niedziela, 16 czerwca 2013

Zrozumieć polityczną nienawiść

Ryszard Legutko w swojej najnowszej książce „Antykaczyzm” opisuje niechęć czy wręcz nienawiść niektórych przedstawicieli obecnych elit do Prawa i Sprawiedliwości oraz personalnie do braci Kaczyńskich. Autor zastanawia się co ten jak to nazywa stan "antypisowskiej wścieklicy" wywołało i co go wciąż napędza. Choroba antykaczyzmu objęła bowiem nie tylko przedstawicieli elit ale została przejęta także przez przeciętnych wyborców.

Mimo, że bracia Kaczyńscy i ich pierwsze ugrupowanie Porozumienie Centrum było przedmiotem ostrej krytyki już od pierwszych lat III RP, to prawdziwie zmasowany atak rozpoczął się po wygranych przez PiS wyborach w 2005 roku. Od tego czasu na PiS spadały zupełnie niezasłużenie prawdziwe gromy, mnożyły się agresywne i chamskie ataki, sączona była nienawiść, drwina i pogarda. Jeszcze zanim PiS rozpoczął rządy był przedmiotem politycznych prowokacji Platformy. Na przykład do zawiązania koalicji POPiS miało dojść przed kamerami. Mimo, że Platforma domagała się wbrew wyborczej statystyce objęcia najwyższych stanowisk w rządzie i sejmie, główne media obarczały polityków PiS niechęcią do zawarcia koalicji. To już jednak niemal prehistoria i jak się szybko okazało była to dopiero przygrywka do zmasowanych działań przeciwko PiS-owi, gdy partii tej udało się jednak sformować rząd.

Wtedy zaczęła się prawdziwa kanonada, która miała doprowadzić do upadku rządu, co zresztą nastąpiło. Przykładem tego jak daleko można było się posunąć, było zupełnie otwarte życzenie wszystkiego najgorszego rządowi Jarosława Kaczyńskiego choćby miało się to odbywać kosztem Polaków. Takie życzenia nie wywoływały nawet specjalnego oburzenia bo okazało się, że dla przeciwników PiS, głównie polityków i wspierających ich dziennikarzy, to nie dobrobyt Polaków jest najważniejszym celem lecz walka z Prawem i Sprawiedliwością. Walka o władzę i rząd dusz uświęcała dosłownie wszystko.

Antypisowskie wzmożenie nie osłabło nawet po upadku rządu i wygraniu wyborów przez Platformę Obywatelską. Mimo, że PiS znalazł się w opozycji, chciano go politycznie anihilować. Dość dobrze ilustrują to wiecowe zawołania Radosława Sikorskiego o „dorzynaniu watah” i „byłym prezydencie Kaczyńskiem”, gdy Lech Kaczyński jeszcze żył i sprawował najwyższy urząd w państwie. Na efekty takiej nagonki nie trzeba było długo czekać. „Pisowskie watahy”, z urzędującym prezydentem na czele, zostały co najmniej symbolicznie dorżnięte w Smoleńsku a jakby tego było mało, niedługo po katastrofie w Smoleńsku, członek Platformy Obywatelskiej zabił jednego z pracowników biura poselskiego PiS, drugiego bardzo poważnie raniąc.

To jednak PiS był partią, wobec której padały i padają najcięższe polityczne oskarżenia o zagrożenie dla demokracji. Tym zagrożeniem ma być oczywiście samo istnienie partii, bo żadnych antydemokratycznych haseł ona nie głosi a gdy sprawowała rządy sama oddała władzę, rozpisując nowe wybory. Nie unikano sączenia nawet zupełnie absurdalnych skojarzeń z faszyzmem a Jarosław Kaczyński, który stracił w katastrofie smoleńskiej brata i przyjaciół ma być tym, który dzieli Polaków, gra na ich emocjach albo wręcz chce „podpalić Polskę”. PiS był i jest nadal przedmiotem ataków za to tylko, że jego politycy ze zrozumiałych względów domagają się racjonalnych i zgodnych z polską racją stanu działań w sprawie badania przyczyn katastrofy. Wydawałoby się, że na te wszystkie oskarżenia i straszenie PiS-em można się tylko popukać w czoło, jednak wielu wyborców przyjmuje te sugestie z powagą. Dlaczego tak się dzieje, próbuje właśnie odpowiedzieć Ryszard Legutko.

