niedziela, 3 listopada 2013

Obłęd 1944 czy 2013?

obled3

Nie słabną emocje wywołane ukazaniem się w przeddzień 69. rocznicy Powstania Warszawskiego książki „Obłęd ‘44” Piotra Zychowicza. Kontrowersje wzbudza główna teza autora, mówiąca o tym, że decyzja o wybuchu powstania była błędna, wręcz szaleńcza, bo zryw był z góry skazany na niepowodzenie, spowodował tylko niepotrzebne ofiary i ułatwił Stalinowi sowietyzację Polski.

Gorącą dyskusję wywołało także to, co autor „Obłędu ‘44” napisał o strategii postępowania Polskiego Państwa Podziemnego. A mianowicie, że jedyną słuszną drogą powinno być powstrzymanie się od walki z okupantem niemieckim, bo czynny opór osłabiał biologiczną tkankę narodu i wzmacniał drugiego okupanta Polski, który nadchodził po Niemcach, czyli Związek Sowiecki.

Polemiki z autorem tej najgłośniejszej z pewnością książki historycznej roku podjęło się wielu historyków i publicystów. Chyba najciekawsze z nich ukazały się właśnie w wydaniu książkowym nakładem Wydawnictwa M. „Obłęd 1944 czy 2013” to zbiór recenzji dzieła Piotra Zychowicza. Niektóre są bardzo krytyczne. Wśród autorów znaleźli się m.in. Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk, Piotr Gursztyn, Zdzisław Krasnodębski, Piotr Semka, Łukasz Warzecha, Bronisław Wildstein. Polemiści poddają krytyce jeśli nie same tezy Zychowicza zawarte w "Obłędzie '44", to przynajmniej styl w jakim próbuje je udowodnić. Trudno się dziwić ostrej ocenie książki gdyż już sam jej tytuł skutecznie odstrasza wielu czytelników od zapoznania się z argumentacją autora.

Słusznie więc zauważa już we wstępie Paweł Lisicki, że brutalność sądów raczej nie służy rozpoznaniu błędów, o co głównie chodzi Zychowiczowi. A tych przecież nie uniknęli decydenci Komendy Głównej Armii Krajowej, skoro Powstanie Warszawskie zakończyło się militarną i polityczną klęską przy blisko 200 000 ofiar, zrównaniu lewobrzeżnej Warszawy z ziemią i zniszczeniu wielu materialnych dzieł polskiej kultury przechowywanych w stolicy.

Jakie kwestie podnoszą polemiści Piotra Zychowicza? W krótkiej recenzji nie sposób wymienić ich wszystkich, wiele kontrargumentów do tez autora „Obłędu ‘44” jest zresztą moim zdaniem nietrafionych. Postaram się jednak zasygnalizować te najbardziej istotne.


Sławomir Cenckiewicz pisze, że bezbłędność i bezalternatywność polskiej polityki w latach 1935-1945 to mit i że dobrze się stało, że pojawiła się książka, która burzy fundamenty tego mitu. Jego zdaniem nie można wyłączną winą za nasze narodowe klęski uznać obcych, Niemców, Rosjan czy Anglików a sterników państwa z tego okresu z definicji rozgrzeszać. W ocenie Cenckiewicza może to jednak w słabości polskiego państwa i jego patologiach, słabości dyplomacji i tajnych służb należałoby upatrywać przyczyn porażek, a przynajmniej ich tak wielkich rozmiarów i tragicznych konsekwencji. Nie znaczy to jednak aby nie uwzględnić wrażliwości czytelników uczulonych na propagandę komunistyczną, której jedno z ostrzy było wymierzone w Polskie Państwo Podziemne, a w Powstanie Warszawskie w szczególności.

