"Wszyscy ludzie, których Państwo identyfikują z WSI tacy, jak Marek Dukaczewski, Konstanty Malejczyk, komandor Wawrzyniak, Kazimierz Głowacki, Bolesław Izydorczyk, to są wszystko ludzie wywiadu wojskowego PRL. Wypróbowani wojskowi czekiści, którzy interesowali się sprawami Polonii, emigracji, kościoła katolickiego". O książce "Długie ramię Moskwy" czyli o wojskowym wywiadzie PRL mówił Sławomir Cenckiewicz na spotkaniu w ramach nowego cyklu: Forum Wolnego Słowa.
Jak zaznaczył prowadzący rozmowę Jan Pospieszalski, przedstawiając gościa, Sławomir Cenckiewicz to "historyk, który przejdzie do historii", jest on zarazem "jednym z najbardziej przemilczanych i nielubianych przez salon autorów".
"Książka, która jest na liście 10 najlepiej sprzedawanych książek w Empiku, jest promowana dzisiaj na ulicy w Warszawie, ponieważ żadna telewizja autora do tej pory nie zaprosiła i nie zaprosi, a dlaczego? O tym być może przeczytacie w książce właśnie. Wnioski z tego nasuwają się ponure. One są też probierzem tego, w jakim kraju żyjemy".
Sławomir Cenckiewicz wyjaśnił, czemu wybrał takie ramy czasowe swojej pracy: lata 1943-1991.
"Tak naprawdę ta książka zaczyna się nawet na przełomie lat 1939/40. Mord katyński stał się w jakimś sensie fundamentem czy genezą Ludowego Wojska Polskiego. Przecież na czele tego LWP w 1943 roku stanął podpułkownik Zygmunt Berling, który był jednym z tych, których NKWD zwerbowała do współpracy na przełomie 39 i 40 roku. Sam moment powstania LWP czyli rok 1943 też jest związany z Katyniem, dlatego, że ostateczna decyzja o powstaniu 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki zapadła w związku z zerwaniem stosunków dyplomatycznych przez Moskwę z polskim rządem na uchodźstwie, a stało się to w związku z ujawnieniem tego ludobójstwa, mordu katyńskiego".
"Książka tylko formalnie kończy się na roku 1991 czyli na momencie, kiedy powstały Wojskowe Służby Informacyjne. Zdecydowałem się napisać rozdział, który stanowi pewną klamrę historii tajnych służb wywiadowczych LWP. Opisałem, w oparciu o materiały ujawnione, historię WSI, dlatego, że WSI były prostą kontynuacją zarówno Wojskowej Służby Wewnętrznej, jak i II Zarządu Sztabu Generalnego czyli wywiadu wojskowego PRL. W tym sensie ta historia się nie kończy. To długie ramię Moskwy trwa po roku 1989".
W odpowiedzi na pytanie o WSI jako kontynuację wywiadu wojskowego PRL, Sławomir Cenckiewicz powiedział:
"To była [m.in.] kontynuacja personalna: wszyscy ludzie, których Państwo identyfikują z WSI tacy, jak Marek Dukaczewski czy Konstanty Malejczyk czy komandor Wawrzyniak, Głowacki, Izydorczyk, to są wszystko ludzie wywiadu wojskowego PRL. (..) Wypróbowani wojskowi czekiści, którzy interesowali się sprawami Polonii, emigracji, kościoła katolickiego".
"Służby wojskowe przeszły suchą nogą do nowej rzeczywistości. Nie były nawet weryfikowane tak płytko, jak były weryfikowane służby cywilne. Nie było żadnych komisji kwalifikacyjnych, weryfikacyjnych w w latach 89/90. (..) Lata 1989-2003 to okres, kiedy służby wojskowe funkcjonowały, (..) a nie było żadnej ustawy, która by regulowała działalność WSI. To pokazuje lukę, która spowodowała, że te służby się autonomizowały, również wobec własnych przełożonych. To były służby pozbawione kontroli politycznej, a więc także kontroli społecznej".
Cenckiewicz mówił także o aktywności tych osób w III RP.
"Konstanty Malejczyk bardzo się uaktywnił przy okazji sprawy Józefa Oleksego. Marek Dukaczewski był aktywnym w zasadzie politykiem - był pracownikiem kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, a później dopiero został szefem WSI. Różne historie związane z ich aktywnością wpisującą się w budowanie polskiego modelu postkomunistycznego ta książka też opisuje".
"Te służby poprzez niezwykłą aktywność wewnątrzkrajową w całej dekadzie lat 80. zbudowały pewną bazę kapitałową, którą w dużej mierze zawdzięczają kontroli bazy kapitałowej państwowej, która została później przetransferowana częściowo do rąk prywatnych. I temu służy operacja finansowa Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ), po to, żeby uzyskać kapitał, a przez to również wpływy w wolnej Polsce, które spowodowały, że ci ludzie stali się tak wpływowi. To jest grupa o niezwykłych możliwościach lobbingowych, politycznych".
