
Profesor Nowak skupił się na temacie upamiętnienia i sensie ofiary, jaką ponoszono dla Polski dawniej i w czasach nam współczesnych i mówił, że ta ofiara konstytuuje państwo, sprawia, że państwo trwa. To właśnie pamięć o ofiarach Katynia i wola ich upamiętnienia sprowadziła delegację z Prezydentem RP do Smoleńska. Pojechali, żeby złożyć hołd zamordowanym polskim oficerom.
„Cały czas wyraźnie mamy do czynienia z próbami ośmieszenia, pomniejszenia, odebrania wszelkiego sensu tej katastrofie. Śmierć 96 wspaniałych ludzi zawsze wydaje się trudna do zaakceptowania i dla rodzin ofiar odnalezienie w tej tragedii sensu zawsze będzie trudne, ale przecież w prawie 40 pokoleniach, które budują polskość od 1040 z górą lat, te ofiary nawarstwiały się i tworzyły spoiwo polskości. I kiedy dzisiaj tak powszechnie wyśmiewana jest martyrologia, tak bardzo lekceważona, tak opluwana jako przejaw jakiegoś wręcz już nawet nie anachronizmu, ale zdziczenia, jakiejś nieludzkości, bo w tej perspektywie patrzy się na wspomnienia ofiar - „jak można czcić tych, którzy zginęli”, „kto zginął ten głupi, dał się zabić” – ten rodzaj nastawienia zdaje się dominować. „Wybierzmy przyszłość”, odwróćmy się od tych co odeszli.
Otóż, kiedy mamy do czynienia z takim zjawiskiem (…), że utożsamianie sensu trwania polskości z pamięcią ofiar wydaje się niesłuszne, niesmaczne, niezrozumiałe i [Włodzimierz Cimoszewicz] powiedział, że on sam jako premier podjął próbę przerwania tego bezsensownego utrzymywania związku polskości z przeszłością i zaproponował nową formę lansowania Polski, jakby utożsamienia Polski z czymś nowym. (..) Kiedy powiedział, że dla niego takimi słowami, które najlepiej wyrażają polskość i które najlepiej promują Polskę są dwa słowa – twórcze napięcie – to wszyscy zrobili takie miny jak Państwo. (…) dlaczego ma to się z Polską kojarzyć? (…)
Otóż kiedy mamy do czynienia z taką dezorientacją czy świadomym szyderstwem, jakie podjął np. dzisiejszy premier Donald Tusk w ankiecie dla miesięcznika Znak w 1987 roku, kiedy wymienił wszystko to co wiąże się z tradycją bohaterskiej walki o polskość i powiedział, że to śmieszne, nienormalne, że to pewnego rodzaju garb, z którym można się pogodzić, ale którego nie da się inaczej ocenić niż jako ciężki, doskwierający i przygniatający nas do ziemi garb – otóż kiedy mamy do czynienia z tego rodzaju postawami i tak bardzo upowszechnionymi za pośrednictwem mediów, takich jak Gazeta Wyborcza czy TVN, to szukamy wtedy odpowiedzi – jak można bronić martyrologii, jak można bronić tej pamięci ofiar? (..) o bohaterach, od tych najdawniejszych do tych ofiar z 10 kwietnia 2010 roku?
Pierwsza płaszczyzna to ta, która dotyczy historii. Historyk musi upamiętnić, musi utrwalić, musi zbadać okoliczności tragicznych wypadków śmierci, musi pochylić się nad nimi i przeanalizować. I to jest powód dla którego historyk, ale także każdy obywatel współcześnie nie może przejść obojętnie wobec tragedii 10 kwietnia, dopóki jej okoliczności nie zostaną wyjaśnione. Kiedy jej okoliczności zostaną w pełni wyjaśnione, wtedy ten aspekt upamiętnienia odpadnie, wtedy będzie można powiedzieć – to już zostało zrobione. (..)