Piotr Semka zwraca uwagę, że terror niemiecki, który notabene miał miejsce od pierwszych dni okupacji, nie zależał od czynnej czy biernej postawy Podziemia, gdyż Niemcy traktowali Polaków, w przeciwieństwie do Francuzów czy Czechów, z wielką pogardą, jako naród niższy rasowo. Opór przeciwko Niemcom był oddolny i wynikał z kultu niepodległości w jakim wychowani byli Polacy oraz z tego, że okupant był w swoim terrorze wyjątkowo bezwzględny i wyzywający.

Piotr Gontarczyk jedną z głównych tez Zychowicza mówiącą o tym, że Powstanie Warszawskie otworzyło Stalinowi drogę do sowietyzacji Polski uznał za nonsens. Jego zdaniem o znalezieniu się Polski pod okupacją sowiecką zdecydowały wyłącznie zwycięstwa Armii Czerwonej. AK próbowała tej okupacji zapobiec i taki też był polityczny cel powstania. Zdaniem historyka IPN, jego kolega po fachu obsesyjnie wręcz upiera się przy tym, aby Polacy wycofali się z wojny po konferencji w Teheranie (1943). Tymczasem wtedy powstałby problem, co zrobić z polskim rządem emigracyjnym i wojskiem.

Zdaniem Gontarczyka za brutalną krytyką polskiej polityki w „Obłędzie” nie poszło ukazanie realnych alternatyw. Realne w ocenie Gontarczyka było tylko umożliwienie zwolnienia z więzień, łagrów i zsyłki kilkuset tysięcy Polaków i utworzenie armii polskiej w ZSRR, natomiast odzyskanie zagrabionych w 1939 roku przez Sowietów terytoriów RP było już poza zasięgiem. W argumentowaniu, że decyzja o powstaniu była na wskroś błędna, Gontarczyk zarzuca Zychowiczowi stosowanie chwytów poniżej pasa: epatowanie cierpieniem ludności Warszawy, wyolbrzymianie wpływu sowieckich agentów oraz rzekomą chorobę alkoholową gen. Leopolda Okulickiego.

Łagodniejszy w ocenie „Obłędu ‘44” Bronisław Wildstein podnosi kwestię tego, że gdyby Polacy nie reagowali na niemieckie zniewolenie w czasie wojny, bylibyśmy dziś zupełnie innym narodem. Jego zdaniem nawet przegrane bitwy kształtują tożsamość wspólnoty w przyszłości. Co więcej, gdyby nie było oporu Państwa Podziemnego, okazałoby się, że jedynymi obrońcami kraju byli wspierani przez Moskwę komuniści. Tym łatwiej wprowadziliby swoją władzę a i nie potrzebna mogła się okazać rekompensata w postaci niemieckich ziem wschodnich jakiej udzielił Polsce Stalin za zajęcie wschodnich terenów II Rzeczypospolitej.

Marek Gałęzowski w swoim tekście zamieszczonym w „Obłędzie 1944 czy 2013?” przychyla się do negatywnej oceny dowództwa AK i polityków rządu emigracyjnego. Zwraca uwagę głównie na to, iż rzucając się na najsilniejszą armię świata, nie zrobiono nic, albo bardzo niewiele, aby zapobiec terrorowi partyzantki sowieckiej na Kielecczyźnie i Lubelszczyźnie a przede wszystkim ludobójstwu dokonywanym przez UPA na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich. Na tych terenach to właśnie bolszewicy i bandy UPA okazały się większym zagrożeniem dla Polaków niż Niemcy. Można się im było skutecznie przeciwstawić w przeciwieństwie do doskonale uzbrojonych, regularnych oddziałów niemieckich. Winę za ten stan rzeczy ponoszą zdaniem Gałęzowskiego politycy emigracyjni, których snobizm i chęć przypodobania się przywódcom Anglii i Ameryki doprowadził do faktycznej rezygnacji z polskich interesów narodowych.

