityk - jak się czyta tę rozmowę, to jego interesuje władza i rywalizacja o władzę. Krzaklewski jest związkowcem, który próbuje po inżyniersku zracjonalizować obecność Solidarności w polityce. A Śniadek i Duda wyraźnie są przewodniczącymi związku, który robi to, co robi każdy normalny związek w demokratycznym państwie czyli kontroluje władzę, swoją aktywnością współkształtuje system polityczny".
 

Nie brakuje też wywiadów z najważniejszymi politykami: Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim, Janem Olszewskim, ale także tymi, którzy wówczas w 1989 r. byli ważnymi postaciami: Leszkiem Moczulskim, Janem Józefem Lipskim, Stanisławem Wądołowskim.  

"Jerzemu Kosińskiemu udało się w tej książce utrwalić rozmowy z początku lat 90., które w gruncie rzeczy wyjaśniają znacznie więcej zagadek niż nasza pamięć o przeszłości samodzielnie byłaby w stanie to zrobić".
- mówiła socjolog i poddała analizie niektóre z wypowiedzi polityków.

Na koniec skupiła się na na używanym niewłaściwie w kontekście Solidarności słowie: socjalny (od którego niedaleko do słowa socjalizm). Tymczasem:
"związek zawodowy w normalnym państwie jest od tego, żeby pracownik był także obywatelem, żeby jego praca i jego pozycja były chronione. Potrzeba jest instytucji, która redukuje asymetrię między właścicielami pracodawcami a pracownikami, między ludźmi biznesu i pracobiorcami. Związki zawodowe to klasyczna demokratyczna instytucja i to nie ma nic wspólnego z Polską socjalną. System emerytalny istnieje w państwach kapitalistycznych, podobnie jak służba zdrowia".
 


Według socjolog, udało się wmówić Polakom, że "Solidarność powstała po to, żeby Polska była liberalna, z umowami śmieciowymi, z wielkim kapitałem, z wolnym rynkiem, który zastępuje państwo. Polska liberalna zbudowała III RP. Solidarność opisywała to co się dzieje, ale nie miała dość mocy i umiejętności wywierania presji, a może i możliwości, żeby te wybory były lepsze".

IMG_8137m

Prof. Grażyna Ancyparowicznaukowo zajmującą się problematyką finansową i systemami zabezpieczenia socjalnego, stwierdziła, mówiąc o książce Jerzego Kłosińskiego:
"Mamy tu w pigułce całe 25 lat naszej historii. Patrzymy, jak od wielkich nadziei doszliśmy do bardzo wielkiego rozczarowania. Jak związek, który walczył o godność ludzi utrzymujących się z własnej pracy, ewoluował na jakieś bezdroża, a później wrócił na swoją właściwą ścieżkę, a teraz musi się przebijać przez mur przepisów, obojętności, marazmu, żeby wywalczyć to, co każdy związek powinien dla swoich członków".


Zdaniem ekonomistki, nie było innej drogi dla Polski, gdyż ta droga została ustalona w latach 70.
"To był ten okres, kiedy przygotowywało się kadry na wschodzie i na zachodzie, wywodzące się z ludzi wiernych PZPR. Część z nich trafiła później do opozycji. To jest konsekwentna linia, im chodziło głównie o władzę i o pieniądze. I oni byli w tym kierunku kształceni. Najlepsi byli kształceni w amerykańskich uczelniach, to byli stypendyści Fulbrichta, w połowie Polska to finansowała. Wysyłało się tam ludzi powiązanych z partiami rządzącymi, zwłaszcza z PZPR. I ci ludzie potem, de facto, na pewnym etapie, kiedy te opcje bardziej postępowe, które chciały budować w Polsce kapitalizm, mogły już dojść do głosu, wymyśliły, że trzeba pozyskać część działaczy Solidarności".


Według prof. Ancyparowicz:
"Nie było innej drogi, gdyż wzrastało zadłużenie. "W momencie, gdy kraj się zadłuża, popada w zależność od wierzycieli. Kto naprawdę określił kształt reform ustrojowych w Polsce? To był consensus waszyngtoński, przetestowany w krajach latyno-amerykańskich. Nie można się było z tego wycofać, gdyż byliśmy ogromnie zadłużeni. Poddaliśmy się bardzo wiernie i naiwnie".
       

Profesor mówiła o szczegółach dotyczących ówczesnej sytuacji, związanych z zadłużeniem na wschodzie i procesie uwłaszczania.
"Z zewnątrz narzucono nam pewien model transformacji ustrojowej, oszukano lokalnych przywódców Solidarności. Proces uwłaszczania, zarówno nomenklatury, jak i tworzenia kompradorskiej elity, zaczął się znacznie wcześniej, co najmniej w latach 80., a na pewno po ustawie z 1988 r., która nadała temu legalne tory. Dlaczego nie protestowano? Nie przypuszczano, że związki zawodowe zostaną tak zmarginalizowane, że działacze będą represjonowani, że w zakładach prywatnych związków zawodowych nie będzie, więc nie będzie kto miał bronić pracowników".
- zaznaczyła.