Pierwszy robił to Gall Anonim - jeszcze nie Polak, potem pierwszy polski pisarz Mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem, a potem Jan Kochanowski, najważniejszy twórca języka polskiego, dzięki któremu ten język stał się językiem najlepiej wykształconym , najwyższym potrafiącym wyrazić najwznioślejsze uczucia w skali całej Słowiańszczyzny (..) ten język niósł ze sobą najpierw upamiętnienie prywatnych ofiar - „Treny” to przecież upamiętnienie prywatnej, osobistej ofiary (…), ale przecież jest i „Jezda do Moskwy”, i „Na sokalskie mogiły” i cały szereg innych utworów, które tak pięknie utrwalają pamięć tych, których Kochanowski łączył (w drodze między ojczyzną ziemską a niebieską), na tej drodze, którą wyznacza czyn patriotyczny, ofiara patriotyczna. A potem po Kochanowskim są setki innych.
Przecież gdybyśmy wyrwali upamiętnienie bohaterskiej walki z naszej kultury, to ile by z tej kultury zostało? Nie byłoby „Dziadów” Adama Mickiewicza, nie byłoby „Pana Tadeusza”, nie byłoby więcej niż połowy twórczości Juliusza Słowackiego „Księdza Marka”, „Horsztyńskiego” i tylu innych dzieł. Nie byłoby przecież Szopena „Etiud”, „Preludiów”, które choć są muzyką absolutną, nawiązują przecież do doświadczeń powstania listopadowego, wyrażają wprost to poczucie solidarności z ofiarami, próbę wsparcia tych, którzy walczą nadal. Nie byłoby (..) „III Symfonii” H. M. Góreckiego, symfonii pieśni żałobnych, które utrwalają właśnie męczeństwo, martyrologię polską, bo w centralnym tryptyku jest skarga matki chłopca zabitego w katowni gestapo w Zakopanem. (..)
Jeśli wyrwiemy martyrologię, pamięć ofiar z naszej wspólnoty, to nasza kultura radykalnie zubożeje. (…) Warto uświadomić sobie, jak ogromny ładunek wzbogacający kulturę, dynamizujący, dodający jej energii ma właśnie pamięć o bohaterach, pamięć o ofiarach. Świadczy o tym erupcja poezji obywatelskiej związana z 10 kwietnia. Nie było takiego wybuchu poezji jak właśnie po 10 kwietnia, i poetów największych i najbardziej uznanych, takich jak Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Wencel, Krzysztof Koehler po poetów anonimowych, to znaczy nie znanych szerzej, którzy z potrzeby serca przelewali na papier swoje uczucia, swoje emocje, nawiązując właśnie do tej wielkiej tradycji polskiej kultury. I to się tak bardzo nie podoba, to tak bardzo irytuje, denerwuje tych, którzy chcieliby zabić polską pamięć.

Ale jest trzeci element, na który chcę zwrócić największą uwagę. (…) Ten aspekt wiąże się z wykorzystaniem, jeśli można tak brzydko powiedzieć, ofiar dla wzmocnienia wspólnoty narodowej, dla której te ofiary zostały poniesione. (…) kapitalne znaczenie ma pierwsza wielka ofiara poniesiona w polskiej historii, nie przez Polaka, ale przez Czecha, przybysza z kraju naszych południowych sąsiadów, który przez klasztor benedyktyński w Monte Cassino przybył do nas w roku 997 chrzcić (..) pogańskich Prusów zaproszony przez polskiego księcia Bolesława. Wkrótce, dwa tygodnie po tym chrzcie w Gdańsku zabity został przez Prusów w pobliżu dzisiejszego Elbląga. I cóż, można by powiedzieć, zginął święty Wojciech i co z tego, jakie tu uzasadnienie dla ofiary?
Otóż książę Bolesław umiał doskonale wykorzystać tę ofiarę (…) gdyby nie ta ofiara i jej wykorzystanie ku zbudowaniu Polski, losy Polski potoczyłyby się pewnie zupełnie inaczej, znacznie gorzej. Polityczne losy. Ponieważ to właśnie wielkość św. Wojciecha, który był znaną postacią w skali europejskiej, jeszcze zanim poniósł śmierć, był przyjacielem osobistym i ówczesnego papieża Sylwestra II i cesarza Ottona III, był postacią największego europejskiego ówcześnie formatu, to właśnie zgromadzenie najwybitniejszych osób ówczesnej Europy u grobu św. Wojciecha – a ciało św. Wojciecha, przypomnę, Bolesław wykupił od Prusów na wagę złota i zrobił najlepszy interes w historii państwa polskiego na tym – bo potem, trzy lata później na wielkim zjeździe w Gnieźnie coś dostał w zamian, za rękę św. Wojciecha – brzmi to jakoś nieprzyjemnie, że rękę – relikwię świętego przekazał cesarzowi Ottonowi – ale dostał coś w zamian, dostał tron Karola Wielkiego, tron cesarza (..) jako wyraz uznania dla siły tego nowego państwa na wschodnich kresach Europy i jego suwerenności. To było najważniejsze.
