niedziela, 12 października 2014

Nowa zimna wojna?

"Jesteśmy w fazie innej zimnej wojny, ale problem polega na tym, że po jednej stronie jest Rosja - jednolity i zwarty przeciwnik, a po drugiej to zbieranina, w której żadnej spoistości nie ma. To wojsko pozbierane z maruderów, najemników, którym nie płacą, więc się nie chcą bić, a nawet zastanawiają się, czy nie przejść na stronę przeciwnika, bo im zapłaci. W tym właśnie leży zasadnicze niebezpieczeństwo dla Polski". - mówił Łukasz Warzecha w czasie debaty zorganizowanej przez Teologię Polityczną. "Konflikt na Ukrainie jest wojną na peryferiach z perspektywy Zachodu" - polemizował Bartłomiej Radziejewski.
P1300057m

W czasie debaty zatytułowanej "Nowa Zimna Wojna" (która odbyła się w lokalu Trzecia Waza na Krakowskim Przedmieściu) spierali się publicyści: Marek Magierowski (Do Rzeczy), Łukasz Warzecha (wSieci), dr Marek Cichocki (Teologia Polityczna) i Bartłomiej Radziejewski (Nowa Konfederacja). Dyskusję prowadził Marcin Darmas (UW), który w zagajeniu stwierdził, że zimna wojna nie skończyła się wraz z upadkiem Związku Sowieckiego. "Rosja jest państwem, które nie zna swoich granic, nie zna też pojęcia prawdy. Wojna jest wpisana w genotyp Rosji".



Jako pierwszy głos zabrał Marek Magierowski, który stwierdził:
"Zimną wojnę możemy podzielić na dwie podstawowe fazy: zimną zimną wojnę i gorącą zimną wojnę. Ta „gorąca”, której świadkami byliśmy przez kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej, aż do upadku muru berlińskiego i rozpadu Związku Sowieckiego, nieco się w ostatnich latach schładzała. 


Potem mieliśmy dziwny okres w Rosji dwóch dziesięcioleci bardzo różniących się od siebie – pierwsza to rządy Borysa Jelcyna od 1991 do 2000 roku. To był człowiek, który jakoś dogadywał się z kolejnymi prezydentami amerykańskimi, i który miał wizję Rosji jako kraju, który zachowuje swoje tradycje, korzenie kulturowe, ale starał się z Zachodem współpracować i wiedział, że bez zachodnich pieniędzy Rosja nie udźwignie ciężaru transformacji. Sami Rosjanie wspominają te czasy niezbyt miło. Nie dostawali emerytur, bankrutowały wielkie zakłady przemysłowe. rodziły się wielkie fortuny oligarchów.

W roku 2000 do władzy dochodzi młody nieopierzony były pułkownik KGB, dla samych Rosjan postać tajemnicza, dla Zachodu była to całkowita zagadka. Tenże Putin, używając rozmaitych narzędzi,  doprowadził do sytuacji, w której emerytury zaczęły być wypłacane, budżet przestał świecić pustkami, i zaczął się odbudowywać, dzięki cenom ropy naftowej, a cała rosyjska gospodarka zaczęła wyglądać trochę inaczej. Za czasów Putina Rosja nie zamykała się na kapitał zagraniczny, on płynął szerokim strumieniem, ale był związany z wielkimi inwestycjami energetycznymi (złoża ropy naftowej, złoża gazu). Wielkie koncerny zachodnie takie, jak Shell, czy BP, zapraszał do Rosji. One  inwestowały tam miliardy dolarów. Z tego korzystał sam Putin, umacniając swoją władzę, ale też rosyjska gospodarka i zwykli rosyjscy obywatele, którzy zapomnieli o „nieszczęsnych” latach Jelcyna".

P1300037m

Magierowski podkreślił:
"Dzięki temu Putin zaczął być traktowany jako ktoś kto odbudował Rosję, on wzmocnił państwo i gospodarkę rosyjską, mógł zacząć budować na nowo tożsamość tego państwa. Na nasze nieszczęście zaczął budować ją na nostalgii za Związkiem Sowieckim i jego potęgą militarną. Wiedział, że mając do dyspozycji więcej pieniędzy, będzie mógł wrócić do dawnej potęgi militarnej, która pozwala mu grać na mocno narodowych instynktach, które wciąż są bardzo żywe w społeczeństwie rosyjskim. Tym łatwiej jest mu grać na tego typu instynktach, im bardziej społeczeństwo czuło się upokorzone po upadku Związku Sowieckiego i po 10 latach "smuty" za czasów Jelcyna. Putin doskonale to wykorzystał, czego efekty mamy widoczne dzisiaj - 80-procentowe poparcie dla Putina, ponad 70% poparcie dla oderwania Krymu od Ukrainy, nastroje wojenne. Jak głosi Putinowska propaganda, Rosja jest cały czas zagrożona ze strony coraz bardziej ekspansywnego Zachodu. Putin najpierw odbudował rosyjską gospodarkę, wzmocnił struktury siłowe, odbudował armię rosyjską, które dziś są nowoczesne, ale wszystko to robi po to, żeby samemu utrzymać się u władzy. Dlatego rozbudza nastroje nacjonalistyczne, wojenne, rozbudza dumę z Rosji jako państwa i wielkiej potęgi militarnej".