IMG_8159m  

Ekonomista prof. Ryszard Bugaj powiedział, że w 1989 roku należał do wąskiego grona osób, które organizowały obrady Okrągłego Stołu i które w nich uczestniczyły.
"Jeśli chodzi o dokument, który dotyczył spraw społecznych i gospodarczych, sporą jego część napisałem i nie wstydzę się tego. Siadając do Okrągłego Stołu, nie wiedziałem, co będzie po nim. Wcale nie byłem pewien, czy on nie może zakończyć się porażką tj. że może nie dojść do porozumienia. Byłem przekonany że po Okrągłym Stole nic nie może wrócić na swoje dawne miejsce, może nastąpić odroczenie polskich przemian, ale że jest to taki moment, że jeżeli władza komunistyczna, która dotąd utrzymywała linię pełnego monopolu, w którymś momencie pokazuje, że jest niezależny partner, który ma prawo głosu, to znaczenie tego dla opinii publicznej jest rozstrzygające i nic na swoje miejsce wrócić nie może. To, że komunizm upadał było jasne. To co się dzieje w gospodarce, nie pozostawiało wątpliwości. Generał po stanie wojennym złapał trochę oddechu, ale potem zaczął go szybko tracić. Koniec lat 80. to są znowu kartki, recesja w gospodarce, spadek produkcji. Ale nie było jasne, jaki jest jeszcze potencjał polityczny utrzymywania się tej grupy, oparty na czystej przemocy. Stąd ten wybór. W ramach historii alternatywnej możemy snuć inną wersję. Nie wykluczam, że gdybyśmy zdecydowali się  na to, by do Okrągłego Stołu nie siadać, i byśmy czekali na wybuch społecznego protestu,  może to by była lepsza droga. nie sądzę jednak, żeby ex ante można było jednoznacznie ocenić".


 W odpowiedzi na pytanie o inną drogę przemian, prof Bugaj stwierdził:
"Moim zdaniem, w sensie intelektualnym, alternatywa istniała, ale nie w sensie politycznym. Zależność od zachodu była ważna, ale nie rozstrzygająca. Ważniejszy był cały klimat intelektualny, społeczny, który wtedy panował. Rok 1990 to szczyt wpływów myślenia neoliberalnego. Przyjeżdża do Polski Jeffrey Sachs, spotyka się z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym, mówi nam, jakbyśmy małpami siedzącymi na drzewie, że jak będzie  popyt i podaż, to będą ceny,  a poza tym, jak ceny zrobimy wolne, to za trzy miesiące wszyscy będziemy żyli jak pączki w maśle. I ja widzę kolegów z OKP, i wcale nie chodzi o Bronisława Geremka i Adama Michnika, ale widzę tych chłopaków z prowincji, to było przecież pospolite ruszenie, oni mają szeroko otwarte usta, są zachwyceni. W tamtym czasie ta droga miała urok idei nieodpartej. Dlatego Leszek Balcerowicz tak łatwo w to wszedł".


IMG_8139m

"Wydobycie się z pułapki, z zaułka komunistycznego jest polskim sukcesem, ale z drugiej strony, jeśli spojrzeć na to co osiągnęliśmy, rezultaty nie są nadzwyczajne. Jeśli spojrzeć na stopę wzrostu - po potrąceniu dwóch pierwszych lat  - niewiele przekraczającą 4%.. Sprzedaliśmy prawie cały majątek. (..) Przyszłość nie rysuje się przed Polską cudownie. Jesteśmy w pułapce kraju o peryferyjnej gospodarce, nie wyszliśmy z tej formuły".
- podkreślił ekonomista.

I zaznaczył:
"Zacząłem się rozstawać z moimi przyjaciółmi, gdy zobaczyłem na ekranie telewizora Bronisława Geremka z Januszem Onyszkiewiczem,  jak powiedzieli, że my dotrzymujemy słowa - będzie II tura wyborów. Poczułem się dotknięty osobiście, wydawało mi się, ze należę do dość wąskiego grona ludzi, którzy uczestniczy w podejmowaniu decyzji. To znaczy, że tą decyzję, o tym, że druga runda wyborów zostanie powtórzona, podjęły 3-4 osoby. Dotąd nie jestem pewien w jakim składzie ją podjęto. Na pewno znam 4 nazwiska, ale czy więcej nie wiem. W składzie magdalenkowym uczestniczyłem raz w tych rozmowach, w zastępstwie prof. Trzeciakowskiego, było to w Pałacu Namiestnikowskim, i były tam dwa elementy w dyskusji ważne:  z jednej strony to była twarda rozmowa, która nie zakończyła się porozumieniem, wtedy dotyczyło to senatu, ale z drugiej strony w atmosferze tych obrad było coś bardzo niedobrego. Rzeczywiście niektórzy nasi koledzy za dużo pili  i zbyt się fraternizowali z drugą stroną. Miało to znaczenie, w długim okresie oznaczało ułatwianie kontaktów. Polska scena polityczna, w moim przekonaniu,  nie jest podzielona na prawicę, lewicę i liberałów, ona jest podzielona na prawicę i liberałów. To widać, obserwując te przejścia z SLD do PO".


