niedziela, 8 grudnia 2013

Fragment "Dziennika pokładowego" Tomasza Mierzwińskiego - Seawolfa



Objęty patronatem przez Blogpress "Dziennik pokładowy” to wybór najciekawszych podróżniczych tekstów z blogów Seawolfa, w których dowcip, ironia i szczypta nostalgii wciągają czytelnika bez reszty. Ale tym razem nic o polityce. Bo Seawolf zabiera nas w długą podróż, trochę sentymentalną, ale też pełną niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji.

Podróże_Seawolfa_3D_miekka

Portal Blogpress objął patronatem medialnym nową pozycję Wydawnictwa Słowa i Myśli - "Dziennik pokładowy" śp. Tomasza Mierzwińskiego - Seawolfa.

„Dziennik pokładowy” to wybór najciekawszych podróżniczych tekstów z blogów Seawolfa, w których dowcip, ironia i szczypta nostalgii wciągają czytelnika bez reszty. Ale tym razem nic o polityce. Bo Seawolf zabiera nas w długą podróż, trochę sentymentalną, ale też pełną niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji.

Ta książka to w zasadzie powieść podróżnicza. Są tu chwile grozy z piratami, są momenty skrzące się humorem, szczególnie gdy wycieczkowicze dostarczają obsłudze statku wielu „atrakcji”. Jest przyroda, bezkres mórz i oceanów. Są wreszcie „Queen Elizabeth II”, „Prince Albert 2”, „Silver Wind” i inne znakomite statki, bez których ta przygoda nie miałaby miejsca.

Tomasz Mierzwiński pisał bardzo barwnym językiem. Całości dopełniają zamieszczone w „Dzienniku pokładowym” zdjęcia, z których większość pochodzi z prywatnego zbioru autora. Mamy więc unikalną okazję zobaczyć świat z perspektywy „Wilka morskiego”, kapitana żeglugi Wielkiej.



Fragment „Dziennika pokładowego”

11.08.2010 21:24

COŚ DLA MORSÓW!

Kolejny dzień żeglowania po Spitsbergenie. Tym razem coś dla morsów – ice plunging, czyli skoki do lodowatej wody. Zatrzymujemy statek w okolicy lodowca, pozwalamy mu dryfować z wiatrem (znaczy się, statkowi), dzięki czemu odgarnia krę z jednej burty, spuszczamy 3 Zodiaki, 2 w eskorcie, 1 jako skocznia. I hejże!

Kto chętny, a chętnych jest z 1/3 statku, ten przypina pas z linką, pozuje rodzinie do zdjęcia i plusk! Trzeba przyznać, że tak jak szybko skaczą, tak jeszcze szybciej wyskakują z wrzaskiem. Ale niektórzy skaczą jeszcze raz! Brytyjczycy wyłażą ze szczękającymi zębami, rzucając uwagę, że istotnie, zimno; Amerykanie wyłażą z wrzaskiem: „Łooooł, ale zimnoooooo, ale fantastic!!!”. Włosi skaczą i wyłażą z dumnym krzykiem, że oto skacze Italiano, czy wszyscy widzą??? Ot, takie narodowe różnice.

Jako gwoźdź programu skacze Chef, czyli kucharz, potem Maitre’d, czyli szef restauracji. W pełnym garniturze, ewentualnie zubożonym o buty, bo jednak szkoda. Co do kucharza, to mieliśmy problem, jak zamocować na nim wielką czapę. Dużego wyboru nie było, albo superklej, albo stapler, ale jak usłyszał, jakie mamy koncepcje, wyrwał się i skoczył.

Potem reszta morsów-ochotników.

Oczywiście, zaraz przy trapie czeka na nich barek z tuzinem butelek i tłumy pozostałych pasażerów wiwatujących i oklaskujących trzęsących się z zimna bohaterów w szlafrokach. Duch wśród pasażerów wysoki, uwielbiają tę odrobinę adrenaliny. W końcu płacą za to niemałe pieniądze.

Zmarzłem od samego patrzenia, szczerze mówiąc.

No, a potem w drogę!


„Dziennik pokładowy” jest dostępna m.in. na stronie wydawcy:
http://sklep.slowaimysli.pl/dziennik-pokladowy-p-16.html


Pierwotnie opublikowano:
Blogpress, czw., 28/11/2013 - 08:31