Ofiara św. Wojciecha stała się fundamentem suwerenności Polski. Nie tylko symbolicznie, przez ów podarunek tronu Karola Wielkiego, bo tron wkrótce przepadł, podobnie jak relikwie św. Wojciecha, zrabowane przez najazd czeski 38 lat później, ale coś zostało, a mianowicie została hierarchia, własna organizacja kościelna, która właśnie wtedy została Polsce nadana, z arcybiskupstwem gnieźnieńskim, właśnie w 1000 roku. Właśnie w podzięce za tę ofiarę św. Wojciecha. A jakie to miało znaczenie? (…)
Od tego momentu, dopiero od 1000 roku Polska jest państwem niepodległym, dlatego, że wcześniej hierarchia, ten pierwszy biskup misyjny ustanowiony w 966 roku był biskupem o zwierzchność nad którym kłóciły się Magdeburg z Ratyzboną, niemieckie biskupstwa. I niemieccy możnowładcy chcieli tę podległość polskiego biskupstwa wykorzystać dla własnych politycznych celów (...) Od utworzenia arcybiskupstwa gnieźnieńskiego nasza hierarchia kościelna, kościół katolicki w Polsce nie podlegał już nikomu (..), tylko papieżowi, żadnym niemieckim biskupstwom. (…) Czechy dopiero 350 lat później uzyskały suwerenność kościelną. (...)
To właśnie mądra decyzja Bolesława Chrobrego, by wykorzystać ofiarę, wielką, heroiczną ofiarę św. Wojciecha spowodowała tak doniosłe skutki dla państwa polskiego. I o tym, że nie jest to postawa sprzed 1000 lat, ale postawa aktualna niech świadczy ten prosty fakt – ileż wysiłku poświęca się walce o upamiętnienie ofiar Holocaustu? Przecież na tym zbudowany jest ogromny skutek polityczny, czasem ekonomiczny. I oczywiście wspólnota żydowska ma do tego pełne prawo , robi to po prostu wyjątkowo efektywnie, bo ofiara była wielka, realna i wyjątkowo tragiczna. I dlatego wspólnota żydowska w różnych zresztą postaciach, czy jako państwo Izrael, czy jako diaspora żydowska (..) jako główny cel swojej działalności stawia wykorzystanie ofiar dla celów politycznych, ekonomicznych, czasem na pewno nadużywających cierpienia niegdysiejszych ofiar. Ale robią to wyjątkowo skutecznie.
A czyż zapominają o swoich ofiarach Amerykanie? Czy zapominają o swoich ofiarach Rosjanie? (..) Francuzi? Każda wspólnota polityczna stara się swoje ofiary upamiętnić i wykorzystać, dla celów wzmacniających swoją wspólnotę. (..) Nikomu do głowy nie przyjdzie, że Gdańsk może nie być polski – dlaczego? Przez ofiary poniesione w tym miejscu i wiążące to miasto w wyobraźnie nie tylko polskiej, ale i całego świata z polskością, a nie niemieckością. To jest oczywiście Westerplatte, ale potem to jest siła ofiar grudnia 1970 roku, tak pięknie przypomnianego w filmie „Czarny czwartek”.