IMG_8090m

Jerzy Kłosiński dodał, że zmarginalizowano społeczne grupy nacisku, ponieważ Solidarność stała na drodze przemian neoliberalnych, trzeba było ją wyeliminować. Obecnie nie ma ona narzędzi wpływania na kształt Polski.

Jednak prof. Bugaj, który obserwuje obecny związek zawodowy Solidarność zarysował obraz optymistyczny, jego zdaniem związek jest nieduży, ale sprofesjonalizowany. "Jest nadzieja, że Solidarność w Polsce zacznie się odbudowywać. Wcale bym się nie zdziwił, jakby się okazało, że za pięć lat będzie miał 2 mln ludzi".  

Józef Orzeł, szef klubu Ronina podkreślił:
"Kilka razy temu narodowi złamano kręgosłup, pierwszy raz to był kryzys bydgoski, w marcu 1981 r., kiedy Wałęsa nie podjął decyzji o strajku generalnym, na który prawie cała Solidarność była gotowa .Drugi raz to był stan wojenny. Trzeci raz to było podjęcie decyzji o II turze wyborów, o zmianie reguł w wyborach. Wybór Jaruzelskiego. Potem mieliśmy noc premiera Olszewskiego. Na końcu tych łamań mamy Smoleńsk.  To widać, kiedy nam łamią kręgosłup, to nie jest nic ukrytego. Magdalenka to mógł być do tego wstęp, przygotowanie, ale na tym nie kończy się klęska narodowa. Klęska musi być widoczna".


Odnosząc się do pytania o alternatywę, powiedział:
"Jeśli się widzi tę łączoną elitę - oświeconych kręgów PZPR z siłami Solidarności - to widać, że po drugiej stronie stało tylko Porozumienie Centrum. Solidarność stała gdzieś pośrodku i nie była politycznym związkiem. (..) Wydawało mi się, że interes narodowy reprezentuje tylko PC. Dysproporcja była ogromna. Uważałem, że jedynym sposobem wyrównania tej dysproporcji jest danie narodowi siły gospodarczej czyli politycznej, tj. uwłaszczenie narodu za wszelką cenę: dać na własność ludziom mieszkania, dać ludziom w PGR-ach ziemię i sprzęt, dać działkowcom działki itd. Żeby mogła powstać klasa średnia. To by była duża niesprawiedliwość, ale to byłaby siła, która mogłaby zrównoważyć siłę obozu polityki zależności gł. wobec zachodu. Tylko tym rozdaniem własności można było coś zmienić.  A właśnie tego, ze strony politycznej, nie można było zrobić. PC była za słaba, by to przeprowadzić, a i w samym PC zdania były podzielone".

     
W dalszej części spotkania uczestnicy dyskusji odnosili się do swoich wypowiedzi, polemizowali z niektórymi tezami i odpowiadali na pytania z sali.

Na pytanie o wpływ tajnych służb, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska powołała się na słowa prof. Zbigniewa Siemiątkowskiego, który twierdził, że równolegle z I Zjazdem Solidarności odbywał się zjazd oficerów prowadzących w siedzibie Marynarki Wojennej, ci oficerowie mieli pod swoją opieką ok. 30% uczestników zjazdu. Zważywszy na wzmożoną pracę służb w tym czasie, porównywalną z czasami stalinowskimi, dr Fedyszak-Radziejowska, uważa za sukces Polaków to, że 70% demokratycznie wybranych delegatów nie było tajnymi współpracownikami. Dlatego, zdaniem socjolog, było możliwe uchwalenie odezwy: "Posłanie Pierwszego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” do ludzi pracy Europy Wschodniej".

Książkę "Drogi do Niepodległości" Jerzego Kosińskiego wydało wydawnictwo Patria Media.
Więcej o tej publikacji:
http://multibook.pl/pl/p/Jerzy-Klosinski-Drogi-do-Solidarnosci/4712



Relacja: Margotte i Bernard

IMG_8110m

IMG_8118m

IMG_8095m

IMG_8130m

IMG_8142m

IMG_8115m

IMG_8108m