Krzysztof Masłoń zauważa, że „późny wnuk Józefa Mackiewicza” jak nazywa Zychowicza pyta w swojej książce o przyczyny tego, że po wojnie Polacy stali się narodem sparaliżowanym bolszewizmem. Zwraca uwagę na mniej oczywistą klęskę moralną powstania, obok bezdyskusyjnej militarnej i politycznej. Nawet przecież pod okupacją niemiecką żaden ze znaczących pisarzy nie dziękował w gadzinowych gazetach „zwycięskiemu, bohaterskiemu Wehrmachtowi” i nie pisał peanów na cześć „genialnego wodza Adolfa Hitlera”. A okupację sowiecką wspomagali swoimi piórami Boy-Żeleński, Jastrun, Putrament, Wat, Ważyk i wielu innych.

Powstanie Warszawskie tak naprawdę nie poruszyło opinii międzynarodowej o czym przekonać się możemy jeszcze dzisiaj, gdy docierają do nas przekłamania z nim związane. Zdecydowanie lepszy PR w świecie ma powstanie w warszawskim getcie, które przecież przy całym jego tragizmie miało skalę znacznie mniejszą niż Powstanie Warszawskie. Godząc w pewnym sensie dwie strony sporu Masłoń zauważa, że jedynym obłędem o jakim może być mowa w 1944 roku było postępowanie obydwu okupantów. Podczas powstania odnowił się jego zdaniem nieprawdopodobny już w 1939 roku pakt niemiecko-sowiecki i trudno się dziwić, że polscy politycy i dowódcy go nie przewidzieli.

O swego rodzaju patriotycznej poprawności politycznej pisze Łukasz Warzecha. To zjawisko z całą mocą objawiło się właśnie przy okazji dyskusji nad książkami Piotra Zychowicza. Jego konsekwencją jest ograniczanie czy wręcz cenzura debaty o polskiej historii. Zdaniem publicysty do historii należy jednak podchodzić ostrożnie bo jest delikatną tkanką, tworzącą tożsamość narodu. Zbyt ostra krytyka pewnych postaci i zjawisk może doprowadzić do tego, że ta wspólna dla Polaków osnowa może zostać zniszczona zanim na dobre osadzi się w powszechnej świadomości. Powstanie Warszawskie jest już jednak mocno zakorzenione, weszło wręcz do popkultury, że ostrożność przed zbyt krytyczną analizą wydaje się niepotrzebna. Tym bardziej, że powstanie miało konkretne militarne i polityczne cele, które nie zostały osiągnięte. Całkowitej przegranej nie można zdaniem publicysty teraz usprawiedliwiać narosłemu wokół zrywu mitowi, bo „chwalebna przegrana” nie była celem ani tego powstania, ani żadnego innego w polskiej historii. Należy więc z tego wyciągnąć wnioski.


Zebranie w jednym tomiku refleksji czołowych polskich publicystów na temat Powstania Warszawskiego i działalności Polskiego Państwa Podziemnego, wywołanych książką Piotra Zychowicza, to dobry pomysł. Takie zestawienie połyka się jednym tchem. Cenne w publikacji „Obłęd 1944 czy 2013?” jest to, że mogą ją bez obaw przeczytać zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy tez głoszonych przez Piotra Zychowicza. I jedni i drudzy znajdą tu wsparcie swoich przekonań dotyczących polskiej strategii działania w czasie II wojny światowej. Przy okazji zapoznają się z mniej wygodną dla własnego samopoczucia kontrargumentacją. Nie będą przy tym zmuszeni do uczestnictwa w bezpardonowym ataku na narodowe świętości czy też w sądach kapturowych nad niepokornym, niepoprawnym patriotycznie historykiem jak ma to nierzadko miejsce w Internecie.

Cezary Czerwiński

zdjęcie

Książkę można kupić w internetowej księgarni u wydawcy:
http://www.wydm.pl/p/1053/ob%C5%82%C4%99d

Relacja Blogpressu z dyskusji Piotra Zychowicza z Piotrem Semką:
http://www.blogpress.pl/node/17444


opublikowano:
Blogpress, śr., 09/10/2013 - 08:15