Według Łukasza Warzechy, mamy do czynienia z nową zimną wojną, a nie jej kontynuacją.
"Era Jelcyna w Rosji była pewną cezurą, i to była cezura oddzielająca dawną zimną wojnę od obecnej. Ale zupełnie inna jest dziś sytuacja Zachodu i inny jest poziom spoistości tej strony konfliktu. To już nie jest tak duże zjednoczenie jak było to w pierwszej zimnej wojnie. To gigantyczna różnica. W pierwszej zimnej wojnie sprawa była klarowna – szło o to, żeby uniknąć zagłady jądrowej, żeby wolny świat nie został pokonany przez ten świat komunizmu. Nawet jeżeli dla wielu były to tylko hasła, to jednak budowały one pewną symboliczną spójność Zachodu. Dzisiaj sytuacja jest zupełnie inna – Zachód słabo akcentuje to, że Rosja jest dyktaturą. Nie ma twardego przeciwstawienia jak było wtedy. Zachód ze swoją ideą wolności wypracowaną przez wieki jest w ostrej opozycji do Rosji ze swoją ideą niewolnictwa politycznego - ale nikt tego głośno nie mówi, dziś nikt nie mówi o Rosji, że jest imperium zła. Czynnik gospodarczy (mniejsze czy większe interesy z Rosją) rozsadza spoistość Zachodu.


P1300046m

Publicysta "wSieci" podsumował:
"Mam wrażenie, że jesteśmy w fazie innej zimnej wojny, ale problem polega na tym, że po jednej stronie jest Rosja - jednolity i zwarty przeciwnik, a po drugiej to zbieranina, w której żadnej spoistości nie ma. Jedni pohukują, drudzy nie chcą nic robić, trzeci coś by chcieli zrobić, ale nie mogą zmusić tych pierwszych, żeby coś razem zrobić. To wojsko pozbierane z maruderów, najemników, którym nie płacą, więc się nie chcą bić, a nawet zastanawiają się, czy nie przejść na stronę przeciwnika, bo im zapłaci. W tym właśnie leży zasadnicze niebezpieczeństwo dla Polski".


Inaczej tę kwestię postrzega redaktor naczelny "Nowej Konfederacji", Bartłomiej Radziejewski:
"Zimna wojna trwała w II połowie XX wieku i skończyła się klęską Rosji. Zachód miał możliwość zniszczyć Rosję, ale na początku lat 90. świadomie z tego zrezygnowano, bo Zachód uważa, że Rosja jest mu potrzebna. Wspólna tożsamość europejska powstała przez zagrożenie podbojem ze strony dzikich hord - Hunów, Mongołów itd. Rosja ustabilizowała ten gigantyczny obszar. Załóżmy więc, że dochodzi do nowej zimnej wojny, Rosja zostaje pokonana, w niekontrolowany sposób się rozpada. 

Wizja, że na tym wielkim obszarze powstaje 50 państw z dostępem do broni atomowej to coś niebywale niebezpiecznego. Dzisiejsza Rosja może być kłopotliwa, ale jest przewidywalna. Jej rozpad może być katastrofą, z której nie wiadomo, co się wyłoni. Wzrost znaczenia fundamentalistów w Azji, wzrost znaczenia Chin. Dlatego Zachód nie dociskał w przeszłości i nie będzie dociskał w przyszłości.

NZW2

Zimna wojna skończyła się na początku lat 90., obecnie nie ma nowej zimnej wojny. Konflikt na Ukrainie w moim przekonaniu, jest wojną na peryferiach z perspektywy Zachodu, nie dotykającą interesów państw zachodnich, a Ukraina traktowana jest jako kraj upadły. Wojna między Rosją a Ukrainą nie powoduje wojny między Rosją a Zachodem".

W odniesieniu do kontekstu globalnego zaznaczył:
"Stany Zjednoczone już dawno postanowiły dokonać przeniesienia swojego potencjału dyplomatycznego, politycznego, militarnego i gospodarczego na Pacyfik, w związku ze wzrostem znaczenia Chin. Chiny rozwijają technologie militarne, w tym rakiety balistyczne. W związku z tym Stany Zjednoczone podjęły wielką akcję dyplomatyczną i polityczną polegającą na odwróceniu relacji w Azji, na zburzeniu relacji Chin z Japonią, Malezją czy Tajlandią, i przeciągnięciu ich na swoją stronę, stąd dwie strefy wolnego handlu, wycofanie ciężkich brygad z Europy, zmniejszenie zainteresowania Gruzją, Europą Środkową itd. To tworzy próżnię, w której Rosja chce się rozepchać. To spór regionalny. Rosja walczy o to, by podbić stawkę w przyszłym rozdaniu nowego ładu w Europie i na świecie. Wizerunek nieprzewidywalności Rosji służy Putinowi".