Sławomir Cenckiewicz uznał za najbardziej nowatorski ten fragment swojej książki, który został poświęcony sprawie FOZZ.
"Ten fragment książki pokazuje ukrytych macherów z zaplecza, którzy stoją w ukryciu i czają się za plecami kogoś takiego jak dyrektor generalny FOZZ Grzegorz Żemek, który również był współpracownikiem służb wojskowych. A później ci ludzie (..) wysocy rangą oficerowie wywiadu wojskowego PRL później stają się czołówką, pierwszą kadrową WSI. I sprawy, materiały związane z FOZZ były nieznane, ukrywane przez WSI nawet przed sądem, który badał sprawę FOZZ. (..) To są ludzie, którzy w różnych momentach III RP zyskiwali parasol ochronny ze strony tzw. naszych, którzy pojawili się w strukturach MON".
Tu Cenckiewicz przypomniał sprawę "Dramatu w trzech aktach" filmu, który próbował powiązać aferę FOZZ z braćmi Kaczyńskimi. To Zenon Klamecki był konsultantem tego filmu (jego twórcy otrzymali tytuł "Hieny Roku" - antynagrodę za nierzetelność dziennikarską), a trzeba wiedzieć, że był on jednocześnie oficerem prowadzącym Grzegorza Żemka. Warto dodać, że wówczas ministrem obrony narodowej był Bronisław Komorowski, który Klameckiego nie odwołał.
"Te służby działały na sposób przestępczy, antynarodowy, kryminalny w całej historii swojego istnienia, od lat 40.".
Tu przytoczył kilka przykładów związanych m.in. z kontrolą finansów polskiego rządu i prezydenta na uchodźstwie czy przejmowaniem majątków na całym świecie po osobach bezpotomnie zmarłych - podstawianiem fałszywych spadkobierców.
Książka, jak zaznaczy autor, pokazuje jednak także niekompetencje tych ludzi.
"To jest jeden z większych mitów, które wtłaczano po roku 1990 Polakom, że to były służby może nie do końca patriotyczne, nie do końca suwerenne, ale jednak profesjonalne. To nie były służby profesjonalne. To jeden z największych mitów".
Jak zaznaczył Cenckiewicz, te służby były bardzo słabe i spenetrowane przez zachodnie służby, ale za to wykazywały niezwykłą aktywność w kraju.
"To były służby, których rola polegała na wsparciu, na roli pomocniczej względem najpierw GRU, a później innych służb tzw. bratnich wywiadów państw Układu Warszawskiego". Te służby, jak powiedział, działały w rejonie przyszłych przewidywanych operacji wojennych LWP. W konflikcie z zachodem, ten właśnie rejon - Dania, Niemcy, Norwegia, kraje Beneluxu - miał być terenem okupowanym przez LWP. Dlatego wywiad zajmował się tym rejonem. "Planowanie wojenne było cechą stałą LWP. (..) Cały sens istnienia LWP był podporządkowany planom wojennym Moskwy Ta myśl o tym, że za chwilę będzie wojna determinowała całą tę działalność, funkcjonowanie tych ludzi w MON i w tajnych służbach.
Przytoczył przykład Czesława Kiszczaka, który był w latach 1973-79 szefem wywiadu wojskowego, on w kółko mówił o tym, że "będzie za chwilę wojna i musimy się do niej przygotować".
Sławomir Cenckiewicz zaznaczył w czasie spotkania, że publikuje takie dokumenty, które są potwierdzone źródłowo przez inne dokumenty czyli weryfikowane na podstawie kilku źródeł.
"Jestem historykiem i muszę się opierać na bardzo twardych dowodach. Miedzy innymi dlatego, mimo że mam status historyka kontrowersyjnego, nie miałem nigdy żadnego procesu".
Na pytanie o związki Bronisława Komorowskiego z WSI odpowiedział: "Da się empirycznie, źródłowo udokumentować fakt wspierania środowiska wojskowych tajnych służb przez polityka, później ministra, parlamentarzystę, a dziś prezydenta Bronisława Komorowskiego. I w tej książce kilka tych faktów zostało opisanych".
W czasie spotkania była także mowa o likwidacji WSI i jej skutkach, o Andrzeju Olechowskim, Stanisławie Ciosku, Stowarzyszeniu SOWA, padło także pytanie o Pro Milito i Nowy Ekran.
Relacja: Margotte.
P.S. Przypomnę, że byliśmy obecni także na promocji książki "Długie ramię Moskwy", która odbyła się na początku października w Traffic Club. Obszerna relacja z tego wydarzenia:
http://www.blogpress.pl/node/9976