To przecież siła tych ofiar z grudnia 1970 roku, tak brutalnie potraktowanych nie tylko w chwili śmierci, ale i po śmierci przez władze komunistyczne sprawiła, że mobilizował się gniew, mobilizowała się wola dania jakiegoś świadectwa pamięci o tych ofiarach wśród robotników, wśród mieszkańców Trójmiasta. To z tego gniewu, z tej woli, z tej determinacji upamiętnienia ofiar Grudnia 70 wyrosła Solidarność. A Solidarność, Sierpień 80 z całą pewnością, mocniej niż jakiekolwiek inne zdarzenie, związała Gdańsk na zawsze z Polską, tak że dziś nikt ani w Polsce, ani w Niemczech ani gdziekolwiek indziej nie jest sobie w stanie wyobrazić Gdańska niepolskiego. (..)
Wszyscy lecący 10 kwietnia do Smoleńska wiedzieli o tym, że lecą uczcić pamięć ofiar Katynia. (…) ale Smoleńsk jest miejscem polskich ofiar od lat 606. To w 1404 roku Jan Długosz zanotował po raz pierwszy ofiary polskie poniesione pod Smoleńskiem. (…) I tak potem w roku 1514, 1612, 1632, 1634, 1655, 1812, 1940 – oczywiście Katyń, ale wcześniej jeszcze - w 1920. (..) plan operacji warszawskiej był układany w Smoleńsku. Ten Smoleńsk jest jakimś symbolem przez wieki, od 600 z górą lat związanym tragicznie z ofiarami, które Polska ponosi, Polacy ponoszą, żeby Polska Polską pozostała, żeby obroniła swoje miejsce w Europie Wschodniej. (…)
Dzisiaj niestety trzeba tłumaczyć, jak ogromne znaczenie mają ofiary i ich upamiętnienie. Dlatego, żeby Polska trwała. (..) Ale oczywiście można ofiar nie wykorzystać, można ofiary odrzucić i pozbawić je sensu, można powiedzieć, że wszyscy oni od św. Wojciecha poczynając zginęli głupio, bo „po co lazł do tego kraju pogan?”.
Po co się bronili ci obrońcy Niemczy w 1017 roku, których opisał Gall Anonim? (..) Czy później obrońcy Głogowa w czasach Bolesława Krzywoustego, którzy musieli godzić we własne dzieci wzięte jako zakładników przez niemiecko-pogańskich najeźdźców, by obronić miasto, by obronić Polskę. No po co? Przecież mogli się poddać, mogło nie być żadnych ofiar. No ale nie byłoby przy okazji Polski i oni mieli tę świadomość.
I dzisiaj tak jakbyśmy chcieli się tej świadomości pozbyć. I dlatego potrzebna jest praca polegająca na przypominaniu związku między ofiarami, między polską historią, w której tych ofiar niestety nie brakuje, bo takie jest nasze położenie geopolityczne. Nie jest łatwo żyć między największą wspólnotą wschodniosłowiańską, jaką tworzy wokół siebie Moskwa od 500 lat, i największą w Europie wspólnotą narodową, jaką tworzą Niemcy. (..) To są dwa ogromne żarna, które mielą między sobą tę polską mąkę, niezwykłą, właśnie przez to położenie. Możemy zaakceptować sens tego położenia, sens walki, która spowodowała, że po 1000 lat istnienia obroniliśmy swoje miejsce, jesteśmy w tym samym miejscu gdzie byliśmy 1000 lat temu, mniej więcej w tym samych granicach. (…)
Niektórzy przeciwstawiają te głupioheroiczne, obfitujące w ofiary, niepotrzebne ofiary, dzieje Polski dziejom rozsądnych Czechów. (…) Polacy walczą, narażają się głupio, przegrywają, dostają w skórę i co z tego mają? A Czesi spokojnie, po cichutku, nie narażając się, są gdzie są. No ale wtedy warto zadać pytanie – 1000 lat temu było milion mieszkańców ziem, które zajmują Czechy i milion mieszkańców ziem, gdzie było państwo Polan i Wiślan. Teraz jest 40 milionów Polaków i 10 milionów Czechów. Jakoś ta słabsza wola oporu spowodowała, że Czechów jest teraz 4 razy mniej niż Polaków.