Warzecha nie zgodził się z tezą Radziejewskiego, że mamy do czynienia z wojną prowincjonalną.
"Położenie strategiczne Ukrainy związane z zasobami energetycznymi, a także tym, że to granica między Wschodem a Zachodem powoduje, że to nie jest taka wojna. Chiny są co prawda państwem autorytarnym, ale kierownictwo partii musi się liczyć z Chińczykami, a Chińczycy chcą się dorobić, a nie chcą iść na wojnę. Nie ma tam zainteresowania, by wchodzić w ostry konflikt  militarny. Chińczycy emigrują do krajów Zachodu: Kanady, Australii, Nowa Zelandia bo tam bardziej odpowiada im jakość życia. Rywalizacja na Pacyfiku między USA a Chinami istnieje, ale nie będzie to rywalizacja militarna".


NZW1

Dr Marek Cichocki, red. naczelny "Teologii Politycznej" powiedział:
"Rok temu Putin miał takie wystąpienie, które przeszło bez większego echa, a było dosyć ciekawe. Powiedział wprost, że kończy się model funkcjonowania Rosji w relacjach międzynarodowych, oparty na korzyściach płynących z zasobów surowcowych. To, co my teraz obserwujemy to może próba poszukiwania innych przewag w stosunku do Zachodu. Na przykład to zdolność do zastraszenia, poprzez użycie konwencjonalnych sił zbrojnych, czy broni nuklearnej. Dzisiaj to rozpychanie się Putina i reakcja na działania Rosji mieści się w zapamiętanym i wyuczonym schemacie zimnej wojny. Ale być może jednak to nie jest nowa zimna wojna, ale wkraczamy w fazę stanu naturalnego w stosunkach międzynarodowych, gdzie mamy do czynienia z różnymi silnymi graczami, silnymi podmiotami, które będą toczyć ze sobą permanentny konflikt. Tym samym Teraz reguły są zamazywane, a instytucje i ich znaczenie - relatywizowane. Z punktu widzenia takich małych narodów jak Polska to jest bardzo niebezpieczny kierunek rozwoju sytuacji".


Odpowiadając na słowa Warzechy, Radziejewski podkreślił, że obywatele Stanów Zjednoczonych, podobnie jak Chińczycy też nie pragną wojny, ale gdy amerykańska hegemonia będzie realnie zagrożona, Stany Zjednoczone jako mocarstwo będą interweniować. Ale wszystko może się toczyć też np. na płaszczyźnie gospodarczej.

NZW3

Marek Magierowski, autor książki "Zmęczona: rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" zabierając głos po raz drugi w czasie tej dyskusji, skupił się właśnie na sprawach europejskich.

"Putin wykorzystuje słabość Europy. Wiele tekstów w prasie zachodniej usprawiedliwia działania Władimira Putina na Ukrainie. Kiedyś nazywaliśmy takich ludzi pożytecznymi idiotami. Niektóre z tych tekstów były wręcz oburzające i kłamliwe, usprawiedliwiające zbrodnie Putina. Te teksty nie pochodziły z głównego nurtu.  Ale przekonanie, że Zachód, a zwłaszcza NATO ponosi część winy za to, co się dzieje na Ukrainie, jest powszechne. Pojawia się to "ale..": Owszem, Putin dokonał inwazji Ukrainy, owszem zielone ludziki i próba pokazania własnej siły, "ale" - my też popełniliśmy sporo błędów, ekspansja NATO, Rosja poczuła się zaniepokojona…” Takie głosy słychać bardzo często z ust polityków, ekspertów, publicystów w Niemczech, we Francji.  W społeczeństwach zachodnich przekonanie, że Europa Środkowo-Wschodnia to wciąż jest strefa buforowa, a nie część Zachodu, jest bardzo głębokie. A co dopiero mówić o Ukrainie.


Rosjanie przejęli po czasach sowieckich słynną taktykę maskirowki, czyli takiego działania, które polega na oszukiwaniu całego świata. Ławrow nam powie: Nie mamy nic wspólnego z zielonymi ludzikami, zdjęcia satelitarne Amerykanów to fotomontaż. I on to mówi z otwartą przyłbicą, nie drgnie mu powieka. Przywódcy Rosji potrafią kłamać jak z nut".


Relacja: Margotte (tekst) i Bernard (wideo i foto)

P1300054m

P1300053m

P1300044m

P1300043m