Autor przypomina wiele mniej lub bardziej absurdalnych zarzutów wobec PiS-u i jego głównych polityków, zestawia pewne działania elit z czasem, kiedy PiS sprawował rządy z tym, co dzieje się za rządów Platformy Obywatelskiej. Pokazuje, że elity w Polsce w dużej mierze stosowały podwójne standardy w ocenie obydwu formacji co świadczy o ich hipokryzji i cynizmie. O zjawiskach, które za rządów PiS były przedmiotem medialnej histerii, za rządów PO nikt z wcześniej „zatroskanych” losem Polski się nawet nie zająknie. Legutko stwierdza, że krytyka PiS-u zarówno wtedy, gdy partia sprawowała władzę, jak i gdy już od 6 lat jest w opozycji przekracza wszelką miarę i ma za zadanie jedno – eliminację tej partii i jej zwolenników z życia publicznego.

Ta bezpardonowa walka polityczna ma oczywiście swoje negatywne skutki dla całego społeczeństwa. Zdaniem autora ofiarami „antypisowskiej wścieklicy” stały się dobre obyczaje polityczne, prawda i polski interes narodowy. W ich miejsce zadomowiło się chamstwo i manipulacja wzmacniane przez media. Niektóre programy telewizyjne stały się w ocenie autora wehikułami propagandowymi największych chamów, czego dowodem są medialne kariery Palikota, Niesiołowskiego, Kutza, Wałęsy, wcześniej także Komorowskiego, który nie cofnął się nawet przed naigrywaniem się z zagrożenia życia urzędującego prezydenta. Występki pomniejszych chamów trudno nie tylko wymienić ale wręcz zliczyć.

Dlaczego tacy ludzie znajdują się na szczytach władzy w Polsce? Legutko stwierdza, że wypromowane przez Platformę i wspierające ją media gwiazdy chamstwa uaktywniły gen chamstwa drzemiący w Polakach. PO wzorem PZPR wciąga ludzi w system, który stopniowo moralnie prostytuuje. Okazało się nawet, że ludzie zaślepieni „szaleństwem antykaczyzmu” są skłonni postępować wbrew interesowi państwa a nawet wbrew własnym racjonalnym potrzebom.

Legutko zastanawia się nad podłożem tego, że tak łatwo niektórymi wyborcami manipulować iż uznają oni, że najlepsza opozycja to taka, która praktycznie nie istnieje. Przecież dla właściwego funkcjonowania demokracji to sytuacja patologiczna, rodząca wiele negatywnych skutków dla wszystkich obywateli, przytłoczonych rosnącym wciąż monopolem władzy jednej partii. Nie ma już w Polsce ważnej dla życia publicznego instytucji, której nie kontrolowałaby Platforma lub jej koalicjant. Tylko silna alternatywa dla rządzącej już drugą kadencję partii, która posiadła pełnię władzy, jest warunkiem tego, że demokracja w Polsce nie zdegeneruje się do standardów białoruskich czy rosyjskich, w których choć formalnie także jest demokracja to nie przypomina ona przecież systemów zachodnich. Czy zatem to Prawo i Sprawiedliwość jest antydemokratyczne i antysystemowe jak określają tę partię niektórzy jej przeciwnicy? Czy raczej ktoś, kto posiadł pełnię władzy, robi wszystko, żeby nie wymknęła mu się z rąk? Odpowiedź jest oczywista jednak w książce Ryszarda Legutki znajdziemy wiele spostrzeżeń i argumentów, które pomogą nam lepiej zrozumieć tę patologię i próbować uwolnić z niej Polskę.

Recenzja: Czarek Czerwiński

Informacja o książce: http://www.blogpress.pl/node/16600

Antykaczyzm