Ale Czesi to sobie dziś właśnie uświadamiają. (…) Oni bardzo zazdroszczą nam naszej bohaterskiej tradycji. To paradoks, że w Polsce entuzjazmujemy się tym chłopsko-mieszczańskim (..) stylem życia, ale czegoś w nim jednak brakuje. (…) Ale Czesi zazdroszczą nam właśnie tego porywu bohaterstwa, szaleństwa w walce o wielką sprawę. I Czesi to właśnie ze swojej historii próbują wydobyć. Jeśli państwo odwiedzicie sklepy z filmami czeskimi, to zobaczycie Państwo filmy o bohaterskich lotnikach czeskich broniących angielskiego nieba (..) Dlaczego nie powstał ani jeden film polski o polskich lotnikach? Jest inny film, bardzo piękny film o Czechach broniących Tobruku, były tam chyba dwie kompanie czeskie (…) ale gdzie jest film o polskich tobruczczykach, których była jedna brygada? Gdzie jest film o tylu bohaterskich miejscach, w których Polacy dawali wyraz swojej postawie walki z dwoma totalitaryzmami w czasie II wojny światowej. Dlaczego ich nie ma? (..) No właśnie dlatego, że odwracamy się od ofiar, że brzydzimy się ich, że uważamy je za niepotrzebne. A nasi południowi sąsiedzi po 1000 lat doświadczeń zrozumieli, że swoje ofiary warto upamiętnić, dla siebie samych, bo te filmu służą Czechom, ale także dla obcych, bo przecież są wysyłane na rynek zagraniczny”.

Profesor Nowak podał jeszcze przykład podręczników do historii ukazujących się w różnych krajach – w Afryce Południowej, w Ameryce Południowej, w Azji, gdzie pojawia się jako symbol brutalnej polityki okupacyjnej III Rzeszy w Europie – Lidice w Czechach, miejscowość, w której Niemcy zamordowali ponad 200 osób w odwecie za zamach na Reinharda Heydricha. A to, że ta miejscowość pojawia się w tak wielu podręcznikach na świecie jest wynikiem wytrwałej pracy państwa czeskiego, żeby utrwalić to skojarzenie, działalności placówek dyplomatycznych, które w ambasadach zostawiają ulotki informujące o tej zbrodni w danym języku.
Tymczasem „Polska częściej jest kojarzona z Jedwabnem niż z Powstaniem Warszawskim, niż z Westerplatte, niż całą tą historią, w której proporcje są dokładnie odwrotnie niż te, które przedstawia środowisko Gazety Wyborczej. (..) Otóż to jest obraz szkodliwy dla Polski. (…) A wiąże się to z tym, jak upamiętniamy nasze ofiary". (…)
Profesor Nowak przypomniał tzw. operację polską prowadzoną przez NKWD na podstawie rozkazu numer 00485 podpisanego 12 sierpnia 1937 roku. (..) Państwo polskie się o to nie upomina, żebyśmy my chociaż tutaj w Polsce wiedzieli o tym, co było największą zbrodnią na Polakach. Nie było większej zbrodni na Polakach w całej historii Polski. Na podstawie tego jednego rozkazu aresztowano 144 tys. osób, 111 tys. rozstrzelano – Katyń jest pięć razy, mówiąc o liczbie ofiar, mniejszą zbrodnią. (..) To są dane NKWD, bo NKWD rejestrowało każdego rozstrzelanego. (..) Kryterium było jedno – polskość. (…)
Dawid Warszawski w haniebnym stwierdzeniu (..) powiedział kiedyś, protestując przeciwko krzyżom na żwirowisku w Oświęcimiu, gdzie zamordowano blisko 100 tys. Polaków, katolików, pod znakiem krzyża, w nieco innym miejscu oddalonym o kilka kilometrów zagazowano 900 tys. Żydów., powiedział: „Na szczycie cierpienia jest tylko jedno miejsce”. Otóż to jest właśnie haniebna postawa. Nie może tak być, że na szczycie cierpienia jest np. tylko dla Polaków czy tylko dla Żydów. Na szczycie cierpienia jest miejsce dla każdej pojedynczej ofiary. Natomiast ta logika, według której chce się na szczycie cierpienia umieścić tylko siebie, swój naród, jest oczywiście logiką zabójczego konfliktu.
Natomiast obowiązkiem naszej wspólnoty, obowiązkiem pragmatycznie ważnym, nie tylko moralnie ważnym, dla powodzenia naszej wspólnoty, dla jej bezpieczeństwa, dla jej znaczenia w skali międzynarodowej, jest to, abyśmy o naszych ofiarach pamiętali, bo kto ma o nich pamiętać, jeśli nie my? Kto ma je przypominać? (…)
W tej chwili obserwujemy zjawisko niezmiernie przygnębiające. Polska, państwo polskie ustami swoich przedstawicieli, najbardziej wpływowych osób w Polsce, niekoniecznie związanych instytucjonalnie z państwem polskim, ale wpływowych bardzo w państwie polskim przyjmuje racje polityki historycznej Putina. Nie tylko już mówimy o tym, że tragedia smoleńska sprzed roku była głupim wypadkiem spowodowanym przez Prezydenta, przez ofiarę, ofiary tylko są winne same sobie, głupie ofiary, ale stopniowo rozciąga się to wstecz, czego symbolem jest niesłychana zupełnie zgoda polskich władz na to, by zaprzeczyć najprostszej prawdzie o zbrodni katyńskiej, że było to ludobójstwo. Ta zbrodnia bez najmniejszych wątpliwości spełnia definicyjne wymogi konwencji ONZ z 1948 roku. (…)
Ale nasz prezydent obecny, jego doradcy, oficjalni ministrowie, premier – nie mają nic przeciwko temu, żeby zaprzeczyć tej prostej prawdzie, żeby przyjąć racje silniejszego, by nie upominać się o sens tamtej ofiary. Widzę jak posuwa się ta ustępliwość na szkodę państwa polskiego, na szkodę naszej wspólnoty, kiedy czytam np. opublikowany tydzień temu wywiad w Konsomolskiej Prawdzie, najpoczytniejszym, najbardziej antypolskim i antysemickim także piśmie codziennym w Rosji (…) Adam Michnik nie zawahał się przed udzieleniem wywiadu temu (..) pismu. I powiedział nie tylko (..) że katastrofa była spowodowana przez polską głupotę i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek odpowiedzialnością rosyjską, ale powiedział, (..) czy pamiętamy, kto przyniósł nam po raz ostatni wolność? Nie z Waszyngtonu i nie z Paryża przyszła do nas wolność, ale z Moskwy - powiedział Adam Michnik. (…)
Z przykrością czytałem te słowa, bo przecież Adam Michnik przekreśla swoje autentyczne zasługi w demokratycznej walce o wolność, przecież sam brał ważny udział w tej walce. Ale okazuje się, że to nie on i nie tysiące innych zaangażowanych w ten ruch, ale Moskwa przyniosła nam wolność.
I to powoduje właśnie zupełne zniszczenie sensu polskiej historii, odebranie sensu wszystkim ofiarom, które w tej historii zostały położone, jeśli będziemy się tak od niej odwracać. Mam wrażenie, że wkroczyliśmy na drogę jakiegoś samobójczego szaleństwa, którego ja nie do końca nie jestem w stanie zrozumieć. (..) Zwracam uwagę na koszty tego szaleństwa, które ponosi nasza wspólnota, nasza pozycja międzynarodowa". (…)

Profesor Nowak podkreślił, że inne kraje upominają się o swoje ofiary, tak jak Rosjanie, Niemcy, Francuzi, Czesi.
"Martyrologia to nie jest coś, z czego należy się śmiać, co należy wyszydzać, ale to jest coś co doskonale rozumieją inni, co ma znaczenie nie tylko moralne, ale i praktyczne. (..) Siła ofiar, zrozumienia sensu, który tworzy ich ofiara, ma moc przemieniania sumień. I mamy takie świadectwa także po 10 kwietnia 2010 roku. (..) Ofiara ma moc nawracania grzeszników, niektórych, przemawia do nich. Jeśli my z pogardą odwrócimy się od ofiary, to też się przemieniamy moralnie, ale oczywiście nie na lepsze, a na gorsze.
Audio:
Wideo:
Relacja: Margotte.

Grób błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki.
P.S. Gdyby link z wrzuty przestał być aktywny, to audio można znaleźć także tu:
http://www.4shared.com/folder/rT9VZfQB/Prof.html